INFO KOLEJ - forum kolejowe

Hobby - Psychologia a miłośnik kolei

Bob1988 - 24-07-2008, 11:59
Temat postu: Psychologia a miłośnik kolei
Mam już 20 lat i odkąd pamiętam zawsze mnie ciągło do kolejek, torów, stacji kolejowych. Obraz dźwięk czy zapach związany z koleją budzi we mnie zainteresowanie i bardzo pozytywne emocje. Chciałbym z waszą pomocą wyjaśnić psychologiczne przyczyny takiego zainteresowania. Podejrzewam, że ma to związek z dzieciństwem. W dzieciństwie najprawdopodobniej wydarzyło się coś lub wydarzało się przez dłuższy czas co mnie tak uwarunkowało. Wraca to do mnie jak narkotyk, co jakiś czas wracam na stację aby tam chwile pobyć, doświadczyć obrazów dźwięków czy zapachu.

Zastanawiam się czy nie można porównać tego np. do zainteresowania TIRami, w końcu np. EU07 to takie duży TIR na szynach. Jeżeli pozwolimy sobie na takie porównanie to jedną z przyczyn może być MOC, chodzi o moc, siłę i wielkość. Czujemy przed nim respekt i np. kierując nim - władzę. Nasuwają mi się tu kompleks władzy. Czy kompleks władzy determinuje pozytywne uczucia w stronę kolei? Może ale dla mnie to za słabe tłumaczenie.

Ostatnio jak byłem wieczorem na stacji przyjechał pociąg dalekobieżny. Na stacji za nim przyjechał było pusto poza tym peronem na którym byli ludzi oczekujący na jego przyjazd. Udzieliło mi się pewne napięcie jaki zawsze towarzysz mi przed przyjazdem pociągu do którego mam wsiąść. Zazwyczaj jak jest podstawimy to to nie występuje ale gdy tak nie jest. Pojawi się napięcie. To napięcie jest dość łatwo wyjaśniane bo chodzi o pośpiech, w końcu na stacji nie będzie czekać wieczność. Możliwe, że takie napięcie w dzieciństwie zdeterminowało związek z koleją Ta wersja też mnie nie zadowala.

Chciałbym o ile to możliwe abyście spróbowali po gdybać o sobie w taki sposób, spróbujcie opisać uczucia i wydarzenia jakie je powodują. Uruchomcie Swoją inteligencję emocjonalną Smile
ikarus27 - 24-07-2008, 15:11
Temat postu:
Dołączę się do pytania
Ja to samo mam z Komunikacją Miejską (Od kąt pamiętam zawsze ciągnęło mnie do autobusu)
Koleją interesuję się od niedawna i myślę, że gdyby nie jeden kumpel wcale nie poznałbym tego "świata"
Ale powrócę do sedna wiele zainteresowań ujawnia sie w wieku 10-20 lat za pomocą jakiegoś spotkania , zderzenia się tym czy będę się interesował.
Czasem mam wrażenie, że moje zainteresowanie tkwiło we mnie od zawsze i nie mogę pojąć dlaczego...
Gaspares - 24-07-2008, 16:15
Temat postu:
To ja się troszkę powywnętrzam..

Chyba decyduje tutaj pierwszy kontakt. A mój był nie najgorszy: miałem 13 lat i jechałem z tatą pod koniec sierpnia do Krakowa na konkurs. Do dziś trzymam nawet bilety. Ze Zgorzelca Miasto do Wrocławia wiózł nas skład DB z Drezna, a więc czysto estetycznie, darmowa niemiecka gazetka w przedziale, oraz ładna toaleta, podczas gdy straszono mnie jaki to syf w pociągowych ustępach ponoć panuje. Było jak najbardziej pozytywnie, dzieciakowi podobał się wiadukt w Bolesławcu i jazda po nasypach we Wrocławiu Smile

Niestety dalsza podróż do Krakowa ekspresem nie była taka fajna: polski leciwy wagon, przedział dla palących z przesypującymi się popielniczkami (o zgrozo) i wredna współpasażerka.

A potem podróże pociągiem wiązały się już z jednym pozytywnym okresem: wakacjami albo feriami Smile A to bardzo ważne czynniki wzmacniające przeświadczenie, że jazda pociągiem ma w sobie coś wyjątkowego, tym bardziej, że jedno uczucie już od małego wzbudzało we mnie zawsze sporo emocji: uczucie lokomocji.
ikarus27 - 24-07-2008, 19:56
Temat postu:
Cytat:
A potem podróże pociągiem wiązały się już z jednym pozytywnym okresem: wakacjami albo feriami

A do Wolsztyna to się nie jeździ? Chytry Oj nieładnie, nieładnie Mr. Green Chytry
mateusz123 - 24-07-2008, 20:04
Temat postu:
Moje podróże kolejami zaczęły się od czysto służbowych, czyli jazda z rodzicami itd. Pierwszą wyprawę typowo kolejową była jazda do Wolsztyna, 3 lata temu na parade Parowozów. Od tego czasu zaczyna się moje objeżdzanie ciekawszych tras w dolnośląskim i w Polsce(przy okazji wakacji). W najbliższym czasie mam w planie: Milicz, Kudowa,Szklarska Poręba, okolice Węglińca. Szukam chętnych na trasę;d

[ Dodano: 24-07-2008, 21:11 ]
Uważam to za nietypowe, ale bardzo ciekawe hobby. Moja pasja ewoluwała, od przyglądania się pociągom, poznawaniu tras w rozkładzie, nauce sygnalizacji, szukaniu forów w internecie itd. Nie wiem co będzie dalej, ale mogę powiedziec jedno: moja pasja nawet na moment nie przygasła. Każdego dnia staram się dowiadywac czegoś nowego, szukac rozkłądów, przegladac fora itd. Najlepiej jak wpadnę na pomysł jakiejś trasy do objechania, siadam w internecie na sieciowy rozklad i zaczyna sie wielkie szukanie połączeń, przesiadek itd;d Mam kolegę, wielkiego miłosnika mpk, który zainteresował się też pkp po tegorocznej Paradzie, mam nadzieje, ze też będzie "działał" w tym kierunku;]
zawias - 09-01-2009, 23:25
Temat postu: Re: Psychologia a miłośnik kolei
Bob1988 napisał/a:
(...)Pojawi się napięcie. To napięcie jest dość łatwo wyjaśniane bo chodzi o pośpiech, w końcu na stacji nie będzie czekać wieczność. Możliwe, że takie napięcie w dzieciństwie zdeterminowało związek z koleją Ta wersja też mnie nie zadowala.

Chciałbym o ile to możliwe abyście spróbowali po gdybać o sobie w taki sposób, spróbujcie opisać uczucia i wydarzenia jakie je powodują. Uruchomcie Swoją inteligencję emocjonalną Smile


Jak byłem mały, to się bałem jeździć pociągami, bo za moich czasów najczęściej jeździły kible z plastikowymi siedzeniami, (teraz już wiem, że one najbardziej się tłuką) zawsze się bałem, że nie zdążę wysiąść, że wagon się urwie, że konduktor wlepi karę...

Obecnie jest tak, że jak ma przyjechać pociąg do którego mam wsiąść to też czuję taki napięciowy prąd w sobie.
chris_r - 10-01-2009, 00:25
Temat postu:
Pytanie jest dobre skąd to zamiłowanie do kolei Smile. Może właśnie to, że kolej ma w sobie coś czego nie posiada transport kołowy. Powiem Wam, że u mnie to zamiłowanie może wynikać z tego, że mój tata pracował kiedyś na kolei od niego dowiedziałem się kilku rzeczy związanych z czynnościami, które wykonywał oraz inne ciekawostki związane z koleją. Wujek i zarazem mój chrzestny nadal pracuje Smile. A ponoć zainteresowania rodziców ich pasja czy zawód przenoszą się na nasze zainteresowania. Gdzieś to kiedyś słyszałem Smile Pociągami jeżdżę od małego. Więc jako łepek zawsze spoglądałem przez szybę patrząc jak przesuwa się krajobraz, czy z pomocą taty wychylało się przez okno by zobaczyć pociąg na łuku Smile. Oczywiście też była ciekawość na temat pewnych rzeczy czy urządzeń czy nawet pozostałości po torowiskach itp: W póżniejszym okresie dzięki paru książkom o ruchu kolejowych czy o urządzeniach SRK internetowi, opowieściom mojego ojca i mojej wiecznej ciekawości Smile coraz więcej chce wiedzieć. Oprócz tego zbieram materiały jak mi się jakieś trafią. Robię zdjęcia taboru, liniom i stacją. Do tego celu wykorzystuje moje drugie hobby czyli rower Smile. Dzięki niemu mogę sprawnie i szybko przemieszczać się w terenie łącznie z jazdą po starotorzu. Tak na razie przejechałem Krzeszów - Jawiszów i Boguszów Gorce Wschód - Biały Kamień jadąc po starotorzu. Zawsze jak mam gdzieś jechać to staram się pociągiem, ale w ostateczności dopiero korzystam z komunikacji PKS. I obojętnie czy jadę trasą którą znam na pamięć czy trasą której nie znam, zawsze mam radochę Smile.
Miło jest jak stoję na stacji i czekam na pociąg (wiadomo gorzej jak jest opóźniony). Nagle zapowiadają, że pociąg takiej relacji wjedzie na taki tor i taki peron. A tu przychodzi na myśl pytanie: co przyjedzie? Z tego pytania wie się tylko jedno: Przyjedzie polski tabor, który mimo, że wiekowy jest nie do zajechania Smile. Stoję, czekam i patrzę: nadjeżdża oczekiwany pociąg. Z daleka mniej więcej już wiem co podjeżdża. Patrzę na numery loka, patrzę na wagony i natychmiastowa decyzja czy wsiadam do tego co ma przedziały czy do "bonanzy" albo jeżeli skład stanowią same Bh to zostaje wybrać czy wsiąść do ostatniego, pierwszego a może środkowego wagonu. A jak przyjeżdża kibel to tylko przychodzi jedno pytanie: jakie siedzenia?. Podchodzę do drzwi. Chcę je otworzyć a tu okazuje się, że nie da się otworzyć albo otwierają się opornie. Jeszcze zostaje wspinaczka i jestem we wnętrzu wagonu. Zajmuję miejsce i można posiedzieć jak panisko Smile czyli usiąść i wyłożyć nogi Smile a jak nie chce się posiedzieć to można pochodzić Smile. Słychać gwizdek i pociąg rusza. Wiadomo najpierw ospale pomału a później szybciej, szybciej tyle ile może pojechać. Siedzę i słyszę jak stukają koła na stykach szynowych. I siedzę, patrzę na krajobraz, na to co się dzieje na stacji i tak aż do dojazdu do stacji docelowej. I to co napisałem nawet jest fascynujące taki zwykły przejazd pociągiem Smile. Prawie jak przygoda. Ale to jest właśnie w kolei fascynujące, ten tabor, ten charakter przewozów to jak to wszystko musi działać, żeby bezpiecznie przejechać . I to mi się podoba fajnie jest mieć takie zainteresowania Smile
zawias - 10-01-2009, 14:58
Temat postu:
chris_r napisał/a:
(...) A jak przyjeżdża kibel to tylko przychodzi jedno pytanie: jakie siedzenia?. (..)


Ja mam dokładnie identycznie.Niektóre odcinki mam tak rozjeżdżone, że wiem którš liniš się nie wybierać, bo albo będzie tłok, albo plastikowe siedzenia połówkowe(tak jak wczoraj w pocišgu z Katowic do Krakowa)Chyba że muszę jechać z koniecznoœci, to wtedy już jadę czym jest i dokšd trzeba

Również jestem pasjonatem rowerów. Wogle pocišg i rower to tak jak bracia - wzajemnie się uzupełniajš. Pocišgiem mogę zawieœć rower w trakcie awarii, a rower jest dobry do zwiedzania opuszczonych nieczynnych linii(np. Trzebinia-Wadowice, Chrzanów-Bolęcin)Też robię wycieczki pod opuszczone dworce kolejowe tylko w zasadzie nie robię zdjęć, bo do końca nie wiem czy można...
yusek - 10-01-2009, 19:00
Temat postu:
Jeśli o mnie chodzi to z dziciństwa pamiętam wyprawy pociągiem z dziadkiem na wakcje trasa Karsin-Kościerzyna-Gdynia-Wejherowo (a potem autobusem). (podróż trwała w sumie 3-5 godzin a samochodem 2,5, przy czym w Gdyni obowiązkowy postój bo nie jechaliśmy pierwszą SKM do Wejherowa a w Wejherowie jeszcze dłuższy postój bo nie było autobusu. Trasa Kościerzyna - Gdynia to jazda Bipą obowiązkowo na górze.
Potem modelarstwo byłem u kolegi we Warszawie i on miał (na to co obecnie ja mam to małą kolejkę) Kilka wagonów sporo torów i puszczaliśmy pociąg z jednej części mieszkania do innej. Wtedy na święta dostałem pierwszą kolejkę niestety tabor amerykański wagony towarowe (ale od czego ma się papier nożyczki i klej po przeróbce wagon był powiedzmy pasażerski oczywiście nie przypomina tego co mam teraz). Potem zbieranie na tory, które pamiętam kosztowały 2zł szczytem marzeń była zwrotnica za 16zł (przy tygodniowych dochodach 5zł), ale miałem aż trzy. Ta cześć mojego związku z kolejami była związana z moim tatą, który niestety szybko zgniął ;-( . Ale też pamiętam że drugą lokomotywę dostałem od dziadka.
Kolejne przygody z pociągami to studia i dostęp do Światów Kolei. I o czywiście mogłem sobie codziennie jeżdzić SKM. Obecnie mam brata, który przejął moją starą kolejkę a w zasadzie pozostałości po niej. Jest jeszcze wprawdzie mały ale już widze, że się w to wciąga. Więc ogólnie patrząc kolej kojarzy mi się z ludzmi z mojej rodziny, którzy byli dla mnie wielkim autorytetem.
eurek - 10-01-2009, 21:55
Temat postu:
To i czas na mnie Very Happy

Za dzieciaka (5-6 lat) kilka razy zdarzyło sie mykać pociagiem na wczasy nad morze i pamietam te tłoki i walki o miejsca...za mały byłem jednak aby miec jakiekolwiek emocje z tym związane...

Za młodzika (9-12) były jazdy z Nysy (gdzie mieszkalem) do rodzin we Wrocławiu (linia Nysa-Brzeg) i Zawiercia. O ile do Wroca miłosc do ciapongów byla wynikiem faktu, ze w autobusach z reguły "żygałem" to do Zawiercia zawsze uwielbiałem biegac po pociagach...i pamietam, że wszyscy zawsze bluzgali ze w Kędzierzynie tak dlugo stoimy (zmiana lokomotywy) a w Katowicach zawsze emocjonowały mnie ruchome schody... i wlasnie tam po raz pierwszy widzialem jak ludzie wbijali sie do jakiegos sezonowca przez okna itp przypały. A jak wracałem z Zawiercia to gdy byla przesiadka w Gliwicach z nadzieją oczekiwalem aby tylko był "piętrus" (Bytom-Brzeg).

Za młodziaka (13-18) niestety mialem wiekszy rozbrat z koleją bo wszedzie smigalismy samochodem... Crying or Very sad

Za młodzieńca (19 ) dopiero odkryłem pasję. W maju 2000 pojechałem z Nysy do Kraka...standardowo przesiadka w Kędzierzynie i czekanie na pospiecha... tym pospiechem okazal sie Ślązak ktory smigal wtedy Zielona-Krakow. Stoję sobie na peronie i czekam...pada zapowiedz: "Pociag pospieszny Slazak..." i wtedy sie zaczelo Very Happy Jako mieszkaniec Nysy nie mialem dostepu do ciapongów z nazwą, sporadycznie smigalem osobowcami Nysa-Brzeg-Wroclaw a teraz pociag z nazwa! Pospieszny! Wyobraznia zaczela mi pracowac, że pociag ma dusze, imię... całą drogę przestałem w korytarzu wygladajac przez okno...bylem zafascynowany prędkoscia, ze nie zatrzymuje sie na kazdej stacji...na dodatek w tym dniu byly jakie strajki kolejowe i ciapongi byly poopozniane...stoimy w Katowicach...patrze na kierownika a ten przez radiostacje ze "trudno, biore to na siebie, odjezdzamy". To byl taki moj pierwszy bohater. W Kraku bylem po 12, zalatwilem co mialem i powrot bodaj o 15:50. Ide na peron a tam...Slazak stoi! Ten sam! I ten sam konduktor! to bylo nieslychane. Od razu sie zakochalem w tym pociagu, zapragnalem zostac konduktorem (choc akurat bylo juz za pozno bo papiery na studia byly poskladane). Cała drogę zastanawialem sie jak tu zagadac konduktora i zapytac co trzeba zrobic aby wykonywac ten zawod. W Kędzierzynie jak wysiadalem miałem niemal łzy w oczach, że musze opuszczac mego ciaponga...w domu non stop to przezywalem, rodzina sie pukala w czoło...

Za studenciaka (19-24) nie wykorzystalem na maksa mozliwosci tamtego okresu. Wrocław dawał wielkie mozliwosci ale brak na stałe internetu niejaki mnie zasciankował. Wtedy tez pojawila sie druga milosc- Swiatowid. Staralem sie jak najczesciej smigac do rodziny do Zawiercia... Do Katowic byl Swiatowid a dalej do Zawiercia- Soła (wtedy do Łodzi). Do dzis pamietam taka scene na katowickim dworcu- podjeżdza Soła a tu podchodzi jakiś pasażer do dwóch mężczyzn...pyta czy ten pociąg do Łodzi... a Ci z takim wyrzutem "Panie, przeciez to Soła!", tak jakby to bylo takie oczywiste. Zaimponowała mi identyfikacja ludzi z ciapongiem. Z Zawiercia zawsze powrót Slazakiem. Pojawiło sie postanowienie zaliczenia pociagow na litere S... Linia przez Brzeg była ukatrupiona wiec sie dojezdzalo przez Kamieniec osobowcami...ale raz na sezon walno sie Sniezka+Sudety. Albo na odwrot...

A na pierwszy prawdziwy gigant pojechalem w lipcu 2001. Wiele razy w Nysie w nocy (po 23) slyszalem gdzies tam daleko gwizd pociagu pospiesznego Kudowa-Lublin. Zawsze go slyszalem, nigdy nie widzialem. Wreszcie postanowiłem, jadę. Tak spontaniczne decyzje podjąłem po "dzienniku". Mama jak to uslyszala to panika, ze po co, co mi strzelilo...ale pojechalem. Na dworcu wtedy oprocz mnie tylko jakas rodzina, kasy pozamykane. Podjechal pospiech, 3 wagony, w srodku czerwony (tylko 3 bo on w Kielcach łączył sie z pociagiem Wrocław(Jelenia?)-Lublin bodaj). Wlazłem sobie do pierwszego wagonu (połowa przedziałów zajeta przez kolonie) i stanalem sam w korytarzu (nie chcialem siedziec przy drzwiach z dala od okna). Konduktor krzyczał ze tu wolne miejsce ale machnałem tylko reką. Pewno myslal ze jade moze do Prudnika czy max KK. Podchodzi pozniej w celu wypisania biletu i pyta dokad...mowie: Lublin! Ten tak patrzy jak na powalonego, krzyczy ze zwariowałem, ze są wolne miejsca itd. Do Gliwic stalem sam w korytarzu (w KK na torze obok stal jakis sezonowiec, gadalem przez okno z podroznymi dokad jada itd, padała odp Gorlice...kiedys to nie robilo wrazenia a teraz? Gorlice...marzenie). Od Gliwic przez Katowice pociag wypełnił sie na maksa, juz nie stalem sam w korytarzu, masakryczny tlok...niemal do samego Lublina przegadalem z ludzmi...o wszystkim, o glupotach pierdolach, powaznych sprawach...w Kielcach jak polaczylismy sie z pociagiem z Wroca to bylem zafascynowany ze takie łączenia skladow...cuda to byly nieslychane Surprised I tak przestałem sobie cała noc, niemal 10h (mielismy opoznienie). W Lublinie jak wyszedlem z dworca to pierwsze co omal nie wpadlem pod samochod takie mialem nogi sztywne... poszlajałem sie bodaj 4h i powrot "Bolkiem". A Bolko to było takie moje marzenie... ale to bylo przed 2001 bo wtedy był jeszcze EX i bardzo chcialem sie nim przejechac z Wroca do Zawiercia. W lipcu 2001 to byl "tylko" pospiech ale mial RF. Wtedy laik byłem i nie wiedzialem ze moge kupić 1 bilet Lublin-Nysa przez Zawiercie (gdzie chcialem spedziec noc) i jechalem na 2 razy Mad Aach to byly czasy...

Potem był jeszcze gigancik do Szczecina bezimiennym pospiechem...a powrot takze bezimiennym Szczecin-Zakopane o 17. Zmeczony bylem juz strasznie i mimo ze pragnalem gorąco jechac Bemem o 18 (Szczecin-Budapeszt) ktory miał imie to juz nie dawałem rady...

Potem bylo troche wypadów na Hel, rodzina tam wypoczywała wiec doskonały pretekst by odwiedziec Śmiech

Pierwsza jazda na turystycznym to sierpien 2003. Chyba gdzies wtedy wyczytalem o tej ofercie (albo nawet wczesniej). Wierzyc mi sie nie chcialo, że mozna tak sobie jezdzic ile sie chce pospiechami i osobowcami... 50zł kosztowala druga klasa... Wakacje standardowo w Nysie, do Wroca przez Kamieniec, potem na 3h do domu a wieczorem - Bohemia z Pragi. Ależ sie wtedy emocjonowałem... bałem sie tłoków a jechalem sam. I te "inne" wagony, czeskie, zamykane od wewnatrz. Caly dzien poszlajalem sie po Wawie (byl 16.08) a powrót także Bohemia! i takze sam!

Potem zowu dluzsza przerwa Rolling Eyes Sam nie zarabiałem a nie miałem sumienia tracic kasy dawanej od rodziców "na zycie". Poza tym nie zdawałem sobie sprawy jakie sa mozliwosci, jakie informacje... caly moj kolejowy swiat rozgrywal sie w glowie poza rzeczywitoscia... gdy teraz sobie o tym mysle nie moge tego przezyc...tyle linii ucieklo, tyle ukatrupili...a tyle mozna bylo zaliczyc, przejechac...to sie juz nie wroci Crying or Very sad

Za dorosłego (24-...) jezdze kiedy tylko mam czas, ochote... nie jestem juz ograniczony finansowo, nie musze sobie odmawiac... jestem w pełni uswiadomiony jesli chodzi o swiatek kolejowo-podrozniczy Smile . Cel: zaliczyc wszystkie linie w Polsce. Oczywiscie te mozliwe do zrealizowania. Z kazdej wycieczki spisuje szczegółowe wspomnienia, zapisuje przezycia, refleksje, spostrzezenia... jedni kolej focą, ja ją opisuje patrząc z własnej perspektywy Razz

Marzenie? Ciapongiem do Singapuru, de facto dookola Azji. Trasa wstepnie przygotowana: przez Rosje (Kaliningard, Sankt Petersburg, Murmansk, Archangielsk do Moskwy...dalej tansyberyjska ale zarowno do Wladywostoku jak i północna przez Sewerobajkalsk, Komsomolsk), odskok do Ulan Bator i powrot do Rosji by we Wladywostoku zdradzic na sekundke kolej i udac sie promem do Japonii...tam zaliczamy pólnoc-poludnie i mykamy do Korei Pld... dalej juz rzut beretem do Chin i jedziemy wpierw do Pekinu a nastepnie do.. Phenianiu! Tak tak, nawet nie wiedzialem ze tak prosto to załatwic...dalej powrot i jedziemy na transtybetanska do Lhasy, powrot i skok na wschod...Szanghaj, Hongkong... potem Wietnam, Kambodza... Tajlandia, Malezja i Singapur...nastepnie wracamy przez Malezje Tajlandie i wjazd do Birmy (jak wojskowej huncie znowu nie odwali), lizemy glowna magistrale i na ogryzki do Bangladeszu...potem kolejowy raj a wiec Indie...tutaj jezdzenia chyba z 2-3tygodnie, siatka polaczen daje wielkie mozliwosci...przerywnik kolejowy to Nepal ale potem znowu Indie i dalej Pakistan (polnoc-poludnie)...potem kolejowo autobusowy skok do Ianu i mykamy na północ na postradzieckie klimaty a wiec Turkmenistan, Uzbekistan i Tadzykistan (tutaj ograniczone mozliwosci wiec jeno stolice tych panstw). Robimy wahadlo i wracamy do Iranu skad jazda do Turcji... pozniej jeszcze koleczko Syria-Jordania-Liban i wracamy znowu do Turcji...potem w zaleznosci od klimatow geopolityczych albo standardowo Bulgaria, Rumunia, Moldawia, Ukraina albo kombinacje z Gruzja, Armenia czy Azerbejdzanem tak by zawitac do Baku (choc w tym rejonie co chwila granice zamykane-otwierane-zamykane, wiec zapewne wiele wahadeł) i dalej przez Rosje (jak sie da) na Ukraine i do Pol (najchetnie na przejscie Chyrow-Kroscienko). Cool

To oczywiscie na razie tylko takie teoretyczne rozwazania...chociaz coraz bardziej edukuje sie w tym temacie. Zasiegam wiedzy, analizuje... jeszcze nie na tyle powaznie by wyznaczyc sobie termin ale...kiedys na pewno. Tylko z drugiej strony jak to osiagne to jakie mi zostana marzenia? Chyba zadne... nie bedzie juz celow... a to w tej chwili chyba najwazniejszy moj cel (tak wiem, powinno byc zdrowie, rodzina, praca), codziennie o tym mysle... Owszem mozna jeszcze zrobic koleczko dookola Afryki (częsc wschodnia od Egiptu do RPA jako tako przejazdna z kilkoma przerwami na autobusy/busy/stopy itd ale na zachodzie jest gorzej... wiec tutaj trzeba by sie skupiac na zaliczaniu pojedynczych panstw, jazda na doskok z odpryskami na boki Smile Jest tez także Peru z wiadomych powodów, mozna cos liznąc w USA, Alaska... ale to juz nie jest taka sama podróz jak po Azji gdzie 92% to jazda ciapongami... dlatego boje sie realizacji tego planu Very Happy taki paradoks... No ale dzieki temu kilka miechów na niesamowitym powerze emocjonalnym... bezcenne (Azja naprawde jest tania...albo byla bo dolar niestety zwyzkuje coraz mocniej).

Ych sie rozpisalem troche i pomarzylem a...na dzis dzien jestem zadowolony, ze wczoraj wrocilem z Braniewa zaliczajac 2 odcinki Surprised Troche tych tras w Polsce na szczescie jeszcze mam ale podrózowanie juz nie bedzie takie jak "kiedys". Zmienia sie klimat do jezdzenia, na gorsze... rozłączone bilety, nie ma wspolnej oferty... teraz kazdy gigancior to bedzie napinka i jazda "od swieta" zapewne, juz nie z taką łatwościa jak do tej pory... a państwa Europy Zachodniej jakos nie wzbudzaja tylu emocji...choc na sleeperetke do Amsterdamu na Kiepure to polowalem (i nie upolowalem) Razz Jedynie Czechy lubie...

Oka czas na kolejnych pasjonatow!
ty2 - 11-01-2009, 12:17
Temat postu:
Moje zainteresowanie koleją zaczęło sie gdzieś w latach 70. Pod koniec lat 70 zacząłem uczęszczać do szkoły kolejowej i w 80latach praca. Zacząłem jako uczeń potem pracowałem na warsztacie i póżniej jako mł.maszynista
Anonymous - 11-01-2009, 13:26
Temat postu:
O swoich uczuciach i emocjach podczas jazdy pociągiem (ale nie tylko) mógłbym pisać wiele...

A wszystko się zaczęło...

... gdy się urodziłem. Jak to możliwe? To proste. Odkąd pamiętam, zawsze z rodzicami jeździliśmy pociągami na wakacje w kujawsko-pomorskie. Do dzisiaj mama mi opowiada, że ilekroć jeździliśmy pociągiem, to ludzie w przedziale zastanawiali się, "dlaczego on jest taki grzeczny i spokojny" (oczywiście mowa o mnie). Podobno wystarczyło mnie posadzić przy oknie "i byłem w swoim świecie"...

Coś co w kolei kocham najbardziej...

... czyli kolej nocą. Zawsze rodzinne wyjazdy na wakacje koleją, odbywały się pociągami nocnymi. Stąd też wzięło się zamiłowanie do podróży "gdy jest noc". Czerwone światła na semaforach, zaświecone światła mieszkań gdzieś w oddali, ciepła, letnia pogoda... To jest coś, czego się nie zapomina, to jest coś, co się po prostu kocha...

Zamiłowanie do pociągów nocnych...

... 22 w nocy. Peron 3, dworzec w Bytomiu. Ten obraz wiele razy do mnie powraca, gdy stoję tam koło tego charakterystycznego zegara, który odmierza czas do przyjazdu kolejnej nocnej rzeźni... Hala peronowa, semafory gdzieś na szlaku, zakaz palenia papierosów... To są drobne detale, ale nie pozwalają zapomnieć tego oczekiwania na pociąg, tego stresu, podczas wjazdu pociągu (a przede wszystkim tej potężnej lokomotywy).

Wiele osób narzeka na obecne składy pociągów pośpiesznych. Większość chciałaby mieć wagony rodem z DB bądź CD (albo z obecnych IC). Mi jednak takie luksusowe i nowoczesne wagony się nie podobają. Dlaczego? Nie wiem, być może dlatego, że większość podróży jakie w swoim życiu odbyłem, miała miejsce w takich wagonach. Jest to oczywiście mój ulubiony wagonik (10 przedziałów, po 8 miejsc w każdym, charakterystyczne okna, zakończone "ostrymi kątami"). Mógłbym nimi jeździć na okrągło. Nigdy jednak nie korzystałem z usług PKP IC, nie jechałem nigdy TLK, Ex czy IC, ale mogę z ręką na sercu powiedzieć, że podróż tymi pociągami (no może poza TLK), nie dała by mi tyle przyjemności, co podróż klasyczną 2jką w pośpiechu.

EN57...

... jest to pojazd, który od dziecka mnie najbardziej irytował, zadziwiał. Nigdy nie mogłem zrozumieć budowy tego EZT. Zawsze wydawał mi się abstrakcyjny, zawsze był to pociąg "żółto-niebieski" bądź pociąg "bez przedziałów". Przez większość swojego życia, niespecjalnie lubiłem nimi jeździć. Jednak w minionym roku przekonałem się do tych jednostek, ok. 2800 kilometrów przejechałem właśnie EN57! Ktoś wyżej napisał, że podczas wjazdu kibelka na stację, pojawia się tylko jedno pytanie, "jakie siedzenia"? Mam dokładnie to samo! Jest to niesamowite uczucie, nie wspominając o radości, gdy okazuje się, że siedzenia są różowe (bądź zielone, nie wiem jak się ten materiał nazywa). Nie można również nie napisać o charakterystycznym "załamaniu wewnętrznym", gdy okazuje się, że przyszło nam jechać na plastikowych siedzeniach.

Jako ciekawostkę napiszę, że w połowie czerwca ubiegłego roku, zrobiłem sobie małe kółeczko kolejowe, Bytom-Gliwice-Opole-TG-Bytom. Zdałem na forum relację z tej podróży. Pisałem w niej m.in o tym, że z Opola do TG przyszło mi jechać EN57-1720. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to wtedy jedna już z nielicznych jednostek, która posiadała klasyczne, żółto-niebieskie malowanie! Taki drobiazg a cieszy, jednak moja radość nie trwała długo, bo w zamian musiałem odbyć podróż na plastikach... No cóż, nie ma nic za darmo.

W EN57 jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że mógłbym tymi jednostkami podróżować całymi dniami i nocami, człon silnikowy. Ktoś sobie teraz pomyśli, że jestem jakimś dziwakiem itd. ale jazda w tym członie (obowiązkowo na wózkach!) jest na prawdę niesamowitym przeżyciem! Start jednostki (charakterystyczne "szarpnięcie"), powolne rozpędzanie się, charakterystyczny dźwięk rozpędzających się wózków, gdy maszynista wrzuci 3 pozycję nastawnika (każdy kto interesuje się choć trochę EN57, wie o czym mówię), to jest coś niesamowitego, tym trzeba się delektować. Mam pewną przyjaciółkę, która nigdy nie jechała pociągiem, pewnego razu zabrałem ją na przejażdżkę do Gliwic. Oczywiście za środek transportu wybraliśmy pociąg. Specjalnie usiadłem z nią na wózkach w członie silnikowym, aby zobaczyć, jakie będą jej komentarze na temat jazdy w tym miejscu. Gdy rozpędzaliśmy się do 80km/h, jej komentarz był następujący "rety, on hałasuje tak jak startujący samolot!". Nigdy nie zapomnę tego zdania... Very Happy

Wspomnę jeszcze, że jazda EN57 przy 100km/h jest na prawdę bardzo fascynująca, zwłaszcza wtedy, gdy siedzi się na wózkach w członie silnikowym! Jest nieco adrenaliny, w szczególności wtedy, kiedy są ostre łuki i przechyłki (zapraszam na podróż z Bytomia do Chorzowa Starego). Mimo to, najlepsza jazda kibelkiem przy prędkości 100km/h nie jest na wyremontowanym szlaku, gdzie nie czuć łączeń między szynami, ale na starych torach, gdzie występują podkłady drewniane (np. Chorzów Batory-Katowice Załęże [100km/h]). To jest dopiero coś...

Śmiało mogę powiedzieć, że kocham EN57, kocham podróżowanie nimi, kocham w nich po prostu wszystko! Nie wyobrażam sobie, że kiedyś może tych jednostek zabraknąć...

O moich uczuciach i myślach podczas jazdy w EN57 również mógłbym pisać dużo, tak jak o moim ogólnym zainteresowaniu koleją. Nie będę jednak nikogo zanudzał, wystarczy, że każdy wsiądzie w byle jaki pociąg osobowy i skupi się troszkę na tym, co dzieje się z jego EZT.

Lęk i strach?

Poza tym od dziecka mam lęk przed przechodzeniem podczas jazdy z jednego wagonu, do drugiego. Hałas i strach przed tym, że mostki między wagonowe pękną i spadnę na tory sprawił, że do dnia dzisiejszego staram się unikać przechodzenia pomiędzy wagonami/członami w różnych pociągach (jednak czasami jest to konieczne).

Myślę, że póki co wystarczy moich uczuć podczas podróżowania koleją, podczas stania na dworcach itd. Oczywiście siedzi we mnie o wiele więcej podobnych uczuć, do wielu czynników, składających się na całokształt kolei, ale przecież nie będę pisał o wszystkich. Z pewnością jest jeszcze wiele odczuć, których w sobie nie odkryłem a dowiem się o nich jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, za 2 lata... Może nigdy?
kasumi - 28-09-2010, 18:22
Temat postu:
Ja mam tak samo jak autor wątku. Każdy kontakt z koleją wywołuje u mnie pozytywne emocje i mam tak od pierwszego kontaktu z koleją. Jako dziecko niewiele zwiedzałam świata z rodzicami, jeździłam tylko ciągle w góry bo tam mamy wspólny z rodziną domek letniskowy, oczywiście autem bo blisko. Aż do 2001 roku, gdy po raz pierwszy pojechałam pociągiem nad morze na zieloną szkołę. Dla mnie, dziecka które zawsze marzyło o dalekich podróżach i lubiło różne nowe rzeczy, było to przeżycie niezapomniane. Zafascynowało mnie wiele rzeczy związanych z koleją - te niezniszczalne, choć dość stare maszyny, potrafiące uciągnąć tak ciężki i długi skład, jazda nocą i nad ranem - zawsze na kolonie jeździłam w nocy, stąd zapewne to umiłowanie - uwielbiam atmosferę stacji zarówno małych i dużych jak wyglądają w nocy, oraz oglądać z okien pociągu jak wstaje świt (i ten poranny chłód Smile ), klimatyczne dworce i stacyjki na liniach bez elektryfikacji, kiedyś będące ważne, dziś mało lub w ogóle nie używane - lubię sobie wyobrażać jaki tam kiedyś mógł być ruch...No i piękne widoki oraz te wszystkie dźwięki, miarowy stukot kół, Rp1 lokomotyw przejeżdżających przed przejazdem... Poza tym dla mnie kolej zawsze miała swego rodzaju magię,może dlatego że nie była na wyciągnięcie ręki - dość rzadko jeździłam koleją, poza tym od torów mieszkam daleko mimo że w dużym mieście. Ostatnio zaniedbałam to zainteresowanie, a szkoda - postaram się poprawić Laughing
Przy okazji, witam wszystkich na forum Smile
bileciarz - 28-09-2010, 19:21
Temat postu:
Mój pradziadek był zawiadowcą stacji może to po Nim Smile
Klimat nocnych pociągów na wschód (Wrocław Przemyśl); dużo ludzi, panowie z torbami z "piwem jasnym, piwem ciemnym". - to był początek. Później stagnacja i wielki come back 2 lata temu. Dla mnie kolej to przede wszystkim ciekawi ludzie, piękne maszyny, piękne widoki, wiatr we włosach i kolejowe zapachy i dźwięki Smile
pendolino - 28-09-2010, 19:55
Temat postu:
To i ja się podzielę moją historią.

Od zawsze?

Od najmłodszych lat towarzyszyła mi kolej, pamiętam jak mając 4 czy 5 lat jeździłem, dla mnie legandarnym pociągiem 7:27 na trasie Lublin - Sulów, Suczka + 4 bipy oliwkowe, od początku bipa to było coś niezwykłego, coś czego piękna, tajemniczości czy klimatu nie da się opisać, kocham jeździć bipami, niestety to już wymierający gatunek Crying or Very sad Pamiętam jak jeździłem do Białegostoku, jak jeździłem z babcią pociągami poznając okolice Lublina i Białegostoku, wtedy to była ciekawość świata, jednak pociąg od początku miał to coś co sprawiało że zawsze chętnie do nich wsiadałem...


Czym tak, czym nie?

Jak już pisałem od początku kocham bipy ich zapach, ich niewypowiedziane piękno, i przymarzanie do siedzenia w zimie Laughing Kibel, maszyna trzęsąca się telepiącia w boki, do góry, ma dół, do przodu, do tyłu, fulplastik, nie, wtedy nie. Bonanza - we wczesnych latach mało miałem z nimi styczności bo do około 2001 roku w Lublinie królowały bipy. Bohuny? lubiłem je, ale nie miały tego czegoś co w bipach najlepsze, może dlatego że nowsza konstrukcja?


Jak kiedy i gdzie to się zaczęło

Początki mojego zainteresowania tak naprawdę sięgają 2004 roku, wtedy zainteresowałem się, co i jak to jeździ jakie ma oznaczenie, od wtedy co roku chodzę na różne dni otwarte typu Dzień otwarty węzła PKP Lublin (2004, 2005, 2006, 2008) i Dni Techniki Kolejowej Lublin (2008, 2009, 2010) Warszawa (2010).
A tak naprawdę dowiedziałem się co chcę w życiu robić na... wąskim torze, umówiłem się na forum Kolejowego Podlasia z innymi MK i pojechaliśmy na prace na Kolejkę w Czarnej Białostockiej, 14-17.08.2008,
101 km na 600mm przejechane, po tym powrót "przemytnikiem" (Grodno - Białystok, na odcinku Czarna Białostocka - Białystok) Kolejnego roku przez większość wakacji pracowałem na tej kolejce przy odbudowie toru, byłem około 25 dni co daje 215km przejechane na wąskim, miałem okazję jechać w kabinie Wls40, i miałem okazję pchać pociąg (piasecznica się zapychała). Chcę dodać że w październiku 2009 prezes dał wszystkim kopa w d*** bez żadnego dziękuję i robił(robi) problemy z wypłacaniem wynagrodznia. We wrześniu 2009 wstąpiłem do Stowarzyszenia Sympatyków Kolejnictwa "Kolejowe Podlasie" i w miarę moich skromnych możliwości (chociażby z powodu dużej odległości od miejsca stałego zamieszkania) coś zdziałać Chytry


Czym lubię jeździć, a czym nie

Jak wiadomo tylko krowa nie zmienia poglądów. Kilka słów o wybranych lokach, EZT, SZT:
EN57
Pokochałem jeździć tym ustrojstwem jeżdżąc w wakację 2008 i 2009 tam i z powrotem do Czarnej Białostockiej, kolebotać się na boki, do przodu, góry, na dół, do tyłu, i jeździć razem z taboretem fulplastik ( w "przemytniku"), teraz już z chęcią wsiadam do kibla, jestem hardkorem wytrzymuję 7 godzin w kiblu, i myślę że przy pierwszej nadarzającej się okazji wytrzymam więcej Kolejarz

Pesozłomy

Dlaczego tak je nazywam? Najbardziej mi się nie podoba jedna rzecz brak okien ( mogą se wsadzić te lufciki) nie można wyjrzeć przez okno, nawdychać się okolicznego powietrza, i w lecie można się udusić i mieć saunę w cenie biletu, gyż w ramach oszczędności często klima nie jest włączana. Na taboretech w które są wyposażone nie idzie wytrzymać więcej niż 1 godzinę ( w szczególności w ED74).

SN81
Mógłbym rzec kolzłom, ma tendencję do przerwy podróży w polu, jednakże lubię je bo: mają swój niepowtarzalny klimat, śmiem rzec że porównywalny do bipy, można wyglądać przez okno, i ten charakterystyczny odgłos koleboczącej się 50 km/h drezynki (w końcu SN81 i dwie drezyny w jednej).

Pozwolę za kończyć omówienie taboru gdyż w innych przypadkach nie jestem ani za, ani przeciw.


Teraz, dziś, później

Aktualnie uczę się w Technikum Mechanicznym na kierunek Technik Mechanik, po skończeniu szkoły średniej zamierzam zdawać kurs na pomocnika maszynisty a docelowo na maszynistę. Aktualnie dużo gram w symulator Maszyna EU07 i myślę że jeśli posadził by mnie ktoś za nastawnikem to umiałbym odjechać i zatrzymać się gdzie trzeba. Maszyna ma bardzo realistyczną fizykę jazdy, Trainz z MSTS wysiada na najbliższej stacji.


To by było na tyle Zg
snajper - 28-09-2010, 21:44
Temat postu:
Lata 80

Urodziłem się na początku lat 80, jak tylko matkę wypisali ze szpitala, pojechała pokazać mnie babci... pociągiem.

Jak byłem mały jeździliśmy pociągami bardzo często, Na weekend, do rodzinki (250 km, zwykle raz na miesiąc), a jak nie tam to często też pod miasto nad rzekę, a w wakacje nad morze. Jak widać praktycznie żadko się zdarzał miesiąc żebyśmy gdzieś nie jeździli. Ogólnie wszyscy narzekali, na pociągi, a mnie się bardzo podobało. Prawdopodobnie co dasz dzieciakowi to mu się spodoba, a skoro ja całe dzieciństwo spędziłem w pociągu to mi się podoba.

Lata 90

Rodzice kupili samochód, więc pd tej pory do pociągu praktycznie nie wsiadaliśmy i choć samochody mi się też spodobały to brakowało mi pociągów.

Lata 2000

Po okresie posuchy zainteresowałem się żeglarstwem, i zacząłem jeździć na obozy na mazury, dojazd akurat z tego klubu z którym jeździłem zawsze był pociągiem, a że mieszkam na połódniu polski, to przynajmniej 2 razy w roku miałem okazję na dłuższą przejażdżkę (około 10 godzin).

Mimo że sprawy się polepszyły dalej brakowało mi częstej jazdy, zacząłem grać w gry typu, Train Simulator, Trainz, a nawet czasem robić dodatki do tych gier.

Rok 2010

OK Dosyć tego, postanowiłem sobie nie żałować, jak będzie kasa to kupować bilety i zwiedzić wszystkie miejsca w polsce które chciałem zwiedzić. I objechałem cały kraj, częściowo ze znajomymi, częściowo sam (niektórych tras nikt normalny by nie wytrzymał). A nawet dojechałem za granicę do Pragi (o dziwo przekonując do pomysłu koleją do pragi jeszcze 2 osoby i to posiadające samochód !!!).

Razem to już w 2010 - 9794 km

1. PR - 4807 (R - 3762, IR/RE - 1045)
2. IC - 4053 (TLK - 4053)
3. České dráhy - 759 (IC: 665, R: 63, Os: 31)
4. Koleje Mazowieckie - 124

plan to do końca tego roku przejechać 12 742 ( tak jakby symboliczna średnica ziemi, że niby dokopię się koleją do Chin )

Zacząłem też fotografować kolej, A że trochę jeździłem to mam już kilka GB zdjęć.

Przyszłość

Jako że lubię wschód, chciałbym pojechać Moskwa - Pekin, albo przynajmniej do Bajkału. najlepiej typową "Stodołą" choć tam chyba jeszcze nowe wynalazki i tak na razie nie dotarły.

Wagon 111A

111A czyli zwykła standardowa 2 klasa, to jest mój ulubiony wagon, podoba mi się wszystko, odgłosy, które są nie zagłośne jak w EN57 ale i nie za ciche (słychać że się jedzie). Przedziały, przedział to jest to. No i otwierane okna, żeby na każdej stacji się wychylić i pooglądać stację. Takimi wagonami jeżdziłem będąc dzieckiem i takimi mogę jeździć zawsze. Nie podobają mi się nowe konstrukcje tak wyciszone, że nie słychać wogóle odgłosów jazdy, i zupełnie przepadam za wagonami "lotniczymi", a w szczególności nie lubię wagonów z nieotwieranymi oknami. Nie używam więc EIC bo mają poprzerabiane wagony. Tlk jeszcze się trzyma 111A i Tlk lubię jeździć.

EN57

Wielu ludzi ich nie lubi, jak byłem mały to teź tak średnio, szczególnie jak słyszałem że wszyscy na nie narzekają. W tym roku zrobiłem jednak EN57 ponad 3000 km w tym trasy typu Kraków-Krynica to 5 godzin jazdy, skład pasażerów zmienił się 3 razy a ja do końca, jeździłem też przez pół Polski EN57 z 4 przesiadkami. Wszysko dzięki Regio Karnetom, i powiem że do EN57 bardzo się przekonałem, mam tam swoje ulubione miejsca, śrokowy przedział S i boczne RA, i miejsca których nie lubię, boczne S (na długie trasy za duży hałas tuż nad silnikami, po kilku godzinach zaczyna przeszkadzać) i środkowy RA jestem uczulony na środki używane do czyszczenia WC a w tym przedziale nimi śmierdzi. Wersja Plastik mnie nie wadzi nwet przez parę h nie mam takiej delikatnej pupki żebym musiał mieć odrazu mięciutką gąbeczkę, ja jestem twardy człowiek, co nie raz jeździł pod namioty itd, nie potrzebuję luksusów, aczkolwiek jeśli się trafią siedzenia z dermy to lepiej, ale jak nie to tragedii nie ma jak dla mnie. Tak dobrze słyszycie derma to luksus, i większych luksusów nie potrzeba, ludzie wraz ze wzrostem cywilizacji robią się coraz bardziej wygodniccy a to źle, kiedyś trzeba było być twardym, i żeby dojechać np. z Krakowa do Warszawy trzeba było spędzić tydzień w siodle, spać w lesie albo zrezygnować i nie jechać.

Wagony piętrowe

No jak byłem mały zdarzało mi się jechać bipami, one mi się podobały, szczególnie widok z pięterka. Niestety całą serię zlikwidowano. W tym roku jechałem nimi na Wolsztyn-Poznań, Gdynia-Hel. Tak jak w przypadku EN57, luksus 100% wystarczający, w tym do Wolsztyna to było na przełomie zimy i wiosny, super parowe ogrzewanie, cieplutko i przyjemnie. Kto nie wie co to parowe ogrzewanie to nie zrozumie, bo elektryczne nie robi takiej fajnej atmosferki. Więc zawsze je lubiłem, i fajnie że sobie nimi w tym roku 2 razy przejechałem jednak zdaję sobie sprawę że one już niestety odchodzą. Jechałem też w tym roku zmodernizowanym bohunem PR ale to już nie to samo. Jechałem też Bombardierami KM, no cóż jak jechać czymś nowym, to już lepiej nowym piętrusem, ale hermetyczne okna psują radość jazdy, nie można sobie powyglądać na stacjach itd.

Szynobusy

Brrr co za szajs, przez nie na dieslowych liniach nie ma wagonowych składów, a ja kiedyś tak lubiłem dieslowe linie... Brrr szkoda gadać.

Podsumowywując.

Ja nie chcę TGV, wyciszonego i hermetycznego EIC ani innego Plastik-Fantastik. Widząc jednak, że to nadchodzi tak jak pisałem, postanowiłem sobie nie żałować i jeździć dopuki się da to robić takim taborem jak ten którym jeździłem w dzieciństwie. Może nie jeździłem na szybko, jednak cały czas byłem dumny że w czasach kiedy ludzie latają odrzutowcami (gdzie im tak spieszno) to ja podróżuję niczym Juliusz Verne w 80 dni dookoła świata. I tak mi się podoba.

Do kolegi psychologa

Ja jeżdzę koleją bo jeżdziłem jak byłem mały do babci, dziadzia i miałem tam też takiego kolegę jak widać każdy wyjazd oznaczał spotkanie fajnych osób, zatem pociąg oznaczał pozytywne emocje związane ze spotkaniami więc musiał być odbierany pozytywnie. Jeździliśmy też w weekend nad rzekę i na wakacje nad morze. Też pozytywne emocje musiały się właczać. Kiedy zatem zawsze kiedy był pociąg były też pozytywne wibracje, zatem nastąpiło połączenia, pociąg=dobre. A że trwało do dużo lat, połączenie jest silne. Teraz na sam widok pociągu włącza mi się pozytywna emocja, jednak większa w przypadku taboru z lat 80 niż w przypadku nowoczesnego czegoś typu plastik-fantastik.
Tomasz K. - 29-09-2010, 16:11
Temat postu:
Ja koleją interesuje się od małego.Pierwszy kontakt z koleją to wyjazdy z rodzicami do Zielonej Góry oczywiście pociągiem i to właśnie od tego się zaczęło. Kolejnym etapem było chodzenie z tata na dworzec w Chorzowie Batorym i oglądanie takich pociągów jak Katowice-Zduńska Wola ,Katowice-Kędzierzyn Koźle, Gliwice-Koluszki ,Gliwice-Łódź Fabryczna (na odcinku Gliwice-Katowice jako poc. osobowy) Katowice-Kępno czy słynny pociąg Katowice-Legnica .Ale ile można tylko oglądać Śmiech Na pierwsze kółeczko wybrałem się 10.06.2006 (nie licząc wyjazdów do Katowic , Gliwic , Bytomia i TG) .Miałem wtedy 14 lat. Odbyłem wtedy trasę Chorzów Batory-Gliwice-Kędzierzyn Koźle-Opole Główne-Tarnowskie Góry-Chorzów Batory (strasznie się wtedy bałem że konduktor mi coś powie że sam podróżuje :p). Na dobre mój kontakt z koleją zaczął się w wakacje 2006 gdy jechaliśmy z rodzicami do Zielonej Góry z przesiadką we Wrocławiu. Gdy jeździliśmy do Zielonej Góry "Ślązakiem" to jakoś nie zwracałem uwagi na Wrocław .Wysiedliśmy we Wrocławiu i od razu "zakochałem" się w tej stacji ten moment wjazdu na dworzec główny ... coś pięknego. Oprócz tego we Wrocławiu bardzo podoba mi się głos jednej z pań zapowiadających i te charakterystyczne powiedzonka typu "podstawi się " czy "odjeżdża", ten głos rozchodzący się po hali głównego dworca. I od wtedy się zaczęły na dobre samotne podróże .

[ Dodano: 29-09-2010, 17:21 ]
Obecnie mam 18 lat i podróżuję kiedy tylko mogę poza tym zbieram wszystko to co związane z koleją tj. zbieram bilety (chętnie bym się powymieniał z MK z innych miast) fotografuje tabor i infrastrukturę ,zbieram kieszonkowe sieciowe i rejonowe rozkłady jazdy ,a nawet nagrywam zapowiedzi pociągów :d. Co do składów jakimi lubię jeździć to są nimi EZT i wagony piętrowe i klasyczny wagon klasy 2. Bardzo lubię dźwięki które towarzysza EZT przy rozpędzaniu czy dźwięki przy odjeździe lokomotyw EU07 EP07 czy EP09 i to chyba wszystko.
pawelW - 30-09-2010, 01:09
Temat postu:
Ja natomiast jako małe dziecko dużo podróżowałem do Jawora ze stacji Legnica Piekary gdzie mam rodzinkę to kródkie wyjazdy ale często pojawiały się tam o dziwo jeszcze (początek lat 90) parowozy typu Tk czy Tr a przynajmniej mi tak mówiono bo byłem bardzo mały jezdziły tam również bardzo często Bipy. Pamiętam niedzielne wieczory kiedy staliśmy w Jaworze na dworcu i kiedy widziałem sporo ludzi czekających na skład przeważnie z Jaworzyny Śląskiej do Legnicy i powroty wieczorne Bipami lub czasem choć rzadko Bonanzami . Jezdziłem też opisywanym wcześniej składem z Legnicy do Katowic przez Jawor , Nysę, KK byłem niestety też świadkiem wypadku w Jaworze gdy ktoś biegnąc pod niego wpadł . Miał on przeważnie ok 8 a nawet 9 wagonów w tym normalne 2 i 1 . Obserwowałem go z balkonu gdy wracał wieczorami przed 21 do Legnicy . Pamiętam takie relacje jak Szybka Kolej 4mista czyli takie połączenie jak Legnica Piekary-Legnica-Lubin Górniczy - Głogów . Mało kto to pamięta bo nie było wielu chętnych i trwało to ok 6 miesięcy bodaj w 1994 lub 95r . Do nie dawna dla ciekawostki również kursował taki pociąg chyba na STZ z Międzylesia do Lubina Górniczego w 2008r i wcześniej kursujący przez Wrocław na E30 na ETZ a jeszcze wcześniej tylko do Legnicy ok 23 przyjazd . Pamiętam pociągi Wrocław Drezno na białych nowoczesnych wagonach ciągniętych przez nasze EP06 oraz składy takie jak Przemyśl - Szczecin główny które jechały do Legnicy a dalej Lubińską czy też Bielsko- Biała -Kołobrzeg oczywiście (przez jakiś czas były też wagony do Świnoujścia) . Pamiętam Bobra z lat po 2000r i jeszcze z 90 lat i te zmiany lokomotyw w Legnicy i to że podziwiałem tych ludzi że mają odwagę tam wchodzić . Chodziłęm z czasem z Mama na Dworzec w Legnicy gdy byliśmy na mieście ,zawsze długo ją namawiałem Razz . . Pamiętam wyjazdy do Drawska nad jezioro na wakacje . Pamiętam wtedy że do Szczecinka jechaliśmy pociągiem z Wrocławia do Łeby chyba czy jakoś tak miał 12 wagonów a we Wrocłąwiu pełno ludzi w nocy o 23, 24 ruch pełno życia cały hol pełny a przy podstawienu pociągu ludzie wbiegali i wchodzili przez okna.. Jednak pózniej obserwowałem inne czasy coraz cześciej nad którymi ubolewałem jak stacje w Rokitkach gdy Bóbr już nie jezdził 0 19 a ostatni był o 16:45 przez co musieliśmy wrać szybciej z jeziora i zamknięta stacje w Rokitkach niszczejącą pamiętam gdy po dłuższej przerwie wybrałem się do Jawora pociągiem w 2001r a tam zamknięte wszystko na spusty brak ławek nawet na peronach bez rozkładu w nocy brak oświetlenia stacji . Nie wiadomo było czy przyjedzie czy nie jezdziły już tylko Bonanzy dwie z SM42 czasem podwójna pomalowana na żółto Bipa . I pamiętam że strasznie było mi przykro gdy patrzyłem na te stacje bo pamiętałem ją inną i nadal marze y to wróciło.. Tak jak i W Rokitkach pamiętam jak jezdziłem do nich przez Chonów i 8 km odcinek przez Białą do Rokitek obecnie nie czynny . Dużo jezdziłem do Wrocławia składami wagnowymi . Pamiętam jak jeszcze był Woodstock w Żarach i tłumy w Legnicy pełno SOKu i przesiadki z Wrocław - Zgorzelec odj 10:30 na Legnica -Żagań 10:35. Pamiętam że te składy mały wagon po części towarowy jakby przesyłki konduktorskie/przedziałowy 1kl dwa wagony 2 i poczwórna czarniutka Bipa . Pamiętam jak jeszcze funkcjonowały windy towarowe w Legnicy i ludze którzy jezdzili ciągnąc te wagoniki na torby i bagaże i duży ruch oraz pośpiech żeby zdążyć na czas z odjazdem kolejki do otwartych jeszcze sklepików na peronach i takie barki drewniane budki jakby na stacji jeden przy obecnej kasie KD gdzie była informacja obok stały te wózki za szybą gdzie teraz jest Apteka i taką dużą budkę gdzie pracowali studenci która była tuż pod rozkładem odjazdów pociągów. Teraz gdy ide na te stacje i widzie w jakim są stanie chce mi się płakać a na widok ETZ czy STZ na tych trasach chce mi się rzygać.. Pamiętam że gdy mówiłem o kolei głośno w domu czy szkole to uważano mnie za fanatyka i wariata i dziwiono się czemu ją lubię jak w tym nie ma nic ciekawego.. Być może przez długi czas w którym nie miałem auta i przez miłość do kolei i że postrzegałem ją inaczej . Często potem nie mówiłem już o tym żeby już dziwnie nikt nie patrzył na mnie aż do momentu gdy znalazłem te forum czytałem je półtora roku zanim się na nie zarejestrowałem i tego dnia czułem się jak wśród swoich Wink uczucie nie do opisania. Jezdziłęm również do Lwówka nie długo po jego otwarciu w 2007r piękna Linia i wtedy jeszcze jedna tylko para do Legnicy bezpośrednio SA134 o 15:27ze Lwówka do Krakowa z wycieczką tego samego roku w lutym i w tym spontanicznie z kolegą.Oprócz tego byłem na stacjach w Bytomiu,Gliwicach , Szczecinie, Kołobrzegu ,Poznaniu , Pile , Głogowie , Zielonej Górze, Kostrzynie, Bydgoszczy Gdyni, Sopocie , Gdańsku, Koszalinie Mielnie po odtarciu w 4 gdzień wznowienia kursów , KK , Opolu, Zgorzelcu , Dreznie , Pradze Centralnej i w Libercu Głównym, Złotori, Węglińcu , Lesznie . Jechałem Dresiem w 3 dzień od wznowienia jego kursowania i znów sporo do Jawora , Wrocławia czy też Bolesławca gdzie mam obecnie Dziewczyne która jest cudowna ,ale na kwestie mojej miłości do kolei patrzy nieco hmm.. z przymrużeniem oka ? Wink No cóż ja powiem wam że jak urodzisz się zwariowany i inny od wszystkich to takim już pozostaniesz inaczej byś nie strawił tego świata i gardzisz tymi co są jednakowi..

Pozdrawiam Wink
Jarul - 18-10-2010, 23:53
Temat postu:
No cóż... Mój pierwszy kontakt z kolejnictwem był dość traumatyczny. Jak miałem jakieś 3 latka rodzice postanowili mnie zawieźć pociągiem do rodziny. Pewnie hałas generowany przez podstawianego kibla sprawił, iż się popłakałem. Uspokoił mnie dopiero inny pasażer, jakiś dziadziu, kłamiąc, że "tylko jeden przystanek". Było ich oczywiście więcej, ale już siedziałem spokojnie, w drodze powrotnej także.

Później, w czasie bardziej świadomego dzieciństwa, bardzo lubiłem jazdę koleją. Podnieca(ła) mnie moc maszyn, dźwięki przezeń wydawane (piszczenie hamulców, ryki wentylatorów), wagonowy zapaszek, dziwnej treści dla laika napisy na wagonach (Bdnu - co to mogło być???, albo ładowny-próżny na kiblach), tabliczki "Baczność" z błyskawicami, duża odległość podróży. Nawet próbowałem się coś dowiadywać, ale nie było internetu, w zwykłych bibliotekach nic, a i w rodzinie nie było kolejarzy. I zapał dzieciaka zgasł, choć jazdę nadal lubiłem.

Przełom nastąpił z pojawieniem się w moim życiu komputera Pentium 166 MHz 16MB RAM, już podówczas dość obciachowego. Realny stał się także dostęp do netu, choć jeszcze nie w domku. Po jednej z podróży postanowiłem sprawdzić, co oznaczają literki na wagonach, chodziło o Bdhpumn. No i w wynikach wyskoczyła strona Mechanika - dosowego symulatora EN57, z ucieszną grafiką, ale bardzo ważną cechą, która pchnęła zainteresowanie na właściwy tor: realistyczną sygnalizacją. Pamiętam emocje, gdy przyniosłem program na kilku dyskietkach - zwykłą oraz wypasioną wersję "Trasaland", odpałka i zonk, bo nie wiadomo, co oznaczają semafory. Więc kolejny internetowy research w poszukiwaniu E1. Strona Przepisowa, z której pobrałem zarówno E1 jak i R1. Po ich lekturze, szczególnie drugiej książki, znalazłem odpowiedzi na wiele pytań, choć wiele więcej się ich w mojej głowie pojawiło. I zaczęła się pasja w realu. Później pierwsza jazda w kabinie, zaliczanie tras, itd. Poznawanie taboru trakcyjnego i wagonowego, od niedawna SRK. No i w końcu Infokolej - przez długi czas czytelnik, od niedawna użytkownik.

Co do różnych "kultowości":

Ciężko mi podać ulubiony pociąg, ale wielkie wrażenie robiły i robią na mnie Karkonosze - długaśny skład, klimatyczna linia z Jeleniej Góry, nocka, śpiący podróżni... Poza tym to lubię zarówno osobowe, jak i pośpiechy (TLK Sad ) - każdy daje MKolowi co innego.

111A - zgadzam się, super wagon, choć duża część zaczyna dogorywać. Ale ten dźwięk przy 120 km/h! (a co musiało być przy 160, niektóre mechpomy mają dop. na tyle).

EN57 - fajna sprawa, beee, psss i jedziemy, skajowe są najfajniejsze, lubię miejsca na wózkach, ale i to obok szafki NN - słychać jak "kluka" wał kułakowy.

Uwielbiam suwakowe urządzenia SRK, szczególnie VES i Scheidt&Bachmann.

No i to by w zasadzie było na tyle.
Viljar - 25-06-2012, 17:26
Temat postu:
Pierwsze kroki

Jak byłem maleńki i jeszcze całkiem różowy, jeździłem z rodzicami z Płońska do Warszawy (celu podróży nie pamiętam). Jeździliśmy w jedną stronę pociągiem, który nadciągał aż z Kołobrzegu. Wracało się elektrycznym do Nasielska i dalej piętrusem zaprzężonym w parowozik. Tym sposobem zaliczałem wszystkie rodzaje trakcji jednego dnia.

Początek samodzielnych podróży.

Od połowy podstawówki aż do III klasy LO z powodu tragicznych niedoborów finansowych nie jeździłem pociągami nigdzie. A potem, wraz z 18-tymi urodzinami, wybrałem się do Warszawy. Oczywiście pociągiem. Potem było kilka wycieczek do Poznania i Krakowa oraz regularne jazdy do Warszawy. Wreszcie studia w Olsztynie spowodowały konieczność ciągłych podróży.

Po studiach.

Praca w Warszawie to cotygodniowe wyjazdy do Stolicy. Z reguły osobówkami, ale czasem pośpiechami bądź nawet ekspresami. Następnie była przeprowadzka do Gdańska. Stąd do innych miast jeżdżę już tylko koleją. Z dumą mogę powiedzieć, że zaliczyłem chyba wszystkie typy wagonów i różnego typu jednostek trakcyjnych (nie mówię o licznych ostatnio modernizacjach), jakie były używane na PKP od roku 2005.

Co lubię

Jazda koleją to przyjemność sama w sobie. Siedzi sobie człowiek wygodnie, bez żadnych trosk, nie muszę przejmować się śliską jezdnią czy debilami na drogach. Mogę za to poczytać książeczkę, posłuchać muzyki czy po prostu popatrzeć sobie przez okno. A jeśli się trafi ktoś ciekawy, to i pogadać z towarzyszem podróży.

Najmilej wspominany pociąg

"Mieszko". Może nie jest to pociąg najwyższych lotów, ale pokonałem nim dziesiątki razy trasę do Poznania, gdzie mam dobrych przyjaciół. I zawsze pobyt tam był wspaniały.

Najbardziej lubię...

111Arow i wagony "spotowe". Wreszcie wagony, po podróży którymi nie mam potrzeby natychmiastowego skorzystania z prysznica i środka do dezynfekcji. Poza tym - wagony piętrowe od Bombardiera. Dla mnie jest to symbol zupełnie nowej jakości polskich kolei. Właśnie niedawno jechałem "Słonecznym" i - dobry Boże! - zakochałem się w tym pociągu. Niby zwykły "regional", ale jaki! Jedzie bezszelestnie, okna duże, słupek nigdy nie przeszkadza w podziwianiu widoków, WC zasługujące na miano toalety, a nie klopa, siedzenia tak wyprofilowane, że po sześciu godzinach jazdy nie bolą ani plecy, ani tyłek. W dodatku te wagoniki są też piękne - cały "Słoneczny" wydaje się stworzony po to, żeby dobrze wyglądać.

Najbardziej nie lubię...

EN57 w wersji z siedzeniami z dermy. W zimę ziębi, w lato się lepi. Poza tym takie siedzenia występują w jednostkach, w których strach dotknąć ściany, bo można się przykleić, a kible w nich to zapewne siedziby Gnoma Kurzajki. Poza tym - 111A bez żadnych modernizacji. Jazda wspomnianym "Mieszkiem" to istna tortura, jeśli do dyspozycji są tylko wagony najwyraźniej wyciągnięte z krzaków po 40 latach stania.

Słowo podsumowania

Do niedawna koleją jeździłem ze względu na zainteresowania i sentyment, bo po prawdzie pod względem ergonomicznym do niedawna byliśmy przaśno-buraczani. Na szczęście to się zmienia i podróż koleją mogę z czystym sumieniem polecać bliskim, nie tylko z punktu widzenia milośnika.

2.0 Powered by phpBB modified v1.9 by Przemo © 2003 phpBB Group