W tym roku nie odbył tradycyjny wyjazd na wczasy do Łeby, jednak nie był to rok bez wizyty nad polskim morzem. Na początku września wybrałem się do Koszalina. Celem wyjazdu było wesele znajomych, więc towarzyszyła mi przyjaciółka Justyna. Postanowiliśmy również odwiedzić jej znajomych w Gdańsku. Dłuższy pobyt zaplanowany był po wizycie w Koszalinie, jednak przed weselem również potrzebowaliśmy się tam zjawić. Zdecydowaliśmy się więc na jazdę nocnym TLK, a konkretnie ROZEWIEM. Rozkład jazdy nam sprzyjał, bo godzina przyjazdu popołudniowego TLK do Koszalina pozwalała zmieścić się w 24-godzinnej ważności biletu. Z Kędzierzyna wyruszamy 1 września TLK Przemyśl-Wrocław po 20:00, w którym bez problemu znajdujemy prywatny przedział. Podróż upływa spokojnie. We Wrocławiu mamy trochę czasu, więc udajemy się do dworca tymczasowego i galerii kontenerowej. Peron, na który zostanie podstawiony nasz pociąg zostanie podany w ostatniej chwili, ale obstawiamy, że będzie to 4 i na ten się udajemy. Nie pomyliliśmy się i właśnie tutaj podstawiają nasz TLK do Gdyni. Podczas podstawiania dostrzegam w składzie zdeklasowaną jedynkę, więc biegnę za nią, aby zaklepać miejsce, przekonany że Justyna biegnie za mną. Okazało się, że się nie dogadaliśmy i ona również upolowała miejsca w jednej z dwójek. Na szczęście przez telefon udało się ją przekonać, że podróż w przedziale 6-miejscowym będzie lepsza niż w 8-miejscowym. Niestety frekwencja jest na tyle duża, że nie udaje się utrzymać prywatnego przedziału. Dosiada się do nas 3 programistów, jadących na konferencję do Gdańska. Poznali się przez internet. Jeden z nich jedzie z Niska i postanowił jechać naokoło przez Wrocław, po to by podróżować ze znajomymi. Ich rozmowy są oczywiście monotematyczne. Po pewnym czasie patrząc na Justynę stwierdzają, że chyba trzeba temat zmienić. Przy kontroli okazuje się, że jeden z chłopaków ma bilet do Gdańska kupiony... w automacie PR. Oczywiście nie obyło się bez pretensji jaka to polska kolej jest zła i niedobra. Kierpociowa skwitowała to krótko, że myślała iż studenci są bardziej inteligentni. Skończyło się na wystawieniu nowego biletu (oczywiście z opłatą za wypisanie co studenta dodatkowo "ucieszyło") i poświadczeniu starego. Gdzieś w okolicach Inowrocławia wszyscy w końcu zasypiamy.
Budzę się gdy pociąg wjeżdża już do Gdańska Głównego. Ma tutaj jednak długi postój, więc na spokojnie można się z niego wywlec. Spotykamy się ze znajomymi Justyny i spędzamy trochę czasu na starym mieście. Następnie postanawiamy udać się do Wrzeszcza i czynimy to autobusem 142 z przystanku Targ Rakowy. Wysiadamy przy Galerii Bałtyckiej. Po przejściu paruset metrów docieramy do baru mlecznego SYRENA, gdzie konsumujemy obiad. Następnie mamy zamiar obejrzeć Miasteczko Historii na Placu Zebrań Ludowych ( http://www.youtube.com/watch?v=-IFuQkcYlgY ). Jest to festyn militarny, który odbywa się w ramach obchodów rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. W tym celu z przystanku Jaśkowa Dolina jedziemy autobusem T6 (autobus zastępczy za tramwaj) do Opery Bałtyckiej, gdzie przesiadamy się na tramwaj 5. Dojeżdżamy nim do przystanku Brama Oliwska, obok którego znajduje się cel naszej jazdy. W momencie gdy wchodzimy na teren miasteczka zaczyna intensywnie lać deszcz. Po chwili podbiega do nas jakiś facet i wręcza nam parasole z okolicznościowym nadrukiem. Oczywiście możemy je zatrzymać. Ekspozycja jest bardzo ciekawa. Można obejrzeć licznie zgromadzony sprzęt wojskowy i ludzi ubranych w historyczne stroje, pogadać z żołnierzami a nawet wejść do czołgu czy przymierzyć niektóre części garderoby np. hełm rycerski. Można też obejrzeć bardzo realnie wyglądające rekonstrukcje bitew oraz pokazy musztry i artylerii. Przyjaciele Justyny mają ograniczony czas, więc rozstajemy się tu z nimi. Do naszego TLK jest jeszcze trochę czasu, więc udajemy się na spacer. W efekcie docieramy na Górę Gradową, na szczycie której znajduje się krzyż i można podziwiać piękną panoramę Gdańska. Jest tutaj również wystawa historyczna "Wehikuł czasu - człowiek i pocisk". Są to specjalne pomieszczenia, w których po wejściu automatycznie rozpoczyna się odtwarzanie materiału. Lektorem jest Krystyna Czubówna. Według tablicy na obejrzenie całości potrzeba 1,5 godziny, więc niestety nie możemy sobie na to pozwolić. Spacerkiem docieramy na dworzec główny. Zaglądamy do McDonald's, a następnie udajemy się na peron. Nasz TLK z Olsztyna do Szczecina przyjeżdża planowo. Udaje się znaleźć przedział gdzie zwalniają się oba miejsca przy oknie. W Gdyni Gł. długi postój, od tej stacji mamy też komplet 8 osób w przedziale. Sporą część trasy przedrzemuję. W Koszalinie jesteśmy przed 20:00 i na 2 dni rozstajemy się ze środkami transportu publicznego.
DZIEŃ 2 - 3.09.2011.
Żadnych wydarzeń związanych z koleją i komunikacją.
DZIEŃ 3 - 4.09.2011.
Żadnych wydarzeń związanych z koleją i komunikacją.
DZIEŃ 4 - 5.09.2011.
Koszalin - Sopot - Gdańsk
Wesele było bardzo udane. Czas jednak opuścić Koszalin i udać się ponownie do Gdańska, tym razem na dłużej. Pierwotnie planowaliśmy to uczynić pociągiem regio z przesiadką na SKM w Słupsku, jednak ostatecznie okazało się, że godzinowo bardziej będzie nam pasować TLK po 12:00 i na niego się zdecydowaliśmy. Frekwencja duża, jedynym pustym przedziałem jest przedział dla matki z dzieckiem, który o dziwo okazuje się otwarty. Lokujemy się więc w nim, oczywiście licząc się z tym, że jeśli pojawi się jakaś matka z dzieckiem to będziemy musieli się wynieść. Dosiadają się do nas jeszcze 2 osoby. Podróż spokojna bez przygód. W Gdyni Gł. jakaś wysiadająca pani kilkukrotnie upewnia się czy to na pewno jest Gdynia Gł. i mimo wyraźnego stwierdzenia, że tak ona nadal się upewnia i pyta kolejne osoby. Zanim dotrzemy do Gdańska mamy w planie wizytę w Sopocie, więc wysiadamy na tej stacji. Budynek dworca ohydny, pomalowanie go w kolorowe wzorki niewiele pomoże. Pół peronu dalekobieżnego aktualnie nie istnieje - trwa remont. Udajemy się na sopockie molo, gdzie spędzamy trochę czasu. Cena za wstęp trochę zdziercza, bo nie ma zniżki studenckiej. W drodze powrotnej wstępujemy na pizzę. Aby nie płacić dodatkowo za SKM do Gdańska podjeżdżamy TLK w ramach naszego biletu Koszalin-Gdańsk, a konkretnie MONCIAKIEM jadącym z Gdyni do Zakopanego. Skład długi, więc mamy prawie prywatny wagon. Po przyjeździe do Gdańska Głównego spotykamy się z kolegą Justyny i udajemy się pieszo do miejsca naszego noclegu, aby zostawić bagaże. Nocleg w akademiku Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego znajdującym się dość blisko dworca (2 przystanki tramwajem + kawałek pieszo pod górkę). Cena 21,60 (a Justyna jako, że studiuje medyczny kierunek płaci zaledwie 10,80). Nasz pokój 2-osobowy jest duży, znajduje się w nim wnęka z umywalką gdzie można się np. przebrać, a także lodówka. Tak więc standard bardzo przyzwoity. Po zostawieniu tobołów udajemy się do kolegi Justyny. Do akademika powracamy późną nocą.
DZIEŃ 5 - 6.09.2011.
Dzisiaj wybieramy się do Banina odwiedzić przyjaciółkę Justyny. Z akademika udajemy się na przystanek Uniwersytet Medyczny skąd tramwajem 11 jedziemy do Galerii Bałtyckiej. Tutaj przesiadka na autobus 126 kursujący do Żukowa. Są też skrócone kursy do Banina i takim właśnie jedziemy. Mimo przegubowego autobusu tłok niemiłosierny. W miarę jak oddalamy się od centrum w autobusie robi się coraz luźniej. Jedziemy obok lotniska w Rębiechowie, przecinamy też linię kolejową Gdynia-Kościerzyna w miejscu gdzie znajduje się przystanek o takiej samej nazwie. Autobus kończy bieg na pętli Banino. Odjeżdżają stąd tylko autobusy zaczynające bieg w tej miejscowości. Aby wsiąść w autobus jadący z Żukowa trzeba podejść jakieś 100 metrów do przystanku Banino szkoła, przy którym zatrzymują się już wszystkie autobusy. My musimy jeszcze podejść pieszo dość spory kawałek. Do Gdańska postanawiam wrócić kursem o 16:00 jadącym z Żukowa (Justyna zostaje jeszcze w Baninie). Mija 16:00 a autobusu nie ma. Dowiaduję się, że linia 126 jest linią uczącą cierpliwości i opóźnienia to codzienność. Autobus zjawia się o... 16:40. Powrót tą samą trasą w pobliżu lotniska. Wysiadam na końcowym przystanku Wrzeszcz PKP i oglądam sobie stację Gdańsk Wrzeszcz. Następnie zaglądam na chwilę do Galerii Bałtyckiej. Teraz wypadałoby zrobić sobie coś tramwajowego. Zdecydowałem się na pętlę Stogi Plaża. Tramwajem 6 podjeżdżam z galerii na dworzec główny. Dzisiaj odbywa się mecz Polska-Niemcy, więc w całym mieście masa ludzi w biało-czerwonych strojach. Przed dworcem również biało-czerwoni rozdają darmowe puszki coca-coli. Nadjeżdża moja 8-ka. Przejeżdżamy obok starego miasta i przecinamy Motławę. Po drodze mijamy 2 inne pętlę: Przeróbka oraz Stogi Pasanil przy osiedlu mieszkaniowym. Ostatni odcinek trasy biegnie przez las. Po przyjeździe spędzam chwilę czasu na plaży, a następnie powracam na tramwaj o 19:45. Ten jednak nie przyjeżdża. Czekam więc na kolejny, który zjawia się już normalnie i jadę nim do Opery Bałtyckiej. Tam przesiadam się na 12-kę, którą podjeżdżam do przystanku Miszewskiego. Udaję się pieszo w kierunku kolejnego przystanku, gdyż pomiędzy nimi znajduje się pizzeria Da Grasso. Można tu zjeść dużych rozmiarów pizzę, a studenci mają dodatkową zniżkę. Po posileniu się udaję się na przystanek Jaśkowa Dolina, skąd 6-ką jadę do Oliwy. Oglądam sobie pętlę, a następnie 12-ką powracam i wysiadam przy galerii. Czekam na Justynę, która przyjeżdża ostatnim 126 z Banina, a następnie tramwajem 6 jedziemy do przystanku Chodowieckiego i udajemy się do akademika.
DZIEŃ 6 - 7.09.2011.
Niestety dziś popsuła się pogoda. O ile wczoraj było ciepło i słonecznie to dzisiaj jest chłodno i co jakiś czas pada deszcz. Po porannym ogarnięciu się opuszczamy akademik i udajemy się na przystanek Uniwersytet Medyczny. Po drodze ciekawy rysunek na budynku transformatora. 12-ką jedziemy na Jaśkową Dolinę i idziemy na śniadanie do SYRENY. Następnie spotykamy się z przyjaciółką Justyny i spędzamy trochę czasu na Wrzeszczu. Odwiedzamy m.in. pijalnię czekolady Wedla. Rozstajemy się koło przystanku Srebrniki. Autobusem 142 (bo taki pierwszy nadjechał) podjeżdżamy do Galerii Bałtyckiej. Przesiadamy się na tramwaj 12 i jedziemy do Oliwy, tak samo jak jechałem wczoraj wieczorem. Obejrzymy sobie teraz Park Oliwski (czy jak to Justyna woli: Ogród Oliwny ), który znajduje się zaraz obok pętli tramwajowej. Zaraz po wejściu napotykamy stadko gołębi. Musimy pozbyć się naszych starych kanapek, więc urządzamy im ucztę. Chwilę po jej zakończeniu dostrzegamy tabliczkę "Zakaz karmienia gołębi". Ups. Park jest rozległy i ładny, chociaż obstawiam, że najładniejszy jest w maju gdy wszystko kwitnie. Na jego terenie jest także palmiarnia. Wychodzimy po drugiej stronie, gdzie znajduje się Katedra Oliwska, którą również sobie oglądamy. Parkiem powracamy na pętle tramwajową. Przyjechaliśmy tutaj "dołem", więc teraz wrócimy sobie "górą" przez Zaspę. Czynimy to linią 8, z której wysiadamy na przystanku Chodowieckiego i udajemy się do naszego akademika, żeby chwilę odpocząć. Po jakimś czasie opuszczamy akademik, bo chcemy jeszcze spotkać się z kolegą Justyny. Z Chodowieckiego jedziemy 12-ką do galerii, przy której się spotykamy. Udajemy się do Da Grasso na pizzę, po drodze zachodząc na dworzec Gdańsk Wrzeszcz celem zakupu biletów do domu na jutro. Po konsumpcji postanawiamy skoczyć jeszcze na starówkę. Z Miszewskiego ponownie 12-ką jedziemy na Hucisko, skąd na starówkę jest kilka kroków. Pierwszy raz mam okazję oglądać gdańskie Stare Miasto po ciemku. Nasz spacerek kończy się na przystanku Brama Wyżynna, gdzie wsiadamy w 6-kę. Ostatni tramwaj dzisiejszego dnia to Swing z bydgoskiej PESY. Jak dla mnie całkiem fajny tramwaj. Jedynie informacja wizualna o przystankach nie zawsze działa prawidłowo. W Gdańsku jest to kulka tocząca się od dziurki do dziurki. Każda dziurka to jeden przystanek, pojawia się również zdjęcie jakieś charakterystycznej budowli znajdującej w danym miejscu. Przy przystanku Chodowieckiego żegnamy się z naszym towarzyszem, który jedzie dalej, a my udajemy się do akademika.
DZIEŃ 7 - 8.09.2011.
Gdańsk-Tczew-Bydgoszcz-Inowrocław-Poznań-Wrocław-Kędzierzyn
Było miło, ale się skończyło - czas wracać do domu. Postanowiliśmy uczynić to pociągami regio, ponieważ czas przejazdu jest zaledwie godzinę dłuższy niż bezpośrednim GWARKIEM z Gdyni (który w dodatku nie staje w Zdzieszowicach) a cena o wiele niższa. Mamy jeszcze ważne dobówki, więc nie musimy dymać na piechotę tylko możemy podjechać 12-ką z Chodowieckiego na dworzec. Nasz kibelek jest już podstawiony. Na śniadanie frytki z McDonalda. Ruszamy po 7:00. Początek podróży to masakryczne wleczenie się po remontowanym odcinku Gdańsk-Tczew. Dalej już jedziemy żwawiej. Trasa generalnie jest nudna. W Bydgoszczy na nasz kibelek oczekuje grupa podróżnych, gdyż będzie on powracać do Trójmiasta. My po krótkiej wizycie w budynku dworca wsiadamy do kibelka relacji Bydgoszcz-Poznań. Podjeżdżamy nim do Inowrocławia. Tutaj mamy ponad godzinę czasu, co wykorzystuję na zrobienie kilku fotek. Pociąg regio z Wrocławia do Torunia ma zapowiedziane 50 minut opóźnienia. Po podaniu tej informacji kilka osób udaje się do kasy zwrócić bilety. My jedziemy pociągiem przeciwnej relacji (Toruń-Wrocław), który przyjeżdża planowo. Skład to 2 kibelki. Lokujemy się w drugim ze skajowymi siedzeniami. Zaraz po odjeździe z Inowrocławia stajemy na prawie 15 minut czyli tyle ile mamy czasu na przesiadkę we Wrocławiu. Okazuje się, że jest jednotor i musieliśmy przepuścić to spóźnione regio z Wrocławia do Torunia. Trasa do Poznania też generalnie nudna, chociaż jest jeden ciekawy akcent - Jezioro Pakoskie. W Poznaniu dobija tłum ludzi, bo jest to pociąg odwożący w popołudniowym szczycie. Do Leszna pociąg opustoszeje. Kibelkiem dość mocno rzuca przez całą trasę. Opóźnienia nie udaje się nadrobić, więc przed Wrocławiem zgłaszamy kierpociowej przesiadkę na regio do Raciborza. Do pełni szczęścia brakuje tylko wjazdu na tor przy peronie 6 i oczywiście kolej nie zawodzi naszych oczekiwań. Rozpoczyna się szaleńczy bieg z tobołami pomiędzy przechodniami i ludźmi na przystanku autobusowym oraz podróżnymi czekającymi na swoje pociągi. Zdyszani wpadamy do naszego kibelka oczekującego przy peronie 5. Ludzi dużo, ale udaje się znaleźć miejsca siedzące. Jazda spokojna. Justyna opuszcza pociąg w Zdzieszowicach, a ja parę chwil później w Kędzierzynie.