25 października 2014 odbył się przejazd pociągu specjalnego SKANSEN umożliwiającego zaliczenie sporego odcinka nieużywanego w ruchu pasażerskim. Zorganizował go Instytut Rozwoju i Promocji Kolei we współpracy z Przewozami Regionalnymi w ramach markowego produktu turystycznego TurKol (Turystyka Kolejowa). Pociąg wyruszał z Poznania w kierunku Gniezna, następnie kierował się nieczynną linią przez Gniezno Winiary, Damasławek, Kcynię, Nakło nad Notecią i Więcbork do Chojnic, a później przez Brusy do Kościerzyny. Tam przewidziane było ok. 4 godziny czasu na zwiedzanie Muzeum Kolejnictwa w Kościerzynie. W tym czasie skład wykonywał kurs Kościerzyna-Lipusz-Bytów i z powrotem jako pociąg JELEŃ, dając możliwość zaliczenia kolejnej nieczynnej trasy – Lipusz-Bytów. Powrót pociągu SKANSEN nastąpił trasą przez Chojnice, Złotów, Piłę i Krzyż do Poznania. Cena za przejazd jak na taką ilość zaliczonych kilometrów (i całą trasę składem z lokomotywą spalinową) była przystępna: 89 zł za SKANSEN i 29 zł za JELENIA przy odpowiednio wczesnym zakupie. Pociąg wyjeżdżał z Poznania o 5:30, więc miałem 2 możliwości dojazdu: albo wyjechać po południu, dotrzeć do Poznania przed północą i przeczekać do rana, albo wyjechać wieczorem i w Poznaniu być po 3:00 nocnym TLK ROZEWIE. Ponieważ nie mam zaufania do polskiej kolei (a szczególnie do jednotorowego odcinka Grabowno Wielkie – Ostrów) zdecydowałem się na wcześniejszą opcję, w razie gdyby ROZEWIE złapało jakieś duże opóźnienie (pamiętam 2 sytuacje gdy znajomi nie dojechali na imprezy, raz przez oblodzenie sieci a drugi raz przez spotkanie PRZEMYŚLANINA ze stadem jeleni).
Wyjazd rozpoczynam w piątkowe popołudnie. Po przybyciu na dworzec szybko zakupuję Bilet Podróżnika i udaję się na peron, przy którym stoi już IR GALICJA relacji Kraków-Międzylesie. Do Wrocławia jadę w towarzystwie kol. Kuby – również MK. Obaj jedziemy na Super Biletach, ja za 1 zł, Kuba za 9 zł. Zapełnienie spore, więc musimy się do kogoś dosiąść. Własną czwórkę udaje się nam się mieć od Opola. Na odcinku Brzeg-Wrocław kursujemy jako regio i zatrzymujemy się na każdej stacji (nie analizowałem rozkładu ale pewnie zastępujemy jakąś zawieszoną osobówkę w związku z remontami). Wjeżdżając do Wrocławia widzę skład TLK PRZEMYSŁAW, którym pojadę do Poznania. Miłe zaskoczenie bo spodziewałem się starych przedziałówek (które widziałem jeszcze nie tak dawno), a tymczasem okazało się, że pociąg ten korzysta już z nowych wagonów z puli przeznaczonej dla trasy Wrocław-Gdynia. Taki manewr (w kontekście dofinansowania wagonów z Unii Europejskiej) jest możliwy ze względu na trwające remonty. Po przyjeździe udajemy się do dworcowego KFC, następnie Kuba idzie do domu, a ja powracam na perony. Mimo piątkowego wieczoru jest spokojnie, nawet do kas nie ma bardzo dużych kolejek. Na torach też niewielki ruch, odjeżdżają i przyjeżdżają pojedyncze osobówki, przez moment jest zupełnie pusto. TLK PRZEMYSŁAW o mega długiej relacji Wrocław-Poznań zostaje podstawiony ok. 20:00. Stanowi on przedłużenie pociągu TLK ŚLĄZAK z Przemyśla, który zatrzymuje się przy tym samym peronie. Relacje muszę być podzielone, ze względu na to, że zmodernizowane wagony ŚLĄZAKA mogą kursować jedynie na trasie Wrocław-Przemyśl. Uniemożliwia to jednak np. skorzystanie z Weekendowej Biletomanii w relacjach wykraczających poza ten odcinek. Przedziały 6-miejscowe w obu klasach. Różnica między jedynką a dwójką to kolor foteli i szerokość przedziału. A w moim wagonie przedział dla niepełnosprawnych posiadający fotele z pasami. Na końcu składu dodatkowy wagon – zdeklasowana jedynka w takim samym standardzie jak reszta składu. Spodziewałem się pustek, ale frekwencja nawet nie taka tragiczna, w każdym przedziale siedzą jakieś osoby, zapewne z racji piątku.
Odjeżdżamy planowo. Rozkład przewiduje ok. 20 minut postoju we Wrocławiu Osobowicach, jednak nie zatrzymujemy się tam i odstajemy to w Obornikach Śląskich. Z każdą kolejną stacją pociąg coraz bardziej się wyludnia. Za Lesznem przenoszę się do pustego przedziału, podłączam telefon do ładowania i próbuję się choć chwilę zdrzemnąć. Wcześniej obczajam monitorek nad drzwiami przedziału. Na ekranie puszczane są reklamy Pendolino i samej spółki PKP IC, bardzo przydatną informacją są strzałki informujące o zajętości WC po obu stronach wagonów. Brakuje informacji o najbliższych stacjach, jest jedynie relacja pociągu (jako jedyna stacja pośrednia wypisany Wrocław Mikołajów). Głośność i temperaturę ma się niby regulować naciskając odpowiednie ikonki na samym dotykowym ekranie, jednak po naciśnięciu jednej pojawia się kursor z krzyżykiem, a cały ekran robi się szary i nic się nie dzieje. Po jakimś czasie wszystko wraca do normy i znowu idą reklamy typu „PKP IC – Europejski Standard Podróżowania”. Przed samym Poznaniem korzystam z toalety. Gdy chcę ją opuścić z niepokojem stwierdzam, że drzwi nie da się otworzyć. A telefon został w przedziale… Kręcę zamkiem w prawo i w lewo szarpiąc się z drzwiami ale dalej nie mogę wyjść. Po dłuższej chwili takiego mocowania się (które później przerodziło się w walenie w drzwi i wołanie pomocy ) udaje się otworzyć drzwi od zewnątrz komuś kto szykował się już do wysiadania w Poznaniu. Podobna sytuacja spotkała mnie kiedyś w GÓRNIKU. Chyba przestanę się zamykać w pociągowych toaletach.
W Poznaniu jestem po 23:00. Po chwili przez perony przejeżdżają SU42+SU45, zapewne na jutrzejszy pociąg, który do Chojnic pociągnie SU45, a na odcinku Chojnice-Bytów-Chojnice SU42. Obie lokomotywy w ładnych starych malowaniach (SU45 zielona a SU42 żółta). Zastanowiła mnie jednak obecność polsata już w Poznaniu, czyżby zanosiło się na trakcję podwójną? No nic, okaże się nad ranem. Na zbiorczej tablicy jest już wypisany nasz pociąg do Kościerzyny. Robię krótki rekonesans po dworcu i czynnym kawałku galerii, która umożliwia przejście z dworca PKP na dworzec PKS oraz wyjście na plac przed galerią. Przy okazji oglądam również dworzec PKS, o którym zapomniałem podczas majowej wizyty w Poznaniu. Zaglądam też do Mc Donalda, który jest czynny całą dobę, jednak nie jest to najlepsze miejsce na przesiedzenie nocy, bo większość siedzeń to krzesełka bez oparć przy ścianie, a poza tym co chwile kręcą się żule, które zaczepiają ludzi aby im coś kupili. W holu nawet siedzi trochę ludzi. Ławek z oparciami prawie nie ma (jedynie kilka w jednym zakamarku) więc okupowana jest głównie osłona grzejnika, która ciągnie się przez całą długość dworca oraz podłoga. Do jedynej czynnej całodobowej kasy PKP IC momentami spora kolejka. Usadawiam się we wnęce przy szafkach na bagaże i drzemię. ROZEWIE z Wrocławia do Gdyni przyjeżdża lekko opóźnione. Gdy wjeżdża słyszę dobiegające z oddali krzyki i huki przypominające strzały. Okazuje się, że jedzie nim 600 kibiców. A więc miałem nosa, że zdecydowałem, aby jechać jednak PRZEMYSŁAWEM. Do Gdyni bydło powybijało kilka szyb i pomalowało wszystkie toalety w składzie pociągu. A w samym Poznaniu na peron leciały petardy, stąd huk. Ok. 5:00 ogarniam się i idę na peron 4, gdzie jest już podstawiony nasz pociąg specjalny. Jednak jest tylko SU45 bez polsata. Skład to 3 bohuny + przedziałówka, na którą były droższe bilety. Oczywiście pociąg jest dokumentowany przez wielu MK. Zajmuje miejsce na górnym pokładzie trzeciego bohuna.
Ruszamy punktualnie. Obsługa wydaje bilety na podstawie faktur. Na bilecie na pociąg JELEŃ literówka: zamiast Lipusz jest Lupisz. Bilety są kartonikowe, jak za dawnych czasów. Pierwszy fotostop w Gnieźnie. Niestety jest jeszcze zupełnie ciemno, a za chwilę wjedziemy już na zaliczany odcinek. Tłum fotografujących o 6 rano powoduje zdziwienie drugiego tłumu, który przy tym samym peronie czeka na osobówkę do Poznania. Niektórzy z naszego pociągu dziwią się widząc aż taką frekwencję do Poznania w sobotni poranek. Na osobówce przyjeżdża jeden EN57, który już jest zawalony, więc mieszkańcy Gniezna będą jechać jak sardynki. Odjazd z Gniezna opóźniliśmy o 20 minut ale niestety i tak jest ciemno. Na szczęście jedziemy przez miasto, więc coś niecoś widać. Po kilku minutach jesteśmy na stacji Gniezno Winiary. Tutaj będziemy mieć dłuższy postój, ponieważ musimy poczekać jeszcze na jakieś osoby, które mają się dosiąść. Moje fotki z tej stacji bardzo kiepskie ze względu na ciemność. Do tego strasznie zimno, więc ciężko zrobić ostre zdjęcie z ręki. Gdy ruszamy w dalszą drogę jest już jaśniej, więc można porządnie zaliczać. Pierwszy postój to Janowiec Wielkopolski. Wyniknęło małe zamieszanie, gdyż najpierw poszła informacja, że będzie można wyjść na fotostop, a po chwili okazało się, że jednak nie. Na szczęście na górnym pokładzie można uchylać okna i wystawić aparat na zewnątrz. Podczas przejazdu nieczynnymi liniami zawsze można obserwować ciekawe reakcje miejscowych ludzi, którzy od lat nie widzieli u siebie pociągu pasażerskiego. W oknie jednego z budynków goły tatuś z dziećmi, których obudziło trąbienie lokomotywy. Wszyscy z nosami przytkniętymi do szyby i zdziwieni co się dzieje. Kolejny fotostop, na którym już prawie wszyscy wychodzą to Damasławek. Stacja to obraz nędzy i rozpaczy. Zarośnięte perony i wejścia do tunelu straszące tablicami o zakazie wstępu. Niestety rozkład przewiduje tylko 1-minutowe postoje na stacjach, więc zdjęcia trzeba robić sprawnie i szybko. Na wyjeździe jeszcze fotka nastawni. Następny postój to 4-kierunkowy węzeł Kcynia. Przecinają się tutaj linie z Gniezna do Nakła (którą jedziemy) oraz z Poznania przez Wągrowiec do Bydgoszczy przez Szubin. Pociągi pasażerskie kursują na odcinku Poznań-Gołańcz, a odcinek Gołańcz-Kcynia jest nieprzejezdny. Są podobno jednak plany reaktywacji tej trasy. Na tej stacji zejścia do tunelu zabite blachami zupełnie. Całą stację obsługuje jeden dyżurny, więc ma trochę biegania. Krajobrazy na linii urozmaicone, raz lasy, raz pola. Im dalej na północ tym trasa robi się coraz bardziej pofałdowana. Jest strasznie zimno, oszronione pola świadczą, że temperatura jest poniżej 0. Do tego wieje wiatr. Ktoś z pociągu wyczytał w internecie, że odczuwalna w tych rejonach to -8…
Kolejnym postojem jest Nakło nad Notecią – zelektryfikowana czynna stacja na trasie Bydgoszcz-Piła. Nasz pociąg pozuje na torze przy budynku stacyjnym. Po wykonaniu zdjęć kierujemy się do Chojnic. Mijamy nastawnię, która pod względem konstrukcji przypomina mi trochę te na CMK. Nasz pociąg jedzie po wysokim nasypie, obok którego w dole biegnie zelektryfikowana linia do Bydgoszczy. Odbijamy od niej w lewo. Ten odcinek jeszcze ładniejszy od poprzedniego. Oprócz pól, lasów i pofałdowanego terenu jest również sporo jezior, podobnie zresztą jak na czynnej pasażersko linii Chojnice-Kościerzyna, którą pojedziemy za jakiś czas. W pewnym momencie mijamy stado krów, które na widok pociągu zaczynają galopować w kierunku gospodarstwa. Na czynnych liniach przejeżdżający pociąg nie robi na zwierzętach żadnego wrażenia. Na tym odcinku mamy fotostop na stacji Więcbork. Widać wyraźnie, że znajdująca się tu tablica z nazwą stacji kiedyś była w Wysokiej Krajeńskiej. Podobne cyrki były kiedyś na trasie Sosnowiec-Sławków z tym że tam stare nazwy przebijały dużo bardziej no i przede wszystkim jest to linia czynna w ruchu pasażerskim. Do dziś jestem ciekaw ilu ludzi wysiadało w Sosnowcu Porąbce myśląc, że to Sławków. Wyjazd z Więcborka w kierunku Nakła ciekawie komponuje się z nieczynną nastawnią, semaforami kształtowymi oraz wiatrakiem. Jak przy każdym pociągu imprezowym, podczas jazdy przez okna regularnie mijamy focistów, którzy gonią nas samochodami albo po prostu czają się gdzieś na szlaku. Zawsze miałem dla nich podziw, że chce im się dostawać nieraz w różne trudno dostępne miejsca, aby wykonać jakąś ciekawą fotografię. Ja jako zaliczak wolę siedzieć sobie wygodnie w pociągu. Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę na stacji Sępólno Krajeńskie, jednak tylko kilka osób zdecydowało się wyskoczyć na szybkie zdjęcia. Na stacji ciekawy drewniany budynek.
Z ok. 60-minutowym opóźnieniem docieramy do Chojnic (a jeszcze je zwiększymy bo czeka nas zmiana loka). Chojnice to węzeł 6-kierunkowy, z których na 5 prowadzony jest regularny ruch pasażerski. Teraz zaliczyłem brakujący ostatni kierunek. Od tej strony do stacji wchodzą jeszcze linie z Piły i Szczecinka. Linia ze Szczecinka przechodzi wiaduktem nad Ostbahnem (z Piły i dalej Krzyża i Kostrzyna), nasza trasa z Nakła dołącza się zwyczajnie z boku do pozostałych 2 tras. Tymczasowo żegnamy się z naszą SU45, ponieważ nie może ona wjechać na linię do Bytowa, ze względu na zbyt duży nacisk na oś. Miejsce naszego fiata zajmuje chojnicka SU42, niestety w malowaniu PR. Szkoda, że nie ta żółta którą widziałem w nocy w Poznaniu, bo była ładniejsza. Odjeżdżając z Chojnic mijamy wagonownię w której bohuny oraz bonanzy w pomorskim malowaniu PR. Kierując się po łuku w lewo wjeżdżamy na nasyp, żeby niedługo później przeciąć po wiadukcie linię w kierunku Tczewa (linia do Wierzchucina odchodzi zwyczajnie w prawo). Na kolejnym odcinku jedynie krótki postój w Brusach, bez wychodzenia na zdjęcia. Pierwszy etap podróży kończy się w Kościerzynie. Część osób uda się teraz na zwiedzanie skansenu, jednak przy takiej temperaturze to trochę im współczuję. Skansen znajduje się bezpośrednio przy torach, ale żeby do niego dotrzeć trzeba zrobić dość spore koło ulicą i po wiadukcie. Dołącza kol. Piotrek, za sprawą którego zostaję zapoznany z kol. Łukaszem, który również jechał z Poznania tylko w innym wagonie. Zaplanowany był tu dłuższy postój, ale ze względu na opóźnienie lokomotywa robi szybki oblot i pociąg JELEŃ do Bytowa jest gotowy do startu.
Tą samą trasą, którą przyjechaliśmy wracamy do stacji Lipusz, yyy przepraszam, Lupisz. Będziemy tu zmieniać kierunek jazdy. Istnieje możliwość wjazdu na linię do Bytowa z pominięciem stacji, jednak nie wiem czy łącznica jest czynna. Poza tym sama linia do Bytowa funkcjonuje jako bocznica spółki Pol-Miedź-Trans i nasz wjazd na nią odbywa się na trochę innych zasadach (oficjalnym pociągiem pasażerskim jesteśmy tylko na odcinku Kościerzyna-Lipusz i z powrotem). Oblot oczywiście dokładnie obfotografowany przez większość uczestników. Po zmianie czoła musimy jeszcze zostać wypchani za stację (w kierunku Chojnic) w celu przestawienia się na inny tor, ponieważ z tego, na który wjeżdża się z Kościerzyny nie ma możliwości wyjazdu na Bytów. Poruszamy się z bardzo niską prędkością oscylującą w granicach 10-20 km/h. Przejazd 24 km z Lipusza do Bytowa zajmuje nam prawie 1,5 godziny. Na trasie przeważają gęste lasy, które w połączeniu z prędkością oraz nocą spędzoną na poznańskim dworcu powodują, że jazda jest monotonna. Monotonię od czasu przerywają widoki na pofałdowany teren, nierzadko z jeziorem. W pewnym momencie mijamy pasące się stado żubrów. Podróż tym odcinkiem odbywam nie w swoim wagonie tylko w towarzystwie Piotrka i Łukasza. Tematy rozmów oczywiście kolejowe, do których przyłączają się też MK z przeciwległej czwórki. Na samym wjeździe do Bytowa wielki napis, w którym ktoś wyraża miłość do swojej ukochanej. Obok napisu wielki malunek pewnej męskiej części ciała. Na stacji Bytów jedynym nowoczesnym obiektem jest wiadukt drogowy przecinający tory z peronami. No i budynek dworca prezentuje się w miarę przyzwoicie bo ma wyremontowany dach. Spacerujący po stacji mężczyzna pyta co to za święto, że pociąg przyjechał. Wraz z Piotrkiem i Łukaszem robimy sobie pamiątkowe zdjęcie na tle bytowskiego dworca. Po zmianie czoła, która trwała dość długo toczymy się z powrotem tą samą trasą. Niestety godzinne opóźnienie utrzymuje się. W Lipuszu ponownie najpierw wyjeżdżamy za stację w kierunku Chojnic, aby wtoczyć się na tor, z którego można pojechać w pożądanym przez nas kierunku. Robi się trochę napięta sytuacja, ponieważ za 20 minut dotrze tutaj regio z Chojnic i dyżurny ma wątpliwości czy zdążymy przed nim uciec do Kościerzyny. Początkowo chce nas zatrzymać na stacji, ale przepuszczenie osobówki oznaczałoby jednak znaczne powiększenie naszego opóźnienia i groźbę, że nie zdążymy przejechać przed zamknięciem posterunków na linii. Ostatecznie w ekspresowym tempie wykonany zostaje oblot składu i najszybciej jak się da jedziemy do Kościerzyny. Docieramy tam chwilę po 17:00, więc opóźniamy osobówkę tylko o niecałe 5 minut.
Dołączają do nas ponownie ludzie, którzy nie jechali do Bytowa. Następuje kolejny (przedostatni) szybki oblot składu, jednak i tak nie wyjedziemy wcześniej dopóki nie przyjedzie regio. Jest więc okazja żeby wykonać kilka zdjęć przy ostatnich resztkach dnia. Najpierw przyjeżdża szynobus z Gdyni (a właściwie z Żukowa Wschodniego, bo na części trasy jest KKA). Kilka osób, które nim przyjechały i chcą kontynuować podróż w kierunku Chojnic, bierze nasz skład za regio i wsiada do niego. Na szczęście chwilę później wjeżdża drugi szynobus i orientują się co jest grane. Oba pociągi obsługiwane przez SA101. Jako pierwszy zostaje wyprawiony szynobus do Gdyni (którym odjeżdża Piotrek). Byłem przekonany, że ruszymy chwilę później jak tylko zwolni się przebieg. Tak się jednak nie dzieje i stoimy jeszcze parę minut, a w międzyczasie nadchodzi godzina odjazdu regio do Chojnic. Przez moment obawiałem się, że będziemy przepuszczać planowca, ale ostatecznie ruszyliśmy jako pierwsi, co oznaczało, że regio złapie prawie +30. Cóż, miejmy nadzieję, że siedzące w nim aż 3-4 osoby zrozumieją wyjątkową sytuację i wyjątkowy pociąg, którego pasażerowie mają jeszcze sporo kilometrów do przebycia i ważne przesiadki. W ostatnich resztkach światła widzimy pokonywany przez nas dzisiaj po raz 4. odcinek Kościerzyna-Lipusz. Dalej jest już zupełnie ciemno, więc to by było na tyle jeśli chodzi o oglądanie widoków. Nasze opóźnienie wynosi 70 minut, a to oznacza, że nie zdążymy do Krzyża na odjazd TLK PRZEMYŚLANIN, którym planowałem wracać. Trochę nieciekawa sytuacja, bo jeśli na niego nie zdążę to musiałbym spędzić kolejne pół nocy na dworcu w Poznaniu i wracać ROZEWIEM razem z kibicami z poprzedniej nocy. Ponadto gratisowa godzina ze względu na zmianę czasu. Swoją drogą godzinny postój obu ROZEWII wypada właśnie w Poznaniu, więc biorąc pod uwagę kibiców może być średnio ciekawie (jak się później dowiedziałem rozpylili kilka gaśnic na peronie a w drodze do Wrocławia też mocno rozrabiali). Na szczęście okazuje się, że oprócz mnie jeszcze kilkanaście osób planuje wracać PRZEMYŚLANINEM, więc jest nadzieja, że może skomunikują. W Chojnicach odpinamy polsata, a jego miejsce zajmuje ponownie SU45. Kierujemy się na linię do Piły. W Złotowie mieliśmy mieć kilka minut postoju, ale skracamy go prawie do zera. Dzięki temu gubimy kilka minut ale to i tak za dużo by być w Krzyżu na odpowiednią godzinę. Na szczęście po jakimś czasie obsługa pociągu informuje, że PRZEMYŚLANIN będzie na nas czekać, podobnie jak ostatnia osobówka do Gniezna w Poznaniu. W Pile wysiada kilka osób. Jak się później dowiedziałem tutaj też było trzymane skomunikowanie z regio do Poznania.
W Krzyżu nasz imprezowy pociąg po raz ostatni będzie zmieniać czoło, ale ja już tego nie obejrzę, bo wraz z innymi przesiadkowiczami szybko biegnę kładką na drugą stronę dworca gdzie oczekuje TLK. Zarobił przez nas 20 minut opóźnienia, no ale to nic bo i tak będziemy stać godzinę w Tarnowskich Górach. Szczęśliwie trafia mi się miejscówka w wagonie nr 13, którego nie ma w zestawieniu na stronie PKP IC, a który okazuje się zdeklasowaną jedynką. W moim przedziale leży sobie już jedna pani, więc ja czynię to samo. W Poznaniu wsiada sporo ludzi, ale do naszego przedziału dołącza tylko jeden mężczyzna, więc można kontynuować podróż w pozycji horyzontalnej. Noc na dworcu i cały dzień w pociągu zrobiły swoje, bo zaraz za Poznaniem zasypiam, a gdy się budzę to za oknem Bytom Karb. Musiałem spać mocno bo zazwyczaj się budzę na wielu stacjach, a tym razem nie pamiętam niczego, ani Ostrowa, ani zjazdu na Kępno dolne (którego nie mam zaliczonego), ani Wielunia, ani godzinnego postoju w Tarnowskich Górach na zmianę czasu. Z infopasażera wynika jednak, że w ogóle go nie było, bo w Wieluniu mieliśmy ok. +70. Chwilę później pociąg gwałtownie hamuje. Postój niepokojąco się wydłuża. Po jakimś czasie zostaje podana informacja, że nastąpiło zerwanie sieci. Co jakiś czas powtarzane są komunikaty, że otwieranie drzwi i okien, jak również wychylanie się przez okna są surowo zabronione, bo grożą śmiercią. Na pierwszy taki komunikat reakcją jest śmiech w którymś z sąsiednich przedziałów. No ale z zerwaną siecią zwisającą pod napięciem koło pociągu faktycznie trzeba uważać. Jak na razie nie przejmuję się sytuacją, bo w Katowicach mam 2,5 godziny czasu do MORCINKA. W sumie to średnio mi się uśmiechało siedzenie na dworcu, więc już planując wyjazd myślałem sobie, że nie obraziłbym się za jakieś opóźnienie bo lepiej leżeć sobie w pociągu. Byłem też przekonany, że znajdujemy się w takim miejscu, że ściągnięcie pociągu sieciowego np. z Katowic nie będzie stanowić większego problemu. Okazało się, że się przeliczyłem, bo pociąg musiał przyjechać aż z Błotnicy Strzeleckiej i dotarł na miejsce o 5:25 czyli 2 godziny po zdarzeniu. Gdy opóźnienie przekroczyło 60 minut została podana informacja, że będzie wydawana darmowa herbata. Przez mój wagon przetaczają się więc kolejki do sąsiadujących z nim sypialek, gdzie można ją odebrać. W końcu ok. 5:50 ruszamy z ponad 2-godzinnym opóźnieniem i wtaczamy się na bytomski dworzec. Wychodzi na to, że z MORCINKIEM minę się między Chorzowem Batorym a Katowicami, więc zaraz za Bytomiem zgłaszam przesiadkę. Tuż po mnie przychodzi dziewczyna z zapytaniem o pociąg KŚ do Wisły, niestety trochę za późno o tym pomyślała, bo odjechał on z Katowic 10 minut temu. Ja otrzymuję po jakimś czasie informację, że MORCINEK ma być dla mnie trzymany. W praktyce jednak do Katowic wjeżdżamy o 6:30 czyli na 2 minuty przed jego odjazdem. Nie chciało mi się siedzieć na katowickim dworcu, więc mam co chciałem, tylko niekoniecznie musieli mi fundować dylemat „przytrzymają czy nie przytrzymają?”.
MORCINEK również na zmodernizowanych wagonach, jednak trochę innych niż te, które jeżdżą na Wrocław-Poznań/Gdynia. Tutaj na monitorkach w przedziałach są już stacje pośrednie i więcej przydatnych informacji zamiast głównie reklam. Po drodze nieplanowe postoje w Chorzowie Batorym i Rudzie Chebzie, na szczęście krótkie. Dojeżdżamy do Rudzińca Gliwickiego i znowu stajemy, tym razem na dłużej. Drużyna krząta się po peronie. Okazuje się, że jeden wagon nie chce odhamować. Zostaje zapowiedziany wjazd opóźnionego (przez nas) regio z Gliwic do Kędzierzyna. Ponieważ nie wiadomo ile jeszcze będziemy tu stać i czy wagon odhamuje, przesiadam się na kibla. W Sławięcicach zjeżdżamy na peron 2, w związku z tym myślałem, że wyprzedzi nas MORCINEK, ale jednak pojechaliśmy dalej. W Kędzierzynie jestem po 8:00, 30 minut po czasie. TLK jak się później okazało pojechał niedługo po nas. Nareszcie w domu, wystarczy przygód jak na jeden wyjazd.