Załamię Cię albo rozśmieszę, ale dalej tak uczą parkować;] Co więcej na egzaminie nie wskazane jest korzystanie z lusterek podczas cofania. To pół biedy jeszcze, ale to cofanie na pamięć to porażka;]
Nie wiem jak teraz uczą, ja prawko zdałem 9 lat temu (w 2001 roku) i po egzaminie w swoim samochodzie uczyłem się jeździć. A z nauki parkowania, cofania nic nie wyniosłem. Nauczyłem się jedynie ruszać, jeździć po łuku i ruszać pod górkę. Reszta to porażka.
A ja trafiłem na takiego instruktora, który chyba jako jedyny w moim regionie po 20 latach pracy nie jest tym znudzony. I nie uczył mnie jazdy na pamięć, jak mnie na tym przyłapał to zjebka była ale był bardzo w porządku. Dzięki niemu zdałem za 1. razem, właśnie dzieki temu że nauczył mnie myśleć za kierownicą a nie pokazywał mi jak by tylko zdać jeżdżac na pamięć.
Iktorn, ja mam disla i nic mi nie przyszło z nauki wjeżdżania pod górkę bo choc nie gaśnie to ma zbyt małe obroty(disle na począdku zmulają dopiero potem startują, benzyna startuje od razu) i i tak nie mogłem wjechac ;P
Problem polega na tym, że w Polsce mamy zły system szkolenia kierowców. OSK nie uczą ludzi dobrze jeździć, uczą tylko jak zdać egzamin.
Niestety, nie tylko nauka na prawko tak wygląda. Popatrz na szkoły, na uczelnie, itp. Wykładowcy uczą tylko jak zdać egzamin maturalny, przejść do następnej klasy. Nikogo nie obchodzi nauka praktyki. Wiem, bo sam niedługo skończę studia. I na palcach jednej ręki policzę wykładowców, którzy nauczyli nas rzeczy praktycznej. Byli to głównie ci "starszej daty". Młodsi uczą aby tylko zdać. Podobnie miałem na kursie na prawku. Jednego instruktora miałem takiego, co mi pokazywał wszystko, co i jak. Pytał się czy mam jakieś wątpliwości, albo czy są miejsca w które ma mnie zabrać, bo mam wątpliwości. Tłumaczył to, o co ja pytałem! A drugi mi się trafił taki, że nic nie uczył, tylko rzucał komentarze "na egzaminie na tym byś oblał". Wniosek jest jeden, my musimy na instruktorach wymusić żeby nas uczyli. Musimy się dopominać, żeby nam tłumaczyli to z czym sobie nie radzimy. A nie poddawać im się bez namysłu, na zasadzie aby tylko zdać egzamin. W końcu za to im płacimy!
mateusz123 napisał/a:
30 godzin jazdy po tych samych krzyżówkach i uczenie się tego gdzie cię mogą oblać. Zero praktyki prawdziwej, jazdy poza miastem, sytuacji awaryjnych i setki innych spraw.
A gdzie my mamy jeździć "poza miastem", skoro nie mamy autostrad i dróg szybkiego ruchu? Bo coś takiego to by się przydało, ale nie jazda poza miastem czyli po polnych dróżkach i wsiach.
I co rozumiesz przez "praktyka prawdziwa"? Jakie to sytuacje awaryjne masz na myśli? Bo nie wszystko da się zasymulować podczas jazdy i to powinno być omówione na teorii. A prawda jest taka, że "praktykę prawdziwą" zdobędzie nie kierowca, który wyjeździł 30 godzin i zdał egzamin. Ale kierowca, który przejeździł 30 lat w różnych warunkach. I ma doświadczenie. 30 godzin to mało i w tym czasie z nikogo nie zrobi się kierowcy.
Dlatego jestem zdania, że świeżo upieczony kierowca powinien mieć obowiązek przez 2-3 lata jazdy tylko i wyłącznie w towarzystwie osoby doświadczonej z co najmniej 5-6 letnim stażem za kółkiem. Co jest jednak nie wykonalne z dwóch powodów:
1) Kto udowodni, że przez pierwsze dwa lata się jeździło w towarzystwie osoby doświadczonej, a nie że prawko po prostu sobie przeleżało w szufladzie
2) Nie każdy ma możliwość jazdy z osobą doświadczoną, bo np. jest samotny, mąż/żona nie ma prawka, etc.
Ale coś takiego by się przydało. Wiem z doświadczenia, że to niesamowicie pomaga. Mnie na początku ojciec nie chciał puścić samego. Tylko kazał mi jeździć ze sobą, albo z matką (z matką było gorzej, bo była mocno przerażona, a ojciec brał wszystko na chłodno ). Ale dzięki temu nauczyłem się jeździć i kiedy w końcu usiadłem samodzielnie za kółkiem, to był to dla mnie super zaszczyt. A i przy okazji nie stresowałem się, że kogoś zabiję.
Wracając do tematu właściwego. Beatrycze, powiem Ci historię z mojego egzaminu. Wsiadłem do auta strasznie zestresowany. Egzaminator darł się wniebogłosy. Ja popełniałem błędy (i do tego się przyznaję). Po 15 minutach stwierdziłem, że pewnie i tak nie zdam, więc... wrzuciłem na luz. Minęło kolejne pół godziny opierd*** i zajechaliśmy do WORDu. Egzaminator zapytał tylko, czy pamiętam co mi mówił podczas jazdy. I na koniec powiedział, że zdałem. Aż sam byłem zdziwiony, że przy takiej ilości błędów zdałem. Sama więc widzisz, nic się nie stresuj, na luzie. Słuchaj poleceń instruktora, a nie głupich docinków. I nie martw się tym, że nie zdasz. To naprawdę nic strasznego. Bo chyba większość ludzi boi się porażki samej w sobie. Wmów sobie, że nawet jak nie zdasz, to nic się nie stanie. To poprawi Ci humor i pozwoli podejść bardziej na luzie.
I jeszcze jedna historia prawdziwa. Opowiadał mi to instruktor, który mnie uczył. Uczył kiedyś dziewczynę, która za cholerę nie mogła zdać. Po którymś tam już razie poszła do psychologa, bo nie radziła sobie ze stresem. Ten jej kazał patrzeć się w ogień, żeby się rozluźnić. Na egzamin dziewczyna poszła ze świeczką, postawiła ją na masce i powiedziała do egzaminatora, czy może się przez 5 minut z nią popatrzyć w płomień, bo to rozładuje złe emocje. Patrzyli się razem w świeczkę i... zdała. Może więc i Ty zrób przed jazdą coś co Cię odstresuje? Tylko nie spal WORDu
Egzamin na kategorię B zdałem za 3 razem w Wordzie Gorzów Wielkopolski sters robi swoje też raz niezdałem przez swoja głupotę ale cuz bywa wkoncu się udało za 3 razem.Do kategori C podchodziłem aż 7 razy ale zdałem stres robi swoje i ich zasady tez sa głupie nom cuz ale się udało.
Ja zdałem prawko za 3 razem. Zaraz potem powędrowało do szuflady, bo nie miałem czym jeździć. Po roku trafił mi się wyjazd służbowy za ocean, gdzie mieliśmy wypożyczone auto - prawie 5metrowego sedana. Po powrocie musiałem szybko kupić własne auto - i wtedy dopiero zaczęla się nauka i trwa nadal.
A na swój pierwszy mandat musiałem czekać cały rok od zakupu auta (dziś go opłaciłem). mam nadzieję, że na nastepny poczekam dłużej
jestem świeżo po egzaminie o 14:25 skończyłem jazdę, popełniłem dwa błędy przy zawracaniu zapomniałem o kierunkowskazie i ustąpiłem pierwszeństwa na drodze, a ja miałem znak droga z pierwszeństwie przejazdu, ale egzamin zdany Pozytywnie za pierwszym razem a stres był nie samowity, na górce tak mi noga lata że zamist 2tyś obrotów to zrobiłęm 4tyś i ruszyłem z piskiem opon
_________________ w pociągu:
2010-2012=14439km
2013-49706km
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum