Wielkopolanin, a pamiętasz jak PO z Tuskiem na czele straszyli Polaków przed wyborami, że jaki PiS będzie rządzić to benzyna w Polsce zdrożeje do 5 zł za litr?
Tymczasem benzyna w Niemczech kosztuje ok. 6,80 zł za litr, po przeliczeniu z euro. Ciut drożej niż w Polsce. No ale przeciętny Niemiec zarabia 4 razy więcej od przeciętnego Polaka...
_________________ "Aby dowiedzieć się kto naprawdę tobą rządzi, sprawdź kogo nie wolno ci krytykować" - Voltaire.
Tysiące mieszkańców Litwy przyjechało w sobotę przed Świętami Wielkanocnymi na zakupy do Suwałk, gdzie są niższe ceny niż na Litwie. Na parkingach przed sklepami przeważają samochody z rejestracją litewską.
Na parkingach bazarowych i kilkunastu supermarketów w Suwałkach parkuje w sobotę po kilkaset samochodów z Litwy.
Połowa klientów
Litwini przyjeżdżają głównie po artykuły spożywcze: warzywa, owoce, mięso, napoje i nabiał. Wielu z nich przyjechało także po prezenty świąteczne: perfumy, ubrania i zabawki. Sprzedawcy w sklepach mówią, że Litwini w soboty i w okresie przedświątecznym stanowią ponad 50 proc. wszystkich klientów.
Sklepy robią reklamy po litewsku
Polscy przedsiębiorcy stawiają przy drogach na pograniczu polsko-litewskim billboardy oraz drukują specjalne ulotki i gazetki promocyjne w języku litewskim i kolportują je wśród obywateli Litwy. Zachęcają w nich do kupowania produktów w Polsce, gdzie jest taniej m.in. ze względu na korzystny dla Litwinów kurs naszych walut.
Jest taniej
Np. żywność w Polsce jest dla Litwinów tańsza o blisko 30 proc. Duże różnice w cenach są spowodowane stawką VAT. Na Litwie wynosi ona 21 proc. od artykułów spożywczych, zaś w Polsce - 5 proc. Decydujący jest jednak kurs złotówki, która obecnie kosztuje na Litwie ok. 0,83 lita. Jest to spowodowane stałym kursem lita do euro, które na Litwie kosztuje 3,45 LT.
Względy podatkowe i kursowe spowodowały, że jedna z litewskich sieci handlowych za kilka tygodni otworzy hurtownię w Polsce, na dawnym przejściu granicznym w Ogrodnikach k. Sejn. Firma kompletuje już kadrę pracowników, którzy rozmawiają zarówno po polsku, jak i po litewsku.
W tle Europejskiego Kongresu Iluzji Gospodarczej, który odbywa się właśnie w Katowicach dociera do nas dramatyczna informacja, że chcą nas Polaków wykończyć prądem. Sprzedawcy i dystrybutorzy energii elektrycznej w Polsce, dodajmy w dużej mierze zagraniczni nie będą już od nowego roku niczego uzgadniać z państwem, regulatorem cen prądu dla gospodarstw domowych.
To może być zabójstwo dla domowych budżetów, chcą najwyraźniej „dorżnąć polskie watahy” prądem. Czyli zbliża się dla cen prądu w Polsce moment: hulaj dusza piekła nie ma. Firmy, które i tak serwują nam prawie że najdroższy prąd w Europie w relacji do polskich zarobków ( 0,23 euro/KWh ) nie będą już musiały się krygować ze zdzierstwem i liczyć się z czymkolwiek.
Uwolnienie cen dla indywidualnych odbiorców to zapowiedz drastycznych podwyżek cen energii i rachunki domowe za prąd wyższe, nawet o 40 proc. Średnio do tej pory wyjściowe propozycje podwyżek cen wynosiły ok. 18-20 proc. Bez żadnej kontroli ze strony polskiego państwa, które jak widać likwiduje się samo, ok. 15 mln gospodarstw domowych zapłaci bajońskie sumy. I to jeszcze przed wprowadzeniem dramatycznych w skutkach efektów tzw. limitów z tyt. CO2 i emisji gazów cieplarnianych. W Portugali mniej zamożna ludność z powodu oszczędności i wysokich cen energii masowo już nabywa lampy naftowe, świece, pali i ogrzewa się, czym się da. Na razie płoną ogniska, ale jak tak dalej pójdzie mogą zapłonąć stosy.
W XXI w. również tu nad Wisłą będziemy wkrótce chodzić spać z kurami i przechodzić w centrach wielkich miast na opalanie drewnem, węglem i czym popadnie. Problem w tym, że jesień i zima trwa u nas znacznie dłużej niż w Portugalii czy Grecji. Kogo będzie stać na ten luksus – Fiat omnis? – czyli nie 200 zł. za 1 MWh, ale np. 350-400 zł. Za 10 KWh już teraz płacimy szokujące 13 euro. W ciągu ostatnich 10 lat prąd zdrożał o ponad 100 proc. teraz może wzrosnąć o kolejne 50 proc. w ciągu zaledwie 2 lat. Obecny rząd wychodzi jak widać z założenia, że bez prądu da się żyć. To może być ten jedyny wkład naszej władzy w politykę prorodzinną. Powróćmy do słów wieszcza „ciemno wszędzie głucho wszędzie co to będzie co to będzie”. Po zafundowaniu nam pracy do 67 roku życia, droższych kredytów i leków, wyższych podatków, wysokich – astronomicznych jak na naszą kieszeń cen benzyny i disla, teraz tą „niewdzięczną watahę chcą dorżnąć prądem”.
Taką to politykę energetyczną zafundował nam obecny rząd. Jak żyć Panie Premierze, nie dość, że krótko to i do tego jeszcze po ciemku? Wielkim zwolennikiem tzw. liberalizacji rynku energii elektrycznej dla ludności jest V-ce minister gospodarki – poseł PO Tomasz Tomczykiewicz ze Śląska. Może liczy na to, że gdzie jak gdzie, ale na Śląsku ukopią sobie trochę węgla w bieda – szybach. Wiatrak i atom w każdym domu to przecież czyste mrzonki. Uwolnienie cen, liberalizacja rynku energii, po polsku – gigantyczna podwyżka cen i rachunków w przypadku firm w 2007r. doprowadziła do wzrostu cen prądu o ok. 40 proc. A przecież cena kupowanej energii to zaledwie połowa wartości płaconej faktury. Mamy przecież też nową akcyzę na węgiel od tego roku nie bez wpływu na cenę energii. Ci, którzy ogrzewają prądem zapłacą o 200-300 zł. więcej na każdym rachunku, zwłaszcza zimą. To będzie szok – oznacza bankructwo wielu budżetów domowych dla, niektórych wręcz zamarznięcie, piece – kozy będą przebojem handlowym już wkrótce.
Między bajki można włożyć opowieści o wyborze dostawcy energii, taryfa G stanie się zabójczym symbolem „zielonej wyspy”, a zadłużenie gospodarstw domowych tylko w bankach to już 531 mld zł. długi wobec zakładów energetycznych będą rosły. Kradzież węgla i prądu stanie się w tej sytuacji zjawiskiem nagminnym, dewastacja lasów na cele opałowe rozkwitnie, świeczki mogą nabrać całkiem nowych walorów, nie tylko estetycznych. Słusznie, więc mówi poseł PO Andrzej Halicki w Radiu ZET „jedyną naszą bronią jest ignorancja”. Energia prawie bez dymu z węgla ma być w 2050r. Nie ma jednak dymu bez ognia, Ten ogień sprzeciwu z powodu obdzierania nas żywcem ze skóry już się tli. Czas najwyższy zdzierstwu i drożyźnie powiedzieć stanowcze dość.
Próba zatrzymania inflacji przez podwyżkę stóp procentowych spełza na niczym. W maju i czerwcu ceny żywności znów będą piąć się w górę. Ich wzrost w sklepach będzie dla nas znacznie bardziej bolesny, niż wynika to z oficjalnych statystyk rządowych.
Ceny dóbr i usług konsumpcyjnych w kwietniu br. wzrosły więcej, niż przewidywali eksperci. W porównaniu z marcem były wyższe o 0,6 proc., a w odniesieniu do kwietnia 2011 r. o 4 proc. – podał Główny Urząd Statystyczny. W kwietniu największy wpływ na inflację miały podwyżki opłat związanych z mieszkaniem, głównie ze względu na taryfy za gaz ziemny, które podniesiono o blisko 10 proc.
Wpływ na inflację miały też rosnące ceny odzieży i obuwia, owoców oraz koszty transportu.
Inflacja jest obecnie o wiele wyższa od zakładanej na poziomie 2,5 proc. na początku roku przez Narodowy Bank Polski. Aby przyhamować wzrost cen, Rada Polityki Pieniężnej podniosła w ubiegłym tygodniu o 25 pkt. bazowych stopy procentowe, ale nic to nie dało.
– Obecnie próba zbicia inflacji przez podwyżki stóp procentowych nie wydaje się skuteczna. Decyzja RPP nie zatrzyma cen, bo los nasz zależy od sytuacji w Grecji. W dobie globalizacji rynków finansowych sytuacja Aten wywołuje u nas dużą zmienność kursu złotego, to zaś przekłada się na wzrost cen – uważa Dariusz Winek, główny ekonomista Banku Gospodarki Żywnościowej.
W skuteczność działania RPP nie wierzy też Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, główna ekonomistka PKPP Lewiatan. Jej zdaniem inflacja pozostanie wysoka do końca roku bez względu na to, jakie działania podejmie RPP. Nie uporamy się z wysoką inflacją, dopóki zewnętrzne czynniki zarówno kosztowe, jak i wpływające na osłabienie złotego będą silnie oddziaływały na naszą gospodarkę.
Nic więc dziwnego, że ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu puszczają nerwy. Apeluje do Greków z Brukseli o rozsądek: „Opamiętajcie się i zastanówcie, czy chcecie podjąć nieodwracalne kroki, głosując za partiami, które uniemożliwią lub mogą uniemożliwić pozostanie Grecji w strefie euro”.
W najbliższej przyszłości jesteśmy skazani na dalsze zaciskanie pasa, zwłaszcza że oprócz cen będzie rosło także bezrobocie – przyznają analitycy. W kraju zwiększa się rozwarstwienie społeczne, przybywa stale tych, którzy ledwie wiążą koniec z końcem lub żyją w ubóstwie. Galopada cen trwa nieprzerwanie od lata 2010 r., ale nie idą za nią działania osłonowe. Co najgorsze, budżety domowe dotknięte są wzrostem cen w znacznie większym stopniu, aniżeli wynika to z oficjalnych danych. Koszyk towarów i usług, na którego podstawie GUS nalicza inflację, jest szerszy aniżeli koszyk domowych miesięcznych wydatków. Ceny żywności i paliw, które najmocniej ważą na domowych budżetach, poszybowały wyżej niż wynosi inflacja, dlatego odczuwamy zmiany znacznie boleśniej, niż podaje GUS.
"Liberalny" rząd Tuska ma kolejny pomysł na ograbienie narodu. W projekcie dokumentu Ministerstwa Rozwoju Regionalnego znalazł się zapis dotyczący wprowadzenia podatku od wartości nieruchomości czyli tzw. podatku katastralnego. Politycy PiS protestują.
Chodzi o projekt dokumentu: "Założenia krajowej polityki miejskiej do roku 2020", w którym mowa jest o zreformowaniu systemu podatku od nieruchomości "np. poprzez wprowadzenie podatku od wartości nieruchomości ad walorem lub podatku zależnego pośrednio od wartości nieruchomości".
"Ta propozycja mówi o tym, że rząd będzie próbował wprowadzić podatek od wartości nieruchomości, który powszechnie jest nazywany podatkiem katastralnym" - powiedział poseł Jerzy Szmit(PiS).
Przyjęcie 1 proc. stawki podatku katastralnego spowoduje, w przypadku mieszkania o wartości 300 tys. zł, za które obecnie podatek wynosi rocznie od 100 do 200 zł, wzrost podatku wyniesie do 3 tys. zł. - W przypadku domu jednorodzinnego stawka podatku od nieruchomości wynosi 500-600 zł. Po wprowadzeniu podatku mogłoby to sięgnąć 7 tys. zł - uważa poseł PiS.
Według Szmita, podatek katastralny uderzy w szczególności w osoby o niskich dochodach, które "przez pokolenia budowały swoje domy, składały się na mieszkania, wykupywały mieszkania komunalne" i w ludzi młodych.
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak wysłał pismo do premiera Donalda Tuska, w którym zwraca się do niego o wycofanie się z pomysłu wprowadzenia nowego podatku.
"Liberalny" rząd Tuska ma kolejny pomysł na ograbienie narodu. W projekcie dokumentu Ministerstwa Rozwoju Regionalnego znalazł się zapis dotyczący wprowadzenia podatku od wartości nieruchomości czyli tzw. podatku katastralnego.
Podatek katastralny w Polsce? Przecież to było do przewidzenia. Każdy kto głosował na PO, głosował na kataster. Ten podatek będzie ostatnim gwoździem do trumny dla naszego uciemiężonego narodu.
_________________ Ze złem nie powinno się w żaden sposób koligacić, ale omijać je szerokim łukiem.
Dureń Szmit wyrywa z kontekstu i pod to układa swoje nic nie warte tezy. Pełna treść
Cytat:
* Zreformowanie systemu podatku od nieruchomości (np. poprzez wprowadzenie podatku od
wartości nieruchomości ad walorem lub podatku zależnego pośrednio od wartości
nieruchomości poprzez wprowadzenie strefowania maksymalnych stawek podatku, np.
w zależności od PKB podregionu NTS-3, wielkości i funkcji miejscowości; wprowadzenie
większych stawek podatku od gruntów miejskich nieużytkowanych etc.);
To oczywiste że ma to być przede wszystkim bat na wszelkiego rodzaju spekulantów, którzy z gruntów miejskich uczyniły sobie lokatę, blokując tym samym rozwój i budownictwo na terenach miejskich. Jest to jeden ze środków mających na celu ograniczenie suburbanizacji miast.
Ale przecież PiSowczyk nie może zinterpretować tego dokumentu zgodnie z jego przeznaczeniem.
Araya, nie zgadzam się z tobą. PO jest partią oligarchów. Podatek katastralny uderzy przede wszystkim w najsłabszych i najbiedniejszych. Obszarnicy sobie poradzą. Obejdą prawo, załatwią sobie zwolnienie podatkowe, albo zrobią jakiś przekręt. Emeryt czy rencista, który ma mieszkanie w kamienicy w centrum miasta nie udźwignie finansowo podatku katastralnego. Zadłuży się i zlicytuje go bank, albo zamieni mieszkanie na jakąś klitkę. Takich ludzi są w Polsce miliony.
Przez ostatnie 20 lat pozbawiono Polaków przemysłu, niemal cały państwowy majątek wyprzedano za grosze. Teraz chcą pozbawić Polaków własności prywatnej (wprowadzając złodziejski "bolszewicki" podatek), na którą składają się nieruchomości - dorobek całego życia, często nawet paru pokoleń w rodzinie.
Czy kurcząca się gospodarka i załamanie ekonomiczne prowadzi do nowego systemu?
W drugiej części naszego wywiadu dyskutujemy o nowym wyłaniającym się systemie ekonomicznym opartym na zasobach naturalnych. Będziemy omawiać trendy jakie będą dominowały na rynku pracy i jakie kierunki studiów obrać aby dostać pracę. Będziemy mówić również o tym co w przyszłości będzie najlepszą inwestycją. Wiemy, że obecnie w fazie przejściowej i kurczącym się rynku istnieją tzw safe haven w postaci fizycznej takie jak metale szlachetne srebro i złoto. Co jednak będzie inwestycją przyszłości? Czy kurcząca się gospodarka i załamanie ekonomiczne prowadzi do nowego systemu? Jak kształtować będą się ceny produktów, żywności, surowców, energii, uwzględniając nowy podatek od CO2. Jak wyglądać będą ceny energii w Polsce i od czego zależy wzrastająca cena prądu? Jak wpłynie redukcja gazów cieplarnianych na ceny energii? Jak potencjalnie według polityki zrównoważonego rozwoju będzie wyglądać rolnictwo, życie w miastach i przyszłe społeczeństwo. Plus inne wątki zapraszamy do audycji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum