18 kwietnia maszynista pociągu PKP Cargo zatrzymał skład między Babami a Piotrkowem Trybunalskim, wstrzymując ruch na linii do Katowic. Powodem było niewłaściwe działanie semafora. Wciąż nie wiadomo co było przyczyną awarii.
Jak informuje „Dziennik Łódzki”, przedstawiciele PKP Cargo i PKP Polskich Linii Kolejowych podpisali protokół oględzin miejsca zdarzenia. Wcześniej, z powodu różnicy zdań, protokół długo nie był podpisywany.
Wciąż nie wiadomo co było przyczyną awarii urządzenia srk, która skłoniła Edwarda Pryczka, maszynistę PKP Cargo do zatrzymania składu. Jedno jest pewne, maszynista zachował się właściwie, co podkreśla Tadeusz Ryś, przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Kolejowych.
Polak raz mądry przed szkodą. Niech żyje wkurzony maszynista!
Witold Głowacki
Data dodania: 2012-04-18 17:56:35 ▪ Ostatnia aktualizacja: 2012-04-18 18:56:25
Chciałbym się nisko pokłonić maszyniście, który na kilka godzin wstrzymał ruch pociągów na trasie Warszawa - Katowice niedaleko feralnej miejscowości Baby pod Piotrkowem. Naprawdę nisko.
Mógł w ogóle machnąć na to ręką. Pojechać dalej "na sztukę". Przecież na pewno nic by się nie stało. Mógł się też zatrzymać na moment, zagadać przez krótkofalówkę z dyżurnym, usłyszeć, że "ten model tak ma", i ruszyć w stronę Koluszek. Tak samo albo podobnie robi codziennie pewnie kilkunastu, jeśli nie kilkudziesięciu jego kolegów i świat kręci się dalej, a katastrofa zdarza tylko raz na dwa lata. - Jakoś to będzie - w naszym kraju ta idiotyczna maksyma niemal zawsze towarzyszy systemowemu wręcz lekceważeniu procedur bezpieczeństwa, nie tylko na kolei zresztą.
Głupio, że w naszym kraju przestrzeganie procedur akurat na kolei wciąż może wymagać odwagi. Ale wkurzony "mechanik" towarowego pociągu PKP Cargo chyba naprawdę miał dosyć jazdy z duszą na ramieniu. Dlatego zrobił coś, czego przecież robić nie wypada. Zwłaszcza w Polsce, zwłaszcza na polskiej kolei. Postąpił dokładnie według procedur.
Zatrzymał pociąg zaraz po zauważeniu, że dwa semafory dają sprzeczne sygnały. Nie dał się nakłonić do zjechania na stację, co oczywiście pozwoliłoby na puszczanie mimo dziwnych wskazań semaforów kolejnych pociągów pojedynczym - ze względu na remont - torem tej uczęszczanej trasy. Zmusił wreszcie do przyjazdu na miejsce specjalną kolejową komisję.
To nawet nie był strajk włoski, choć maszynista działał chyba ze wsparciem kolejowych związkowców, którzy po katastrofie pod Szczekocinami zapowiedzieli krucjatę przeciw lekceważeniu zasad bezpieczeństwa w PKP. Sytuacja z Bab wydaje się całkiem nieźle w tę krucjatę wpisywać.
Mimo to jednak nikt o zdrowych zmysłach nie będzie nawet próbował udowadniać, że to, co zrobił maszynista, nie było właściwym zachowaniem. Zwłaszcza po tym, jak skonsternowani kolejarze zaczęli przyznawać, że maszynista nie miał omamów i rzeczywiście dostrzegł realny błąd semaforów. Zabawne zresztą, że przecież maszynista postąpiłby słusznie, zatrzymując pociąg nawet, gdyby się mylił co do semaforów. Taka jest tu bowiem prawidłowa reakcja na wątpliwości - choćby niesłuszne.
A jednak przez pierwsze chwile kolejowe władze próbowały zrobić z maszynisty wariata lub pieniacza. - Obecnie trwa sprawdzanie tego, co się dzieje z semaforem, maszynistą i lokomotywą - to był pierwszy komentarz rzecznika PKP PLK. W kolejnych nie krył on irytacji tym, że maszynista "nawet nie zjechał na stację". Potem z ulgą ogłosił, że w lokomotywie zastąpił go kolega i pociąg może już jechać - tak jakby nasz bohater osłabł, oszalał albo się upił. Podejrzewam, że kolejowe władze najchętniej wszczęłyby przeciw niemu postępowanie dyscyplinarne, tymczasem teraz muszą kwaśno przyznać, że racja jest właśnie po jego stronie. Mam też nadzieję, że odważny maszynista znajdzie naśladowców, a straty spowodowane opóźnieniami zmuszą liczne spółki PKP do inwestycji w systemy kierowania ruchem.
Głupio tylko, że w kraju, w którym nieprzestrzeganie procedur bezpieczeństwa wciąż bywa społeczną normą, praca w zgodzie z nimi akurat na kolei może wymagać właśnie odwagi.
Cieszę się że problem nieprzestrzegania procedur i bezpieczeństwa dostrzeżono w końcu też i w środkach masowego przekazu.
W chwili obecnej trwa szeroko zakrojona akcja weryfikacji uprawnień zarówno u przewoźników jak też i zarządcy.
Dramat Szczekocin i konsekwencja maszynistów Babach a także zainteresowanie mediów w tej dziedzinie przyniosą efekty dla pracowników i podróżnych.
Nie jestem pewien, czy moją wczorajszą sytuację można zaliczyć do problemów z automatyką kolejową, czy raczej ISDR się "gwizdnął" z podawaniem semaforów.
Wracałem jako pasażer z Warszawy pociągiem TLK 83108 "Pobrzeże" na odcinku Wwa - Wschodnia > Kraków Gł. Pociąg przyjechał z opóźnieniem około 20 minut na Wschodni (norma). Odjechaliśmy, zająłem miejsce w swoim wagonie nr 17 przy oknie (miejsce 25). Podróż do Radomia upływała upojnie przy dwóch studentkach.
W Radomiu na wyświetlaczu mieliśmy już tylko +10 wyświetlane. Dostaliśmy na wyjazdowym sygnał "następny stój" konduktorzy gwizdnęli jeden do drugiej (był kierownik i bardzo urocza konduktorka), lekkie szarpnięcie i tradycyjny odgłos EU07 (07-360) na "rozruchu". Nagle ostre hamowanie, semafor postawiony na "stój". Konduktorzy wysiedli. Chwilę potem maszynista także i poleciał do dyżurnej peronowej. Na wyświetlaczach pojawiło się +25 opóźn. Jakieś 6 minut później wjechała ET22 z roboczym, a kilka minut po niej EN57 Kolei Mazowieckich z osobowym ze Skarżyska-Kamiennej.
Ciarki mną przeszły... Od Radomia do kolejnej stacji jest tylko tor zasadniczy dla kierunku na Skarżysko czynny. Drugi w remoncie. Szlakowa po minięciu ostatnich rozjazdów jest 120 i tak też tam pociągi jadą.
Nie trudno się domyślić co by było gdyby ktoś nam "nie skasował" utwierdzonej wcześniej drogi przebiegu.
Po wjechaniu EN57-1568 ze Skarżyska ruszyliśmy my. TLK83108 dostał słynnego "eS-Zeta" i "rura" 120 po jedynym czynnym torze.
Mam pytanie:
1. Więcej takich "kwiatków" się zdarza ?
Przecież jakbyśmy "poszli" na tym sygnale to potem przy około 120, czy tam 100 (jakby zaczął hamować) jakbyśmy "przywalili" w EN57, czy wcześniejszy roboczy z ET22 to strach myśleć...
O ile elektrowozy by pochłonęły część energii zderzenia to w przypadku najechania przez nas na EN57 byłoby nie ciekawie z EZT. (Widać w sąsiednim temacie co pozostało z członu rozrządczego EZT w OW)
2. Jaka jest procedura "kasacji" utwierdzonej wcześniej drogi przebiegu ? Z tego co kojarzę to raczej bez zerwania plomb się nie obejdzie. Mógłby ktoś z PLK wyjaśnić dokładniej ?
Pociągami podróżuję, bo lubię i wolę je od autobusów. Z resztą - wśród komunikacji drogowej odsetek zderzeń jest nie porównywalnie większy niż w transporcie kolejowym.
To co napisałeś wcześniej trzeba wyjaśnić. Wyślij oficjalne pismo do UTK, poproś o odpowiedź czemu tak się stało. Mam nadzieję, że po ostatnich wypadkach zaczną się tym zajmować. Myślicie, że mech i drużyna zawiadomiła kogo trzeba?
Skoro piszesz, że wyświetliło się pomarańczowe to wygląda na to że nie było bezpośredniego zagrożenia zderzeniem. O ile rzecz jasna pociągi o których piszesz nie leciały na rozkazy/zastępczy po tym samym torze. Nie znam tamtejszej specyfiki ruchowej oraz układu torów i semaforów ale wygląda mi to na zwyczajną pomyłkę dyżurnego, który wyświetlił semafor być może zbyt wcześnie - niezgodnie z tymczasowym RJ, być może po nieodpowiedniej drodze przebiegu. Różnie mogło być. Nie popadajmy w paranoję i nie szukajmy wszędzie potencjalnego wypadku.
Hmm, lukasz92, w innej branży, gdzie również bezpieczeństwo ruchu jest krytyczne, wydanie zezwolenia na wykonanie krytycznej operacji, a następnie jego odwołanie po rozpoczęciu wykonywania operacji jest uznawane za incydent i podlega zgłoszeniu do wewnętrznej komórki bezpieczeństwa oraz PKBW... Oznacza to, że powstaje z tego raport oraz wnioski.
To jest kwestia łańcucha zabezpieczeń. Powyższy przypadek pokazuje, że łańcuch był już naruszony na przeważającej części swojej długości. Ostatnie ogniwo, to radio-stop i oczy maszynisty. Do zadziałania tego nie doszło, poskutkowało jedno z wcześniejszych. Ale jeszcze wcześniejsze zawiodły.
Jakieś 6 minut później wjechała ET22 z roboczym, a kilka minut po niej EN57 Kolei Mazowieckich z osobowym ze Skarżyska-Kamiennej.
Ciarki mną przeszły... Od Radomia do kolejnej stacji jest tylko tor zasadniczy dla kierunku na Skarżysko czynny.
Od tego semafora który widziałeś do Rożek, jest przynajmniej jeszcze jeden semafor, bo to spory węzeł. Tak więc drogę miałeś podaną i tak tylko do wylotu z Radomia, a dalej już nie i pewnie żeby nie trzymać was w polu, przytrzymali w stacji, w peronach... Tylko późne decyzje, stąd skasowanie wolnej i potem podane Sz.
Zamieszczony powyżej tekst "pp" znakomicie oddaje nastrój i kwintesencję całego smutnego tematu naszej zawodowej rzeczywistości.
Chciałbym widzieć "w akcji" wszystkich "mądrali" wypisujących tu brednie o regulaminach, normalności i o "żadnym tam bohaterstwie", chciałbym ich zobaczyć jak to się wykazują w ekstremalnej sytuacji.
W kwestii niejakiego " l'osservatore", jego "rozległa wiedza, mądrość doświadczenie i wiara w obowiązujące reguły" zawarte w tekście właśnie wpisują się w wyrażoną przeze mnie krytyczną opinię.
L'osservatore, lepiej było tych bredni nie pisać.
Widziałem kilka dni tem Protokół Ustaleń Końcowych w tej sprawie.
Wynika z niego że maszynista jednak dał przysłowiowej dupy. Ale "ukoronowanego" człowieka przez Ministra Transportu nikt nie odważył się chociażby upomnieć. Sprawę tochę wygłaskano.
Sygnał na semaforze i tarczy nie był wątpliwy. Wskazywał jedynie sygnał ze zmniejszoną prędkością przy jeździe po rozjazdach w kierunku zasadniczym.
Urządzenia srk w tej stacji działają w ten sposób że jakakolwiek najmniejsza usterka (w tym przypadku kondensatora) wymusza działania zwiększające bezpieczeństwo ruchu na stacji. Czyli Vmax 40 km/h.
Taka filozofia tych urządzeń. Całkiem logiczna.
Tak więc drogę miałeś podaną i tak tylko do wylotu z Radomia, a dalej już nie i pewnie żeby nie trzymać was w polu, przytrzymali w stacji, w peronach...
Albo dyżurna zmieniła drogę dla roboczego bo się okazało że jakiś rozjazd nie idzie, najprawdopodobniej mechanik dostał na stój na radiu i potem dyżurna zdjęła mu drogę.
Urządzenia srk w tej stacji działają w ten sposób że jakakolwiek najmniejsza usterka (w tym przypadku kondensatora) wymusza działania zwiększające bezpieczeństwo ruchu na stacji. Czyli Vmax 40 km/h.
Taka filozofia tych urządzeń. Całkiem logiczna.
Czy tak było i tym razem?
Miś UszaTeK się wprawdzie po zdarzeniu wreszcie obudził, ale poza tym cicho.
Raportu z tego zdarzenia w tym roku nie widziałem, ale sądząc po jakości artykułu i poprzedniego zdarzenia, tak mogło być i w tym przypadku. Za duża cisza, myślę że gdyby było inaczej to Prezydent podnosiłby larum i to nie małe.
Najciekawsze jest jeszcze to że incydent z poprzedniego roku był w miejscu gdzie nie widać rozjazdów spod semafora. Prorok jakiś czy cuś
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum