Wysłany: 31-03-2011, 06:40 Jak wiele można żądać od sekretarki?
Są czynności, których oczekiwanie od pracownika w cywilizowanym świecie jest źle widziane. Do takich czynności należy przynoszenie herbaty szefowi, robienie śniadań itp. Przyjęło się, że każdy te rzeczy robi sam sobie, albo właśnie boje o te rzeczy trwają.
W Europie Zachodniej przyjęło się, iż pewne czynności, jak np. robienie kawy dla szefa wraz z zaniesieniem mu filiżanki pod nos, przygotowywanie mu kanapek itp. nie wchodzą w zakres obowiązków "sekretarskich", bo dotyczą sfery osobistej i dlatego żaden szef nie może wymagać ich wykonania od swej sekretarki.
W Polsce z tym jest różnie.
Niektóre sekretarki traktują to jako nieodzowny element swych obowiązków i nie robią z tego żadnej tragedii, zresztą w Anglii też jest inaczej, niż np. w Niemczech i USA, więc trudno generalizować.
Jednak faktem jest, że "nieparzenie kawy" przyszło do nas z Zachodu.
Czasem sami szefowie, czując pewną taką patriarchalną otoczkę tej czynności, ostentacyjnie bronią się przed poproszeniem swych sekretarek o takie usługi. Na pewno jest to sfera niedograna i najczęściej zależy od oczekiwań szefa, rzadziej od zdecydowanej postawy sekretarek. Jeżeli szef nie jest bucem i dobrze płaci, mało która z sekretarek ma odwagę odmówić zrobienia mu kawy, zresztą chyba nie jest to czynność jakoś szczególnie hańbiąca. Jeżeli natomiast z jego poziomem jest gorzej, sekretarki przy przygotowywaniu mu kawy nierzadko zgrzytają zębami. Czy jednak nie byłoby lepiej, by szef sam parzył sobie tę kawę?
Szefami w Polsce coraz częściej są kobiety. Ciekawy jestem, czy one także każą robić swoim sekretarkom kawę i herbatę. Te co bardziej agresywne - zapewne tak.
Oczywiście w ramach swobody umów można te czynności po prostu włączyć w zakres obowiązków pracowniczych i wówczas każdy będzie wiedział, na co się godzi. Ba, teoretycznie można nawet stworzyć stanowisko "służącego". Przypuszczam, że wielu z nas nie miałoby oporów pracować na stanowisku "służącego" u dobrego pracodawcy, gdyby wynagrodzenie kilkakrotnie przewyższało średnią krajową, a szef był człowiekiem na poziomie.
Jako student pracowałem kiedyś przez 3 miesiące w jednym z pięciogwiazdkowych hoteli w niemieckim Schwarzwaldzie, zarabiając kokosy na stanowisku "Hausdiener", czyli właśnie jako boy hotelowy, i jakoś niespecjalnie cierpiałem z powodu oznaczenia mojego stanowiska pracy. Jejku, jakie wówczas samochody odprowadzałem na parking! Lamborgini, corvetty, ferrari, porsche i najnowsze modele mercedesów i bmw.... i jeszcze mi za to płacili. No ale wtedy byłem studentem, płacili nieźle, szczególnie w przeliczeniu na złote, więc dumę bez zmrużenia oka schowałem w kieszeń.
Innym z przykładów nieuregulowanych sytuacji, którą niedawno miałem okazję przeżyć, jest zrzutka na odchodzącego.
Odchodzi z pracy pracownik - osoba zajmująca jedno z wyższych, acz nie kierownicze, stanowisko. Firma nie ma w zwyczaju robienia odchodzącym prezentów pożegnalnych, więc koleżanka odchodzącego, zajmująca równorzędne wysokie stanowisku, zleca swojej sekretarce przejście się po pokojach i zebranie dla niego określonej sumy na taki prezent.
Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że odchodzący praktycznie przez wiele lat pracy niemal nie zamienił słowa z niektórymi pracownikami, a jeżeli już, było to tylko zdawkowe "dzień dobry". Zwłaszcza pracowników niższego szczebla traktował jak żyjących w innym wymiarze. Wprawdzie nie można niczego mu zarzucić, ale też nie wzbudzał on żadnych pozytywnych skojarzeń. Do tego odchodzący zarabiał wielokrotnie więcej, niż szeregowi pracownicy z pensjami, które ledwo starczają im od pierwszego do pierwszego. A tutaj ktoś oczekuje od nich, że zrobią zrzutkę na odchodzącego.
Sekretarka chodzi po pokojach od jednej sekretarki do drugiej, od jednego szeregowego pracownika do drugiego i przeprasza, że żyje, tzn. że musi zbierać pieniądze, bo jej kazano. Większość "szeregowych" zgrzyta zębami, że muszą wyskoczyć z kasy dla kogoś, kto ich ani grzeje, ani ziębi, bo nie poczuwają się do jakiejkolwiek solidarności z odchodzącym, tym bardziej finansowej. Szlachetnie jest wręczyć prezent na pożegnanie, zgoda, ale osobiście przejść się po pokojach i zebrać odpowiednią kwotę to już się zleca sekretarce, bo tak wygodniej.
A przecież gdyby relacje w firmie były prawidłowe, tzn. gdyby pracownicy tworzyli faktyczny zgrany zespół, gdyby rozbieżności w dochodach nie były kosmiczne, nikt nie zastanawiałby się nad takimi kwestiami i każdy bez oporów przeszedłby się po pokojach, by zrobić ściepę na prezent dla odchodzącego.
Zgadzam się w pełni. Jeszcze dodam, że podobna sytuacja zachodzi podczas okresu przedświątecznego. Pracownicy żartują, że wigilia jest już na kilka przed świętami ponieważ świniowaty szef po raz pierwszy w roku przemówił ludzkim głosem.
A propos robienia kawy to moja koleżanka (referentka w sekcji pewnej spółki PKP) codziennie robi kawę swojemu naczelnikowi. Ceremonia parzenia kawy zaczyna się już w momencie, gdy wypatrzy przez okno naczelnika idącego z pociągu do pracy. Komicznie to wygląda.
_________________ Bądź szczery, a wyzwą cię od chamów i prostaków.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum