Hobby - Dunajska majówka - relacja Kolejoman2 - 29-07-2018, 21:46 Temat postu: Dunajska majówka - relacja
DZIEŃ 1 - 1.05.2018.
Kędzierzyn - Racibórz - Chałupki - Bohumín - Brno - Bratislava
W dniach 1-3 maja wybraliśmy się z Kasią do Bratysławy i Wiednia przy okazji zahaczając o Brno i Žilinę. Wyjazd był turystyczny i dla mnie w większości stanowił przypomnienie odwiedzonych już miejsc. Miałem co prawda plan, aby przy okazji doliczyć braki tramwajowe w Wiedniu, ostatecznie jednak potoczyło się inaczej, ale o tym później. Postanowiliśmy wyjechać z rezerwą czyli kiblem do Raciborza o przed 6:00. Pociąg ten aktualnie odjeżdża z toru przy peronie 1A, zastanawiająca jest przyczyna, ponieważ tor 8 przy peronie 4 jest w tym czasie wolny (być może są łatwiejsze manewry w celu podstawienia składu z szopy). W Bierawie nasz postój wydłuża się, więc łapiemy prawie 10 minut opóźnienia. W Raciborzu spędzamy trochę czasu w poczekalni (i przy okazji kupujemy przejściówki z Chałupek do Bohumína), a gdy przyjeżdża pociąg z Katowic, który przechodzi na pociąg do Chałupek idziemy na peron i wsiadamy do Elfa 2. Chwilę przed odjazdem przyjeżdża późniejszy pociąg z Kędzierzyna. Przesiada się z niego kol. Michał wraz z rowerem, który jedzie na wycieczkę do Czech. W Chałupkach mamy chwilę czekania na kibel do Bohumína. Niestety od tego rozkładu jadąc rano do Bohumína trzeba się przesiadać w Chałupkach, a z powrotem w ogóle nie można wyjechać z Bohumína (no chyba że EC PRAHA, bo osobówka jedzie pół godziny po odjeździe pociągu z Chałupek do Raciborza). Po kilku minutach jazdy kiblem jesteśmy w Bohumínie. Żegnamy się z Michałem, który ma więcej czasu i szybko przesiadamy się do rychlika Bohumín-Brno. Jazda po znanej trasie, więc za Přerovem ucinam sobie drzemkę. Gdy budzę się po jakimś czasie okazuje się, że jedziemy nie tak jak zwykle czyli „górą” przez Blažovice tylko „dołem” przez Křenovice horní nádraží. Mam więc okazję przypomnieć sobie tą trasę, szkoda że przez pierwsze kilometry nie byłem tego świadomy. W Brnie jesteśmy ok. 10:40 i mamy ponad 3 godziny czasu. W Czechach jeśli chodzi o otwarcie sklepów w święta nie jest to uregulowane i jest dowolność. Część sklepów jest otwarta (np. niektóre księgarnie czy sklepy spożywcze), a inne są zamknięte. Zaliczamy oba rynki czyli Náměstí Svobody i Zelný trh, idziemy też na wzgórze z katedrą Św. Piotra i Pawła, z którego jest ładny widok na Brno. Wracając zachodzimy do kolejowej restauracji Výtopna. W sumie to mój pierwszy raz w tej knajpce, bo będąc w Pradze tylko zajrzałem bez zamawiania. Zamawiamy frytki i piwo, które po jakimś czasie przywozi nam do stolika pociąg. W knajpce oprócz opłaty za jedzenie jest też tzw. „jízdenka” (czyli po prostu bilet), zapewne opłata przeznaczona na utrzymanie knajpki w wysokości 25 koron od osoby. Po jakimś czasie kolejny pociąg przywozi nam te bilety, a są nimi cukierki z logo restauracji i pocztówki. Po wypiciu piwa przyjeżdża kolejny pociąg, aby odebrać od nas pusty kufel. Jedzenie jest przynoszone normalnie przez kelnerów. Przy płaceniu okazuje się, że nie płacimy za „jízdenki” bo trafiliśmy na happy hours. Powoli kierujemy się w stronę dworca.
W dalszą drogę wyruszamy EC z Pragi do Budapesztu o 14:23. Od tego rozkładu wszystkie pociągi na tej trasie dostały jedną wspólną nazwę (METROPOLITAN), a w Budapeszcie zamiast na dworzec Keleti dojeżdżają na dworzec Nyugati. Po 1,5 godziny jazdy z postojami na stacjach Břeclav i Kúty meldujemy się w stolicy Słowacji. Zakupujemy bilety do Wiednia na jutro, a następnie idziemy zameldować się w hostelu, oczywiście w tym samym co zawsze czyli PATIO. Po drodze na jednym z murów namalowany tramwaj. Za 2 noclegi dla 2 osób zapłaciliśmy łącznie 38 euro, co ciekawe tym razem nie musimy płacić podatku miejskiego czyli jesteśmy prawie 7 euro do przodu. W naszym 12-osobowym pokoju (jak i w sporej części całego hostelu) prawie sami Polacy, od razu widać, że mamy długi weekend w Polsce. Od mojej ostatniej wizyty pokoje przeszły remont, zostały wstawione nowe łóżka, które nie mają już schowków na bagaże, za to w pokoju pojawiły się szafki zamykane na kluczyk (każde łóżko ma przypisaną 1 szafkę) i co najważniejsze przy każdym łóżku są teraz 2 gniazdka. Ogarniamy swoje miejsca do spania, bierzemy co potrzebne i idziemy zwiedzać. Zaczynamy od starówki, po której robimy sobie spacer. Nie mogliśmy oczywiście nie zrobić zdjęć przy najważniejszych miejscach i rzeźbach. Po obejściu głównych ulic na starówce podchodzimy na Hodžovo námestie z popularną fontanną. Następnie kierujemy się na Bratislavský hrad czyli na zamek. Po wspięciu się po schodach spędzamy trochę czasu w ogrodzie oraz podziwiamy panoramę Bratysławy z punktów widokowych. Dzień się kończy, więc czas udać się do hostelu. Na Słowacji w przeciwieństwie do Czech wszystkie sklepy dziś zamknięte, więc nie możemy iść do Tesco, aby uzupełnić zapasy wody i prowiantu, będziemy musieli zrobić to jutro w Austrii. Po powrocie zachodzimy jeszcze do hostelowego baru na darmową lampkę wina, którą mamy w ramach welcome drinku.
DZIEŃ 2 - 2.05.2018.
Bratislava - Wien - Bratislava
Wstajemy po 5:00 i po ogarnięciu się i dojściu na dworzec wyruszamy pociągiem o 6:38. Zapełnienie jak zawsze duże i na każdej stacji się zwiększa. Po przyjeździe do Wiednia najpierw przejedziemy się fragmentem kolejki do Baden, na którym obowiązuje nasz bilet (czyli do stacji Vösendorf-Siebenhirten). Aby wsiąść w kolejkę musimy podjechać z dworca głównego na Matzleinsdorfer Platz i czynimy to linią 18. Trasa poprowadzona jest tunelem, w którym akurat utworzył się korek z kilku tramwajów, więc musimy chwilę odczekać. Następnie przesiadamy się na Badenkę. Jedziemy do dworca Wien Meidling (przy okazji odkrywam, że jeden odcinek, który jest umieszczony na mojej mapie nie jest już używany), a następnie linia robi się bardziej kolejowa niż tramwajowa. Po dojechaniu do ostatniej możliwej stacji mamy chwilę czasu:. Chciałem tu dojechać ponieważ zakładałem, że zaliczenie dalszej części trasy nie będzie dość tanie, a przynajmniej tak wynikało z cen biletów, które udało mi się znaleźć w internecie i zamierzałem odpuścić je w ogóle. Na stacji znajduje się automat biletowy, więc postanawiam sprawdzić jaka jest cena z tej stacji do Baden i okazuje się, że 3,50 euro czyli do przeżycia. Tak więc dochodzi mi nowa rzecz do zaliczania, której wcześniej nie uwzględniałem w planach, dlatego teraz na wyjeździe skupimy się jednak głównie na zwiedzaniu, a na zaliczanie przyjadę sobie kiedyś jeszcze raz, bo jak widać materiału jeszcze się uzbiera. Powrotną kolejką pojedziemy teraz bezpośrednio pod Operę Wiedeńską, gdzie zaczniemy zwiedzanie. Zajmujemy miejsce w drugim składzie, jednak po przejechaniu kilku przystanków zostaje podana informacja, że mamy przesiąść się do pierwszego składu. Następnie zatrzymujemy się przy halach i drugi skład zostaje odczepiony. Wolniutko podjeżdżamy na peron kolejnego przystanku, przy którym jak się okazało czekał kolejny skład, do którego podpięliśmy się sprzęgiem samoczynnym i teraz to my jesteśmy drugim składem, a motorniczy przesiada się. Całość nie trwała chyba nawet 3 minut. Przy operze rozpoczynamy zwiedzanie. Najpierw przechodzimy na Stephansplatz i spacerujemy po okolicznych uliczkach. Kursują tu małe autobusy elektryczne:. Docieramy m.in. pod dom Mozarta, w którym urządzone jest muzeum. W sklepie firmy Manner zakupujemy trochę austriackich słodyczy. Pisałem, że odpuszczam zaliczanie, jednak będzie jeden wyjątek, ponieważ do kolejnego miejsca udamy się dość mocno zakręconym wariantem, aby przynajmniej metro było zaliczone w całości i nie pozostały pojedyncze skrawki tramwajowe w zupełnie różnych częściach miasta. Linią U3 jedziemy ze Stephansplatzu do stacji końcowej czyli Simmeringu. Tam zaglądamy na chwilę na stację kolejową. Następnie powracamy do U3 i dojeżdżamy do Mitte Landstrasse. Tam przesiadamy się na U4 i podjeżdżamy do stacji Karlsplatz, gdzie od razu przesiadamy się na pociąg powrotny i ponownie wysiadamy na Mitte Landstrasse, aby zajrzeć do Spara i uzupełnić zapas wody. Następnie znów U3 podjeżdżamy do Schwedenplatz i tym samym całą sieć metra mam zaliczoną, dopóki nie otworzą nowych odcinków. Przesiadamy się teraz na tramwaj linii 2, którym jedziemy do przystanku Friedrich-Engels-Platz. Tutaj przesiadka na linię 33, którą chcę zaliczyć jeszcze jeden odcinek, który ostatnio był w remoncie. Niestety okazało się, że źle odczytałem schemat i zamiast odcinkiem do zaliczenia pojechaliśmy innym (tym, który nieplanowo zaliczyłem ostatnio). Na szczęście oba odcinki łączą się kilka przystanków dalej, więc jedyne co nam pozostaje to na wysiąść w miejscu połączenia obu odcinków, linią 31 zaliczyć pożądaną trasę, a następnie tą samą linią wrócić się z powrotem. Teraz linią 5 jeszcze ciągle zaliczając dojeżdżamy do dworca Praterstern. W ten sposób do zaliczenia pozostały mi odcinki w miarę w jednej części miasta i dość łatwe do połączenia. Plan jest teraz taki, aby przez Prater przejść do innej pętli tramwajowej (Prater Hauptalee) i udać się dalej. Prater to (jeśli ktoś nie wie) duże wesołe miasteczko, po którym kursuje między innymi Liliputbahn czyli mała kolejka wąskotorowa, którą w sumie też można dorzucić do materiału zaliczeniowego na jeszcze jedną wizytę w stolicy Austrii. Niestety znów popełniam błąd i źle odczytuję mapę, w efekcie większą część trasy zamiast Praterem idziemy parkiem obok Prateru. Nie chce nam się jednak już wracać, bo pogoda dość upalna. Na pętli tramwajowej wyruszamy 1-ką. Wysiadamy na Löwengasse, żeby obejrzeć Hundertwasserhaus. Następnie ponownie tą samą linią jedziemy dalej i z przesiadką na dwie kolejne dojeżdżamy do przystanku Unter Belvedere. Wchodzimy do Belwederu i spacerujemy sobie po tutejszych ogrodach. Zdjęcia wrzucałem w jednej z poprzednich relacji z Wiednia. Z jednej strony nadchodzi ciemna chmura i słychać lekkie grzmoty, ale na szczęście jak się potem okazało burza na razie przeszła bokiem. Z przystanku Schloss Belvedere kolejnym tramwajem jedziemy na ring, aby obejrzeć sobie zabytki, które się tam znajdują. Wysiadamy przy ratuszu, przy którym jak zwykle coś się odbywa (jeszcze mi się nie zdarzyło trafić, aby budynek był łysy bez jakiejś sceny przed nim albo coś). Następnie podjeżdżamy jeden przystanek do parlamentu, ale ten jest remoncie i nie jest możliwe wejście nawet na schody. Przechodzimy na drugą stronę ulicy do parku. Ciekawostką są tutaj posadzone drzewka z dedykacjami. Stamtąd przechodzimy dalej oglądając kolejne budynki zgromadzone wokół ringu. Następnie ze stacji Volkstheather jedziemy metrem na Westbahnhof, gdzie zaglądamy do jednej księgarni, którą mieliśmy w planie ze względu na wyprzedaż książek. Niestety nie wystarczy nam już czasu aby pojechać do pałacu Schönbrunn, którego sam również jeszcze nie zwiedzałem (cóż, kolejna pozycja do listy ). Podjeżdżamy co prawda metrem U6+U4 do stacji Schloss Schönbrunn, myśląc że może zobaczymy go przez chwilę z daleka, ale po dojechaniu tam rozpoczyna się burza. Poza tym z tego co później czytałem to na położone tam ogrody może i pół dnia nie wystarczyć, a ogród przy belwederze, który wydawał mi się bardzo duży to przy tym ogrodzie liliput. Nie opuszczamy więc nawet stacji metra tylko metrem z przesiadkami docieramy już na Hauptbahnhof. Wstępujemy jeszcze do księgarni i do Spara i pociągiem o 20:16 powracamy do Bratysławy. Nad miastem burza i błyskawice, ale nie spada ani kropla deszczu. W Bratysławie jesteśmy o 21:20, a pół godziny później w hostelu.
DZIEŃ 3 - 3.05.2018.
Bratislava - Žilina - Bohumín - Chałupki - Racibórz - Kędzierzyn
Dziś mamy pociąg dopiero o 12:00, więc wstajemy przed 8:00. Wymeldować musimy się do 10:00, więc najpierw jeszcze bez plecaków idziemy na miasto, a konkretnie na most pieszo-tramwajowy, z którego jest piękny widok na panoramę miasta z zamkiem, która stanowi częsty motyw na magnesach czy pocztówkach. Wracając do hostelu oglądamy jeszcze położony w pobliżu (ale schowany w wąskich uliczkach) niebieski kościół. Wymeldowujemy się z hostelu, odbieramy nasz depozyt 10 euro (za klucze) i idziemy na zakupy do Tesco. Po zakupach, przegryzieniu czegoś i ogarnięciu się kierujemy się powoli w stronę dworca. Udajemy się tam deptakiem, a po drodze wstępujemy jeszcze m.in. do piętrowej księgarni MARTINUS. Po przybyciu na dworzec mamy na tablicy dwa rychliki do Koszyc o niemal tej samej godzinie, więc trzeba uważać, aby się nie pomylić. Jeden jedzie dołem kraju przez Zvolen, a drugi górą przez Žilinę i Poprad-Tatry. Skład jak zwykle długaśny i frekwencja wysoka, więc lokujemy się w pierwszym wagonie za lokomotywą, gdzie jest w miarę pustawo, bo mało komu chce się iść tak daleko. Podobnie jest na większości stacji po drodze, bo zawsze wyjeżdżamy bardzo daleko na początek peronu. Trasa całkiem ładna, momentami górska i z tunelami, widać też że budowane są kolejne nowe odcinki z tunelami mające na celu kolejne skrócenie czasu przejazdu. Podczas jazdy 2 razy stajemy pod semaforem, a mechanik podaje przez radiowęzeł informację, aby nie wysiadać, bo nie jesteśmy jeszcze na stacji. Przed Žiliną spore jezioro. W Žilinie z racji, że byliśmy z przodu musimy przejść przez cały peron:. Planowo mieliśmy tu mieć tylko 50 minut czasu, które zostało jeszcze skrócone, bo przez postoje na semaforach złapaliśmy ok. 10 minut opóźnienia. Ekspresowo idziemy więc na stare miasto. Jakby było mało to przez moją nieuwagę rozwaliła nam się puszka piwa w niesionej przeze mnie reklamówce, więc tracimy kolejne cenne minuty, aby się przeorganizować. Bardzo szybko obskakujemy Námestie Andreja Hlinku oraz położone nieco wyżej Mariánske námestie. Niestety nie starczyło czasu, aby przegryźć kawałek pizzy w planowanym przeze mnie miejscu, ale udało się na chwilę zajść do galerii po pocztówki i do Billi po nowe piwo i chipsy. W ostatniej chwili docieramy na rychlik ODRA, którym pojedziemy do Bohumína. Musimy dosiąść się do pełnego przedziału, ale na pewno większość osób wysiądzie na stacjach Kysucké Nové Mesto i Čadca i tak też się dzieje. Mamy nieplanowy postój na torze bez peronu na stacji Krásno nad Kysucou ze względu na ruch jednotorowy. Linia jest całkiem ładna widokowo. Dopiero w rejonach Czeskiego Cieszyna widoki robią się mało ciekawe, w tych okolicach zaczyna też padać deszcz. W Bohumínie jest już po wszystkim. Wagon, którym jechaliśmy miał przeraźliwie głośne hamulce, tak jak dawniej miały czeskie kible czy stare wagony bezprzedziałowe. Podczas podróży wiele osób zatykało sobie uszy. W Bohumínie na szczęście wjeżdżamy na peron 1, więc możemy szybko przebiec na przystanek autobusowy. Na szczęście autobus do Starego Bohumína przybywa chwilę po czasie, więc nie będziemy musieli iść pieszo. Okazało się, że bilet potaniał do 16 koron, prawdopodobnie wynika to z włączenia linii do systemu taryfowego ODIS. Ze Starego Bohumína na stację w Chałupkach trzeba iść już pieszo. Od strony Czech nadchodzi czarna chmura. Po przybyciu na stację w Chałupkach Elf 2 do Raciborza już stoi i można zająć miejsce, mimo że do odjazdu jest jeszcze ponad godzina. Wykorzystuję czas na zrobienie zdjęć, ponieważ jest to nowy tabor i nie miałem za bardzo okazji go fotografować. W międzyczasie przejeżdża też IC PRAHA z Pragi do Warszawy. Tuż przed odjazdem naszej osobówki do pociągu wsiadają rowerzyści. Z rozmowy wynika, że pokonali oni trasę ze stacji w Bohumínie na stację w Chałupkach w 12 minut, chociaż trudno mi to sobie wyobrazić. Zaczyna padać lekki deszcz, najwyraźniej dogania nas burza. Na szczęście nie zrobiła się z tego żadna nawałnica, ale bardzo spadła temperatura. W Bohumínie i Chałupkach w krótkich spodenkach i koszulce było nam gorąco, a w Raciborzu trzęsiemy się z zimna. Nasz Elf przechodzi na pociąg do Katowic, a my czekamy na opolskiego Impulsa, który przyjeżdża z Wrocławia i będzie tam powracać. W Kędzierzynie jesteśmy o 20:23.