Przewozy konkurencyjne dla PKP są negatywnie oceniane przez pracowników PKP Przewozy Regionalne i tak oni busami nie jeżdżą.Pracownik PKP potrafi siedzieć nawet 10 godzin dłużej w pracy aby wracać do domu pociągiem i nie zapłacić za busa 5 zł.Komunikacja PKP powoli się kończy jazda do 40 km/godz nie zadawała podróżnych.
Firmy przewozowe mają się całkiem dobrze podam przykład Usługi AutokaroweUsługi Autokarowe Kraków -Wrocław tylko 25 zł czas jazdy 3:20,pociągiem ok 7godz.
cena ok 60 zł.Kolej to Historia mamy przykład z prywatnej firmy Sląskie Koleje nabijanie kasy pośrednikom.
Niestety teraz liczy się czas i cena przejazdu - patrz Voager do Tarnowa. Jak kolejarze się nie wezmą za siebie, to staną się bezrobotnymi. Tak na marginesie zarówno w autobusach do Wrocławia jak i do Tarnowa nie jest ani duszno ani ciasno! Niestety i ja zagorzaly zwolennik kolei przesiadłem się na Voagera.
Według sądu w Nowej Hucie 15 tys. zł korzyści majątkowej przyjętej przez Irenę C., dziś dyrektora w małopolskim urzędzie marszałkowskim, to kwota tak drobna, że umorzył jej sprawę. Stało się tak, mimo że korumpujący ją dyrektor firmy budowlanej został za to skazany. Marszałek województwa twierdzi, że o historii pierwszy raz słyszy.
Irena C. jest dzisiaj dyrektorem Departamentu Transportu i Komunikacji Urzędu Marszałkowskiego Województwa Małopolskiego. Odpowiada m.in. za strategię rozwoju transportu w Małopolsce, stworzenie kolei aglomeracyjnej, ocenę i monitoring projektów infrastruktury transportowej - szczególnie za pozyskiwanie i wykorzystywanie środków unijnych. Jest też w radzie nadzorczej kolejowej spółki Przewozy Regionalne.
Zanim trafiła do urzędu marszałkowskiego, piastowała ważne stanowisko w podlegającym krakowskiemu magistratowi Zarządzie Dróg i Komunikacji. Do 2004 r. była wicedyrektorem do spraw zarządzania ruchem i transportem oraz przewodniczącą komisji przetargowej wyłaniającej wykonawców prac zlecanych przez ZDiK. I to właśnie praca w ZDiK jest źródłem obecnych kłopotów z prawem urzędniczki.
Śledczy, tropiąc nieprawidłowości i korupcję za czasów dyrektora Jana T., trafili na Irenę C. Według nich Budostal-5 sfinansował jej w 2003 r. ocieplenie domu. Śledczy oszacowali wartość prac na co najmniej 15 tys. zł. Zorganizował je Józef K., ówczesny dyrektor ds. produkcji w Budostalu. Według aktu oskarżenia zapłatę za ocieplenie Budostal ukrył w kosztach jednej z realizowanych przez siebie miejskich inwestycji komunikacyjnych, za którą następnie miało zapłacić miasto. Według prokuratury, by przykryć korupcję, wystawiono dla urzędniczki fikcyjną fakturę za usługę.
Nie przyznała się do zarzutów
Śledczy są przekonani, że ocieplenie miało zapewnić jej przychylność przy wyłanianiu wykonawców robót, a Budostal-5 startował w licznych przetargach organizowanych przez ZDiK.
Irena C. nie przyznała się do stawianych zarzutów. Twierdziła, że sama znalazła wykonawcę ocieplenia i zapłaciła mu gotówką. Dowodem miała być faktura. Twierdziła, że przetargi były prowadzone rzetelnie. Sęk w tym, że nie miała dowodu wpłaty pieniędzy. Tymczasem zeznania właściciela firmy ocieplającej dom, podwykonawcy Budostalu-5, potwierdziły, że za roboty zapłacił Budostal, a faktura to lipa. Do korumpowania urzędniczki przyznał się dyrektor z Budostalu-5. Dobrowolnie poddał się karze, dostał rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Irena C. zarzuty słyszy na początku 2010 r., niedługo potem trafia przeciwko niej akt oskarżenia. Ale czas płynie, a sprawa stoi w miejscu, bo sąd najpierw spiera się, kto ma sądzić. W końcu w grudniu zeszłego roku sędzia w Nowej Hucie dochodzi do wniosku, że... trzeba ją umorzyć. Uzasadnienie jest zaskakujące: sędzia uznaje, że wysokość łapówki wcale nie jest taka duża i miała incydentalny charakter. Zarzucany czyn uznaje za występek mniejszej wagi. Fakt skazania wcześniej za to samo Józefa K. nie jest dla niego wiążący. Dopiero po skardze prokuratury sąd okręgowy uchylił tę decyzje, uznając, że powinien być proces, a korzyść trudno uznać za nieznaczną.
Kariera dosyć zagadkowa
Irena C. o zarzutach korupcyjnych nie chce rozmawiać z "Gazetą". - Nie zamierzam komentować ani udzielać jakichkolwiek informacji na ten temat - usłyszeliśmy, zanim odłożyła słuchawkę, pytana o śledztwo z jej udziałem.
Tymczasem urząd marszałkowski twierdzi, że jest zaskoczony tymi informacjami, choć zarzuty postawiono już trzy lata temu. Marszałek Marek Sowa przekonuje, że dopiero od "Gazety" dowiedział się o sprawie. - Nie miałem pojęcia o zarzutach korupcyjnych, które zostały postawione. Gdy to miało miejsce, nie byłem jeszcze marszałkiem. Pani dyrektor o niczym mnie nie informowała. Będę domagał się od niej wyjaśnień - zapowiada marszałek Sowa. Według naszych informacji prokuratura jednak sygnalizowała urzędowi marszałkowskiemu, że kieruje akt oskarżenia przeciwko urzędniczce.
- Kariera pani dyrektor jest dosyć zagadkowa. W małopolskim samorządzie jest wielu lepszych specjalistów od transportu niż ona. Wygląda to tak, jakby władze województwa chciały jej dać doczekać na dyrektorskim stanowisku do emerytury, do której już jej niewiele brakuje - mówi "Gazecie" jeden z pracowników urzędu marszałkowskiego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum