Pijani w sztok dróżnicy urządzili sobie na ruchliwym przejeździe kolejowym w Czarnem koszmarną zabawę. Kierowcy i przechodnie musieli uciekać przed opuszczanym i podnoszonym przez nich szlabanem. Kolejarzami zajęła się policja.
Wyobraźnia ludzka nie zna granic, szczególnie po wcześniejszym spożywaniu alkoholu Świetne pomysły na zabawę to chyba nasza polska traducja Kurde, ja mam 17 lat, z kumplami robiłem już nie jedną głupią rzecz, ale muszę przyznać, na takie coś nigdy bym nie wpadł. Gratuluję dróżnikowi pomysłowości
A tak na serio, głupia zabawa mogła dopuścić do tragedii, przecież pociąg to nie zabawka i nie zatrzyma się w miejscu!
Jak zawsze przy takiej okazji mówię hasło: "Bezpiczny przejazd zależy także od trzeźwego dróżnika!"
_________________ Pozdrawiam z Jastrzębia Zdroju, więcej informacji:
[quote:f1a10655f0="WIKIPEDIA"]Jastrzębie jest największym miastem w Polsce nie posiadającym kolei pasażerskiej.[/quote]
Będzie dwóch głupków mniej w PLK.
Tylko od kiedy to dyżurny ruchu i nastawniczy pracuje w budce dróżnika? Eh, ci dziennikarze... zawsze muszą coś pokręcić!
Oczy szeroko otwarte - Pociąg z lewej, pociąg z prawej, a za oknem wrzeszczący kierowcy.
– No patrz pan, będzie tak stał i czekał na śmierć – denerwuje się Eugeniusz Bieńkowski. Kierowca przemknął busem pod opadającymi drągami i zablokował się na przejeździe. – A panienka co?
Gada przez komórkę, pępek sobie ogląda i zaraz dostanie szlabanem w główkę – dróżnik złości się też na dziewczynę maszerującą przez tory. A pociąg czeka...
07.02. Dzwoni telefon z lewej. Dróżniczka odbiera: „Słucham, siódemka”. Naciska przycisk. Rogatki się opuszczają. Oddzwania. Patrzy na zbliżający się pociąg. Ten trąbi. – To takie „baczność, jadę”, tak na wszelki wypadek – Irena Olszewska macha (chorągiewką) do maszynisty. Notuje w zeszycie – „Przejechał osobowy 421”. 2 minuty później alarmuje telefon z prawej. Jedzie pospieszny. Na Wałbrzych. Zaczyna się 12-godzinny dyżur dróżniczki.
Na posterunku nr 7 (przy ruchliwym skrzyżowaniu w zachodniej części Wrocławia) pracuje pięć dróżniczek. W pomieszczeniu na pięterku czysto. Paprotki, radio Unitra, św. Katarzyna (patronka kolei). Trzy grzejniki i dwa telefony – jak z filmu „Pociągi pod specjalnym nadzorem”. Bez tarcz, bo można z nich dzwonić tylko do dyżurnych ruchu. Na stole gazeta („Ale nie wolno nam czytać – rumieni się dróżniczka. – To rozprasza”) i komórka. SMS-em może rodzinie zakomunikować, co zostawiła na obiad, i żeby wnuk odrobił lekcje.
Dróżnicy są w domku zamknięci na klucz. Nikomu nie mogą otwierać. Nie tylko drzwi, ale i przejazdów. Żeby nie powtórzyła się historia sprzed lat, gdy wrocławska dróżniczka podniosła szlaban, bo stał pod nim jej mąż z dzieckiem. Wracali z wesela, śpieszyli się do domu. Zginęli pod pociągiem. Na oczach dróżniczki. – Ona potem zwariowała – opowiadają koleżanki.
Najnudniejszy zawód świata?
09.10. „Czeski tranzyt. Jedzie gdzieś nad morze” – informuje Olszewska, opuszczając i podnosząc szlaban. Czy to najnudniejszy zawód świata? – Bzdura, dróżnik przejazdowy musi cały czas mieć oczy szeroko otwarte. Powinien obserwować pociąg, kiedy dojeżdża, a potem jeszcze odprowadzać wzrokiem. Gdy nic nie jedzie, też powinien patrzeć na tory, a nuż dyżurny coś przegapi albo maszynista przejedzie na czerwonym semaforze – zapewniają dróżnicy. Nawet wyjście do toalety zgłaszają do dyżurnego („Masz 6 i pół minuty” – odpowiada im na przykład). A pociąg czeka.
Dróżniczka z posterunku nr 7 zaczynała pracę 29 lat temu jako „spisywaczka kart stokowych”. Była też w odprawie technicznej i „dysponującą telefonistką”. Od 6 lat budkę dróżnika uważa za drugi dom. Dlatego była zła, gdy pędzący samochód z naczepką „zabrał rogatkę ze sobą”, albo gdy nastolatek fiknął przez drąg i go połamał (a sobie nos). – Lubię podróżować pociągami. Spoglądam na dróżników, o, ten tak ubrany, ten inaczej, ten ma parterową budkę, tamten na pięterku – zwierza się, gdy przejeżdża „pociąg ze skrajnią przy ruchu dwutorowym”. Czyli „taki szerszy”.
Nie ma zlituj się
14.00. Przenoszę się na przeciwną część miasta, ulica Czajkowskiego. Szalony przejazd. Zdarza się, że na zmianie przejeżdża 100 pociągów. W pobliżu szpital, szkoły, uczelnia. Przed szlabanem korki. A obok samochodów stoją babcie z wnukami, nastolatki z empetrójkami, mamy z wózkami. – Niezły młyn, prawda? A jak jest ostry dyżur w szpitalu albo towarowe jeżdżą z cukrem, bo kampania, dopiero się robi cyrk. Trzeba być alfą, omegą i można osiwieć ze stresu – opowiada Bieńkowski, pokrzykując na przechodniów przez okno małej budki. Kiedyś przyjechały do niego dzieci (ma czwórkę), to nie dał rady im kawy zrobić.
48-letni (pracuje od 16. roku życia) dróżnik mieszka w Dunkowej pod Miliczem. Dojeżdża 60 kilometrów. Półtorej godziny. I choć za benzynę nikt pięciu stów mu nie zwraca, a to prawie pół pensji, cieszy się, że tak krótko – do niedawna korzystał z usług PKP. Dojazd i powrót zajmowały mu 5 godzin. O 6.30 kończył pracę, w południe był w domu.
Dróżnikiem został w zastępstwie, na miesiąc. Mija już 6 lat. Przedtem był zawiadowcą, nastawniczym, manewrowym i zwrotniczym. W Bukowicach, Twardogórze, Grabownie i na Oleśnicy Głównej. – Natłukł się człowiek po tych stacjach i rzucili go na głębokie wody – wzdycha, gdy przejeżdżają pociągi nr 50 i 51 na jego zmianie. – Zawsze się boję dwóch po sobie – komentuje. Kiedyś chłopak na rowerze zobaczył, że osobowy przejechał i ładował mu się prosto pod towarowy. – Ja krzyczałem, ludzie krzyczeli, w ostatniej sekundzie się zatrzymał.
Najgorzej jest zimą, gdy zamarznie maszyneria. Dróżnicy wkładają kożuszki, biorą lizaka, latarkę, wyciągają znak stopu, ręcznie podnoszą szlabany i kierują ruchem. – Nie ma zlituj się. Ale bywa gorzej. Kiedyś na torach w nocy zepsuł się star. Pociągi czekały, my go na sztywny hol i zepchnęliśmy – wspomina Bieńkowski. Kiedy przejeżdżają kolejne składy w kierunku Legnicy czy Wałbrzycha, stwierdza, że dróżnik to tylko podwykonawca, a guru to dyżurny. Ale wzajemne zaufanie musi być.
– Taka to praca, siedzisz pan i czekasz na pociąg – stwierdza filozoficznie. Czekamy razem. Po jakichś 4 minutach jest. Osobowy. To już 61. dzisiaj, nie licząc manewrów i drezyn.
Energia w dróżnikowaniu
22.00. Nocna zmiana na posterunku nr 7. Małgorzata Kujawska stoi w oknie domku dróżnika z chorągiewką. – Zaczynałam 20 lat temu jako telegrafistka. A potem zesłali mnie na rozjazdy i zrobili zwrotniczą – śmieje się pani Małgosia. – Miałam budkę i rządziłam na bocznicach. Od paru lat znowu mam domek dróżnika – opuszcza szlaban i latarką daje znać, że pociąg może jechać spokojnie. Przejechał i zatrzymał się za przejazdem. Z drugiej strony jedzie osobowy. Kierowcy trąbią. – Myślą, że zasnęłam. Czasami tak człowieka zwyzywają, że nie wiadomo, gdzie się podziać. Nawet kamieniami w okna rzucają – żali się Kujawska. Dróżnicy są przyzwyczajeni do przekleństw zawsze śpieszących się kierowców. Tylko ci z zachodnią rejestracją od razu się zatrzymują. Najgorzej, gdy skład już przejedzie, a dróżnik patrzy za nim, czy ma oznaczenia o końcu pociągu (bo może się zdarzyć, że się rozerwał i zgubił wagon). Albo gdy pociąg sunie żółwim tempem („O takich mówimy, że wiozą jajko na platformie”). Kierowcy nie przetłumaczysz: są pewni, że dróżnik pijany, śpi albo poszedł na piwo.
00.01 Przed przejazdem stoi Krzysztof Hołowczyc i ostrzega: „jedź bezpiecznie”. Kujawska uważa, że obok billboardu trzeba postawić żywego policjanta. Na mandatach zbiłby fortunę.
– Widzą, że czerwone, ale się pchają na chama. Polacy lubią ryzyko – mówi dróżniczka. Kujawska przepuszcza w nocy ok. 40 pociągów. Dyżurni mają do niej zaufanie, bo reaguje szybko i pewnie. – Nie palę, nie piję, nie wyszłam za mąż i dużo śpię – wylicza. – Jestem samotny biały żagiel, więc całą energię wkładam w to dróżnikowanie.
Czy dróżnik to zawód bez przyszłości? – Może, ale przy naszych kierowcach komputery nie dadzą rady. Kamery? Już są na przejazdach, ale przy mrozie zachodzą parą i nic nie widać. Trudno będzie nas zastąpić – nie martwią się dróżnicy.
– Może to i trochę nudne zajęcie, ale jakie odpowiedzialne. Ktoś zrobi manko, to najwyżej odda, a jak ktoś z nas nie opuści szlabanu to koniec, człowieka nie ma – dodaje Kujawska i patrzy, czy wlekący się pospieszny ma „koniec”. Kierowcy już trąbią...
Jacek Antczak - Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
_________________
Sponsorem mojej nieobecności na forum jest WizzAir.
W nocy ze środy na czwartek policjanci z Pułtuska znaleźli na przejeździe kolejowym w miejscowości Świercze pijanego dróżnika. Mężczyźnie grozi teraz nawet pięć lat więzienia
Ok. godz. 1 w nocy na komendę w Pułtusku zawiadomił kontroler PKP.
- Powiedział, że jego zdaniem dróżnik z przejazdu kolejowego w miejscowości Świercze zachowuje się podejrzanie - mówi Rafał Sułecki z biura prasowego mazowieckiej policji. - Na miejsce wysłaliśmy radiowóz, policjanci sprawdzili dróżnika alkomatem. I okazało się, że mężczyzna miał w wydychanym powietrzu 0,8 promila alkoholu.
Pijany dróżnik strzegł uczęszczanego przejazdu, przecięcia trasy pociągów dalekobieżnych, m.in. Warszawa - Gdańsk, i największej w miasteczku ulicy. Cudem nie doszło do katastrofy. Po wizycie policji PKP natychmiast odsunęła 48-letniego dróżnika od pracy.
A teraz czeka go sprawa w sądzie. Za picie w pracy, która polega na strzeżeniu bezpieczeństwa w ruchu, kodeks karny przewiduje karę więzienia od trzech do pięciu lat.
źródło: gazeta.pl
_________________
Sponsorem mojej nieobecności na forum jest WizzAir.
Brzescy policjanci zatrzymali dróżnika, który pełnił służbę na przejeździe kolejowym w Rogalicach. 55-letni Józef G. miał ponad 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Informację o pijanym pracowniku kolei zgłosił w niedzielę jeden z przejeżdżający przez tory w Rogalicach kierowców. Policji powiedział, że widział dróżnika "wiszącego w oknie".
Niebawem brzescy policjanci zatrzymali 55-letniego Józefa G. i odwieźli do wytrzeźwienia w policyjnym areszcie.
Teraz mężczyzna odpowie za to, że będąc pod wpływem alkoholu pełnił czynności związane bezpośrednio z zapewnieniem bezpieczeństwa ruchu pojazdów. Grozi mu kara nawet do 5 lat pozbawienia wolności.
źródło: Gazeta Wyborcza
_________________ "Aby dowiedzieć się kto naprawdę tobą rządzi, sprawdź kogo nie wolno ci krytykować" - Voltaire.
Trzeba wziąść pod uwagę że tacy ludzie jak np. dróżnik to osoby które odpowiadają za bezpieczeństwo zwykłych ludzi prowadzących np. pojazdy mechaniczne.
Dlatego też uważam, że wszyscy którzy nie chronią bezpieczeństwa innych ludzi powinni odpowiadać karnie za stworzenie takich zagrożeń, a tym samym nie szanują swojej pracy czego dowodem jest podjęcie pracy w stanie nietrzeźwości, przecież zawsze można sobie "wypić" ale już po skończonej służbie.
Proszę zauważyć, że za wódę z PKP wylatują przeważnie ludzie w wieku 45-55 lat, a więc starzy wyjadacze, często tuż przed emeryturą. Niestety pokutuje "komuna", która nauczyła ich pijaństwa w pracy. Młodzi ludzie, choć jest ich na kolei niewielu, w pracy nie chleją, bo wychowani są w innym systemie.
Krycha, 45 latek w 1989 miał 17 lat. Chyba jednak nie za komuny nauczył się pić? Proszę popatrzeć na ulicę i policzyć młodych ludzi z puszką piwa w ręce. Proszę wsiąść do pociągu, tramwaju... Gdzieś kiedyś przeczytałem twoje wspomnienia z tamtych lat. Odniosłem wrażenie, że je pamiętasz. Komuna walczyła z alkoholizmem. Był czas, gdy alkohol był reglamentowany i sprzedawany po 13.00. 25 lat obowiązuje ustawa Jaruzelskiego. Nie w komunie doszukuj się zatem polskich upodobań. Owszem, chlało się i wtedy w pracy, ale się również z niej wywalało. Też był art.52. Byli ludzie nietykalni. Czy dzisiaj ich nie ma?
pyra, mówimy o piciu kolejarzy w pracy, a nie w tramwaju, na ulicy itd. Kolejarz odpowiada za życie pasażerów, kierowców. Wszelkie doniesienia prasowe o nietrzeźwych kolejarzach na służbie dotyczą wyłącznie, jak wspomniała Krycha, ludzi po 40-tce. O pijanych młodych w PKP wogóle się nie słyszy. O czym to świadczy? Że młodzież jest mądrzejsza, rozsądniejsza i bardziej odpowiedzialna od starych pryków chlejących wódkę w pracy?
_________________ Gdyby głupota umiała latać, LOT miałby poważnego konkurenta w postaci PKP.
Trzeba jasno powiedzieć, że w pracy nie piją tylko dróżnicy. Pije się wszędzie na kolei jednak specyfika pracy dróżników sprawia, że to właśnie oni najczęściej "wpadają". W PKP jest wiele pijących "świętych krów", którym latami się miga, bo mają plecy, układy i kryje się takie osoby. Wśród nich są także naczelnicy, dyrektorzy, kierowcy, maszyniści i inni...
_________________ Podróżny pamiętaj! Podróż pociągiem skraca czas przejazdu koleją. (S. Bareja)
Wysłany: 23-04-2007, 15:56 Pijany maszynista prowadził pociąg
Pijany maszynista prowadził pociąg z cysternami
Trzy promile alkoholu stwierdzono u maszynisty pociągu z 19 cysternami, który miał jechać z Czerwieńska w Lubuskiem do niemieckiego Guben. Mężczyzna i jego pomocnik - także pijany - zostali zatrzymani.
Przedstawiono im zarzut narażenia na spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi kara do 8 lat pozbawienia wolności - poinformowała Małgorzata Stanisławska z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze.
Zdaniem ekspertów z PKP, wykolejenie się pustych cystern z nagromadzonymi w środku oparami mogło doprowadzić do katastrofy. Do zatrzymania obu mężczyzn doszło w sobotę po południu po otrzymaniu przez policję zgłoszenia, iż maszynista i jego pomocnik są prawdopodobnie nietrzeźwi. Badania potwierdziły sygnał. 44- letni maszynista miał w organizmie 3 prom. alkoholu, 45-letni pomocnik - 1 prom.
Obaj mężczyźni trafili do policyjnej izby zatrzymań.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum