Chłopiec, który założy spódnicę nie będzie się musiał martwić o klasówkę, lub odpytanie na lekcji. Taki zwyczaj wchodzi do polskich szkół, jako obchody „dnia spódnicy” – informuje Nasz Dziennik.
Wspomniane sytuacje miały miejsce m. in. w gimnazjum nr 6 w Tychach i w Szkole Podstawowej nr 6 w Pierśćcu. Istnieją też placówki oświatowe, gdzie w takie akcje włączają się członkowie grona pedagogicznego, czy pracownicy szkoły. MEN zasłania się przepisem, że za inicjatywy odpowiada dyrekcja, a środowiska konserwatywne apelują „Nasze dzieci są atakowane genderyzmem”.
Rządowa propaganda już w podręczniku dla dzieci do zerówki. Czy propaganda może być jeszcze bardziej bezczelna? Abstrahując już od zasadności (lub jej braku) obecności Polski w UE dzieci nie powinny być wciągane, na poziomie szkoły, do sporów politycznych i narażone na propagandę jednej strony.
ue-propaganda.jpg
Plik ściągnięto 8 raz(y) 47.53 KB
_________________ Lady Makbet to typ kobiety, którą nieokiełznana ambicja prowadzi do zbrodni, a potem do wyrzutów sumienia.
Polacy uważają się za najinteligentniejszą nację na świecie, nie potrafią jedynie zrozumieć jak to się dzieje, że rządzi nimi partia jełopów, którą sami wybierają. Nie potrafią też wytłumaczyć w jaki sposób armia niedouczonych, marnych nauczycieli nie potrafi zniszczyć ich geniuszu. Jaka jest polska szkoła, i to że coraz gorsza każdy widzi. Ale w jaki sposób mała Finlandia ma jeden z najlepszych na świecie systemów oświaty dowiecie się tutaj:
Kluzik-Rostkowska: Rodzice nie powinni decydować o swoich dzieciach.
„To nie o to chodzi, żeby sam rodzic na oko ocenił, czy jego dziecko ma dojrzałość szkolną. Tylko żeby ktoś to zweryfikował” – mówi Joanna Kluzik-Rostkowska. Minister Edukacji wyciąga szpony po sześciolatki, odmawiając rodzicom jakichkolwiek praw do decydowania o swoich dzieciach. Uważa bowiem, że od zeszłego roku… zmieniły się czasy!
Według Rostkowskiej rodzic nie ma odpowiednich kompetencji, żeby ocenić rozwój swojej pociechy i to, czy może ona już iść do pierwszej klasy. Kompetencje takie mają natomiast… urzędnicy. Wszelka dyskusja jest natomiast niepotrzebna. Czyżby podważanie kompetencji rodziców było w porządku, a robienie tego samego w stosunku do nieznających dziecka funkcjonariuszy państwowych już nie? Rostkowska posuwa się nawet do stwierdzenia, że skierowanie dziecka do poradni celem odroczenia obowiązku szkolnego świadczy raczej o „dojrzałości szkolnej rodzica” niż dziecka.
Tak się właśnie wychowuje społeczeństwo łamag. Gazeta Michnika pisze o szkolnej dyskryminacji mniejszości i… otyłych.
Gazeta Michnika ubolewa. Ubolewa jak zwykle. Jest to gazeta, gdzie poziom narzekactwa i hejtu jest wyższy niż wśród aparatu komuchów na widok Magdaleny Ogórek. „Postępowy głos w twoim domu”, główny organ naprawiaczy świata o tęczowej pierekowki dusz tym razem bierze na widelec polskie szkoły.
A te są siedliskiem kołtuństwa, zacofania i niemal rodzącego się faszyzmu. Ja wiem, że w szeregi Falangi czy Ruchu Narodowego wstępują głównie chłopcy z trądzikiem większym niż frustracja i buzujące hormony, ale jednak mimo jurności nie stanowią większości dzieci w polskich szkołach. A tak wynika z raportu kolejnej antydyskryminacyjnej organizacji, która ogłosiła właśnie, że co 10 uczeń jest w polskiej szkole dyskryminowany.
Niestety nic z tego nie posiada ministra od edukacji naszych dzieci. Wręcz przeciwnie. Nie dość, że nie posiada wiedzy teoretycznej i praktycznej, to jeszcze w swoim zadufaniu i zarozumialstwie twierdzi, że zna się na edukacji. Posunę się dalej w swojej ocenie: uważam, że nie tylko u ministry występuje brak myślenia i zarozumialstwo. Również jej urzędasy działają tak, jakby dopiero skończyli szkoły, których poziom sami sprowadzili do miernoty.
W czasach mojego dzieciństwa istniały 3 poziomy szkół: 8-klasowa szkoła podstawowa, 4-letnie liceum lub 5-letnie technikum lub 3-letnia zawodówka oraz uczelnia wyższa. Tamten system sprawdził się i należało go zostawić w spokoju. Mało tego: szkoła podstawowa nie kończyła się egzaminem. To szkoły średnie urządzały egzaminy, bo po co stresować dziecko, które chciało skończyć naukę na podstawówce? Ktoś chciał uczyć się nadal, to stawał do egzaminu na wyższy stopień. Szkoły średnie kończyły się egzaminem dojrzałości, czyli maturą, ale nie był to warunek konieczny do zaliczenia średniego wykształcenia. Nie przystąpienie do matury zamykało drogę na studia wyższe. Uczelnie też robiły egzaminy wstępne profilowane pod kątem przyszłej nauki, bo trudno wymagać, aby kandydat na inżyniera zdawał egzamin z języka polskiego lub kandydat na prawo zdawał matematykę.
_________________ ⚠ Bossowie związków zawodowych, zarządy i rady nadzorcze spółek PKP to partacze, nieudacznicy, ludzie niekompetentni! Jest to banda kretynów, idiotów i darmozjadów pierdzących w stołki, którym los PKP zwisa i powiewa!
Feministki opanowały uniwersyteckie studia nad płcią kulturową i przekształciły je w kuźnię rewolucyjnych kadr. Wydały swój manifest, nazywając go dla niepoznaki encyklopedią, ale wciąż przymierzają się do kolejnych podbojów.
Większość z nas na ogół daje wiarę temu, co widzi na własne oczy, i kieruje się zdrowym rozsądkiem, który wynika z życiowego doświadczenia. I teraz się okazuje, że to błąd, przynajmniej wtedy, gdy to myślenie stosujemy do problemów związanych z płcią. Dzisiaj bowiem „płeć biologiczna nie jest bezrefleksyjnie uznawana za stałą i niezmienną, lecz traktuje się ją jako konstrukt społeczno-kulturowy, za którego kształtowanie odpowiedzialne są przede wszystkim nauki przyrodnicze". Takie oto zdanie znalazłem w „Encyklopedii gender". Jest ono częścią omówienia poglądów Judith Butler zawartych w jej książce „Uwikłani w płeć".
W ostatnim czasie rekordy popularności na Facebooku bije wydarzenie „TAK dla religii w szkole”- w trakcie pisania tego tekstu dołączyło doń ponad 54 tys. użytkowników a mniemam, że nie jest to jeszcze ostateczna liczba. Pomysłodawcy akcji zachęcają do komentowania i prowadzenia dyskusji, czytając jednak owe dysputy, nie raz jeżył mi się włos na głowie, czuję się, zatem w obowiązku do interwencji i przedstawienia własnych argumentów.
Tak, jestem za lekcjami religii w szkole. Nie jest to jedynie wynik faktu, że jestem osobą wierzącą (nie czuję potrzeby dodania: „praktykującą”, gdyż jedno z drugiego w racjonalny sposób wynika), choć – bądźmy ze sobą szczerzy – kwestia mojej wiary jest jedną z podstaw mojego podejścia do tego tematu. Nie chcąc się jednak skupiać na tym przejdźmy do innych argumentów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum