3 sierpnia 2019 przypadła 15. rocznica mojego pierwszego kółeczka kolejowego. Wybrałem się wtedy na skromną przejażdżkę Kędzierzyn-Opole-Strzelce Opolskie-Gliwice-Kędzierzyn. W tym roku ten dzień wypadał akurat w sobotę, więc również wybrałem się na przejażdżkę. Głównym celem były miasta w województwie śląskim: Lubliniec, Tarnowskie Góry i Jaworzno, ale nie tylko. Wyruszam pierwszym regio z Kędzierzyna do Gliwic po 4:00. Od Gliwic będę podróżować na bilecie "10 godzin po sieci". Biletu nie da się kupić w automacie, kasa jest czynna od 5:00, a pociąg odjeżdża o 5:04, więc gdy tylko podstawia się skład rozpoczynam poszukiwania drużyny, aby zakupić bilet. Niestety mimo dwukrotnego przejścia przez cały skład nie znajduję jej. Stwierdzam, że zaryzykuję i powracam do holu dworca. Na szczęście kasa otwiera się punktualnie co do minuty i ekspresowo sprzedaje mi bilet, dzięki czemu moja kolekcja wzbogaci się o normalny blankiet a nie z terminala. W Katowicach mam pół godziny czasu, po czym wyruszam kiblem do Lublińca. Trafił się kibel KŚ najstarszej generacji. Jazda tym odcinkiem jest bardzo różna. W niektórych miejscach jedzie się szybko i płynnie, w innych pociąg tak się turla po zaniedbanych torach, że można jajko znieść. Podróż kończy się na stacji w Lublińcu. Stacja przeszła jakiś czas temu modernizację, jednak ktoś nie pomyślał o windach dla niepełnosprawnych, więc teraz wyremontowany tunel jest częściowo rozwalony, ponieważ trwa ich budowa. Zjawia się pendolino do Warszawy – akurat ten kurs ma postój handlowy w Lublińcu, a także TLK PUŁASKI z Krakowa do Poznania, który ma bardzo "długi"; skład (2 lub 3 wagony). Mam niecałe 2 godziny czasu. Udaję się na położoną dość blisko dworca starówkę. O tej porze w sobotę miasto jeszcze śpi, czasem ulicą przemknie jakaś pojedyncza osoba. Rynek niezbyt duży i nie powalił mnie swoją urodą podobnie zresztą jak i przylegające uliczki. Zachodzę jeszcze obejrzeć położony nieopodal klasztor Misjonarzy Oblatów wraz z niewielkim parkiem.Jest też adres strony internetowej miasta wykonany z kwiatów.Po obejrzeniu miasta i wykorzystaniu czasu jaki mam do dyspozycji powracam na dworzec i wyruszam w dalszą drogę tym samym kibelkiem, który mnie tu przywiózł. Cofam się teraz z powrotem do Katowic, jednak wysiądę jeszcze w Tarnowskich Górach. Stacja jak na razie nie tknięta przez remont. Obok dworca kolejowego znajduje się nowoczesny dworzec autobusowy, a na placu przed dworcem mamy pomnik Józefa Nowkuńskiego – budowniczego i projektanta Magistrali Węglowej. Tablice peronowe to stare wyświetlacze diodowe, na których z widocznością jest różnie. W budynku dworca na piętrze znajduje się makieta kolejowa, którą można zwiedzać, jednak mam ograniczony czas, więc nie ma sensu kupować biletu aby zwiedzać tylko przez chwilę. Udaję się więc na rynek tak jak pierwotnie planowałem, a na makietę przyjdzie czas kiedy indziej. Pora już późniejsza, więc miasto zdążyło już się obudzić i na deptaku oraz rynku sporo ludzi. Charakterystycznym miejscem na rynku jest zabytkowa studnia oraz pomnik. Nie sposób również przeoczyć budynku ratusza oraz kościoła. Na deptaku mijam też jedną z rzeźb Gwarka, które są w różnych częściach miasta. W drodze powrotnej zachodzę jeszcze na chwilę do znajdującego się obok dworca centrum handlowego HALA.
Jadę teraz do stolicy województwa śląskiego. Aby optymalniej wykorzystać bilet wyjadę do jeszcze do Goczałkowic Zdroju, bo zawsze chciałem zrobić kilka zdjęć na tym ciekawie położonym przystanku nad zalewem. Warunek jest taki, że musi udać mi się 2-minutowa przesiadka w Katowicach. Na szczęście pociąg dociera tam planowiutko, więc bez problemu realizuję moje założenie. Niestety po drodze łapiemy kilka minut w plecy, więc i tak krótki czas pobytu w Goczałkowicach jeszcze się skurczy. Na przystanku wysiadają też rowerzyści i chyba zachodzi jakieś nieporozumienie z drużyną. Wygląda to tak jakby nie wyładowali całego swojego sprzętu a pociąg odjechał mimo prób zatrzymania. Zwiedzam sobie przystanek, przy którym znajduje się park zdrojowy oraz wspomniany zalew, który umiejscowiony jest po obu stronach linii kolejowej i przystanku. Okazuje się, że pociąg w przeciwnym kierunku również złapał niewielkie opóźnienie (może czekał w Czechowicach aby przekazać rzeczy rowerzystów z pierwszego pociągu ?) więc ostatecznie czas pobytu zrobił się taki jaki miał być. Zauważam, że na pomysł takiej samej przejażdżki jak ja wpadła również rodzinka z dzieckiem. Powrotnym elfem udaję się do Katowic. Z pociągów przeniosę się teraz na sieć autobusową PKM Jaworzno, na którą bilet całodzienny kosztuje zaledwie 5 zł. Przeczytałem w internecie, że zakup biletów jaworznickich jest możliwy jest w kolekturze biletowej przy przystanku Aleja Korfantego, z którego odjeżdżają autobusy tego przewoźnika. Udaję się tam, jednak bardzo niemiły pan informuje mnie, że jeżeli nie mam jaworznickiej karty miejskiej to nie mamy o czym gadać. Podjeżdża mój autobus. Na szczęście bilet bez problemu udaje kupić się w automacie w pojeździe. Wybrałem linię A, która po obsłużeniu kilku przystanków na terenie Katowic wjeżdża na autostradę A4 i jedzie nią aż do centrum handlowego w Sosnowcu Jęzorze. Nie miałem jeszcze okazji jechać autobusem miejskim po autostradzie. Wysiadam na głównym przystanku w Jaworznie, który znajduje się przy centrum handlowym GALENA. Powstaje tu coś w rodzaju centrum przesiadkowego (ale tylko między autobusami) i chyba nie jest jeszcze w 100 procentach ukończone. Do rynku nie jest daleko, trzeba podejść pod górkę ulicą, która wygląda jak deptak, ale jeżdżą nią autobusy komunikacji miejskiej. Rynek ma kształt trapezu, po bokach kilka kolorowych budynków, po jednej stronie ładny budynek biblioteki a po drugiej kościół, a konkretnie Kolegiata św. Wojciecha i św. Katarzyny. Zdjęcia trochę psuje rozstawiona na rynku scena, ale takie już uroki zwiedzania miast w letnie weekendy. W jednej z knajpek można kupić pizzę na kawałki. Taką formę fast foodu często spotykam u naszych południowych sąsiadów, natomiast mało kiedy w Polsce, a szkoda. Powracam do przystanku, ale zanim wyruszę dalej zaglądam na chwilę do galerii GALENA. Obok niej znajduje się wystawa związana z przemysłem górniczym.
Udam się teraz do Chrzanowa i uczynię to ponownie linią A. Po drodze mijamy punkt, w którym autobus elektryczny może się naładować zanim ruszy w kolejny kurs. W Chrzanowie wysiadam na przedostatnim przystanku, w pobliżu którego znajduje się rynek. Jeśli miałbym go porównać z jaworznickim to chrzanowski podoba mi się dużo bardziej. Oprócz fontanny z kilkoma mostkami i knajpek jest też wystawa fotografii pt. "Z życia Fablokowca"
Po opuszczeniu rynku przechodzę przez Plac Tysiąclecia, na którym znajduje się Chrzanowski Orzeł. Idąc dalej mamy pomnik parowozu wąskotorowego „Ryś” produkowanego oczywiście w tutejszej fabryce lokomotyw, a także inną ciekawą rzeźbę. Docieram do dworca autobusowego. Mam jednak jeszcze chwilę czasu więc zachodzę na położony obok przystanek kolejowy Chrzanów Śródmieście (na linii Trzebinia-Oświęcim) oraz położonej po drugiej stronie torów niewielkiej galerii handlowej. Na przystanku kolejowym czynny tylko jeden tor, drugi musi być zamknięty już od dłuższego czasu bo bardzo zarośnięty i zapuszczony. Z tego co pamiętam prędkości też nie są tu powalające, może kiedyś doczekamy się remontu. Plan wyjazdu został tak ułożony, aby nie dublować tras, więc do Jaworzna powrócę tym razem linią 319. Linia jedzie nieco okrężną trasą zaliczając po drodze kilka wiosek m.in. Balin leżący przy magistrali kolejowej E-30. Przejeżdżamy koło jaworznickiego rynku (jednak z innej strony niż autobusy jadące "deptakiem" a następnie zjeżdżamy do centrum gdzie wysiadam.
Planowałem teraz przesiąść się na linię E, którą pojadę do Mysłowic, jednak mam do niej prawie pół godziny, a za chwilę zjawi się linia S do Sosnowca i w dodatku na autobusie elektrycznym (którym nigdy jeszcze nie jechałem), więc korzystam z okazji. W autobusie są nawet ładowarki USB. Wysiadam na przystanku Sosnowiec Jęzor Centrum Handlowe. Czas, który mam do linii E wykorzystuję na szybką wizytę właśnie w centrum handlowym. Dojście do niego z przystanku nie jest najwygodniejsze, bo trzeba nadłożyć trochę drogi. Samo centrum nieco inne niż większość przeze mnie odwiedzanych, bo urządzone nieco w stylu retro i przeważają główne sklepy odzieżowe (nie znalazłem księgarni, salonów prasowych czy sklepów z elektroniką). Centrum położone jest totalnym odludziu, więc pewnie mało kto dociera tutaj piechotą, tylko raczej samochodem lub autobusem. Po drugiej stronie centrum za drzewami schowana jest magistrala E-30 oraz jeziorko. Linią E podjeżdżam do Mysłowic. Idę wzdłuż jednotorowej (i mocno zaniedbanej) linii tramwajowej do Katowic. Docieram na rynek, który jest niewielki i niezbyt ładny. Po szybkim obejrzeniu powracam na przystanek. Z Mysłowic do Katowic możliwości dostania się jest wiele, jednak z racji, że posiadam bilet PKM Jaworzno to czekam na autobus tego przewoźnika. Zjawia się linia J. Docieram nią na przystanek na Al. Korfantego, z którego kilka godzin temu startowałem. Pojazd uda się do Jaworzna jako linia E, a za nim zjawia się linia 1 PKM Tychy. Mam jeszcze trochę czasu więc spaceruję sobie po katowickim rynku. Przejeżdżałem lub przechodziłem tędy dziesiątki razy, ale nigdy nie miałem czasu, żeby zatrzymać się na dłuższą chwilę. Dopiero spokojny spacer pozwala dostrzec różne ciekawe wcześniej niezauważane elementy. W oddali widzimy również słynną katowicką Superjednostkę (której nazwę miał kiedyś nosić pociąg InterRegio nota bene na kiblu, ale ostatecznie wycofano się z tego). Na rynku gwarno i dużo się dzieje. Rodziny z dziećmi korzystają z wakacji i ciepłego wieczoru. Można m.in. zagrać w duże szachy. Spacerkiem docieram na dworzec. Zakupuję bilet liniowy i elfem Kolei Śląskich docieram do Gliwic. Tam przesiadka na ostatnie regio do Kędzierzyna, którym docieram do domu.