Wysłany: 04-03-2010, 17:43 Tankując dopłacasz do PKP!
Prawdziwi miłośnicy czterech kółek brzydzą się innymi środkami transportu.
Z dumą opowiadają, że od lat nie podróżowali busem, autobusem czy tramwajem, nie wiedzą, ile kosztuje bilet normalny i nie mają pojęcia, dokąd kursuje "ósemka". Za żadne skarby nie wsiądą też do pociągu. A powinni, bo przecież przy każdym tankowaniu swojego samochodu dopłacają do funkcjonowania kolei.
Właśnie poinformowano, że Skarb Państwa kupi od PKP SA (czyli sam od siebie, przypomnijmy bowiem, że ostatnia z liter w skrócie PKP oznacza słowo "Państwowe") akcje jej spółki-córki, PKP PLK, dzięki czemu PKP SA pozbędzie się części długów. Pieniądze na ten cel mają pochodzić z opłaty paliwowej, ukrytej w cenie benzyny i oleju napędowego. W ciągu najbliższych pięciu lat na oddłużenie kolei pójdzie z tej puli 2,5 mld zł.
Wprowadzeniu obciążającej kieszenie zmotoryzowanych opłaty paliwowej towarzyszyły solenne obietnice, że pozyskane w ten sposób pieniądze będą przeznaczane wyłącznie na budowę i modernizację dróg, łatanie dziur, poprawę bezpieczeństwa ruchu itp. Już wtedy jednak słyszało się głosy ostrzegające, że wbrew tym zapewnieniom z pewnością szybko pojawią się inne, ważne wydatki, które państwo zechce pokrywać z haraczu ściąganego od kierowców. Nie musieliśmy długo czekać, aby przekonać się, że sceptycy mieli rację.
Można zapytać, dlaczego nikt nie wpadł na pomysł ustanowienia opłaty torowej, doliczanej do ceny biletów kolejowych? Ano dlatego, że według rządzących, zresztą nie od dziś i nie tylko w Polsce, pociągami jeździ tzw. szary lud, a prywatnymi autami - bogate elity. Solidarność wymaga, by zamożniejsza mniejszość, czyli ci, którzy przemieszczają się samochodami, wspomagali finansowo uboższą większość, czyli pasażerów kolei. Co prawda jeśli zajrzeć do przedziałów pierwszej klasy składów Intercity do Warszawy i do wnętrz piętnastoletnich golfów i równie wysłużonych maluchów można zwątpić w sens zarysowanych wyżej podziałów społecznych, ale przecież nie owe podziały są jedyną przyczyną, dla której państwo próbuje pomóc kolei kosztem zmotoryzowanych obywateli.
Nie zapominajmy, że PKP to wielki zakład pracy, a kolejarze są potężną i dobrze zorganizowaną grupą zawodową. Potrafią bić się o swoje, zagrozić strajkiem, położyć się na torach. Prywatni użytkownicy dróg, właściciele samochodów, nie mają jakiejkolwiek liczącej się reprezentacji. Nie tworzą żadnego wpływowego lobby. Nie zablokują ulic. Nie będą palić opon ani pikietować centralnych urzędów. Nie zbojkotują "cepeenów".
Od czasu do czasu na uliczne protesty zdobywają się jedynie taksówkarze, jednak nie znajdują wsparcia ze strony ogółu zmotoryzowanych, gdyż występują we własnym, wąsko pojętym interesie, przeciwko prawom gospodarki rynkowej i zasadom wolnej konkurencji.
Narzekamy na drogi, podatki, drożyznę, ale dopóki czynimy to na własną rękę, nie próbując skrzyknąć się i zjednoczyć w realną siłę, można nas lekceważyć. Dlatego nie dziw się, kierowco, że wlewając do baku 20 litrów bezołowiowej benzyny, dopłacasz tym samym do nierentownego pociągu, którym nigdy nie jechałeś i nigdy nie pojedziesz. Utrzymywanego tylko dlatego, że dojeżdżają nim do pracy obsługujący tę linię kolejarze.
Takich głupot dawno nie czytałem...Ledwo dobrnąłem do końca. Co za tępakiem trzeba być, żeby takie głupot wypisywać?!
A tak z innej beczki, ciekawe, czy ci "dziennikarze" słyszeli o tzw. opłacie (czy tam podatku) drogowym zawartym w paliwie? Dodam, że przewoźnicy kolejowi posiadają lokomotywy spalinowe, do których leje się ON.
Panowie dziennikarze pewnie mają samochody i każdego miesiąca puszczają z dymem sporą cześć swojej wypłaty.
Sam miesięcznie wydaję na paliwo od 300 do 800 złotych (zaleznie od tego czy jeżdżę do pracy sam czy z kolegą).
Jak pisałem wkurza mnie traktowanie kierowców jako dojne krowy, większość ludzi jeździ samochodami bo musi, to nie jest dziś żaden luksus jak 30 lat temu.
Tak, duże część z nich NIE musi, robią to więc chcą - więc płacą za zatruwanie środowiska naturalnego, utrzymanie i remonty infrastruktury a także m.in za leczenie ofiar wypadków drogowych to naprawdę dużo kosztuje. I większość z nich naprawdę nie myślała o tym aby wybrać inny środek transportu - bo owszem są miejsce gdzie komunikacja zbiorowa istnieje w formie szczątkowej, ale są i takie gdzie funkcjonuje dobrze i zaspokaja zwyczaje potrzeby. Naprawdę są osoby, które potrafią do Kościoła jechać kilkaset metrów samochodem (o stawaniu nim na środku rynku nie mówiąc, rzecz jasna straży miejskiej wtedy ni widu, ni słychu ), do pobliskiego sklepu po dwa piwa itd. Za takie coś powinni płacić jeszcze więcej niż dziś.
Ogólnie powinno się wprowadzić system, który uzależnienia opłat za jazdę samochodem od właśnie odległości (krótszy dystans - większa opłata), dostępności innych możliwości (pieszo, rowerem, komunikacją miejską) itd.
I jak sam napisałeś, zawsze można jeździć nie pojedynczo tylko w kilka osób - wówczas koszt się rozkłada.
PS. A jak ktoś za biedny na samochód i nie stać go na jego utrzymanie, to nie ma obowiązku jego kupuje zwykle jest alternatywa, jednak niektórzy wolą nie zjeść a mieć samochód i nim jeździć, bo ich zdaniem świadczy to o statusie
Gurami22, pasuje ci jazda pociągiem czy autobusem - jeździj. Ale nie próbuj na siłe ludzi do tego zmusić. W moim przypadku auto to konieczność, pracuję w takich godzinach, że żaden pociąg ni PKS mi nie pasuje. Nie mówiąc o tym, że jak jeździłem pociągiem (z przesiadką) to będac o 18 w domu na nic innego juz nie miałem siły.
Owszem sa osoby co jeżdżą autem do kiosku. Ale akurat to nie ich dotykają te wszystkie podatki i akcyzy tylko co tych robią każdego dnia kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę do pracy.
Cytat:
. A jak ktoś za biedny na samochód i nie stać go na jego utrzymanie
Idiotyzm. Na utrzymanie samochodu mnie może byc stać, ale na utryzmywanie wszystkich darmozjadów do których dopłacam 50% ceny paliwa juz niekoniecznie. Jak pisałem - w USA paliwo kosztuje około 2 złotych za litr.
Cytat:
I jak sam napisałeś, zawsze można jeździć nie pojedynczo tylko w kilka osób
nie zawsze można. Ja mam to szczęście, że kolega z zespołu mieszka 10km ode mnie, więc możemy jeździć razem - na zmaianę moim lub jego autem. Ale gdyby nie on musiałbym jeździć sam.
Napisze jeszcze raz - samochód TO NIE jest luksus.
Państwo cały czas dotowało budowę dróg, obwodnic i autostrad, przeznaczając na kolej ochłapy (90% funduszy państwowych szło na drogi, zaledwie 10% na kolej). Pasażerowie pociągów też płacą na drogi. Podatek VAT ukryty w cenie biletu inkasuje Skarb Państwa, który potem buduje z tego autostrady.
_________________ ⚠ Bossowie związków zawodowych, zarządy i rady nadzorcze spółek PKP to partacze, nieudacznicy, ludzie niekompetentni! Jest to banda kretynów, idiotów i darmozjadów pierdzących w stołki, którym los PKP zwisa i powiewa!
Plus VAT i akcyza za energię elektryczną, w tym energię trakcyjną.
_________________ ⚠ Bossowie związków zawodowych, zarządy i rady nadzorcze spółek PKP to partacze, nieudacznicy, ludzie niekompetentni! Jest to banda kretynów, idiotów i darmozjadów pierdzących w stołki, którym los PKP zwisa i powiewa!
Nie wspominając o podatku drogowym, zawartym w cenie oleju napędowego, który przecież leje się do lokomotyw na trakcjach spalinowych.
Już nie jeden z ministrów finansów, kiedyś (chyba przypadkiem zobaczył pociąg) stwierdził, że pociągi po drogach się nie poruszają i zarządził zwroty podatku dla spółek kolejowych.
Z drugiej strony kosząc trawnik zużywam benzynę z dróg nie korzystam więc chyba też powianiem dostać zwrot podatku.
W USA paliwo kosztuje około 2$ za galon, co daje mniej niż 2 złote za litr...
4,5 temu przyjechałem i było 2,8$, później rosło do 5 a rok temu nagle spadło do 1,6$, potem znów w górę do w miarę stabilnego poziomu od kilku miesięcy 2,9...3,2$ (87, 89, 93 oktany - to też różnica). Samochód do pracy pali mi 6...11(zima, miasto), średnio do pracy 9L/100km, a rodzinny wycieczkowy 11...20L. Zarobki większe niż w PL. W PL prawie wszyscy maja auta, ale przy dobrej kolei niemusieliby nimi jezdzc do pracy, szkoly, na wczasy. Nie musieliby miec kilku aut w domu, bo kazdy musi dojechac. To obciaza ogromnie domowe budzety i owocuje w smietelnych zniwach na drogach. Polacy jestesmy za nerwowi na drodze. Za duzo filmow amerykanskich z lat 70tych. Co innego gdyby torow nie bylo, ale sa, jeszcze.
Jak nie ma pociagu, to dla wielu autobus nie jest alternatywa. Dzieci na moga wysiedziec, starsi maja zylaki, potrzeba toalety, choroba lokomocyjna, niechec do ogladania toru wyscigowego na waskiej zatloczonej drodze, chęc obejrzenia krajobrazów bez drogi, odpoczynek od samochodow.
Oczywiście nie powinno tak być by w paliwie był podatek na Kolej, ale nie powinno być również tak, że drogi są budowane z państwowego/unijnego, z niewielkim dodatkiem akcycy,a przewoźnicy kolejowi muszą kosmiczne ceny płacić za przejazd. PLK powinny być podzielone na województwa, jak PR i ustalać tanie stawki. Uzależnione od standardu linii. Niskie dla przewoźników pasażerskich. Wjeżdżając samochodem na drogę nikt nie sprawdza nam licznika. Linia o vmax<40 stawka zerowa, bo to kpina.
Tutaj jakoś nie musze się wstydzić, że lubię jeździć pociągami, choć do pracy autem, bo nie ma dobrego połaczenia. W sumie dzięki temu znalazłem pracę w firmie skupiającej wielu entuzjastów, także takich pamiętających jeszcze dawną świetność koleji w USA.
Dla większości Polaków "napływowych" - takich jak ja - generalnie kolej nieistnieje jako potencjalny środek lokomocji - nie dziwię się. Pamietają brudne, zatłoczone, za ciepłe, za zimne, rzadko kursujące i nie tam gdzie trzeba, pociągi w Polsce.
Miejscowi się raczej cieszą jak mogą z niej skorzystać, bo oferta mała w stosunku do ilości osób, a korki wszytskich denerwują. Nie mówiąc o dalekobieżnych które jada raz na dzień, wolniej niż samochodem z przystankami na odpoczynek i kosztują tyle co samolot. Nie miałem okazji jechać. Miałem natomiast okazję jechać 8x 15h plus 5 na postoje we dwoje na zmianę z dziećmi i powiem, że żadna atrakcja. Po prostu tanio, ale męczarnia.
Ten artykuł to po prostu reklama motoryzacji dla małolatów i jawny dowód działalności lobby samochowego, o którym pisze w artykule że nie istnieje w PL. Lobby takie w USA zniszczyło geste sieci kolei , również elektrycznych kolei dojazdowych, na szczęście nie do końca w Chicago, ale niewiele brakło. Po przeczytaniu, nawet nie chciało mi się komentować na stronie interii.
Kiedyś nawet drobne ładunki towarowe były przewożone wagonami elektrycznymi zasilanymi 600V jadącymi szlakami połaczonymi z kolejami miejskimi w Chicago.
Ostatnio zmieniony przez Klałd dnia 13-03-2010, 22:51, w całości zmieniany 1 raz
mefistofeles, będę brutalny: za wygodę się płaci. Chce się jechać spod drzwi pod drzwi trzeba zalać, zapłacić i tyle. Tak wnioskuję z tego artykułu.
Rozumiem takie sytuacje, gdzie na prawdę nie ma jak dojechać do pracy czy na uczelnie czy do urzędu, wtedy niestety samochód jest konieczny.
Ja dojeżdżam do pracy 40 km i robię to właśnie pociągiem. Także godziny kursowania mi nie bardzo pasują, ale dogadałem się z przełożonym i każdy jest zadowolony: ja bo zostaje mi w kieszeni jakieś 250 zeta miesięcznie majster bo ma pracownika zadowolonego i zrobioną robotę. Zaczynam prace pół godziny później i kończę także pół godziny później.
A i nie porównuj USA do Polski. Dlatego, że kraj ten jest ponad 30 razy większy , ma co najmniej 10 razy więcej obywateli niż Polska, i całkiem inne warunki - gospodarkę, mentalność obywateli, surowce administrację i wiele wiele innych. To tak jakby porównać malucha do BMW albo Audi. Niby samochód ale jakże różny nie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum