Wysłany: 24-07-2008, 11:59 Psychologia a miłośnik kolei
Mam już 20 lat i odkąd pamiętam zawsze mnie ciągło do kolejek, torów, stacji kolejowych. Obraz dźwięk czy zapach związany z koleją budzi we mnie zainteresowanie i bardzo pozytywne emocje. Chciałbym z waszą pomocą wyjaśnić psychologiczne przyczyny takiego zainteresowania. Podejrzewam, że ma to związek z dzieciństwem. W dzieciństwie najprawdopodobniej wydarzyło się coś lub wydarzało się przez dłuższy czas co mnie tak uwarunkowało. Wraca to do mnie jak narkotyk, co jakiś czas wracam na stację aby tam chwile pobyć, doświadczyć obrazów dźwięków czy zapachu.
Zastanawiam się czy nie można porównać tego np. do zainteresowania TIRami, w końcu np. EU07 to takie duży TIR na szynach. Jeżeli pozwolimy sobie na takie porównanie to jedną z przyczyn może być MOC, chodzi o moc, siłę i wielkość. Czujemy przed nim respekt i np. kierując nim - władzę. Nasuwają mi się tu kompleks władzy. Czy kompleks władzy determinuje pozytywne uczucia w stronę kolei? Może ale dla mnie to za słabe tłumaczenie.
Ostatnio jak byłem wieczorem na stacji przyjechał pociąg dalekobieżny. Na stacji za nim przyjechał było pusto poza tym peronem na którym byli ludzi oczekujący na jego przyjazd. Udzieliło mi się pewne napięcie jaki zawsze towarzysz mi przed przyjazdem pociągu do którego mam wsiąść. Zazwyczaj jak jest podstawimy to to nie występuje ale gdy tak nie jest. Pojawi się napięcie. To napięcie jest dość łatwo wyjaśniane bo chodzi o pośpiech, w końcu na stacji nie będzie czekać wieczność. Możliwe, że takie napięcie w dzieciństwie zdeterminowało związek z koleją Ta wersja też mnie nie zadowala.
Chciałbym o ile to możliwe abyście spróbowali po gdybać o sobie w taki sposób, spróbujcie opisać uczucia i wydarzenia jakie je powodują. Uruchomcie Swoją inteligencję emocjonalną
Dołączę się do pytania
Ja to samo mam z Komunikacją Miejską (Od kąt pamiętam zawsze ciągnęło mnie do autobusu)
Koleją interesuję się od niedawna i myślę, że gdyby nie jeden kumpel wcale nie poznałbym tego "świata"
Ale powrócę do sedna wiele zainteresowań ujawnia sie w wieku 10-20 lat za pomocą jakiegoś spotkania , zderzenia się tym czy będę się interesował.
Czasem mam wrażenie, że moje zainteresowanie tkwiło we mnie od zawsze i nie mogę pojąć dlaczego...
Chyba decyduje tutaj pierwszy kontakt. A mój był nie najgorszy: miałem 13 lat i jechałem z tatą pod koniec sierpnia do Krakowa na konkurs. Do dziś trzymam nawet bilety. Ze Zgorzelca Miasto do Wrocławia wiózł nas skład DB z Drezna, a więc czysto estetycznie, darmowa niemiecka gazetka w przedziale, oraz ładna toaleta, podczas gdy straszono mnie jaki to syf w pociągowych ustępach ponoć panuje. Było jak najbardziej pozytywnie, dzieciakowi podobał się wiadukt w Bolesławcu i jazda po nasypach we Wrocławiu
Niestety dalsza podróż do Krakowa ekspresem nie była taka fajna: polski leciwy wagon, przedział dla palących z przesypującymi się popielniczkami (o zgrozo) i wredna współpasażerka.
A potem podróże pociągiem wiązały się już z jednym pozytywnym okresem: wakacjami albo feriami A to bardzo ważne czynniki wzmacniające przeświadczenie, że jazda pociągiem ma w sobie coś wyjątkowego, tym bardziej, że jedno uczucie już od małego wzbudzało we mnie zawsze sporo emocji: uczucie lokomocji.
_________________ W ŚWIECIE IMITACJI DOSKONAŁYCH SZTUKA RODZI SIĘ Z PRZEKŁAMAŃ W KOPIOWANIU.
Moje podróże kolejami zaczęły się od czysto służbowych, czyli jazda z rodzicami itd. Pierwszą wyprawę typowo kolejową była jazda do Wolsztyna, 3 lata temu na parade Parowozów. Od tego czasu zaczyna się moje objeżdzanie ciekawszych tras w dolnośląskim i w Polsce(przy okazji wakacji). W najbliższym czasie mam w planie: Milicz, Kudowa,Szklarska Poręba, okolice Węglińca. Szukam chętnych na trasę;d
[ Dodano: 24-07-2008, 21:11 ]
Uważam to za nietypowe, ale bardzo ciekawe hobby. Moja pasja ewoluwała, od przyglądania się pociągom, poznawaniu tras w rozkładzie, nauce sygnalizacji, szukaniu forów w internecie itd. Nie wiem co będzie dalej, ale mogę powiedziec jedno: moja pasja nawet na moment nie przygasła. Każdego dnia staram się dowiadywac czegoś nowego, szukac rozkłądów, przegladac fora itd. Najlepiej jak wpadnę na pomysł jakiejś trasy do objechania, siadam w internecie na sieciowy rozklad i zaczyna sie wielkie szukanie połączeń, przesiadek itd;d Mam kolegę, wielkiego miłosnika mpk, który zainteresował się też pkp po tegorocznej Paradzie, mam nadzieje, ze też będzie "działał" w tym kierunku;]
Wysłany: 09-01-2009, 23:25 Re: Psychologia a miłośnik kolei
Bob1988 napisał/a:
(...)Pojawi się napięcie. To napięcie jest dość łatwo wyjaśniane bo chodzi o pośpiech, w końcu na stacji nie będzie czekać wieczność. Możliwe, że takie napięcie w dzieciństwie zdeterminowało związek z koleją Ta wersja też mnie nie zadowala.
Chciałbym o ile to możliwe abyście spróbowali po gdybać o sobie w taki sposób, spróbujcie opisać uczucia i wydarzenia jakie je powodują. Uruchomcie Swoją inteligencję emocjonalną
Jak byłem mały, to się bałem jeździć pociągami, bo za moich czasów najczęściej jeździły kible z plastikowymi siedzeniami, (teraz już wiem, że one najbardziej się tłuką) zawsze się bałem, że nie zdążę wysiąść, że wagon się urwie, że konduktor wlepi karę...
Obecnie jest tak, że jak ma przyjechać pociąg do którego mam wsiąść to też czuję taki napięciowy prąd w sobie.
Pytanie jest dobre skąd to zamiłowanie do kolei . Może właśnie to, że kolej ma w sobie coś czego nie posiada transport kołowy. Powiem Wam, że u mnie to zamiłowanie może wynikać z tego, że mój tata pracował kiedyś na kolei od niego dowiedziałem się kilku rzeczy związanych z czynnościami, które wykonywał oraz inne ciekawostki związane z koleją. Wujek i zarazem mój chrzestny nadal pracuje . A ponoć zainteresowania rodziców ich pasja czy zawód przenoszą się na nasze zainteresowania. Gdzieś to kiedyś słyszałem Pociągami jeżdżę od małego. Więc jako łepek zawsze spoglądałem przez szybę patrząc jak przesuwa się krajobraz, czy z pomocą taty wychylało się przez okno by zobaczyć pociąg na łuku . Oczywiście też była ciekawość na temat pewnych rzeczy czy urządzeń czy nawet pozostałości po torowiskach itp: W póżniejszym okresie dzięki paru książkom o ruchu kolejowych czy o urządzeniach SRK internetowi, opowieściom mojego ojca i mojej wiecznej ciekawości coraz więcej chce wiedzieć. Oprócz tego zbieram materiały jak mi się jakieś trafią. Robię zdjęcia taboru, liniom i stacją. Do tego celu wykorzystuje moje drugie hobby czyli rower . Dzięki niemu mogę sprawnie i szybko przemieszczać się w terenie łącznie z jazdą po starotorzu. Tak na razie przejechałem Krzeszów - Jawiszów i Boguszów Gorce Wschód - Biały Kamień jadąc po starotorzu. Zawsze jak mam gdzieś jechać to staram się pociągiem, ale w ostateczności dopiero korzystam z komunikacji PKS. I obojętnie czy jadę trasą którą znam na pamięć czy trasą której nie znam, zawsze mam radochę .
Miło jest jak stoję na stacji i czekam na pociąg (wiadomo gorzej jak jest opóźniony). Nagle zapowiadają, że pociąg takiej relacji wjedzie na taki tor i taki peron. A tu przychodzi na myśl pytanie: co przyjedzie? Z tego pytania wie się tylko jedno: Przyjedzie polski tabor, który mimo, że wiekowy jest nie do zajechania . Stoję, czekam i patrzę: nadjeżdża oczekiwany pociąg. Z daleka mniej więcej już wiem co podjeżdża. Patrzę na numery loka, patrzę na wagony i natychmiastowa decyzja czy wsiadam do tego co ma przedziały czy do "bonanzy" albo jeżeli skład stanowią same Bh to zostaje wybrać czy wsiąść do ostatniego, pierwszego a może środkowego wagonu. A jak przyjeżdża kibel to tylko przychodzi jedno pytanie: jakie siedzenia?. Podchodzę do drzwi. Chcę je otworzyć a tu okazuje się, że nie da się otworzyć albo otwierają się opornie. Jeszcze zostaje wspinaczka i jestem we wnętrzu wagonu. Zajmuję miejsce i można posiedzieć jak panisko czyli usiąść i wyłożyć nogi a jak nie chce się posiedzieć to można pochodzić . Słychać gwizdek i pociąg rusza. Wiadomo najpierw ospale pomału a później szybciej, szybciej tyle ile może pojechać. Siedzę i słyszę jak stukają koła na stykach szynowych. I siedzę, patrzę na krajobraz, na to co się dzieje na stacji i tak aż do dojazdu do stacji docelowej. I to co napisałem nawet jest fascynujące taki zwykły przejazd pociągiem . Prawie jak przygoda. Ale to jest właśnie w kolei fascynujące, ten tabor, ten charakter przewozów to jak to wszystko musi działać, żeby bezpiecznie przejechać . I to mi się podoba fajnie jest mieć takie zainteresowania
_________________ Pociąg do absurdu przez bzdurę...
(...) A jak przyjeżdża kibel to tylko przychodzi jedno pytanie: jakie siedzenia?. (..)
Ja mam dokładnie identycznie.Niektóre odcinki mam tak rozjeżdżone, że wiem którš liniš się nie wybierać, bo albo będzie tłok, albo plastikowe siedzenia połówkowe(tak jak wczoraj w pocišgu z Katowic do Krakowa)Chyba że muszę jechać z koniecznoci, to wtedy już jadę czym jest i dokšd trzeba
Również jestem pasjonatem rowerów. Wogle pocišg i rower to tak jak bracia - wzajemnie się uzupełniajš. Pocišgiem mogę zawieć rower w trakcie awarii, a rower jest dobry do zwiedzania opuszczonych nieczynnych linii(np. Trzebinia-Wadowice, Chrzanów-Bolęcin)Też robię wycieczki pod opuszczone dworce kolejowe tylko w zasadzie nie robię zdjęć, bo do końca nie wiem czy można...
Jeśli o mnie chodzi to z dziciństwa pamiętam wyprawy pociągiem z dziadkiem na wakcje trasa Karsin-Kościerzyna-Gdynia-Wejherowo (a potem autobusem). (podróż trwała w sumie 3-5 godzin a samochodem 2,5, przy czym w Gdyni obowiązkowy postój bo nie jechaliśmy pierwszą SKM do Wejherowa a w Wejherowie jeszcze dłuższy postój bo nie było autobusu. Trasa Kościerzyna - Gdynia to jazda Bipą obowiązkowo na górze.
Potem modelarstwo byłem u kolegi we Warszawie i on miał (na to co obecnie ja mam to małą kolejkę) Kilka wagonów sporo torów i puszczaliśmy pociąg z jednej części mieszkania do innej. Wtedy na święta dostałem pierwszą kolejkę niestety tabor amerykański wagony towarowe (ale od czego ma się papier nożyczki i klej po przeróbce wagon był powiedzmy pasażerski oczywiście nie przypomina tego co mam teraz). Potem zbieranie na tory, które pamiętam kosztowały 2zł szczytem marzeń była zwrotnica za 16zł (przy tygodniowych dochodach 5zł), ale miałem aż trzy. Ta cześć mojego związku z kolejami była związana z moim tatą, który niestety szybko zgniął ;-( . Ale też pamiętam że drugą lokomotywę dostałem od dziadka.
Kolejne przygody z pociągami to studia i dostęp do Światów Kolei. I o czywiście mogłem sobie codziennie jeżdzić SKM. Obecnie mam brata, który przejął moją starą kolejkę a w zasadzie pozostałości po niej. Jest jeszcze wprawdzie mały ale już widze, że się w to wciąga. Więc ogólnie patrząc kolej kojarzy mi się z ludzmi z mojej rodziny, którzy byli dla mnie wielkim autorytetem.
_________________ Posiadanie Gdańska jest ważniejsze od wszystkich pieniędzy.
Za dzieciaka (5-6 lat) kilka razy zdarzyło sie mykać pociagiem na wczasy nad morze i pamietam te tłoki i walki o miejsca...za mały byłem jednak aby miec jakiekolwiek emocje z tym związane...
Za młodzika (9-12) były jazdy z Nysy (gdzie mieszkalem) do rodzin we Wrocławiu (linia Nysa-Brzeg) i Zawiercia. O ile do Wroca miłosc do ciapongów byla wynikiem faktu, ze w autobusach z reguły "żygałem" to do Zawiercia zawsze uwielbiałem biegac po pociagach...i pamietam, że wszyscy zawsze bluzgali ze w Kędzierzynie tak dlugo stoimy (zmiana lokomotywy) a w Katowicach zawsze emocjonowały mnie ruchome schody... i wlasnie tam po raz pierwszy widzialem jak ludzie wbijali sie do jakiegos sezonowca przez okna itp przypały. A jak wracałem z Zawiercia to gdy byla przesiadka w Gliwicach z nadzieją oczekiwalem aby tylko był "piętrus" (Bytom-Brzeg).
Za młodziaka (13-18) niestety mialem wiekszy rozbrat z koleją bo wszedzie smigalismy samochodem...
Za młodzieńca (19 ) dopiero odkryłem pasję. W maju 2000 pojechałem z Nysy do Kraka...standardowo przesiadka w Kędzierzynie i czekanie na pospiecha... tym pospiechem okazal sie Ślązak ktory smigal wtedy Zielona-Krakow. Stoję sobie na peronie i czekam...pada zapowiedz: "Pociag pospieszny Slazak..." i wtedy sie zaczelo Jako mieszkaniec Nysy nie mialem dostepu do ciapongów z nazwą, sporadycznie smigalem osobowcami Nysa-Brzeg-Wroclaw a teraz pociag z nazwa! Pospieszny! Wyobraznia zaczela mi pracowac, że pociag ma dusze, imię... całą drogę przestałem w korytarzu wygladajac przez okno...bylem zafascynowany prędkoscia, ze nie zatrzymuje sie na kazdej stacji...na dodatek w tym dniu byly jakie strajki kolejowe i ciapongi byly poopozniane...stoimy w Katowicach...patrze na kierownika a ten przez radiostacje ze "trudno, biore to na siebie, odjezdzamy". To byl taki moj pierwszy bohater. W Kraku bylem po 12, zalatwilem co mialem i powrot bodaj o 15:50. Ide na peron a tam...Slazak stoi! Ten sam! I ten sam konduktor! to bylo nieslychane. Od razu sie zakochalem w tym pociagu, zapragnalem zostac konduktorem (choc akurat bylo juz za pozno bo papiery na studia byly poskladane). Cała drogę zastanawialem sie jak tu zagadac konduktora i zapytac co trzeba zrobic aby wykonywac ten zawod. W Kędzierzynie jak wysiadalem miałem niemal łzy w oczach, że musze opuszczac mego ciaponga...w domu non stop to przezywalem, rodzina sie pukala w czoło...
Za studenciaka (19-24) nie wykorzystalem na maksa mozliwosci tamtego okresu. Wrocław dawał wielkie mozliwosci ale brak na stałe internetu niejaki mnie zasciankował. Wtedy tez pojawila sie druga milosc- Swiatowid. Staralem sie jak najczesciej smigac do rodziny do Zawiercia... Do Katowic byl Swiatowid a dalej do Zawiercia- Soła (wtedy do Łodzi). Do dzis pamietam taka scene na katowickim dworcu- podjeżdza Soła a tu podchodzi jakiś pasażer do dwóch mężczyzn...pyta czy ten pociąg do Łodzi... a Ci z takim wyrzutem "Panie, przeciez to Soła!", tak jakby to bylo takie oczywiste. Zaimponowała mi identyfikacja ludzi z ciapongiem. Z Zawiercia zawsze powrót Slazakiem. Pojawiło sie postanowienie zaliczenia pociagow na litere S... Linia przez Brzeg była ukatrupiona wiec sie dojezdzalo przez Kamieniec osobowcami...ale raz na sezon walno sie Sniezka+Sudety. Albo na odwrot...
A na pierwszy prawdziwy gigant pojechalem w lipcu 2001. Wiele razy w Nysie w nocy (po 23) slyszalem gdzies tam daleko gwizd pociagu pospiesznego Kudowa-Lublin. Zawsze go slyszalem, nigdy nie widzialem. Wreszcie postanowiłem, jadę. Tak spontaniczne decyzje podjąłem po "dzienniku". Mama jak to uslyszala to panika, ze po co, co mi strzelilo...ale pojechalem. Na dworcu wtedy oprocz mnie tylko jakas rodzina, kasy pozamykane. Podjechal pospiech, 3 wagony, w srodku czerwony (tylko 3 bo on w Kielcach łączył sie z pociagiem Wrocław(Jelenia?)-Lublin bodaj). Wlazłem sobie do pierwszego wagonu (połowa przedziałów zajeta przez kolonie) i stanalem sam w korytarzu (nie chcialem siedziec przy drzwiach z dala od okna). Konduktor krzyczał ze tu wolne miejsce ale machnałem tylko reką. Pewno myslal ze jade moze do Prudnika czy max KK. Podchodzi pozniej w celu wypisania biletu i pyta dokad...mowie: Lublin! Ten tak patrzy jak na powalonego, krzyczy ze zwariowałem, ze są wolne miejsca itd. Do Gliwic stalem sam w korytarzu (w KK na torze obok stal jakis sezonowiec, gadalem przez okno z podroznymi dokad jada itd, padała odp Gorlice...kiedys to nie robilo wrazenia a teraz? Gorlice...marzenie). Od Gliwic przez Katowice pociag wypełnił sie na maksa, juz nie stalem sam w korytarzu, masakryczny tlok...niemal do samego Lublina przegadalem z ludzmi...o wszystkim, o glupotach pierdolach, powaznych sprawach...w Kielcach jak polaczylismy sie z pociagiem z Wroca to bylem zafascynowany ze takie łączenia skladow...cuda to byly nieslychane I tak przestałem sobie cała noc, niemal 10h (mielismy opoznienie). W Lublinie jak wyszedlem z dworca to pierwsze co omal nie wpadlem pod samochod takie mialem nogi sztywne... poszlajałem sie bodaj 4h i powrot "Bolkiem". A Bolko to było takie moje marzenie... ale to bylo przed 2001 bo wtedy był jeszcze EX i bardzo chcialem sie nim przejechac z Wroca do Zawiercia. W lipcu 2001 to byl "tylko" pospiech ale mial RF. Wtedy laik byłem i nie wiedzialem ze moge kupić 1 bilet Lublin-Nysa przez Zawiercie (gdzie chcialem spedziec noc) i jechalem na 2 razy Aach to byly czasy...
Potem był jeszcze gigancik do Szczecina bezimiennym pospiechem...a powrot takze bezimiennym Szczecin-Zakopane o 17. Zmeczony bylem juz strasznie i mimo ze pragnalem gorąco jechac Bemem o 18 (Szczecin-Budapeszt) ktory miał imie to juz nie dawałem rady...
Potem bylo troche wypadów na Hel, rodzina tam wypoczywała wiec doskonały pretekst by odwiedziec
Pierwsza jazda na turystycznym to sierpien 2003. Chyba gdzies wtedy wyczytalem o tej ofercie (albo nawet wczesniej). Wierzyc mi sie nie chcialo, że mozna tak sobie jezdzic ile sie chce pospiechami i osobowcami... 50zł kosztowala druga klasa... Wakacje standardowo w Nysie, do Wroca przez Kamieniec, potem na 3h do domu a wieczorem - Bohemia z Pragi. Ależ sie wtedy emocjonowałem... bałem sie tłoków a jechalem sam. I te "inne" wagony, czeskie, zamykane od wewnatrz. Caly dzien poszlajalem sie po Wawie (byl 16.08) a powrót także Bohemia! i takze sam!
Potem zowu dluzsza przerwa Sam nie zarabiałem a nie miałem sumienia tracic kasy dawanej od rodziców "na zycie". Poza tym nie zdawałem sobie sprawy jakie sa mozliwosci, jakie informacje... caly moj kolejowy swiat rozgrywal sie w glowie poza rzeczywitoscia... gdy teraz sobie o tym mysle nie moge tego przezyc...tyle linii ucieklo, tyle ukatrupili...a tyle mozna bylo zaliczyc, przejechac...to sie juz nie wroci
Za dorosłego (24-...) jezdze kiedy tylko mam czas, ochote... nie jestem juz ograniczony finansowo, nie musze sobie odmawiac... jestem w pełni uswiadomiony jesli chodzi o swiatek kolejowo-podrozniczy . Cel: zaliczyc wszystkie linie w Polsce. Oczywiscie te mozliwe do zrealizowania. Z kazdej wycieczki spisuje szczegółowe wspomnienia, zapisuje przezycia, refleksje, spostrzezenia... jedni kolej focą, ja ją opisuje patrząc z własnej perspektywy
Marzenie? Ciapongiem do Singapuru, de facto dookola Azji. Trasa wstepnie przygotowana: przez Rosje (Kaliningard, Sankt Petersburg, Murmansk, Archangielsk do Moskwy...dalej tansyberyjska ale zarowno do Wladywostoku jak i północna przez Sewerobajkalsk, Komsomolsk), odskok do Ulan Bator i powrot do Rosji by we Wladywostoku zdradzic na sekundke kolej i udac sie promem do Japonii...tam zaliczamy pólnoc-poludnie i mykamy do Korei Pld... dalej juz rzut beretem do Chin i jedziemy wpierw do Pekinu a nastepnie do.. Phenianiu! Tak tak, nawet nie wiedzialem ze tak prosto to załatwic...dalej powrot i jedziemy na transtybetanska do Lhasy, powrot i skok na wschod...Szanghaj, Hongkong... potem Wietnam, Kambodza... Tajlandia, Malezja i Singapur...nastepnie wracamy przez Malezje Tajlandie i wjazd do Birmy (jak wojskowej huncie znowu nie odwali), lizemy glowna magistrale i na ogryzki do Bangladeszu...potem kolejowy raj a wiec Indie...tutaj jezdzenia chyba z 2-3tygodnie, siatka polaczen daje wielkie mozliwosci...przerywnik kolejowy to Nepal ale potem znowu Indie i dalej Pakistan (polnoc-poludnie)...potem kolejowo autobusowy skok do Ianu i mykamy na północ na postradzieckie klimaty a wiec Turkmenistan, Uzbekistan i Tadzykistan (tutaj ograniczone mozliwosci wiec jeno stolice tych panstw). Robimy wahadlo i wracamy do Iranu skad jazda do Turcji... pozniej jeszcze koleczko Syria-Jordania-Liban i wracamy znowu do Turcji...potem w zaleznosci od klimatow geopolityczych albo standardowo Bulgaria, Rumunia, Moldawia, Ukraina albo kombinacje z Gruzja, Armenia czy Azerbejdzanem tak by zawitac do Baku (choc w tym rejonie co chwila granice zamykane-otwierane-zamykane, wiec zapewne wiele wahadeł) i dalej przez Rosje (jak sie da) na Ukraine i do Pol (najchetnie na przejscie Chyrow-Kroscienko).
To oczywiscie na razie tylko takie teoretyczne rozwazania...chociaz coraz bardziej edukuje sie w tym temacie. Zasiegam wiedzy, analizuje... jeszcze nie na tyle powaznie by wyznaczyc sobie termin ale...kiedys na pewno. Tylko z drugiej strony jak to osiagne to jakie mi zostana marzenia? Chyba zadne... nie bedzie juz celow... a to w tej chwili chyba najwazniejszy moj cel (tak wiem, powinno byc zdrowie, rodzina, praca), codziennie o tym mysle... Owszem mozna jeszcze zrobic koleczko dookola Afryki (częsc wschodnia od Egiptu do RPA jako tako przejazdna z kilkoma przerwami na autobusy/busy/stopy itd ale na zachodzie jest gorzej... wiec tutaj trzeba by sie skupiac na zaliczaniu pojedynczych panstw, jazda na doskok z odpryskami na boki Jest tez także Peru z wiadomych powodów, mozna cos liznąc w USA, Alaska... ale to juz nie jest taka sama podróz jak po Azji gdzie 92% to jazda ciapongami... dlatego boje sie realizacji tego planu taki paradoks... No ale dzieki temu kilka miechów na niesamowitym powerze emocjonalnym... bezcenne (Azja naprawde jest tania...albo byla bo dolar niestety zwyzkuje coraz mocniej).
Ych sie rozpisalem troche i pomarzylem a...na dzis dzien jestem zadowolony, ze wczoraj wrocilem z Braniewa zaliczajac 2 odcinki Troche tych tras w Polsce na szczescie jeszcze mam ale podrózowanie juz nie bedzie takie jak "kiedys". Zmienia sie klimat do jezdzenia, na gorsze... rozłączone bilety, nie ma wspolnej oferty... teraz kazdy gigancior to bedzie napinka i jazda "od swieta" zapewne, juz nie z taką łatwościa jak do tej pory... a państwa Europy Zachodniej jakos nie wzbudzaja tylu emocji...choc na sleeperetke do Amsterdamu na Kiepure to polowalem (i nie upolowalem) Jedynie Czechy lubie...
Moje zainteresowanie koleją zaczęło sie gdzieś w latach 70. Pod koniec lat 70 zacząłem uczęszczać do szkoły kolejowej i w 80latach praca. Zacząłem jako uczeń potem pracowałem na warsztacie i póżniej jako mł.maszynista
379.jpg
Plik ściągnięto 111 raz(y) 155.02 KB
mk1992 -Usunięty- Gość
Wysłany: 11-01-2009, 13:26
O swoich uczuciach i emocjach podczas jazdy pociągiem (ale nie tylko) mógłbym pisać wiele...
A wszystko się zaczęło...
... gdy się urodziłem. Jak to możliwe? To proste. Odkąd pamiętam, zawsze z rodzicami jeździliśmy pociągami na wakacje w kujawsko-pomorskie. Do dzisiaj mama mi opowiada, że ilekroć jeździliśmy pociągiem, to ludzie w przedziale zastanawiali się, "dlaczego on jest taki grzeczny i spokojny" (oczywiście mowa o mnie). Podobno wystarczyło mnie posadzić przy oknie "i byłem w swoim świecie"...
Coś co w kolei kocham najbardziej...
... czyli kolej nocą. Zawsze rodzinne wyjazdy na wakacje koleją, odbywały się pociągami nocnymi. Stąd też wzięło się zamiłowanie do podróży "gdy jest noc". Czerwone światła na semaforach, zaświecone światła mieszkań gdzieś w oddali, ciepła, letnia pogoda... To jest coś, czego się nie zapomina, to jest coś, co się po prostu kocha...
Zamiłowanie do pociągów nocnych...
... 22 w nocy. Peron 3, dworzec w Bytomiu. Ten obraz wiele razy do mnie powraca, gdy stoję tam koło tego charakterystycznego zegara, który odmierza czas do przyjazdu kolejnej nocnej rzeźni... Hala peronowa, semafory gdzieś na szlaku, zakaz palenia papierosów... To są drobne detale, ale nie pozwalają zapomnieć tego oczekiwania na pociąg, tego stresu, podczas wjazdu pociągu (a przede wszystkim tej potężnej lokomotywy).
Wiele osób narzeka na obecne składy pociągów pośpiesznych. Większość chciałaby mieć wagony rodem z DB bądź CD (albo z obecnych IC). Mi jednak takie luksusowe i nowoczesne wagony się nie podobają. Dlaczego? Nie wiem, być może dlatego, że większość podróży jakie w swoim życiu odbyłem, miała miejsce w takich wagonach. Jest to oczywiście mój ulubiony wagonik (10 przedziałów, po 8 miejsc w każdym, charakterystyczne okna, zakończone "ostrymi kątami"). Mógłbym nimi jeździć na okrągło. Nigdy jednak nie korzystałem z usług PKP IC, nie jechałem nigdy TLK, Ex czy IC, ale mogę z ręką na sercu powiedzieć, że podróż tymi pociągami (no może poza TLK), nie dała by mi tyle przyjemności, co podróż klasyczną 2jką w pośpiechu.
EN57...
... jest to pojazd, który od dziecka mnie najbardziej irytował, zadziwiał. Nigdy nie mogłem zrozumieć budowy tego EZT. Zawsze wydawał mi się abstrakcyjny, zawsze był to pociąg "żółto-niebieski" bądź pociąg "bez przedziałów". Przez większość swojego życia, niespecjalnie lubiłem nimi jeździć. Jednak w minionym roku przekonałem się do tych jednostek, ok. 2800 kilometrów przejechałem właśnie EN57! Ktoś wyżej napisał, że podczas wjazdu kibelka na stację, pojawia się tylko jedno pytanie, "jakie siedzenia"? Mam dokładnie to samo! Jest to niesamowite uczucie, nie wspominając o radości, gdy okazuje się, że siedzenia są różowe (bądź zielone, nie wiem jak się ten materiał nazywa). Nie można również nie napisać o charakterystycznym "załamaniu wewnętrznym", gdy okazuje się, że przyszło nam jechać na plastikowych siedzeniach.
Jako ciekawostkę napiszę, że w połowie czerwca ubiegłego roku, zrobiłem sobie małe kółeczko kolejowe, Bytom-Gliwice-Opole-TG-Bytom. Zdałem na forum relację z tej podróży. Pisałem w niej m.in o tym, że z Opola do TG przyszło mi jechać EN57-1720. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że była to wtedy jedna już z nielicznych jednostek, która posiadała klasyczne, żółto-niebieskie malowanie! Taki drobiazg a cieszy, jednak moja radość nie trwała długo, bo w zamian musiałem odbyć podróż na plastikach... No cóż, nie ma nic za darmo.
W EN57 jest jeszcze jedna rzecz, która sprawia, że mógłbym tymi jednostkami podróżować całymi dniami i nocami, człon silnikowy. Ktoś sobie teraz pomyśli, że jestem jakimś dziwakiem itd. ale jazda w tym członie (obowiązkowo na wózkach!) jest na prawdę niesamowitym przeżyciem! Start jednostki (charakterystyczne "szarpnięcie"), powolne rozpędzanie się, charakterystyczny dźwięk rozpędzających się wózków, gdy maszynista wrzuci 3 pozycję nastawnika (każdy kto interesuje się choć trochę EN57, wie o czym mówię), to jest coś niesamowitego, tym trzeba się delektować. Mam pewną przyjaciółkę, która nigdy nie jechała pociągiem, pewnego razu zabrałem ją na przejażdżkę do Gliwic. Oczywiście za środek transportu wybraliśmy pociąg. Specjalnie usiadłem z nią na wózkach w członie silnikowym, aby zobaczyć, jakie będą jej komentarze na temat jazdy w tym miejscu. Gdy rozpędzaliśmy się do 80km/h, jej komentarz był następujący "rety, on hałasuje tak jak startujący samolot!". Nigdy nie zapomnę tego zdania...
Wspomnę jeszcze, że jazda EN57 przy 100km/h jest na prawdę bardzo fascynująca, zwłaszcza wtedy, gdy siedzi się na wózkach w członie silnikowym! Jest nieco adrenaliny, w szczególności wtedy, kiedy są ostre łuki i przechyłki (zapraszam na podróż z Bytomia do Chorzowa Starego). Mimo to, najlepsza jazda kibelkiem przy prędkości 100km/h nie jest na wyremontowanym szlaku, gdzie nie czuć łączeń między szynami, ale na starych torach, gdzie występują podkłady drewniane (np. Chorzów Batory-Katowice Załęże [100km/h]). To jest dopiero coś...
Śmiało mogę powiedzieć, że kocham EN57, kocham podróżowanie nimi, kocham w nich po prostu wszystko! Nie wyobrażam sobie, że kiedyś może tych jednostek zabraknąć...
O moich uczuciach i myślach podczas jazdy w EN57 również mógłbym pisać dużo, tak jak o moim ogólnym zainteresowaniu koleją. Nie będę jednak nikogo zanudzał, wystarczy, że każdy wsiądzie w byle jaki pociąg osobowy i skupi się troszkę na tym, co dzieje się z jego EZT.
Lęk i strach?
Poza tym od dziecka mam lęk przed przechodzeniem podczas jazdy z jednego wagonu, do drugiego. Hałas i strach przed tym, że mostki między wagonowe pękną i spadnę na tory sprawił, że do dnia dzisiejszego staram się unikać przechodzenia pomiędzy wagonami/członami w różnych pociągach (jednak czasami jest to konieczne).
Myślę, że póki co wystarczy moich uczuć podczas podróżowania koleją, podczas stania na dworcach itd. Oczywiście siedzi we mnie o wiele więcej podobnych uczuć, do wielu czynników, składających się na całokształt kolei, ale przecież nie będę pisał o wszystkich. Z pewnością jest jeszcze wiele odczuć, których w sobie nie odkryłem a dowiem się o nich jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, za 2 lata... Może nigdy?
Ja mam tak samo jak autor wątku. Każdy kontakt z koleją wywołuje u mnie pozytywne emocje i mam tak od pierwszego kontaktu z koleją. Jako dziecko niewiele zwiedzałam świata z rodzicami, jeździłam tylko ciągle w góry bo tam mamy wspólny z rodziną domek letniskowy, oczywiście autem bo blisko. Aż do 2001 roku, gdy po raz pierwszy pojechałam pociągiem nad morze na zieloną szkołę. Dla mnie, dziecka które zawsze marzyło o dalekich podróżach i lubiło różne nowe rzeczy, było to przeżycie niezapomniane. Zafascynowało mnie wiele rzeczy związanych z koleją - te niezniszczalne, choć dość stare maszyny, potrafiące uciągnąć tak ciężki i długi skład, jazda nocą i nad ranem - zawsze na kolonie jeździłam w nocy, stąd zapewne to umiłowanie - uwielbiam atmosferę stacji zarówno małych i dużych jak wyglądają w nocy, oraz oglądać z okien pociągu jak wstaje świt (i ten poranny chłód ), klimatyczne dworce i stacyjki na liniach bez elektryfikacji, kiedyś będące ważne, dziś mało lub w ogóle nie używane - lubię sobie wyobrażać jaki tam kiedyś mógł być ruch...No i piękne widoki oraz te wszystkie dźwięki, miarowy stukot kół, Rp1 lokomotyw przejeżdżających przed przejazdem... Poza tym dla mnie kolej zawsze miała swego rodzaju magię,może dlatego że nie była na wyciągnięcie ręki - dość rzadko jeździłam koleją, poza tym od torów mieszkam daleko mimo że w dużym mieście. Ostatnio zaniedbałam to zainteresowanie, a szkoda - postaram się poprawić
Przy okazji, witam wszystkich na forum
Ostatnio zmieniony przez kasumi dnia 28-09-2010, 19:32, w całości zmieniany 1 raz
Mój pradziadek był zawiadowcą stacji może to po Nim
Klimat nocnych pociągów na wschód (Wrocław Przemyśl); dużo ludzi, panowie z torbami z "piwem jasnym, piwem ciemnym". - to był początek. Później stagnacja i wielki come back 2 lata temu. Dla mnie kolej to przede wszystkim ciekawi ludzie, piękne maszyny, piękne widoki, wiatr we włosach i kolejowe zapachy i dźwięki
Od najmłodszych lat towarzyszyła mi kolej, pamiętam jak mając 4 czy 5 lat jeździłem, dla mnie legandarnym pociągiem 7:27 na trasie Lublin - Sulów, Suczka + 4 bipy oliwkowe, od początku bipa to było coś niezwykłego, coś czego piękna, tajemniczości czy klimatu nie da się opisać, kocham jeździć bipami, niestety to już wymierający gatunek Pamiętam jak jeździłem do Białegostoku, jak jeździłem z babcią pociągami poznając okolice Lublina i Białegostoku, wtedy to była ciekawość świata, jednak pociąg od początku miał to coś co sprawiało że zawsze chętnie do nich wsiadałem...
Czym tak, czym nie?
Jak już pisałem od początku kocham bipy ich zapach, ich niewypowiedziane piękno, i przymarzanie do siedzenia w zimie Kibel, maszyna trzęsąca się telepiącia w boki, do góry, ma dół, do przodu, do tyłu, fulplastik, nie, wtedy nie. Bonanza - we wczesnych latach mało miałem z nimi styczności bo do około 2001 roku w Lublinie królowały bipy. Bohuny? lubiłem je, ale nie miały tego czegoś co w bipach najlepsze, może dlatego że nowsza konstrukcja?
Jak kiedy i gdzie to się zaczęło
Początki mojego zainteresowania tak naprawdę sięgają 2004 roku, wtedy zainteresowałem się, co i jak to jeździ jakie ma oznaczenie, od wtedy co roku chodzę na różne dni otwarte typu Dzień otwarty węzła PKP Lublin (2004, 2005, 2006, 2008) i Dni Techniki Kolejowej Lublin (2008, 2009, 2010) Warszawa (2010).
A tak naprawdę dowiedziałem się co chcę w życiu robić na... wąskim torze, umówiłem się na forum Kolejowego Podlasia z innymi MK i pojechaliśmy na prace na Kolejkę w Czarnej Białostockiej, 14-17.08.2008,
101 km na 600mm przejechane, po tym powrót "przemytnikiem" (Grodno - Białystok, na odcinku Czarna Białostocka - Białystok) Kolejnego roku przez większość wakacji pracowałem na tej kolejce przy odbudowie toru, byłem około 25 dni co daje 215km przejechane na wąskim, miałem okazję jechać w kabinie Wls40, i miałem okazję pchać pociąg (piasecznica się zapychała). Chcę dodać że w październiku 2009 prezes dał wszystkim kopa w d*** bez żadnego dziękuję i robił(robi) problemy z wypłacaniem wynagrodznia. We wrześniu 2009 wstąpiłem do Stowarzyszenia Sympatyków Kolejnictwa "Kolejowe Podlasie" i w miarę moich skromnych możliwości (chociażby z powodu dużej odległości od miejsca stałego zamieszkania) coś zdziałać
Czym lubię jeździć, a czym nie
Jak wiadomo tylko krowa nie zmienia poglądów. Kilka słów o wybranych lokach, EZT, SZT:
EN57
Pokochałem jeździć tym ustrojstwem jeżdżąc w wakację 2008 i 2009 tam i z powrotem do Czarnej Białostockiej, kolebotać się na boki, do przodu, góry, na dół, do tyłu, i jeździć razem z taboretem fulplastik ( w "przemytniku"), teraz już z chęcią wsiadam do kibla, jestem hardkorem wytrzymuję 7 godzin w kiblu, i myślę że przy pierwszej nadarzającej się okazji wytrzymam więcej
Pesozłomy
Dlaczego tak je nazywam? Najbardziej mi się nie podoba jedna rzecz brak okien ( mogą se wsadzić te lufciki) nie można wyjrzeć przez okno, nawdychać się okolicznego powietrza, i w lecie można się udusić i mieć saunę w cenie biletu, gyż w ramach oszczędności często klima nie jest włączana. Na taboretech w które są wyposażone nie idzie wytrzymać więcej niż 1 godzinę ( w szczególności w ED74).
SN81
Mógłbym rzec kolzłom, ma tendencję do przerwy podróży w polu, jednakże lubię je bo: mają swój niepowtarzalny klimat, śmiem rzec że porównywalny do bipy, można wyglądać przez okno, i ten charakterystyczny odgłos koleboczącej się 50 km/h drezynki (w końcu SN81 i dwie drezyny w jednej).
Pozwolę za kończyć omówienie taboru gdyż w innych przypadkach nie jestem ani za, ani przeciw.
Teraz, dziś, później
Aktualnie uczę się w Technikum Mechanicznym na kierunek Technik Mechanik, po skończeniu szkoły średniej zamierzam zdawać kurs na pomocnika maszynisty a docelowo na maszynistę. Aktualnie dużo gram w symulator Maszyna EU07 i myślę że jeśli posadził by mnie ktoś za nastawnikem to umiałbym odjechać i zatrzymać się gdzie trzeba. Maszyna ma bardzo realistyczną fizykę jazdy, Trainz z MSTS wysiada na najbliższej stacji.
To by było na tyle
_________________ 2012 - 16464 km
2013 - 25289 km
2014 - 03715 km
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum