INFO KOLEJ - forum kolejowe

Rozrywka - Typy kolejowych pasażerów

xzielak - 12-05-2011, 18:24
Temat postu: Typy kolejowych pasażerów
Mogliście u nas zobaczyć listę pociągów, do których nie chcielibyście wsiąść. Teraz będziecie mogli przekonać się o tym, co a w zasadzie kogo, można spotkać wsiadając do dowolnego pociągu. Oto typy pasażerów, które dzięki wieloletnim badaniom udało nam się wyodrębnić.

Cichy Don - Od początku siedzi zagłębiony w książce, gazecie lub notatkach. Nie odzywa się i wszyscy o nim zapominają, co zmienia się tylko, jeśli ktoś zapomina tak bardzo, że próbuje położyć na nim torbę. Lepiej mu nie ufać - może być seryjnym mordercą albo donosicielem.

Komórkowiec - Gdyby telefony komórkowe nie istniały, prawdopodobnie byłby emo i codziennie użalał się nad swym losem. Na szczęście komórki są, więc ma czym zająć się w podróży, choćby ta trwała 15 godzin. Wyróżniamy trzy główne grupy Komórkowców:

a) Graczus - Przez cały czas gra na komórce. Można poznać to po tym, że co kilka chwil rzuca do siebie jakimś przekleństwem, świadczącym o tym, że znów nie pobił rekordu w ''Węża''. Zazwyczaj nieszkodliwy.

b) Esemesus - Rozpoznawany po tym, że klepie w klawisze, a po chwili przestaje i zaczyna z wyczekiwaniem gapić się w wyświetlacz. Po przyjściu odpowiedzi operacja powtarza się. Nieszkodliwy o ile ma wyłączone dźwięki. Inaczej jego esemesowy dzwonek długo jeszcze będzie się śnił współpasażerom.

c) Gadułus - Cały czas rozmawia przez telefon prawdopodobnie chcąc opowiedzieć historię swojego życia. Bez przerwy nadając skutecznie uniemożliwia innym skupienie się na czymkolwiek i wszyscy modlą się, by w końcu rozładowała mu się bateria. Kiedy to się dzieje, zazwyczaj padają słowa: ''Bateria mi pada. Poczekaj chwilę, zaraz zadzwonię z drugiego telefonu''.

Hrabia - Najprawdopodobniej uważa, że pociąg należy do niego, a każdy, kto wsiada do przedziału najeżdża jego włości. Lubi rozwalić się na maksymalnie dużej liczbie miejsc i bardzo mu się nie podobna, jeśli musi część z nich komuś oddać. Mści się za to udając, że śpi i w tym czasie niby niechcący kopiąc plebejuszy niepokojących jego włości.

Męczennik - Najlepiej czuje się mając do kogo kierować swoje żale, ale potrafi sobie radzić także posyłając je w próżnię, do szeroko pojętego wszechświata albo jakiegoś przypadkowego współpasażera. Nie żali się tylko na to, co wszyscy znają i kochają, czyli spóźnienia, tłok czy słynne ubikacje. Dla niego wszystko jest złe - bagaż za ciężki, widoki za oknem nie ładne, a konduktor ma złą fryzurę. Najwyraźniej lubi swoją rolę, gdyż na przykład kiedy próbuje wrzucić torbę i marudzi, że jest taka ciężka, a miejsce na bagaż tak wysoko i w ogóle to za jakie grzechy Bóg go tak karze i ktoś zaoferuje mu pomoc, to powie, że wszystko w porządku i będzie marudził dalej.

Kontestator - W przeciwieństwie do Męczennika nie cierpi za miliony i nie narzeka na męczącą go rzeczywistość, ale na innych podróżnych. Jeśli ktoś rozmawia, domaga się, by siedział cicho, kiedy ktoś chce otworzyć okno, żąda jego zamknięcia, a jeśli ktoś je zamknięte, to ponownego otwarcia.

Rezerwiści - Występowali stadnie, byli głośni i zazwyczaj pijani, co wiązało się ze wszystkimi atrakcjami, jakie towarzyszą spotkaniu głośnej, pijanej hałastry. Ten dobrze znany gatunek wymarł wraz ze zniesieniem zasadniczej służby wojskowej. Obecnie występujący kuzyni Rezerwistów zamiast chust, mają szaliki, a zamiast piosenek o wojsku, śpiewają piosenki o swoim klubie i znani są jako kibice.

Dziecko - Osobnik kilkuletni pozostający pod czyjąś opieką. Jego zachowanie jest bardzo różnorakie, więc Dziecko dzielimy dalej na

a) Spokojne - Zazwyczaj śpi i zachowuje się jakby go nie było. Dzięki temu wszyscy naokoło je lubią, ale starają się zachować możliwie cicho, żeby nie zamieniło się w dziecko typu b)

b) Aktywne - mówiąc krótko działa, a dzięki działaniu temu można przeprowadzić dalszy dychotomiczny podział
- przyjacielskie - lubi wszystkich dookoła, starając się z nimi zaprzyjaźnić. Absorbując uwagę skutecznie zabija czas podróży.
- agresywne - może wyewoluować z dziecka przyjacielskiego, które poczuło się za pewnie i uważa się za pana sytuacji lub może być agresywne od początku. Jego życiowym celem jest walnięcie kogoś butelką lub ugryzienie. Jeśli staniesz się ofiarą tego drugiego, warto poprosić opiekuna o kartę szczepień.

Gaduła - Najprawdopodobniej do życia nie potrzebuje tlenu, tylko wypowiadania słów. Przeważnie Gaduła jest kobietą w wieku sytuującym ją po drugiej stronie osi czasu niż dziecko, wtedy używa takich słów jak ''złociutka'' i ''kochanieńki''. Gaduły dzielą się na dwa podstawowe rodzaje:

a) Ciekawski - Upatruje sobie w przedziale ofiarę, a następnie zasypuje ją setkami pytań. Zazwyczaj zaczyna się od niewinnego ''czy możesz wrzucić mi torbę'', a potem jak z karabinu maszynowego nadlatuje seria kolejnych: ''jak się nazywasz?'', ''co porabiasz?'', ''jakie jest gęstość zaludnienie w Skierniewicach?''. Kiedy pada z kolei prośba o zdjęcie torby, wydaje się, że to koniec, ale szybko okazuje się, że Ciekawski po prostu chciał wyjąć wodę, żeby zwilżyć sobie gardło przed zadaniem kolejnych miliardów pytań.

b) Orator - Też znajduje ofiarę, ale nie stara się o niej niczego dowiedzieć, a jeśli zadaje pytania, to odpowiada na nie sam. Wciąż bowiem samemu mówi opowiadając historie swojego życia, mówiąc jak to dawniej było albo żaląc się jaki ten rząd (tu wstawiasz nazwisko aktualnego premiera) zły. Jest spora szansa, że jeśli ofiara zniknie, to Orator tego nawet nie zauważy.

Nomada - Występująca w pociągach odmiana znanego z komunikacji miejskiej Nomadusa Wiercipiętusa. Zazwyczaj tylko szaleje po przedziale sprawdzając, które miejsce mu się bardziej spodoba. Silniejsze lub dysponujące mniejszym bagażem osobniki tego gatunku potrafią przemierzać różne przedziały. Możliwe, że szukają 10 różnic.

Alkohol - Nie do końca wiadomo czy to naprawdę człowiek, czy tylko zapach przetrawionego alkoholu, który postanowił przybrać humanoidalną formę. Przeważnie jedynym wydawanym przez niego odgłosem jest ciche pochrapywanie, co mogłoby świadczyć, że jednak jest człowiekiem, ale ciężko na pewno to określić, gdyż antropomorficzne zapachy alkoholu i ich zwyczaje są bardzo słabo znane. Głównie dlatego, że każdy boi się do nich zbliżyć, dzięki czemu Alkohol nawet w zatłoczonym pociągu ma, jeśli nie wolny przedział, to przynajmniej sporo miejsca dla siebie. Każdy bowiem jazdę z nim traktuje jako kolejowy odpowiednik zesłania na front wschodni. Bądźcie dla niego mili, to może być redaktor Widelca.

Źródło: Widelec.pl
yusek - 12-05-2011, 19:31
Temat postu:
A miłośnik, podróżnik, starsza pani, niezorientowany to gdzie?
EU07-469 - 13-05-2011, 10:07
Temat postu:
Starszą panią masz w dziale "gaduła", ale gdzie reszta, to nie wiem...
snajper - 13-05-2011, 12:42
Temat postu:
Miłośnik to będzie chyba pod Nomada trochę podchodził, bo ja jak wsiadam do składu wagonowego, to najpierw przechodzę cały (o ile nie ma takiego tłoku, że się siada gdziekolwiek byle siedzieć). To przechodzę cały z ciekawości, jakie ma wagony, dla zwykłego podróżnego takie same, ja jednak widze różnice pomiędzy różnymi 111A, w końcu sobie wybieram jakiś z mojego punktu widzenia najfajniejszy. A no i na większych stacjach o ile nie ma mrozu -20 c to "wisze w oknie" i oglądam co tam się ciekawego dzieje. Dlatego właśnie nie lubię wagów z klimatyzacją i nieotwieranymi oknami, wolę te klasyczne. Jeszcze bym pojęcie miłośnika rozszeżył o:

- Jest jedyną osobą w przedziale, która zamiast narzekać, że z Krakowa do Poznania jedzie się aż 8 godzin, twierdzi, że niestety TYLKO 8 godzin. Jeżeli w przedziale będzie więcej miłośników, prawdopodobnie chcąc, nie chcąc z ich rozmów dowiemy się o konstrukcji kolejowego hamulca, obiegach kilkunastu różnych lokomotyw, historii linii którą jedziemy i tym podobne. Na stacjach zmarzniemy, gdyż miłośnicy będą oglądać przez otwarte okno lokalną infrastrukturę. Ogólnie nieszkodliwi, ale uwaga przy miłośnikach, lepiej nie wypowiadać się słowa BUSY, natomiast można zapytać o interesujące nas połączenia lub taryfy, prawdopodobnie wiedzą na ten temat więcej niż pani z informacji na dworcu.
yusek - 13-05-2011, 15:50
Temat postu:
Starsza pani to osoba, której wiecznie coś nie pasuje. Która najchętniej chciałaby być sama w przedziale ale jednocześnie mieć towarzystwo. Zamknąć okno ale tak by nie było duszno
Modliszka - 13-05-2011, 16:21
Temat postu:
Mnie najbardziej irytują rozmowy przez komórkę. Długie, głośne. Niektórzy zachowują się tak jakby byli sami w przedziale (w pociągu). Zero kultury! Chamstwo i słoma z butów.

Irytują mnie także rodzice, którzy nie zwracają żadnej uwagi na poczynania ich pociech: głośne wrzaski, bieganie po wagonie, kopanie pasażerów. Zwrócisz ty uwagę rodzicom to spojrzą na ciebie jakby mieli ochotę cie udusić, za to że śmiesz "tykać" ich kochane dziecko. A że mi bębenki już pękają od tych pisków to oczywiście ich nie interesuje. Ich rozwydrzony bachor ma prawo piszczeć i drzeć się w niebogłosy, a ja mam tego pokornie wysłuchiwać.

Generalnie nienawidzę egoizmu wśród pasażerów, a egoistycznych pasażerów jest coraz więcej.
syrenka - 13-05-2011, 16:30
Temat postu:
Gaduła to jedno, ale brakuje jeszcze jednej kategorii:

- Muzopodawacz - osobnik na ogół niepełnoletni, który ma swój gadżet (mp3, telefon, laptop) i nie waha się go użyć. Ma alergię na słuchawki i dzieli się swoją muzyką/filmem/dźwiękami - na ogół niskiej wartości artystycznej - z całym przedziałem/wagonem. Często występuje stadnie, ale nierzadko zatruwa podróż innym w pojedynkę, udając, że to co puszcza słyszy tylko on.
Modliszka - 13-05-2011, 16:37
Temat postu:
A, i jeszcze irytują mnie tzw. MK. Parę razy zdarzyło mi się jechać w ich towarzystwie. O niczym innym między sobą nie rozmawiali jak tylko o kolei, o rozkładzie jazdy, o swoich kółeczkach itp. Czasem te rozmowy były tak idiotycznie miałkie i naiwne, że miałam już dość wysłuchiwania tych ich kolejowych "mondrości", tym bardziej, że pracuję na kolei ponad 20 lat, więc mam to na co dzień.
syrenka - 13-05-2011, 17:02
Temat postu:
Typ kolejny:

MODLISZKA - denerwuje ją wszystko, nie pozwala się cieszyć nawet małymi radościami z powodu przejażdżki pociągiem. Wg niej rozmowy powinny się odbywać nt. koncertu Bacha w filharmonii oraz jaki dokument warto obejrzeć w TV. Najlepiej zaś jechać w milczeniu i z powagą na zaciśniętych ustach :

(Mam nadzieję, że potraktujesz to z przymrużeniem oka ;-) )
mateusz123 - 13-05-2011, 19:05
Temat postu:
Modliszka,
Dokładnie, nie lubię takiego obnoszenia się ze swoją pasją kolejową, krzyki na pół wagonu co widzą za oknem, udzialene informacje w stylu: pojedziemy, jak dyżurny obsługi blokadę/wygasi S1 itd., latanie w kamizelce po peronie i setki innych sytuacji. Nie ukrywam, że jak jadę np. na Paradę w pociągu z miłośnikami to aż żal na nich patrzeć( NIE ZAWSZE I NIE NA WSZYSTKICH)
Anonymous - 13-05-2011, 19:19
Temat postu:
A denerwuje Was, jak jakiś MK przegląda sobie tabele z dawnych SRJP? Ostatnio miałem wrażenie, że moi współpasażerowie w przedziale (między Krakowem, a Katowicami) jakoś dziwnie na to (SRJP) i na mnie patrzyli... Very Happy

syrenka napisał/a:
Typ kolejny:

MODLISZKA


Happy
Stella - 13-05-2011, 23:37
Temat postu:
Brakuje SARDYNKI albo GLONOJADA. Są to pasażerowie pociągów RE Wrocław - Drezno.
yusek - 13-05-2011, 23:55
Temat postu:
A jeszcze brakuje Stoczniowca.

Stoczniowiec jest to osobnik mieszkający w powiatach kościerski (północna część), kartuski (zachodnia część) starogardzki (centralna) względnie chojnicki. Charakteryzuje się głośnym odreagowywaniem ciężkiej pracy w stoczni, która jest uważana za świętość. W jego mniemaniu jego praca jest ważniejsza od pracy urzędnika, górnika, nauczyciela, rolnika czy kogokolwiek bo on pracuje w stoczni. Względnie szczególnie po meczach derbowych stoczniowiec komentuje przebieg ostatnich derbów oraz sytuację w tabeli od E-klasy po C klasę. Nieodłącznym elementem stoczniowca jest czapka z daszkiem (zimom czapka zimowa), reklamówka oraz piwo lub dwa produkowane w Elblągu w butelkach z czarną etykietą.
Anonymous - 14-05-2011, 00:08
Temat postu:
A co to ma wspólnego z typami pasażerów? Język
yusek - 14-05-2011, 00:29
Temat postu:
Stoczniowiec jeżdzi pociągiem na trasie Gdynia-Kościerzyna i Gdynia-Tczew-Chojnice. Taki kaszubsko-kociewski endemit.
Adams - 14-05-2011, 04:44
Temat postu:
mk1992 napisał/a:
A denerwuje Was, jak jakiś MK przegląda sobie tabele z dawnych SRJP? Ostatnio miałem wrażenie, że moi współpasażerowie w przedziale (między Krakowem, a Katowicami) jakoś dziwnie na to (SRJP) i na mnie patrzyli... Very Happy :


Może Ci poprostu zwyczajnie zazdrościli że posiadasz taki besceler. W końcu cegła z lat 90-tych nie jest taka łatwa do zdobycia Śmiech
snajper - 14-05-2011, 13:58
Temat postu:
Modliszka napisał/a:
A, i jeszcze irytują mnie tzw. MK. Parę razy zdarzyło mi się jechać w ich towarzystwie. O niczym innym między sobą nie rozmawiali jak tylko o kolei, o rozkładzie jazdy, o swoich kółeczkach itp. Czasem te rozmowy były tak idiotycznie miałkie i naiwne, że miałam już dość wysłuchiwania tych ich kolejowych "mondrości", tym bardziej, że pracuję na kolei ponad 20 lat, więc mam to na co dzień.


A mnie irytuje jeżdzenie w przedziale z kolejarzami. Bo oni też gadają tylko o kolei, ale jedynie narzekają na wszystko. Zdarzyło mi się raz przez 2 godziny słuchać takiego narzekania. Prawdopodobnie dlatego nie lubią MK, bo MK lubią to czego oni nie lubią. A ja mam propozycję dla niektórych że tak to nazwę wypalonych, zamiast narzekać, zmieńcie pracę na inną...
lubelak195 - 14-05-2011, 16:25
Temat postu:
Modliszka, a ty nie jesteś Miłośniczką Kolei?
Wydaje mi sie, że to normalne jak ktoś cóś bardzo lubi, to mógłby o tym gadać i gadać.
Miłośnicy wędkarstwa mówią jakie okazy złowili, jakie są najlepsze przynęty zanęty, zapaleni działkowicze o nowych odmianach warzyw, o ogromnych okazach jakie wyhodowali i nigdy sie im to nie nudzi. Tak samo jest z Miłośnikami Kolei.
Faktycznie troche jest takich wymandrzających sie i ich też za bardzo nie lubie, ale większość to normalni ludzie (przynajmniej ja za takiego sie uważam) Happy Smile
xzielak - 14-05-2011, 16:33
Temat postu:
Ludziom po prostu nie dogodzisz Smile dlatego każdy woli jechać "sam" w przedziale.
ponio1984 - 15-05-2011, 19:38
Temat postu:
ja dodam jeszcze takie typy Smile

1. Studenci prawa 1 roku - znający wszystkie przepisy Wink i ich racja jest najważniejsza
2. Łodziaki (przede wszystkim Żyrardów i Skierniewice) - każdy wie o co chodzi:)...bo kilkadziesiąt poc w ciągu doby to dla niektórych za mało ... a wstyd jeździć np KM
Iktorn - 15-05-2011, 19:57
Temat postu:
ponio1984 napisał/a:
1. Studenci prawa 1 roku - znający wszystkie przepisy Wink i ich racja jest najważniejsza

ja bym uogólnił: student (najczęściej 1 roku). Wszechwiedząca istota, często nie daje konduktorowi legitymacji do ręki, gdyż on ma mu ją "okazać, a nie dać". zazwyczaj zajmuje miejsce w 1 klasie, a przy kontroli z głupią miną mówi "to jest 1 klasa???? Ja myślałem, że to 2 klasa". Ma ogólną wiedzę na temat wszystkiego, co może uzdrowić polską kolej, chętnie się z nią dzieli ze współpasażerami. Ogólnie zna się na wszystkim, zazwyczaj występuje w grupach minimum 4 osobowych.
Klałd - 16-05-2011, 02:44
Temat postu:
Jeszcze mógłby być pracujący, niegroźny, zakamuflowany MK. Który dojeżdża do pracy pociągami które PKP już od dawna chcą zlikwidować i nierzadko dojeżdża takim "czarterem" do końca linii i wysiada sam z obsługą.
Wysłuchuje na której pozycji jest wał kułakowy w EZT itp.

Ja w ten sposób jeździłem i spotkałem kilka takich osób. Jeżdziłem z Katowc do Bełsznicy (orzed Chałupkami) przez 4 miesiące - śpiąc i jedząc śniadanie w pociągu, a wieczorem drzemiąc, by na mieszkaniu nie spać za wiele. Podobnie jak jeżdziłem w odwiedzimy do rodziców w piątki do Wadowic pociągiem 22:40 z BB i dojeżdżałem sam. Zazwyczaj "nie ujawniałem się" dopóki ktos inny nie zaczął na ten temat mówić. Po co wyjść na "głupka", nieprzyjemne uczucie. Żonę oswajałem z tym faktem powoli, "na szczęście" preferowała pociągi ze względu na skłonności do choroby lokomocyjnej w autobusach.

Co ciekawe pomimo ogólnej kultury samochodowej i małego udziału kolei w transporcie pasażerskim tutaj w Chicago, MK są po prostu uznawani za zwykłych ludzi, jak wszyscy inni miłośnicy czegokolwiek (skaczących samochodów, koparek, modeli samolotów...). Na wysokich stanowiskach firm kolejowych można MK łatwo znaleźć (być może dlatego mnie przyjęli, choć nie wolno oficjalnie nikogo oceniać wg hobby).
Henryk - 17-05-2011, 14:42
Temat postu:
Cytat:
2. Łodziaki (przede wszystkim Żyrardów i Skierniewice) - każdy wie o co chodzi:)


A jakieś konkrety?


Cytat:
Wszechwiedząca istota, często nie daje konduktorowi legitymacji do ręki,


U nas nie dajemy, bo konduktorzy po prostu zazwyczaj o nie nie proszą.
lubelak195 - 17-05-2011, 17:40
Temat postu:
Henryk, mowa o osobach, które mimo szerokiej oferty KM pchają sie do TeeLeK i narzekaja, ze tam strasznie ciasno.
Pawel_15 - 17-05-2011, 18:56
Temat postu:
Dobre, dobre... Very Happy Sam zaliczam się do paru typów pasażerów jednocześnie. Preferuję jak w przedziale jestem sam lub moja paczka i nikt więcej, lubię się rozbijać na cztery siedzenia (jak jeździmy we dwójkę) - jak się robi większy tłok to udostępniamy wszystkie wolne miejsca siedzące i stojące dla innych żeby nie było ale jak się da to bez obcych bo różne buractwo i patologie można spotkać. Osobiście nie znoszę mega teoretyków którzy znają się na wszystkim, osób palących w przedziale, moheru co piszczy i stęka żeby zwolniło się po litości wolne miejsce siedzące (na mnie to nie działa), wszelakiej maści rozwydrzonych bachorów, których jedynym celem jest uprzykrzanie życia mi i innym, rodziców ów bachorów, kotów z woja, nadętych kolejarzy oraz towarzystwa będącego w nadmiernym stanie wskazującym i bardzo często agresywnymi.

Dziecko ma prawo się wyszaleć ale ma prawo też wylecieć wraz z opiekunem przez okno. Zjeździłem już sporo kraju, niektóre linie po kilkadziesiąt razy i pare akcji fajnych i mniej fajnych miałem. Musiałem się raz użerać z dwójką małych imbecyli którzy cierpieli na jakiś syndrom nad aktywności bo za cholerę nie chcieli się uspokoić. Straciłem cierpliwość jak zaczęły po mnie skakać i zadałem retoryczne głośne pytanie kogo mam wywalić z pociągu najpierw, dzieciaki czy opiekuna. Po dwóch minutach matka poszła z dziećmi do innego przedziału i był spokój.
Z kotami z woja miałem taką sytuację że byli totalnie wstawieni i zrobili chlew z przedziału i z siebie samych. Skończyło się tym że pasażerowie opuszczali przedział bo smród wódy, petów i czego tam jeszcze psuł komfort podróży.
Mohery mają to do siebie że uważają że skoro oni mają po kilkadziesiąt lat, niejednokrotnie przeżyli wojnę i w niej walczyli (chwała wam za to !) to ich zady to święte krowy. Ani otworzyć okna (lepiej się usmażyć), ani napić się kulturalnie browara, ani posłuzyć się łaciną, nic, totalne nic bo moher zaraz się święcie oburza. Raz do wyjatkowego mohera wypaliłem że jak się nie podoba to wypi... Normalnie jak mam mohera w przedziale to staram się dostosować ale wtedy nie szło wyrobić bo oddychasz to źle, nie oddychasz też źle...
Nadęci kolejarze to osobnicy którzy pracują w PR (z IC nie korzystam od wielu lat to nie wiem ale i tam pewnie można nadziać się na stado świętych krów) i uważają się za jednego z 39 milionów mega teoretyków którzy uważają że wiedzą wszystko i to że on jest kolejarz to mu wszystko wolno łącznie z paleniem petów pod naklejką informującą zakazie palenia.
Do podpitych specjalnie nic nie mam do momentu jak jest spokój. Może być totalnie nawalony ale jeżeli siedzi cicho, nie robi chlewu, nie zostawia zawartości żołądka na przedziale to jest wszystko OK. Ale jeżeli robi chlew, puszcza pawia, zaczepia innych pasażerów jest agresywny to nic tylko takiemu zasadzić kopa i za drzwi, chyba że jest ich więcej to oddalić się i nie szukać guza.
Do tak zwanych MK w zasadzie nic nie mam, czasem tylko patrze z litością i nadzieją że wydorośleją i spoważnieją. Bo stan podobny do hiperseksualności na widok innego malowania ET22 wygląda żenująco. Łowcy Rp1 wiadomo że do odstrzału. Cenię za to bardzo osoby które znają się na kolei i można z nimi konkretnie porozmawiać o tym czy o tamtym. Wymienić uwagi, spostrzeżenia etc. Czytających stare SRJP nie traktuję jak dziwaków, sam mam lekkiego fioła na punkcie cegieł z lat 90. Ci którzy znają je na pamięć może w przyszłości będą się realizować jako logistycy, a nie ma to jak ćwiczenie pamięci przez pasję Smile

Od czasu do czasu spotkać można jako współpasażera osobę lub osoby z którymi można porozmawiać na wiele tematów ale osoby te nie reprezentują mega teoretyków. Ostatnio na przykład jadąc trafiliśmy na współpasażera któremu geniusze od rozkładów uwalili dojazd do roboty. Człowiek na oko w wieku 45 - 50 lat, znał się dobrze na samochodach, ja się nie znam więc improwizowałem ale można było porozmawiać o wielu rzeczach takich jak bolączki tego kraju itd. Wszystko zależy od tego czy trafi się na człowieka czy na taboret.
Henryk - 17-05-2011, 21:09
Temat postu:
lubelak195 napisał/a:
Henryk, mowa o osobach, które mimo szerokiej oferty KM pchają sie do TeeLeK i narzekaja, ze tam strasznie ciasno.


Pisałem o tym wielokrotnie, problemem KM jest czas przejazdu. A co do ciasnoty to ostatnio jest lepiej.
Damian Łódź - 18-05-2011, 21:38
Temat postu:
Dla mnie najlepsi Język to Skierniewiczanie, Żyrardowanie i Warszawianie. Wiecznie im coś nie pasuje Śmiech
Henryk - 19-05-2011, 21:48
Temat postu:
Ciekawe ilu tych Żyrardowian korzysta z twojego interregio Śmiech Śmiech Śmiech
Damian Łódź - 19-05-2011, 22:30
Temat postu:
Henryk, PR czy IC - jeden ... , nie ma znaczenia, narzekający "miesięczniacy" zawsze będą.
Tomasz - 19-05-2011, 22:52
Temat postu:
Typ pasażera - Modelka

Wiecznie umalowana, wypudrowana, skórzana torebka, skórzana kurtka, długie farbowane włosy ogólnie osoba chuda jak anorektyczka, pachnie najmodniejszymi kosmetykami. Najczęściej się nie odzywa, gdy pociąg się kiwa, czasem łokciem wleci i(i odwrotnie), szczególnie gdy jest tłok "uwielbia się przytulać". Zazwyczaj nieszkodliwa chociaż gdy jedzie ze znajomymi potrafi gadać bardzo głośno często używając wulgaryzmów i w inny sposób imponować prymitywizmem.

Chociaż jest dużo typów "modelek". Są przeróżne. Niektóre wkurzają, a inne są nawet spoko. Nie narzekają na rzeczywistość, czasem zagadają, zapytają się na której stacji wysiąść. Ale takich jest bardzo mało. Najczęściej widywane w pociągach REGIO dojeżdżających do dużych miast w niedzielę późnym popołudniem i w piątek w stronę przeciwną również wieczorem.

Bardzo dużo takich osobniczek można spotkać też w komunikacji miejskiej, również w busach i PKS-ach.
EU07-469 - 19-05-2011, 22:57
Temat postu:
Ja bym to określił "plastikowa laleczka". Sam ich wygląd mnie odstrasza bardziej niż wygląd wiedźmy... Zwłaszcza gdy przesadzają z tapetą.
Henryk - 29-05-2011, 13:27
Temat postu:
Damian Łódź napisał/a:
Henryk, PR czy IC - jeden ... , nie ma znaczenia, narzekający "miesięczniacy" zawsze będą.


Ale podaj proszę jakieś przykłady. Codziennie jeżdzę tą linią i nie przypominam sobie żadnych scen.
Damian Łódź - 29-05-2011, 17:03
Temat postu:
Henryk, sorry że to piszę, ale sam jesteś przykładem. KM nie pojedzie ale pospiesznym tak i narzeka że ciasno,brudno i mało wagonów itp. i tyle.
Henryk - 29-05-2011, 17:08
Temat postu:
Ale ja nie robię żadnych scen w pociągu, a Ty o takim czymś pisałeś.

A poza tym masz rację. Jest dużo miejsca, czysto i dużo wagonów. Chociaż nie wiem dlaczego piszesz o wagonach, skoro PR nie korzystają z nich tutaj Smile
Anonymous - 29-05-2011, 17:08
Temat postu:
Przypomnę, że ten wątek nie służy dyskusjom na temat pasażerów z Żyrardowa, którzy nie chcą korzystać z KM. Każdy kolejny post nie na temat będzie kasowany i odpowiednio nagradzany.
Minerva - 12-07-2011, 15:49
Temat postu:
Z każdego wyjazdu do Lublina, a jestem w tym pięknym mieście co najmniej cztery razy w roku, przywożę jakieś magiczne wspomnienia. Tym razem Lublin przywitał mnie deszczem a pożegnał ulewą. Przemoczony, idąc na peron, gdzie oczekiwał pociąg powrotny, marzyłem o przedziale, z miękkimi fotelami, tylko dla siebie. Jednak dalekobieżny, o dumnej nazwie „Bolko", okazał się zwyczajnym, popularnym na trasach osobowych, „żółtkiem". Pozostały mi więc twarde siedzenia i towarzystwo kilkudziesięciu osób w przedziale plus ich bagaże, których gabaryty, w pociągu osobowym, wyglądałyby i może komicznie, gdyby nie to, że przez te toboły nie można było rozprostować nóg. A czekało mnie 7,5 godziny jazdy w takich warunkach! No cóż, przynajmniej było sucho. W każdym dramacie można znaleźć pocieszenie.

Pierwotnie w planie zakładałem zamknąć przedział, zasłonić go szczelnie zasłonką i zatopić się w lekturze bądź we śnie, który wcześniej czy później i tak nastąpi.

Jednak nie tym razem.

Tym razem miałem do dyspozycji, wyprofilowane niczym fotel ascety siedzenie, które dzieliłem ze starszym mężczyzną wczytanym w „Politykę". Charakterystyczny zgrzyt oznajmił pasażerom, że pociąg rusza.

I zaczęło się.

„Wędrówki ludów" do WC.

Ciągłe „przepraszam", „sorry" i szuranie tobołami, zagradzającymi drogę do upragnionej toalety. Za chwilę okazało się, że starsza kobieta siedząca po drugiej stronie była w tym samym szpitalu co jej współpasażerka, równie nobliwa pani. Więc wymiana doświadczeń z najdrobniejszymi szczegółami wzbogacona listą wszystkich lekarzy i pielęgniarek nie unikniona.

W tym ogólnym harmidrze człowiek potrzebuje zaczepienia, obrazu, szeptu, który wyrwie go z hałasu i uczyni głuchym na „cytologiczne" przypadki starszych dam.

Dokładnie po przekątnej dostrzegłem je.

Trzy uśmiechnięte buzie. Siedzące według wzrostu, niczym popularna wśród dzieci „drabina wariatów". Być może ten układ sprawił, że uśmiechnąłem się do siebie i skupiłem całą uwagę na ich obserwowaniu.

Od okna siedział pucułowaty, niczym cherubinek, z czerwonymi, zdrowymi „puckami" 4-letni Staś, w środku siedziała 6-letnia Hania z zadartym noskiem, a na skraju, wyprężona niczym struna, 9-letnia Basia z włosami zaczesanymi za uszy i w okularach, typ przyszłej „pani od polskiego".

Zgodnie z logiką, pierwszy zaczął wiercić się najmłodszy Staś, zdradzający cechy prawdziwego urwisa, ale w jak najsłodszym tego słowa znaczeniu. Tato pić mi się chce – zniecierpliwiony Staś zainaugurował „koncert życzeń". Mi też – zawtórowały dziewczynki. W tej chwili z siedzenia naprzeciw dzieci nachyliła się postać ojca. Mężczyzna nieco ponad trzydzieści lat, typ intelektualisty. Wysokie czoło z obfitymi zakolami maskowane zwykle w takich przypadkach fryzurą „na zero". Dopasowane okulary w modnych, prostokątnych oprawkach zdradzające być może pracę przy komputerze. W każdym razie prawdziwy okaz spokoju i równowagi. Uciął ewentualne pretensje do podawanej dzieciom niegazowanej wody mineralnej krótkim – od najmłodszego. Staś przyjął od ojca półtoralitrową butelkę a po nim, posłusznie i bez pośpiechu, według wieku, pozostałe dzieci. Na końcu napił się ojciec po czym butelka zrobiła jeszcze jedną „kolejkę" zanim dzieci ugasiły pragnienie.

Wówczas „ujawnił" się 8-letni Wojtek. Siedzący do tej pory obok ojca od strony okna, obserwując w ciszy migające krajobrazy. Chłopiec w za dużych okularach i lekko odstającymi uszami, przyszła „kalka" ojca, pił wodę a ja dziwiłem się, że tak młody „facet" ma czworo dzieci a w dodatku wybrał się z nimi w podróż pociągiem i co godne uwagi, całkowicie nad nimi panował!

Gdy po dłuższej chwili dzieci, na czele z „urwisowatym" Stasiem, na nowo zaczęły się wiercić, ojciec wyjął z podróżnej torby, lśniącą nowością – widać kupioną specjalnie na podróż, książkę dla dzieci pt. „Dzika mrówka i tam-tamy". Na ten widok, oczy dzieci zabłysły szczęściem (naprawdę!) i obie dziewczynki wyjęły w kierunku ojca rączki. Staś rezolutnie krzyknął – od młodości do starości! – i najstarsza Basia przejęła od taty książkę. Pozostałe dzieci przysunęły się do siostry, która z przejęciem, otworzyła książkę i z pełną powagą i godnością zaczęła czytać. Dzieci z niemą ciekawością, słuchały Basi, która z wypiekami na policzkach coraz głośniej czytała, tak, że po chwili, rzecz niebywała, w przedziale umilkły mdłe rozmowy a pasażerowie z uśmiechami nadstawiali uszy w kierunku z którego leciał niewinny, dziecięcy głos 9-letniej Basi.

Wreszcie ojciec upomniał córkę, żeby czytała ciszej, więc dzieci nachyliły się nad książką, którą, według zasady wykrzyczanej przez Stasia, przejęła młodsza Hania, z równym przejęciem i zaangażowaniem, co siostra, czytając o przygodach dzikiej mrówki.

Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy w tej zgranej rodzince, gdy nagle z siedzenia zza pleców dziewczynek i Stasia wystała kobieta z rocznym dzieckiem. Był to Franek, najmłodszy członek rodziny, który „powędrował" na ręce ojca. Maluch instynktownie przytulił się do taty, raz, po raz obejmując jego szyję drobnymi rączkami składając jednocześnie główkę na ojcowskim ramieniu. Najczystsze uczucie, w którym przytulenie nie jest niczym okupione stanowiąc naturalny odruch dziecka, które w ojcowskich ramionach znajduje bezpieczeństwo i spokój. W tej chwili zazdrościłem ojcu pięciorga dzieci, w którym widziałem szczęśliwego, spełnionego człowieka.

Do samych Katowic, celu podróży 7-osobowej rodziny, a więc przez 5 godzin jazdy, dzieci zachowywały się niezwykle spokojnie. W tym czasie Staś i Hania na przemian drzemały na kolanach ojca, Wojtek cały czas, z chłopięcą ciekawością, obserwował migające za szybą krajobrazy a ofiarą basinych oczu padła dzika mrówka i jej tam-tamy.

A najmłodszy Franek?

Ten urządzał sobie „wycieczki" po przedziale zanim nie „poległ" w maminych ramionach. Dodam jeszcze, że ojciec w przerwach miedzy zabawami z Frankiem i Stasiem wczytywał się w tygodnik „Uważam Rze", co jakoś naturalnie komponowało się z tą rodziną (nie wyobrażałem sobie np. w rękach ojca „czerwonej" „Polityki", gorliwie czytanej przez mojego wpółsiedzącego).

Z podróży do Lublina zachowałem obraz szczęśliwych trzydziestolatków z piątką dzieci o wdzięcznych imionach – od młodości do starości (według reguły Stasia): Franek, Staś, Hania, Wojtek i Basia.

Dziękuję wam za te 5 godzin, które uświadomiły mi, że obecnie wielodzietność to nie koniecznie patologia jak uważają niektórzy politycy i media, ale duma i szczęście, a nade wszystko rodzinne spełnienie.

Tomasz Greniuch

źródło: wpolityce.pl

2.0 Powered by phpBB modified v1.9 by Przemo © 2003 phpBB Group