Wysłany: 28-12-2006, 03:36 Weksle Janika czyli Polskie Koleje Przekręcone
Polskie Koleje Przekręcone
Reportaż Michała Matysa z 2001 roku.
Był sobie prezes PKP. Nazywał się Jan Janik. W imieniu firmy wystawiał i poręczał weksle. Dziś nikt nie wie dokładnie ile. Zarząd PKP zakwestionował już piętnaście na prawie miliard złotych! Ich wykupienia żądają
najdziwniejsze firmy. Kolej musi się liczyć z tym, że wzrosną jej długi. A te wynoszą już 7,5 mld zł, czyli połowę przyszłorocznego budżetu Ministerstwa Obrony. Ruszyłem tropem weksli.
Po spotkaniu z Małgorzatą Kucharską wciąż boli mnie łydka. Poszedłem do niej rozmawiać o wekslach. Kopnęła mnie.
Co łączy panią Kucharską z PKP? Jako prezes i współwłaścicielka firmy East European Kolia - System Financial Consultant SA dostała dziewięć weksli in blanco. W zamian Kolia miała zapewnić "strumień kapitałowy" dla PKP - na mocy umowy z koleją z 19 lipca 1999 r. "Strumień" jednak nie popłynął, a weksle zniknęły (można je było wypełnić łącznie na 90 mln euro, czyli 333 mln zł). Zniknęło także biuro Kucharskiej przy Kredytowej 6 w Warszawie.
O tym, jak się nie spodobałem pięknej kobiecie
Małgorzatę Kucharską odnalazłem jednak - w teatrze Ateneum. Na piątym, ostatnim piętrze ma siedzibę Fundacja Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy. Założycielami są związki zawodowe, prezesem jest Kucharska.
U właściciela budynku dowiedziałem się, że fundacja nie płaci czynszu. Właściciel chce doprowadzić do eksmisji. Z tego samego powodu portier nie łączy telefonów. W sąsiednich biurach wszyscy narzekają na hałasy i awantury. Ci, którzy pracują najbliżej, próbowali wymościć ściany czymś miękkim.
Pokój 507 nie ma tabliczki. Blondynka w bluzce z dekoltem obszytym futerkiem prowadzi mnie na kanapę. Ledwie siadam, wpada Kucharska: wysoka, szczupła, w seledynowym kostiumie i fioletowym szalu. Około 30 lat, staranny makijaż, tlenione włosy z czerwonymi pasemkami. W ręku trzyma skarbonkę - różową świnkę.
Zaprasza do owalnej sali z wielkim, metalowym żyrandolem - dziełem sztuki, z którego wystaje niezliczona liczba lampek. Opowiada, kogo zna i kto podoba się jej seksualnie.
Na pytanie o weksle zrywa się i zakłada fioletowe rękawiczki: - Proszę wstać, kobieta stoi! Muszę już iść.
Niespodziewanie chwyta mnie za suwak przy swetrze. Muszę szarpnąć, aby się uwolnić.
Pytam: - Czym zajmuje się fundacja?
Zaczyna krzyczeć: - Pan jest brzydki i nie podoba mi się, aniołku! Pan mi mówi, że chcę się z panem przespać! Wyjdź pan stąd! Scenariusz rozmowy, autoryzacja, kochanie, i rzecznik prasowy! Do widzenia.
- A gdzie jest rzecznik?
- A może pan sobie profil wyprostować? - odpowiada i nagle butem na obcasie wymierza mi kopniaka w łydkę. - Innego dziennikarza niech mi przyślą! Kobietę!
Małgorzata Kucharska wyraźnie nie chciała ze mną rozmawiać. Postanowiłem więc sam dociec, jak doszło do tego, że stała się jedną z najbardziej wpływowych osób w największym polskim przedsiębiorstwie.
O tym, jak piękna kobieta miała uratować PKP
Zadzwoniłem do byłego prezesa PKP.
Jan Janik ma 49 lat, wąsik i uduchowiony głos. Każe mi przyjechać na spotkanie do hotelu przy wylocie z Warszawy. O ósmej rano je tam śniadanie, to jego jedyny wolny termin. Jest teraz przedsiębiorcą, współwłaścicielem firmy spedycyjnej Variant Logistic, która konkuruje z podobnymi firmami należącymi do PKP. Przez kilka miesięcy doradzał mu Bogusław Bagsik (Janik się zachwyca: - Doskonały finansista. Kilka osób mogłoby się od niego wiele nauczyć).
Były prezes PKP nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że weksle musiał wystawiać przez Balcerowicza, ówczesnego ministra finansów. - Wystawienie weksli było spowodowane polityką rządu wobec PKP. Zlikwidowano dotacje do przewozów pasażerskich, a reforma górnictwa ograniczyła przewozy węgla. Spadły dochody. Restrukturyzacja kolei bez pomocy rządu spowodowała zadłużenie.To była świadoma działalność Balcerowicza zmierzająca do osłabienia kondycji PKP - mówi Janik.
Wpadł na pomysł, że z opresji wybawi go Małgorzata Kucharska ze swoją firmą Kolia. Przekazał jej weksle, by wykupiła za nie długi PKP.
- Zaczynały nam grozić wyłączenia prądu - ubolewa Janik. - A długi kolejowe wobec energetyki chodziły na rynku poniżej wartości nominalnej. Można było je wykupić, ale PKP nie miały pieniędzy, weksle miały być zapłatą za pozyskane środki. Doszedłem do wniosku, że ta transakcja może być zrealizowana przez panią Kucharską.
Przyznaje, że Kucharska nie wykupiła żadnych długów. Nie ma także pojęcia, co się stało z jej firmą. Ale uważa, że "zrobiła wiele dla PKP".
- Współpracowałem z panią Kucharską jako związkowiec przy zakładaniu Fundacji Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy - mówi. - Fundacja ma szczytne cele, wspiera działalność socjalną. Byłem kilka razy w jej pomieszczeniach. Nie widziałem balów i nie słyszałem skarg.
O tym, że najważniejszy jest ten, kto przestawia zwrotnice
Janik, inżynier transportu po Politechnice Krakowskiej, zaczynał karierę jako zawiadowca w Tarnowie. Był w PZPR. Awansował na kierownika biura wagonowego, a potem na "koordynatora ds. transportu" w urzędzie wojewódzkim. W końcu został zastępcą naczelnika stacji.
Aleksander Janiszewski, dyrektor generalny PKP do 1995 r., dziś pluje sobie w brodę: - To ja wyciągnąłem Janika z niebytu. Zapamiętałem go jako naczelnika ze stacji Kraków Prokocim. Wydawał się spokojny, zrównoważony. Zrobiłem go jednym z "wojewodów kolejowych" - w 1993 r. mianowałem dyrektorem Wschodniej DOKP w Lublinie. Miał dobre kontakty ze związkami zawodowymi. Zmniejszył zatrudnienie.
W 1994 r. na Dzień Kolejarza do Radomia przyjechał minister transportu w rządzie SLD-PSL Bogusław Liberadzki. Janik po mszy wygłosił przemówienie. Janiszewski: - Janik przedstawił siebie jako reformatora. Mówił, że transport kolejowy może działać nawet bez PKP. Minister Liberadzki chwalił go i wylansował na mojego następcę. Mnie nie przyszłaby do głowy ta kandydatura. Nie na to stanowisko. Ale z tych, które proponował minister, była najlepsza. Poparłem ją. W styczniu 1996 r. Janik został prezesem PKP.
- Powołała go Rada PKP. Zresztą dlaczego nie? Janik to kolejarz z krwi i kości. Był młody, prężny, a kolej czekała restrukturyzacja. Nie było przeciwwskazań - wykręca się minister Liberadzki. Przyznaje, że Janik w swoim okręgu w Lublinie nie miał dobrych wyników finansowych. Ale przekonuje, że w PKP przychody są tam, gdzie wpływają pieniądze, a ten okręg jest tranzytowy. - Był dobrym menedżerem - mówi Liberadzki.
Innego zdania jest były członek Zarządu PKP, który woli nie ujawniać nazwiska: - Janik nie miał bladego pojęcia o finansach. Ale nie był wyjątkiem. Na kolei od lat nikt nie przejmował się ekonomią. Jak brakowało pieniędzy, państwo dawało dotacje. Nieszczęściem PKP okazała się także tradycja jeszcze sprzed wojny, że to nie jest zwykła praca, lecz służba. Najważniejsi byli nie ekonomiści, ale ci, którzy służyli społeczeństwu - zawiadowca, dróżnik, ten, kto przestawia zwrotnicę. Dyrektorami zostawali kolejarze, którzy przeszli wszystkie szczeble. Nie musieli umieć liczyć. Pech Janika polegał na tym, że ma on szczególną zdolność przyciągania do siebie kontrowersyjnych doradców. Kierował się ich radami, a oni robili interesy pod jego parasolem.
O tym, jak prezes Janik robił interesy z budą przy cmentarzu
Janik zaczął urzędowanie w styczniu, a pierwszy weksel poręczył jesienią 1996 r.
W tym momencie na scenę wkracza Marek Budziak. To on dostał weksel, a w zamian miał załatwić pożyczkę 9,9 mln dol. Budziak był prezesem szerzej nieznanej firmy Dom Finansowy "BAF" SA.
- Działała na warszawskiej Pradze, w budzie przy cmentarzu na Bródnie - mówi były członek Zarządu PKP. Rzeczywiście, w dokumentach widnieje adres - ul. św. Wincentego 92.
Weksel wystawiła firma spedycyjna Kolsped należąca pośrednio do PKP. Janik twierdzi, że chodziło o zdobycie pieniędzy dla Kolspedu na zakup terminalu przeładunkowego i wagonów do przewozu kontenerów.
Początkowo nie było mowy o wekslach. PKP miały poręczyć Kolspedowi kredyt z Banku Rozwoju Eksportu. W sierpniu 1996 r. zgodził się na to Zarząd PKP, ale prezes Janik zrezygnował z dużego banku i wybrał firmę BAF. Dlaczego? Twierdzi, że "koszty obsługi pożyczki były tam niższe" i że BAF miał także "inne możliwości" - oferował tani zakup taboru.
BAF był tylko pośrednikiem, który nieźle na transakcji zarobił. Z dokumentów wynika, że pieniądze pochodziły z niewymienionego z nazwy "klasowego banku europejskiego" (tak nazywano ten bank w korespondencji między BAF i PKP). BAF zainkasował prowizję po pół procent od obu stron, a do tego jeszcze z pożyczonej sumy pobrał z góry za trzy lata prawie 1,8 mln dol. odsetek należnych bankowi.
- Już po zawarciu transakcji Budziak reklamował się, że współpracował z zakonem jezuitów. Miało to świadczyć o jego uczciwości. Bo taka instytucja jak Kościół jest bezpieczna i czysta - mówi członek ówczesnej Rady PKP.
- Pana Budziaka rekomendował mi były wicedyrektor PKP Jerzy Franiewski. Miał do niego zaufanie i trudno mi było to kwestionować - tłumaczy się Janik. Franiewski był prezesem Kolspedu, który wystawił weksel. Odwołano go w sierpniu 1999 r., trzy tygodnie po Janiku.
Koniec końców weksel trafił do warszawskiego oddziału Powszechnego Banku Gospodarczego z Łodzi (obecnie wchłoniętego przez Pekao SA).
W styczniu 2000 r. Kolsped ogłosił upadłość. Kontrola NIK stwierdziła, że pierwotną przyczyną była zaciągnięta pożyczka - firma miała zbyt małe zyski, aby ją spłacić.
- To bzdurny zarzut - uważa Janik. - Zakup wagonów przyczynił się do zwiększenia obrotów i przychodów Kolspedu. A kolej zyskała większe przewozy. Zresztą Kolsped nie spłacił kredytu, więc nie mógł się on przyczynić do jego upadku.
Z Markiem Budziakiem nie mogłem porozmawiać. Zniknął. Nawet NIK nie mogła go znaleźć. Dom Finansowy "BAF" w 1999 r. przeniósł się do Augustowa. Dziś jego prezesem jest Viktor Zapisotskyy, obywatel Ukrainy.
A Bank Pekao SA do tej pory procesuje się z PKP i żąda wykupu weksla.
O tym, że nowy minister nie dostał od poprzednika trzech krytycznych opinii
Historia ta mogła się skończyć w tym miejscu, gdyby minister transportu Bogusław Liberadzki polecił Radzie PKP odwołanie prezesa Janika.
We wrześniu 1997 r. dyrektorzy dwóch departamentów Ministerstwa Transportu (kolejnictwa i finansów) sporządzili niezależnie od siebie dwie opinie na temat interesu PKP z Domem Finansowym "BAF". Ostrzegali, że nie jest korzystny dla PKP i że będą kłopoty ze spłatą pożyczki.
Mimo dwóch negatywnych opinii minister Liberadzki polecił jeszcze raz zbadać sprawę. Badał ją zespół powołany przez Radę PKP (było w nim trzech członków rady, m.in. Andrzej Podsiadło, ówczesny prezes banku PBK, i Zbigniew Boniuszko, dyrektor z resortu finansów). Wniosek był znów jednoznaczny - transakcja "ma niejasny charakter", spółkę Kolsped "naraża na wysokie straty", pośrednik jest niesprawdzony, a "środki finansowe są niewiadomego pochodzenia". Zespół stwierdził, że należy odwołać prezesa Janika.
Liberadzki: - Były akurat wybory do parlamentu. Skończyła się moja kadencja. Rekomendowałem następcy, aby nalegał na odwołanie Janika. Nie na piśmie, ale w rozmowie przy przekazaniu ministerstwa. Dziwię się, że Janik jeszcze przez dwa lata był prezesem PKP.
Eugeniusz Morawski, minister transportu w latach 1997-98 z rekomendacji Unii Wolności: - Rozmowa o usunięciu Janika odbyła się w trybie towarzyskim. Odebrałem to jako chęć wykonania tego moimi rękami. Dostałem od poprzednika 1500 stron różnych dokumentów, w tym ani jednej strony na temat weksla. Gdyby takie dokumenty były, wziąłbym je pod uwagę. Ale na niczym nie mogłem się oprzeć.
- Dziwne, że minister nie widział żadnej z trzech krytycznych opinii. Muszą one wciąż leżeć w szufladach ministerstwa i Rady PKP - mówi były członek Zarządu PKP.
Minister Morawski zlecił więc kolejną ekspertyzę - tym razem firmie konsultingowej BMF. Doradza ona w największych transakcjach polskim przedsiębiorstwom, ministerstwom i zagranicznym inwestorom. Obecnie zmieniła nazwę na BRE Corporate Finance - od 1997 r. należy do grupy BRE Banku (BRE jest jednym z głównych kredytodawców PKP; w 1997 r. stanął na czele konsorcjum udzielającego kredytu w gigantycznym kontrakcie z firmą Adtranz Pafawag na zakup 50 lokomotyw).
- Firma BMF udzieliła odpowiedzi, która była dla mnie zaskakująca: są tam drobne nieprawidłowości, ale z transakcji rysuje się raczej zysk niż cokolwiek innego - mówi Morawski. Tłumaczy, że dlatego nie próbował odwołać Janika.
Wojciech Janczyk, szef BMF, sam do mnie dzwoni i zaprasza na rozmowę. Gdy powtarzam słowa ministra, grozi, że pozwie mnie do sądu, jeśli w artykule umieszczę "nieprawdziwą opinię" lub komentarz. Zapowiada, że będzie "z troską" śledził moją karierę.
Janczyk mówi, że BMF miał ocenić wyłącznie ryzyko i koszty finansowania inwestycji i stwierdził, że transakcja może być korzystna dla Kolspedu, ale nie da się jednoznacznie ocenić, czy będzie korzystna dla PKP. Opracowania dla ministra nie da mi do ręki, bo "jest poufne". Czyta tylko fragmenty. Wynika z nich, że pożyczka była ryzykowna (jeśli BAF splajtuje, Kolsped i PKP będą musiały po raz drugi zapłacić powierzone BAF odsetki), ale tańsza niż kredyty w bankach. - To, czy Kolsped będzie miał z czego ją spłacić - mówi Janczyk - wykraczało poza zakres opracowania. Dodaje, że zajmował się tą sprawą tylko przez tydzień i nie miał dostępu do wszystkich papierów, widział np. tylko jedną krytyczną opinię o pożyczce, która była bałaganiarsko napisana i wykazywała "absolutny brak zrozumienia kwestii finansowych".
Janczyk przyznaje, że prezes PKP był co najmniej naiwny, ale BMF nie zajmował się "sprawami uczciwości", lecz finansami. Twierdzi, że w osobnym piśmie zalecił ministrowi, aby starał się o zmianę warunków poręczenia. Pisma mi nie pokaże, bo nie może go odszukać. Prosiłem, by przysłał je później. Nie przysłał.
Jak Budziak awansował na kolei i dostał weksel na 3 mln dol.
Kiedy eksperci badali transakcję PKP z BAF, prezes Janik zlecił szefowi BAF Markowi Budziakowi szukanie kolejnych kredytów dla PKP. We wrześniu 1997 r. mianował Budziaka szefem Kolejowego Towarzystwa Finansowego "Viafer" SA. To spółka-córka PKP, przez którą kolej kontroluje swoje firmy spedycyjne. Te firmy wpłacają Viaferowi dywidendy z zysków. Prezes Viaferu może więc nic nie robić, a i tak będzie miał przychody.
Wkrótce potem Budziak przeniósł siedzibę swojego Domu Finansowego "BAF" do pomieszczeń wynajmowanych przez Viafer przy ul. Kruczej 16/22 w Warszawie. W obu firmach zatrudnił tych samych pracowników. Sam sobie wydzierżawił mercedesa: jako prezes BAF - prezesowi Viaferu. Viafer płacił też za jego telefony, podróże lotnicze oraz noclegi i zakrapiane alkoholem usługi gastronomiczne w hotelach Hawana w Gdańsku i Grand w stolicy.
Nie wiadomo, czy Budziak załatwił kolei następną pożyczkę. Ale 6 października 1997 r. dostał drugi weksel - tym razem na 3 mln dol., tak jak poprzednio wystawił go Kolsped na rzecz Domu Finansowego "BAF", a poręczyły PKP. Jednak w dokumentacji PKP nie ma śladu po wekslu. Nie wiadomo, po co go wystawiono. NIK nie znalazła żadnego dokumentu, który by to wyjaśnił. Do kogo więc trafiły 3 mln dol.?
W marcu 2000 r. wykupienia weksla zażądał Kredyt Bank PBI. Gdy kolej odmówiła, bank oddał sprawę do sądu. Miesiąc później komornik zajął konta PKP (przy okazji zablokował na kilka miesięcy pieniądze od Unii Europejskiej, która na ten okres wstrzymała pomoc dla kolei).
PKP do dziś procesują się z Kredyt Bankiem. W pierwszej instancji koleje wygrały (argumentowały, że bank przedstawia kserokopię, a nie oryginał weksla). Ale bank się odwołuje i konta - do sumy 3 mln dol. plus odsetki - są nadal zajęte.
O tym, jak prezes odgrywał rolę psa, a minister ogona
- Janik był osobą godną podziwu, jeżeli chodzi o sprawność polityczną. Miał duże powiązania. Nie chcę mówić, kto do mnie dzwonił, jeżeli tylko krążyły plotki, że może mu się coś stać - mówi minister Morawski. Twierdzi, że PKP były "przedmiotem zabiegów z wielu stron", a szef kolei potrafi zrobić wiele podarunków, aby "zyskać sympatię".
Na przykład popierający Janika członek Rady PKP Krzysztof Mamiński (przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność") awansował na członka Zarządu PKP. Zasiada tam do dziś. (Chciałem go zapytać, czy wiedział o kolejnych wekslach poręczonych i wystawionych przez Janika. Zażądał pytań na piśmie. Gdy je dostał, okazało się nagle, że nie ma czasu odpowiedzieć).
Z kolei przewodniczący rady Adam Wielądek, minister transportu (PZPR) w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, który sprzeciwiał się odwołaniu Janika, został dzięki poparciu Zarządu PKP prezydentem Międzynarodowej Unii Kolei w Paryżu.
Na początku 1998 r. upłynęła kadencja starej rady. Minister powołał nową. Choć była wybrana w konkursie, znaleźli się w niej również ludzie z klucza politycznego związani z AWS. Szefem został Wojciech Wardacki, dyrektor ekonomiczny z Fabryki Mebli w Goleniowie, związany ze Zjednoczeniem Chrześcijańsko-Narodowym; w latach 1991-93 poseł KLD.
W radzie znaleźli się też: prof. Janusz Kawecki z Politechniki Krakowskiej, przewodniczący Zespołu Wspierania Radia Maryja w Służbie Bogu, Kościołowi, Ojczyźnie i Narodowi Polskiemu; Kazimierz Kujda, wiceprezes, a od 2000 r. prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska (kiedyś związany z Fundacją Prasową Solidarności bliskiej Porozumieniu Centrum braci Kaczyńskich).
Nowa Rada PKP powtórnie wybrała Janika na prezesa.
Były minister Morawski: - Musiałem liczyć się z realiami. Nie miałem poparcia politycznego, a Janik miał je mocne. Nie mogłem go bezpośrednio odwołać. Czuł się pewnie i był chroniony. Niestety, teraz muszę przyznać, że byłem dla niego piątym kołem u wozu. Odgrywał rolę psa, a ja ogona.
Morawski dodaje, że rada nie zajmowała się nadzorem nad Zarządem PKP: - Rządziły nią wpływowe związki zawodowe. Było to miejsce załatwiania polityczno-związkowych i innych interesów.
M.in. o tym, czy związków zawodowych na kolei jest 23, czy 30
W tym miejscu należy się wyjaśnienie, czym są dla kolejarzy związki zawodowe.
Nie ma chyba w Polsce budynku kolejowego bez związku zawodowego. W gmachu dyrekcji Warszawskiego Okręgu PKP niemal na co drugich drzwiach wisi tabliczka z nazwą jakiegoś związku: dyżurni ruchu, maszyniści, konduktorzy, teleinformatycy, sokiści, pracownicy umysłowi i Bóg wie kto jeszcze. Ile dokładnie jest związków - nikt nie wie. Padają odpowiedzi: od 23 do 30. Związki wciąż się mnożą i dzielą.
Dlaczego pracownicy zapisują się do nich? Odpowiedź jest prosta. Zgodnie z prawem nie można tak po prostu zwolnić działacza związkowego. PKP są największym pracodawcą w Polsce, ale muszą wciąż zmniejszać zatrudnienie (w 1990 r. było 430 tys. pracowników, na koniec 2001 r. będą 152 tys.). Aby uchronić się przed zwolnieniami, każdy chce być we władzach jakiegoś związku.
Szefowie najważniejszych związków urzędują w centrum Warszawy. Mają własne sekretariaty, etatowych pracowników (Zarząd i Dyrekcja Generalna PKP znajdują się w odległym od centrum dawnym internacie szkoły kolejowej).
Rola związków zawodowych jeszcze wzrosła po 1995 r., gdy koalicja SLD-PSL przegłosowała ustawę o PKP. Powstała Rada PKP o uprawnieniach rady nadzorczej - powołuje i odwołuje Zarząd PKP. Sześciu jej członków wskazuje minister transportu, trzech - załoga. Zwyczajowo w radzie zasiadają szefowie trzech największych związków: Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "S", Federacji Związków Zawodowych Pracowników PKP (po blisko 40 tys. członków) oraz Związku Zawodowego Maszynistów (ok. 12 tys.). Chodziło o to, aby uniknąć strajków na kolei, ale dzięki temu związki zyskały wpływ na wybór prezesa PKP. Mogą go także kontrolować. Poparcie związkowców decyduje o sile prezesa PKP. Jeśli je ma, może wiele zrobić.
A "kolejowy Napoleon" o niczym nie wiedział
W Radzie PKP najdłużej, bo od początku, zasiada Waldemar Chyczewski, przewodniczący Federacji, kiedyś maszynista i bokser. Mówią o nim "kolejowy Napoleon". Umie wygrywać batalie - spokojny, zawsze uzyska to, czego chce. W 1991 r. zadecydował, że Federacja opuści szeregi OPZZ. Do Federacji należy budynek teatru Ateneum, gdzie Chyczewski ma gabinet (i gdzie na piątym piętrze pracuje Małgorzata Kucharska).
Chyczewski o Janiku: - Dobrze nam się współpracowało. Wydawało się, że znalazł sposób, jak mieć wagony, nie wydając pieniędzy. Tak nam tłumaczył, dlaczego poręczył pierwszy weksel. To miało ręce i nogi. Ja jestem zwykły człowiek, na finansach się nie znam. Ale w radzie byli też ludzie z doktoratami z ekonomii. Nie wiedzieliśmy, że były następne weksle. Dla mnie to był szok.
Przewodniczący Kogut tupie nogą i zwalnia ministra
Są tacy, którzy twierdzą, że naprawdę w PKP rządzi Stanisław Kogut ze stacji Stróże Wielkie na trasie z Tarnowa do Nowego Sącza. Od 1998 r. szef Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "S".
Krępy, jowialny, poczciwy. Budzi sympatię. W Stróżach założył fundację, która buduje miasteczko dla niepełnosprawnych - Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne. Ciągną tam pielgrzymki polityków i sponsorów. Przy miejscowej podstawówce powstają: sala sportowa, gabinety, hotel, boisko, basen, ujeżdżalnia do hipoterapii. Przebudowano już stację, poszerzono chodniki. Kogut zaprasza w grudniu na otwarcie.
Sąsiadem Koguta jest były wicemarszałek Senatu, a później minister skarbu Andrzej Chronowski z AWS. Ma dom w tej samej gminie (kiedyś pracował w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Nowym Sączu).
Ale Kogut potrafi tupnąć nogą i zagrozić zatrzymaniem pociągów w całej Polsce. W listopadzie 1998 r. zagroził wspólnie z innymi związkami. Nie podobała się im reforma PKP zaplanowana przez ministra Morawskiego: podział na dwie firmy - zarządzającą infrastrukturą (tory, dworce, trakcje) oraz przewozową. Minister podał się do dymisji, bo rząd go nie poparł.
W przeddzień Wigilii 1998 r. do Stróż przyleciał śmigłowcem premier Jerzy Buzek na rozpoczęcie budowy miasteczka dla niepełnosprawnych. Przy okazji prosił Koguta, aby nie strajkował.
Składając dymisję, minister Morawski napisał w oświadczeniu: "Nie mogę się pogodzić z faktem, że związki zawodowe przejęły kontrolę nad funkcjonowaniem PKP".
Spekulowano, że do dymisji ministra przyczynił się też prezes Janik. Przewodniczący Kogut chwali go: - Fachowiec, z korzyścią dla PKP prowadził wtedy dialog ze związkami.
Morawski: - Janik to była dla mnie kłopotliwa i mało użyteczna osoba. Byłem z nim w konflikcie merytorycznym. Wykonał pewne prace restrukturyzacyjne. Ale gdy kierowałem ministerstwem, raczej je dezorganizował. Okazało się, że łatwiej doprowadzić do odejścia ministra niż prezesa PKP.
Na początku lat 90. Morawski jako dyrektor uchronił od upadku kombinat zbrojeniowy Bumar-Łabędy w Gliwicach. Teraz wrócił na Śląsk ratować firmy. Jest zarządcą komisarycznym w Wojewódzkim Parku Kultury i Wypoczynku w Chorzowie - próbuje uratować od plajty wesołe miasteczko i ogród zoologiczny.
Przewodniczący Kogut przyprowadza "Różę Wiatrów"
Przewodniczący Kogut jest w tej historii ważny nie tylko dlatego, że zwolnił ministra. Prezes Janik twierdzi, że to Kogut przyprowadził do niego Małgorzatę Kucharską.
- Przedstawił ją jako osobę dobrze usytuowaną w świecie finansów - opowiada Janik. Uznał, że pojawia się szansa na znalezienie pieniędzy dla PKP. Zaczął z nią współpracować. Stopniowo sprawdzał jej wiedzę i umiejętności - mówi.
Kogut krzywi się: - Kucharską poznałem na rocznicy w Szymankowie [kolejowa "Solidarność" obchodzi tam rocznice wybuchu II wojny: 1 września 1939 r. w Szymankowie koło Tczewa zginęli celnicy i kolejarze - red.].
Jednak Kogut twierdzi, że nic nie wie o działalności finansowej Kucharskiej. Zapewnia, że nie miał z nią kontaktów ani nie słyszał o jej firmie Kolia.
O Małgorzacie Kucharskiej w ogóle niewiele wiadomo. Moi rozmówcy twierdzą, że pochodzi z Trójmiasta. Z powodu rzucającej się w oczy urody nazywają ją "Róża Wiatrów".
Firma East European Kolia - System Financial Consultant SA - jak wynika z akt sądowych - powstała w czerwcu 1998 r. w Warszawie jako trzyosobowa spółka. Większość udziałów mieli Małgorzata Kucharska i Zbigniew Leśniak, którzy zmieniali się na stanowisku prezesa. Leśniak to przedsiębiorca w branży budowlanej i drzewnej. W połowie lat 90. dzierżawił przez swoje spółki budującą drewniane domki i altanki Wytwórnię Sprzętu Letniskowego i Ogrodniczego w Pilawie.
W grudniu 1998 r., czyli pół roku po powstaniu, Kolia podpisała umowy na szkolenie pracowników PKP "na członków zarządów i rad nadzorczych". Kucharska i Leśniak chcieli ich szkolić w hotelach na Wybrzeżu. Kandydatów miały wskazać PKP i "S". Szkolenia jednak nie odbyły się. Wstrzymał je Zarząd PKP, bo zaniepokoiły go wysokie koszty - 3,4 mln zł. Mimo to Kolia dostała 1,9 mln zł. Kontrolerzy NIK nie potrafili ustalić, czy zwróciła pieniądze. W 2000 r. dostali pismo od Kucharskiej, że "bazę danych" Kolii przejął... UOP.
Jedną z umów o szkoleniach podpisał w 1998 r. Wojciech Lipiński, skarbnik Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność". Powoływał się na zgodę zespołu przygotowującego restrukturyzację PKP. Jak sprawdzili inspektorzy NIK, takie samo nazwisko widnieje w radzie nadzorczej Kolii. - Nie byłem w radzie, nie wiem, kto mnie tam wpisał - zapewnia Lipiński.
Kucharska i Leśniak zdobyli zaufanie prezesa PKP. Z czasem zastąpili jego dotychczasowego doradcę Marka Budziaka i jego Dom Finansowy "BAF", który załatwiał pożyczki za weksle. W styczniu 1999 r. Leśniak został jednym z następców Budziaka na stanowisku prezesa Kolejowego Towarzystwa Finansowego "Viafer".
W radzie nadzorczej Viaferu roiło się od działaczy "Solidarności". Znaleźli się tam: Zbigniew Iwaniuk, związkowiec z Gdańska, na początku lat 90. jeden z liderów kolejowej "S". Twierdzi, że poznał Kucharską w 1998 r. i robił z nią wspólne interesy (podpisywał umowy o szkoleniach pracowników PKP przez Kolię); Bogusław Olszewski, wiceprzewodniczący Regionu Mazowsze; Waldemar Krenc, szef Regionu Łódzkiego.
- W ten sposób związek, zamiast zajmować się sprawami pracowniczymi, staje się osłoną dla rozmaitych spółek - uważa były członek Zarządu PKP.
O tym, jak Kucharska handluje wekslami i żąda od PKP 14 mln dol.
Trudno ustalić, kiedy Kucharska wpadła na pomysł, aby sprzedawać weksle wystawione bądź poręczone przez PKP. Być może zachęciła ją do tego działalność Budziaka. Co najmniej od marca 1999 r. Kucharska i Leśniak prowadzili korespondencję z bankami i dość dziwnymi instytucjami. Wynika z niej, że oferowali sprzedaż weksli niemal w całej Europie.
Przeglądam listy. Kucharska jako prezes Kolii koresponduje z ludźmi o słowiańskobrzmiących nazwiskach Skumanov i Vassiliadis. Proszą oni o dodatkowe informacje o wekslach PKP i powołują się na negocjacje z Kucharską w Londynie. W innym piśmie Kucharska potwierdza posiadanie weksli poręczonych przez PKP w nominałach od pięciu do dziesięciu milionów dolarów.
Do Leśniaka (jako prezesa Viaferu) pisze przedstawiciel... Fundacji Zakonu Maltańskiego. Odpowiada na prośbę Leśniaka o "gwarancje bankowe pierwszorzędnego banku europejskiego na kwotę 20 mln dol.". Informuje, że są możliwe do załatwienia. Z kolei Leśniak oferuje jednemu z banków sprzedaż weksli PKP za 30 mln dol.
Nie wiadomo, o które weksle chodzi. Trudno się ich doliczyć.
Jak wiadomo, 19 lipca 1999 r. Kucharska jako prezes Kolii zawarła umowę z Janikiem o zapewnieniu "strumienia kapitałowego" dla PKP. W zamian dostała dziewięć weksli in blanco. Czy już wiosną oferowała ich sprzedaż? Weksle zniknęły, pozostały tylko kserokopie. Od stycznia 2000 r. prokuratura prowadzi w tej sprawie śledztwo.
Ale są także inne weksle. W lipcu 2000 r. spółka Kucharskiej - Kolia - wezwała PKP do wykupienia za 14 mln dol. poręczonego przez nie weksla firmy spedycyjnej Kolsped. Problem w tym, że takiego weksla nie ma w rejestrze PKP. Zarząd zawiadomił prokuraturę.
Obecny Zarząd PKP twierdzi, że prokuratura wyjaśnia, skąd wziął się inny weksel - na 38 mln dol. - wystawiony również przez Kolsped i poręczony przez byłego prezesa PKP.
A teraz będzie o tym, że każda praca się opłaca
W tym miejscu najwyższa pora napisać o Leszku Pawlickim.
Związkowcy mówią o nim "Krasnal". - Dziwny człowiek. Małomówny, wypowiada się ogólnikami. Nigdy nie wiedziałem, co myśli - wspomina go dawny pracodawca.
Leszek Pawlicki został w lipcu 1998 r. wiceprezesem ds. finansowych PKP. Podpisał wspólnie z Janikiem większość weksli. - Jest doskonałym finansistą, wniósł do PKP nowe spojrzenie na działalność finansową - uważa prezes Janik.
Chciałem zapytać Pawlickiego, dlaczego podpisywał weksle. Czy sprawdzał kwalifikacje Małgorzaty Kucharskiej i wiarygodność firmy Kolia? Czy uważa, że właściwie zabezpieczył interes PKP?
Pawlicki żąda pytań na piśmie. Umawia się w kawiarni i je czyta. - Naprawdę uważa pan, że to najważniejsze dla PKP? - dziwi się. Nie odpowiedział na moje pytania. Napisał za to do redaktora naczelnego "Gazety": "Czy czuje się Pan odpowiedzialny za dramatyczną sytuację PKP SA?". I zapewnił, że z członkami UP i SLD łączyła go "i nadal łączy wspólna koncepcja gospodarcza dla kraju". (List był zaskakująco podobny do tego, jaki dwa tygodnie wcześniej przysłała do redaktora naczelnego Małgorzata Kucharska: chaotyczny język, te same błędy interpunkcyjne, bardzo podobna czcionka drukarki).
Pawlicki ma życiorys jumpera (ang. skoczek). Tak określa się ludzi zmieniających co chwila pracę. On zmieniał ją już kilkanaście razy.
Ekonomista. W latach 80. inspektor NIK, asystent w PAN i w Instytucie Administracji i Zarządzania. W tym samym Instytucie pracował Grzegorz Skarżyński, późniejszy prezes rządowej Agencji Rozwoju Przemysłu. W 1991 r. Pawlicki został jego zastępcą. Zajmował się pomocą dla fabryki traktorów Ursus, gdy zniknęli jej kontrahenci Bogusław Bagsik i Andrzej Gąsiorowski, właściciele spółki Art-B.
Pawlicki był dyrektorem w towarzystwie ubezpieczeniowym ATU i prezesem w spółkach Simex SA i CIFCO Ltd. Pracował w firmach i instytucjach związanych z przeciwnymi opcjami politycznymi. W 1991 r. był wicedyrektorem w Fundacji Gospodarczej "Solidarność Region Mazowsze". W latach 1995-96 pracował jako doradca prezesa BGŻ Kazimierza Olesiaka, wicepremiera i ministra rolnictwa (ZSL) w rządzie Mieczysława F. Rakowskiego. Potem startował w konkursie na prezesa PZU. Miał duże poparcie, ale przegrał. Na osłodę dostał posadę doradcy prezesa Romana Fulneczka popieranego przez PSL. W końcu został wykładowcą w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Po usunięciu z PKP w połowie 1999 r. zaangażował go eseldowski prezydent Łodzi Tadeusz Matusiak. Pawlicki został jego pełnomocnikiem ds. budowy szybkiej kolei łączącej Łódź ze stolicą. Prezydent Matusiak szukał fachowca, który założyłby konkurencyjne dla PKP towarzystwo kolejowe. A Pawlicki - jak twierdzi - miał dobre kontakty z kolejowymi związkami zawodowymi, które protestowałyby przeciwko konkurencji. Pozbył się Pawlickiego po artykule w łódzkim wydaniu "Gazety". Bo wybuchł skandal, że zatrudnia człowieka, który podpisał weksle PKP na setki milionów złotych.
O tym, jak kolej kupuje za 400 zł prywatną firmę przyszłego wiceprezesa
Zanim Pawlicki został wiceprezesem PKP, znał się z Markiem Budziakiem, szefem Kolejowego Towarzystwa Finansowego "Viafer" (i prywatnego Domu Finansowego "BAF" SA). Zrobili wspólny interes.
Budziak zapowiadał, że zorganizuje kolejowy fundusz emerytalny, towarzystwo ubezpieczeniowe i bank do obsługi PKP. W tym celu 14 maja 1998 r. podpisał umowę z towarzystwem Heros (głównym jego właścicielem był łódzki Bank PBG, który kupił od Budziaka pierwszy kolejowy weksel).
Tego samego dnia, jako prezes kolejowego Viaferu, Budziak odkupił za 400 zł udziały w prywatnej firmie Pawlickiego (Janik twierdzi, że dowiedział się o tym dopiero, gdy Pawlicki był już wiceprezesem). Pawlicki założył firmę w 1987 r. z kilkoma osobami (wśród nich Grzegorzem Skarżyńskim, późniejszym prezesem Agencji Rozwoju Przemysłu). Nazywała się Biuro Usług i Doradztwa - Gamma spółka z o.o.
W czerwcu 1998 r. nowi udziałowcy zmienili nazwę firmy na Kol-Group Heros. Byli wśród nich: Viafer, Heros i Pol-Group Establishment z Vaduz w Liechtensteinie. Firma miała kapitał 30 zł i siedzibę przy Kruczej 16/22 - w gabinecie Budziaka (Pawlicki został członkiem zarządu). Otworzyła też konto w banku i do tego ograniczyła działalność.
Budziak przelał tam milion złotych z kolejowego Viaferu, ale za pośrednictwem swojego Domu Finansowego "BAF", który za tę usługę potrącił 100 tys. zł. To była ostatnia transakcja Budziaka, który wkrótce potem zniknął. Z raportu NIK wynika, że z miliona kolej odzyskała tylko 460 tys. zł.
Nie powstał fundusz emerytalny ani kolejowe towarzystwo ubezpieczeniowe.
O tym, jak się wybiera dyrektora finansowego największego polskiego przedsiębiorstwa
Dlaczego akurat Pawlicki został dyrektorem finansowym PKP? Dziś w PKP nikt tego nie wie. - Był wakat. Z takim molochem trudno sobie poradzić. A po powołaniu nowej Rady PKP w 1998 r. zaczęło się TKM (Teraz K... My) - uważa Waldemar Chyczewski, "kolejowy Napoleon", jeden z trzech związkowców w Radzie PKP.
Pierwszą kandydatką była Izabela Dudzin, sekretarz Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w latach 1995-96, potem dyrektor generalny kancelarii premiera Cimoszewicza (SLD). Nie zgodzili się członkowie Rady PKP związani z ZChN. Poinformowali, że nowy szef kancelarii premiera Wiesław Walendziak ma wątpliwości co do działalności byłej dyrektor. Dudzin odpadła (zarzuty nie potwierdziły się).
Drugi kandydat sam zrezygnował. Pawlicki był trzeci. Ale kto go rekomendował? Nikt się nie przyznaje. Przewodniczący Kogut, też członek rady, zapewnia, że złożył votum separatum, bo nie pozwolono mu zapytać kandydata, dlaczego tak często zmieniał pracę.
Prezes Janik twierdzi, że Pawlicki był rekomendowany przez innego członka Rady PKP - Marka Boreckiego, pracownika firmy konsultingowej BMF (obecnie BRE Corporate Finance), która badała sprawę pierwszego weksla. Borecki jest znajomym ministra Morawskiego, z którym niegdyś pracował w kombinacie zbrojeniowym Bumar-Łabędy. Janik tłumaczy, że chciał mieć zastępcę rekomendowanego przez ministerstwa Finansów lub Transportu, aby miały one większe zaufanie do Zarządu PKP.
- Janik nigdy nie potrzebował mojej akceptacji. Przecież to on miał poparcie polityczne, a nie ja - oburza się minister Morawski. - To było gorączkowe poszukiwanie kogoś, kto zna się na finansach. Nie znałem Pawlickiego.
Marek Borecki nie chce rozmawiać, bo PKP to "sprawa wagi państwowej". Zaprzecza, by on lub BMF rekomendowali Pawlickiego. Twierdzi, że to Janik proponował kandydatów. Nie pamięta, za kim sam opowiadał się "w luźnych rozmowach" z członkami Rady PKP.
Bardzo ciekawy rozdział o tym, jak się rozmawia o lokomotywach za 700 milionów
Wiceprezes Pawlicki znalazł wspólny język z Małgorzatą Kucharską. Pojechali razem do Berlina negocjować zmiany w kontrakcie PKP z firmą Adtranz na dostawę 50 szybkich lokomotyw. To jeden z największych i najbardziej kontrowersyjnych kontraktów zawartych przez kolej. Ma zawrotną wartość około 700 mln zł (tyle, ile osławiony kontrakt na komputeryzację ZUS przez gdyńską firmę Prokom).
- Pani Kucharska wykonywała w Berlinie zlecenie PKP jako firma Kolia - prezes Janik nadal uważa, że była to najlepsza osoba do rozmów o lokomotywach.
Pafawag został kupiony w 1996 r. przez niemiecki Adtranz. Nasz rząd zgodził się na dodatkowy warunek tej inwestycji - PKP złoży we Wrocławiu zamówienie na produkcję 50 lokomotyw.
Prezes Janik podpisał kontrakt w grudniu 1996 r. NIK uznała, że warunki były bardzo niekorzystne. Kolej zgodziła się zapłacić wysokie zaliczki za lokomotywy, ale jasno nie określiła kar umownych w razie opóźnienia dostaw. Adtranz powinien je zacząć w końcu 1997 r., jednak do dziś dostaw nie ma. Za to, jak wyliczyła NIK, do początku 2000 r. kolej wydała na nie prawie 100 mln zł!
PKP przestały wpłacać zaliczki i postanowiły wycofać się z zakupu niedostarczonych lokomotyw, ale Adtranz ani myślał zrywać kontraktu.
- Nasze negocjacje z Adtranzem przez kilkanaście miesięcy nie doprowadziły do ostatecznego rozwiązania. Natomiast negocjacje pani Kucharskiej i pana Pawlickiego doprowadziły do tego, że kontrakt można było rozwiązać bez winy PKP i obciążyć Adtranz wszystkimi kosztami - mówi prezes Janik. - Spisali porozumienie z szefami Adtranzu z ewidentną korzyścią dla PKP. Było to zrobione bardzo profesjonalnie.
Gdy rozmawialiśmy przy śniadaniu, Janik zachwycał się, że jedna rozmowa pani Kucharskiej z szefami Adtranzu mogła wybawić PKP z opresji. Przy autoryzacji kazał to wykreślić.
Janik ubolewa, że były osoby zainteresowane "ciągnięciem kontraktu". Dlatego porozumienie na nic się nie przydało. We Wrocławiu dalej produkuje się lokomotywy dla PKP (od maja 2001 r. Pafawag należy do kanadyjskiego koncernu Bombardier).
Janik rozmarza się: - Pani Kucharska zrobiła pewne prace, które mogły być korzystne dla PKP. Nie były, bo za dużo było w tym wszystkim polityki.
Nowy minister wyrzuca prezesa, a ten płaci zaległe składki na ZUS
Od grudnia 1998 r. ministrem transportu (po Eugeniuszu Morawskim) był Tadeusz Syryjczyk z UW. - Uznałem, że Janik nie nadaje się do restrukturyzacji PKP - mówi. Straty PKP w 1998 r. wyniosły 1,4 mld zł. W połowie 1999 r. zanosiło się, że będą jeszcze większe - na koniec roku wyniosły 2,5 mld zł.
- Odwołanie Janika to była skomplikowana operacja. Miał poparcie Rady PKP i wszystkich związków zawodowych. Mój poprzednik chciał robić restrukturyzację wbrew Janikowi i wyleciał - wspomina Syryjczyk.
W maju 1999 r. SLD zorganizowało w Sejmie seminarium o reformie kolei. Janik domagał się dotacji od państwa. Ostrzegał, że PKP to "bomba" oraz że ma kłopoty ze zdobyciem pieniędzy na pensje. Syryjczyk mówi, że zapamiętał Małgorzatę Kucharską, bo trudno było jej nie zauważyć. Siedziała wśród posłów Sojuszu, wyróżniała się odważnym strojem i makijażem.
Podobne seminarium odbyło się w Senacie. Janika popierał wicemarszałek Andrzej Chronowski z AWS. - Strategia Janika była prosta - uwikłać naiwnych polityków - mówi Syryjczyk.
Minister i jego urzędnicy przez kilka miesięcy przekonywali związki i członków Rady PKP, że Janik nie jest dobrym prezesem. W końcu im się udało. 30 lipca 1999 r. rada odwołała prezesa Janika i wiceprezesa Pawlickiego.
Syryjczyk opowiada: - Operacja zmiany prezesa PKP była bardzo ryzykowna. W ostatnich dniach urzędowania Janik polecił zapłacić składki na ZUS, których PKP nie płaciły przez pół roku. To oznaczałoby puste konta i brak pieniędzy na wypłaty, a to z kolei mogło uruchomić lawinę. Kolei groziłby strajk generalny. W ostatniej chwili udało nam się zablokować polecenie przelewu.
Waldemar Chyczewski, szef Federacji ZZ Pracowników PKP, przytakuje: - Bez wypłat strajk byłby samorzutny. Przy okazji mogły pojawić się inne postulaty, np. aby powrócił prezes Janik.
Jan Janik odpowiada: - Nie ma mowy o prowokowaniu strajku. Było ewidentne, że nasi następcy nie zrealizują tego polecenia. Nie przypominam sobie, kto je wydał - ja czy Leszek Pawlicki. Ale to była słuszna decyzja. Prezes ZUS wystąpił do prokuratora o wszczęcie postępowania przeciwko nam za niepłacenie składek. Dlatego chcieliśmy zapłacić. Nie można nas posądzać o złośliwość.
O tym, jak dzielni prezesi do ostatniej chwili ratują PKP
Kilkanaście dni przed dymisją prezes Janik i jego zastępca Pawlicki przeprowadzili dwie transakcje z Małgorzatą Kucharską i jej firmą Kolia.
Pierwszą - 15 lipca 1999 r. Sprzedali Kolii większość udziałów w Kolejowym Towarzystwie Finansowym "Viafer" (od stycznia 1999 r. jego szefem był wspólnik Kucharskiej w Kolii Zbigniew Leśniak). Cena za 81 proc. udziałów wyniosła ledwie 40,5 tys. zł, czyli tyle, ile kosztuje samochód! Tymczasem PKP przez Viafer kontrolowały swoje spółki spedycyjne - wartość udziałów Viaferu w tych spółkach eksperci oszacowali na ponad 19 mln zł. Nowy Zarząd PKP zwrócił się do sądu o unieważnienie transakcji. Wygrał w pierwszej instancji. Kucharska odwołuje się. Proces ciągnie się do dziś. Kolejna rozprawa w listopadzie.
Już we wrześniu 1999 r. Kucharska próbowała mianować byłego prezesa PKP Jana Janika szefem w jednej z firm spedycyjnych należących do Viaferu.
O drugiej transakcji była już mowa - 19 lipca 1999 r. Kucharska jako prezes Kolii dostała dziewięć weksli in blanco łącznie na sumę do 90 mln euro (około 333 mln zł, przeliczając po obecnym kursie). Kolia w zamian miała zapewnić "strumień kapitałowy" dla PKP. Godne podziwu, że o ratowaniu PKP prezesi myśleli do ostatnich dni urzędowania.
- Mamy tylko kserokopię umowy. Ale jeśli to miał być cel wystawienia weksli, to był kuriozalny - dziwi się nowy (od 30 lipca 1999 r.) prezes PKP Krzysztof Celiński. W PKP nie ma jednak śladu po umowie ani wekslach. W grudniu 1999 r. Celiński zawiadomił o tym prokuraturę.
- Tak długo trwało wydawanie nakazu przeszukania siedziby firmy Kolia, że weksle zniknęły. Nie ma ich - denerwuje się Celiński.
Prokuratura postawiła pierwsze zarzuty jesienią 2000 r. Rozszerzyła je w sierpniu 2001. Małgorzata Wilkosz-Śliwa z Prokuratury Generalnej poinformowała, że byłemu prezesowi PKP i jego zastępcy zarzuca się niedopełnienie obowiązków, ukrywanie dokumentów i spowodowanie szkody majątkowej w wielkich rozmiarach. Ale po blisko dwóch latach dochodzenia wciąż nie wiadomo, jakie będą jego rezultaty.
Jak prezydent maszynistów podał rękę eksprezesowi, lecz ich drogi się rozeszły
Gdy Janik opuszczał gabinet prezesa PKP, żegnało go kilkunastu maszynistów. Przyszli z kwiatami. Kilka dni później został doradcą Jana Zaborowskiego, prezydenta Związku Zawodowego Maszynistów.
Zaborowski to barwna postać. Maszynista z Olsztyna, w 1989 r. założył związek. W 1992 r. zorganizował strajk na Śląsku. Zdobył rozgłos i rok później został posłem Unii Pracy. W Sejmie chciał zmienić ustawę o wychowaniu w trzeźwości - wykreślić zakaz "sprzedaży, podawania i spożywania napojów alkoholowych w obiektach komunikacji krajowej". W 1995 r. Unia Pracy wyrzuciła go z klubu.
W połowie 1998 r. Zaborowski znowu wezwał do strajku. Żądał podwyżek dla maszynistów. Strajk sparaliżował kolej w połowie kraju. Prezes Janik zawiadomił prokuratora, ale potem zaczął współpracować z maszynistami.
Gdy Janika wyrzucono z PKP, maszyniści podali mu rękę. Już jesienią 1999 r. wystąpił na konferencji prasowej jako przedstawiciel Forum na rzecz Obrony Narodowego Transportu Kolejowego, które skupiło kilkanaście mniejszych związków kolejowych. - Byłem przewodniczącym Forum delegowanym przez maszynistów - mówi Janik.
Forum protestowało przeciwko restrukturyzacji kolei zaplanowanej przez nowy Zarząd PKP i ówczesnego ministra transportu Tadeusza Syryjczyka. Przewidywała podział PKP na kilkanaście spółek i stopniową prywatyzację. Państwowa ma pozostać tylko spółka Polskie Linie Kolejowe zarządzająca torami i trakcjami. We wrześniu 2000 r. uchwalił to parlament - ustawa o komercjalizacji, restrukturyzacji i prywatyzacji PKP weszła w życie 1 stycznia 2001 r. i PKP stały się spółką akcyjną.
Nowemu zarządowi kolei udało się przekonać do zmian największe związki - Federację ZZ Pracowników PKP i "Solidarność". Przewodniczący Kogut tłumaczy: - Skończył się czas siekierki i toporka. Nadszedł czas inteligentnego działania i dialogu.
- To skandal! Związki zawodowe popierają ustawę, w wyniku której pracownicy zostaną ograbieni z majątku. Przestały bronić interesu załogi. Nasze drogi się rozeszły - oburza się były prezes Janik. Głosi poglądy niczym związkowy radykał. Twierdzi, że pracownicy ponoszą największe koszty zmian: - Majątek PKP pochodzi z wykorzystywania niewolniczej pracy, bo w latach 80. ludzie pracowali nadliczbowo po 160 godzin w miesiącu, a płacono im za to 16 proc. stawki podstawowej. Kto utożsamia się z tą firmą, musi się także utożsamiać z pracownikami, którzy ją tworzyli.
Ale drogi Janika i maszynistów się rozeszły. Poszło o strajk generalny zapowiedziany w czerwcu 2000 r. przez Forum. Nie wypalił, bo maszyniści się wycofali. W ostatniej chwili dogadali się z Zarządem PKP i wyszli z Forum.
W ubiegłym roku Zaborowski przegrał wybory na prezydenta związku maszynistów, a Janik zrezygnował z doradzania. Z Zaborowskim umawiałem się dwa razy. Kazał mi czekać przed siedzibą komendy sokistów. Nie przyszedł. Przez telefon powiedział, że Janik to porządny człowiek, ale o Kucharskiej nie będzie gadał.
Teraz dowiemy się, kto broni rodzin polskich kolejarzy
Pora przedstawić przedostatnią postać dramatu: okulary, broda, niebieski garnitur. Tadeusz Gawin przewodniczy niewielkiemu branżowemu związkowi - Federacji Związków Zawodowych Pracowników Automatyki i Telekomunikacji PKP (liczy około 3,5 tys. osób). W latach 1993-97 był posłem SLD-OPZZ. W ostatnich wyborach, jak mówi, "koledzy przydzielili" mu zbyt dalekie miejsce na liście i wyborcy go nie wybrali.
- Przyszła do nas pani Kucharska i zaproponowała, że zorganizuje fundację - mówi Gawin. Zgodził się, bo - jak mówi - skoro Kucharska prowadzi firmę Kolia, powinna znać się na finansach. Miała pomagać zwalnianym kolejarzom. W ten sposób powstała Fundacja Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy.
Prezesem fundacji została Kucharska, Gawin - szefem Rady Fundatorów. Wśród założycieli znalazły się także inne związki, np. maszyniści, ale nie weszły do fundacji największe związki - "Solidarność" i Federacja ZZ Pracowników PKP (choć ta wynajmuje fundacji pomieszczenie). - Te związki nastawiły się na kolaborowanie z władzami PKP na niekorzyść pracowników. Zgadzają się na ich wyrzucanie, a my się nie zgadzamy - mówi Gawin.
Gawin współpracował z Janikiem w związkowym Forum na rzecz Obrony Narodowego Transportu Kolejowego. Został jego przywódcą po wycofaniu się maszynistów. Według niego Janik był "katalizatorem", dzięki któremu "skrzyknęły się" małe związki, aby "bronić kolei przed dziką prywatyzacją". Uważa, że zwolnienie Janika to sprawa polityczna, bo "przeciwstawił się jako Polak niekontrolowanemu przejęciu PKP przez obcy podmiot".
W lipcu 2000 r. Kucharska wezwała PKP do wykupienia dwóch weksli łącznie na 223 mln zł. Weksle wystawiła 23 czerwca 1999 r. firma Kolsped na rzecz należącej do Kucharskiej spółki Kolia. Na ich odwrocie widniał enigmatyczny napis: "Za nas na zlecenie Fundacji Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy".
Gawin twierdzi, że tym samym Kucharska scedowała weksle na fundację. - To dziwne, że pani Kucharska przenosi taką wartość na fundację, zamiast sama ją spożytkować, ale różne rzeczy się dzieją w naszym państwie. A pod nadzorem związku zawodowego pieniądze nie zmarnowałyby się - mówi Gawin. - Ucieszyliśmy się, bo fundacje żyją z darowizn. Mając takie pieniądze, moglibyśmy pomóc wielu kolejarzom.
Gawin niedługo się cieszył. Obecny Zarząd PKP wystąpił o unieważnienie weksli. W styczniu 2001 r. sąd przyznał mu rację. Wyrok jest prawomocny.
Prezes PKP Krzysztof Celiński mówi: - Nie miałem kontaktów z Fundacją Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy. Uznałem, że cała ta instytucja może mieć charakter przestępczy. Są tam osoby, z którymi toczymy procesy. Staramy się, gdzie możemy, nakłaniać wszystkich, aby nie korzystali z usług tej fundacji.
O tym, jak były prezes widzi jakby swój podpis, ale nie wie, kto podpisał
- Policzył pan, ile podpisał weksli? - pytam Janika.
- Podpisywałem wiele weksli, ale z tych, o które pan pyta, to: dziewięć weksli PKP pod zobowiązania energetyczne i paliwowe, jeden weksel Kolspedu na 9,9 mln dol.... Dwa weksle in blanco do jego wymiany, bo tamten w którymś momencie stracił ważność i Kolsped wymienił go na nowy. I to wszystko.
- A weksel na 3 mln dol. z jesieni 1997 r.?
- Nie znam takiego.
Nie przypomina sobie również weksla na 14 mln ani na 38 mln dol., ani też na 223 mln zł z napisem na odwrocie "Za nas na zlecenie Fundacji Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy".
- Nie wiem, co to za weksle. Nie widziałem oryginałów, w prokuraturze zapoznałem się z kserokopiami. Nie wiem, czy rzeczywiście są wystawione.
- Nie podpisał ich pan?
- Nie.
- To kto podpisał?
- Na kserokopii podpis jest jakby mój, ale kto podpisał, trudno powiedzieć.
- Ktoś produkuje weksle i za pana podpisuje?
- To nie tak powinno się odbierać. Powszechnie pokutuje przekonanie, że z wekslem kojarzy się jakaś podejrzana działalność. Weksel jest taką samą zapłatą jak każda inna płatność. Weksle zostały wystawione pod konkretne zobowiązania. Jeśli ktoś przychodzi ze zobowiązaniem - wekslem, do którego nie ma prawa, to sprawę należy przekazać do prokuratora z wnioskiem o usiłowanie wyłudzenia pieniędzy - może prokurator powinien go zamknąć. Kto wystawił weksel i dlaczego, można ustalić w drugiej kolejności.
- Do PKP przyszła z wekslami pani Kucharska, prezes Kolii. Zażądała ich wykupienia. Czy prokurator powinien ją zamknąć?
- Nie wiem. Trzeba zobaczyć weksle. Nie będę się wypowiadał za prokuratora.Trzeba ustalić, czy miała tytuł do weksli.
Obecny prezes PKP Krzysztof Celiński ciągle nie może wyjść ze zdumienia: - W historii PKP nigdy coś podobnego nie miało miejsca. Każdy dyrektor popełnia błędy. Każdemu coś się zdarza, ktoś np. kupi złą lokomotywę, ale coś takiego?! Żadna rada nadzorcza ani minister nie mogli się tego spodziewać!
Dodaje, że wyjściem byłaby czarna lista osób, które nie mogą zasiadać w zarządach i radach nadzorczych spółek.
O tym, co już nie łączy sokistów z Giełdą Metali i Kamieni Szlachetnych
A teraz dowiemy się, co się stało z dziewięcioma wekslami, które Małgorzata Kucharska jako prezes Kolii dostała od Janika, by zapewnić "strumień kapitałowy" dla PKP.
W listopadzie 2000 r. do PKP przysłała pismo Pierwsza Międzynarodowa Giełda Metali i Kamieni Szlachetnych SA w Gdańsku. Wezwała kolej do "postępowania mediacyjnego" w sprawie "wykorzystania gospodarczego" dziewięciu weksli in blanco. Giełda informowała też, że ma dwa inne weksle firmy spedycyjnej Kolsped poręczone przez PKP na 24 mln euro. Na mediatora zaproponowała Wiesława Poźniewicza, przewodniczącego Związku Zawodowego Pracowników Straży Ochrony Kolei.
- Moje nazwisko zamieszczono bez mojej zgody - zarzeka się Poźniewicz. - Z prezesem giełdy łączyły nas interesy. Chcieliśmy wspólnie uruchomić działalność gospodarczą, bo związek był w krytycznej sytuacji finansowej. Mieliśmy przewozić i ochraniać ważne osoby - posłów czy gości zagranicznych.
Poźniewicz twierdzi, że zjawili się u niego dwaj panowie - Krzysztof Pazik, prezes giełdy, i płk Wojciech Wojtysiak, emerytowany żołnierz. Zaproponowali sokistom utworzenie spółki. Ale mówi, że do niczego nie doszło.
Prezes PKP Krzysztof Celiński uznał, że związkowiec działa na szkodę PKP, i zwolnił go. Zapewnia: - Nie prowadzimy żadnych rozmów z giełdą. To by świadczyło, że chcemy wypłacać pieniądze, a to są bezprawne dokumenty.
Zapowiada: - Będziemy występowali do sądu na drodze cywilnej, aby stwierdzić, że nie było celu wystawienia tych wszystkich weksli.
Zarząd PKP zwrócił się do prokuratury o odebranie i zatrzymanie weksli do czasu zakończenia postępowania w tej sprawie. Jednak prokuratura odmówiła, a prokurator apelacyjny podtrzymał tę decyzję w czerwcu 2001 r.
Waldemar Chyczewski, przewodniczący Federacji ZZ Pracowników PKP, opowiada, że Krzysztof Pazik, prezes giełdy, wcisnął mu się do gabinetu i także proponował mediacje w sprawie weksli. Chyczewski odmówił.
O tym, że Bóg dał pani Kucharskiej talent, intelekt oraz "wrażliwe receptory"
Dzwonię do Krzysztofa Pazika, prezesa Pierwszej Międzynarodowej Giełdy Metali i Kamieni Szlachetnych. Na początku przyznaje, że giełda nie zaczęła działalności, ale ma nadzieję, że zacznie ją dzięki wekslom.
Pazik twierdzi, że do współpracy nakłonili go Małgorzata Kucharska i Zbigniew Leśniak. Według niego oboje są "jedną grupą interesów". Mówi, że podjął się prowadzenia tej sprawy i przejął prawa do weksli. Za pośrednictwo ma wziąć pięć procent ich wartości, dlatego złożył ofertę władzom PKP oraz pewnej "amerykańskiej grupie finansowej".
Pazik twierdzi, że weksle zabezpieczył u sokistów. O Kucharskiej mówi, że opanowała "technikę panowania nad męskimi instynktami", zaś Bóg Stwórca dał jej talent, intelekt oraz "wrażliwe receptory". Pytam, o co mu chodzi, ale nadal mówi ogólnikami.
A kto kupi PKP?
Prezes Celiński mówi, że na rynku mogą pojawić się kolejne weksle z podpisem jego poprzednika. - Nikt nie potrafi wskazać kwot, na jakie powinniśmy tworzyć rezerwy - dodaje. Na wszelki wypadek PKP utworzyły rezerwy finansowe na dwa weksle (z 1996 i 1997 r.) na 9,9 mln i 3 mln dol., bo procesują się o nie banki.
PKP ma obecnie 7,5 mld zł długów i już stoi na krawędzi bankructwa. Ujawnione na razie weksle z podpisem byłego prezesa mają łączną wartość prawie miliarda złotych (dokładnie - 850 mln zł). Gdyby ktoś zażądał, aby kolej wykupiła je wszystkie naraz, nie wiadomo, jak to by się skończyło. Ten ktoś mógłby też zaproponować przejęcie za długi PKP lub ich najbardziej dochodowych części.
Czy będzie to znowu Małgorzata Kucharska?
PS Małgorzata Kucharska po mojej wizycie w fundacji przysłała do redakcji list na papierze z logo w postaci biało-czerwonej flagi z lokomotywą i napisem: "Honor Polskich Kolejarzy". Żąda przeprosin i kwiatów oraz prosi o "kontakt z osobą płci żeńskiej, z dużą kulturą osobistą".
Niemal dwa miesiące zajęło posłowi Józefowi Zawiszy, szefowi Samoobrony w Małopolsce, zweryfikowanie naszych informacji o podejrzanej przeszłości Jana Janika, wybranego w marcu na szefa partii w Krakowie. W środę Zawisza przyznał nam rację i Janika zawiesił.
"W przeszłości Janik, były dyrektor generalny PKP, zasłynął w 2002 r. jako główny bohater afery wekslowej ujawnionej przez "Gazetę". Jako szef kolei wystawił lub poręczył weksle na 850 mln zł. Po ponad dwóch latach śledztwa łódzka prokuratura zarzuciła mu udział w zorganizowanej grupie przestępczej i narażenie kolejowych spółek na ponad 41 mln zł strat. Proces w tej sprawie toczy się przed łódzkim sądem. Janik zasiada na ławie oskarżonych z 15 innymi osobami, grozi im nawet 15 lat więzienia" - napisaliśmy kilka tygodni temu. Po naszym artykule świeżo wybrany przewodniczący krakowskiej Samoobrony znalazł się pod ostrzałem, bo temat podjęły inne media.
Józef Zawisza, szef partii Andrzeja Leppera w Małopolsce, przyznawał, że sprawa jest poważna i natychmiast się nią zajmie. "Natychmiast" trwało niemal dwa miesiące. w środę po południu Janik oddał się do dyspozycji partii, a Zawisza przyjął jego rezygnację. - Dopóki człowiek nie jest skazany, jest niewinny, ale chcemy, żeby przedpole partyjne w Krakowie było przyzwoite - tłumaczył swoją decyzję Zawisza. Obowiązki Janika przejął dotychczasowy wiceprzewodniczący Leon Pluciński.
Wysłany: 09-06-2007, 16:29 Re: Polskie Koleje Przekręcone
Wybrałem parę cytatów:
Najpierw opinie o Janiku:
Cytat:
- Janik był osobą godną podziwu, jeżeli chodzi o sprawność polityczną. Miał
duże powiązania. Nie chcę mówić, kto do mnie dzwonił, jeżeli tylko krążyły
plotki, że może mu się coś stać - mówi minister Morawski. Twierdzi, że PKP
były "przedmiotem zabiegów z wielu stron", a szef kolei potrafi zrobić wiele
podarunków, aby "zyskać sympatię".
Cytat:
Na przykład popierający Janika członek Rady PKP Krzysztof Mamiński
(przewodniczący Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ "Solidarność") awansował na
członka Zarządu PKP. Zasiada tam do dziś. (Chciałem go zapytać, czy wiedział
o kolejnych wekslach poręczonych i wystawionych przez Janika. Zażądał pytań
na piśmie. Gdy je dostał, okazało się nagle, że nie ma czasu odpowiedzieć).
Cytat:
Chyczewski o Janiku: - Dobrze nam się współpracowało. Wydawało się, że
znalazł sposób, jak mieć wagony, nie wydając pieniędzy. Tak nam tłumaczył,
dlaczego poręczył pierwszy weksel. To miało ręce i nogi. Ja jestem zwykły
człowiek, na finansach się nie znam. Ale w radzie byli też ludzie z
doktoratami z ekonomii. Nie wiedzieliśmy, że były następne weksle. Dla mnie
to był szok.
Popierany przez związkowców, fachowiec, ustosunkowany, który potrafił zyskać sympatię. Dzisiaj - oprócz Chyczewskiego - wszyscy są na kolei, w rządzie, w parlamencie. Jedynie Morawski miał inne zdanie i dlatego zastąpił go Syryjczyk. A Janik podwiesił się pod Samoobronę i znów kręci w Krakowie. Toczy się jakiś proces nie w tej sprawie - o wyłudzenie 40 mln zł z PKP Cargo. 850 mln zł w wekslach PKP gdzieś zostało zadołowane. Sprawa się przedawni, to wejdą do obrotu.
A teraz o Kogucie:
Cytat:
Sąsiadem Koguta jest były wicemarszałek Senatu, a później minister skarbu
Andrzej Chronowski z AWS. Ma dom w tej samej gminie (kiedyś pracował w
Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Nowym Sączu).
Cytat:
W przeddzień Wigilii 1998 r. do Stróż przyleciał śmigłowcem premier Jerzy
Buzek na rozpoczęcie budowy miasteczka dla niepełnosprawnych. Przy okazji
prosił Koguta, aby nie strajkował.
Cytat:
Przewodniczący Kogut jest w tej historii ważny nie tylko dlatego, że zwolnił
ministra. Prezes Janik twierdzi, że to Kogut przyprowadził do niego
Małgorzatę Kucharską.
- Przedstawił ją jako osobę dobrze usytuowaną w świecie finansów - opowiada
Janik. Uznał, że pojawia się szansa na znalezienie pieniędzy dla PKP. Zaczął
z nią współpracować. Stopniowo sprawdzał jej wiedzę i umiejętności - mówi.
Kogo to Kogut nie przyprowadził na kolej, kogo nie polecił? W ten sposób jego fundacja odniosła sukces. Gdy PiS doszło do władzy ABW przestała zajmować się wekslami wystawionymi przez Janika. Czyżby senator to załatwił? Ale nie tylko jemu zależy, żeby sprawy nie było. W rządzie, w parlamencie na kolei znów są te same nazwiska opisane w tym artykule.
Małgorzaty Kucharskiej, zwanej tu Różą Wiatrów, nie znam osobiście. Opowiadał mi o niej pewien hochsztapler Krzysztof Pazik vel Krzysztof Antoni Pazik vel Aaron Paz, co to spółki za weksle ze zwiazkami kolejowymi zakładał i szpital kolejowy w Krakowie kupował, że osoba to bardzo atrakcyjna i omotała sobie Janika wokół małego palca. Czy wcześniej w podobny sposób pozyskała też sobie względy Mamińskiego i Koguta?
11 maja w telewizji Polsat w programie Interwencja ukazał się reportaż "Gangster w Samoobronie?" http://interwencja.interia.pl/news?inf=908106 . Poświęcony został bohaterowi powyższego artykułu, staremu naszemu znajomemu, byłemu prezesowi PKP Janowi Janikowi.
Niestety, na stronie internetowej NIK nie znajdziemy raportu z kontroli w 2001 r. przywoływanego w reportażu. Kiedyś było to możliwe, nawet go wydrukowałem. Dzisiaj raporty te (wyniki kontroli) publikowane są na stronach Biuletynu Informacji Publicznej a jego archiwum sięga do 2003 r. Na pewno jednak raport ten nie był powodem odwołania Jana Janika ze stanowiska prezesa PKP, bo miało to miejsce pod koniec lipca 1999 r. Prawdą jest natomiast, że Janik był współwłaścicielem Variant Logistic i VL Spedycja. To w wyniku tej działalności oskarżono go o wyłudzenie z PKP Cargo usług przewozowych na kwotę 40 mln zł. Przedstawione w reportażu migawki z procesu tego dotyczą.
Dodam, że to ja podpowiedziałem (zgłosiłem formalny wniosek) Janikowi utworzenia Konsorcjum Taborowego, do którego Cargo wniosło lokomotywy sprzedane później za bezcen Kolmexowi. Ja również jestem winny temu, że Janik swoją firmę Variant Logistic wspólnie z Bagsikiem ulokowali w budynku administracyjnym zlikwidowanej lokomotywowni Warszawa Praga. W latach 1983 - 1989 byłem jej naczelnikiem, a gdy w 1998 r. Janik podpytywał się mnie o lokal w Warszawie, wskazałem mu tę lokomotywownię. Część zdjęć reportażu tam nakręcono ale parę lat temu.
Z Janikiem wiele mnie łączy. W roku 2003 na jego ślady natrafiłem w Dąbrowie Górniczej w Kopalni Piasku Kuźnica Warężyńska SA. Był tam do grudnia 2002 r. prezesem, tj. do czasu aresztowania go przez ABW w sprawie wyłudzeń od PKP Cargo. Kopalnia ta została kupiona od NFI przez firmę VL Spedycja za pieniądze wyłudzone od Warsu przez inną dąbrowiecką firmę Towarzystwo Inwestycyjne TOWIN. TOWIN przekazał akcje VL Spedycja a ta osobom fizycznym. Część akcji objęła córka Janika i była ich właścicielką, gdy tata przez rok siedział w areszcie.
Dzisiaj nie ma kopalni. Została wchłonięta przez PTK Holding SA w Zabrzu. W jej wyrobisku powstał zalew Pogoria IV. Po Janiku pozostało wspomnienie, tj. spółka Błękitna Laguna, do której kopalnia kierowana przez Janika wniosła 50 ha ziemi nad zalewem. Jeszcze do czasu odwołania z Warsu prezesa Zubrzyckiego udziałowcami Błękitnej Laguny był WARS SA i PTK Holding SA.
Były prezes Lubelskiego Węgla zatrzymany pod zarzutem korupcji
Były prezes spółki Lubelski Węgiel Waldemar J. został zatrzymany w związku z podejrzeniem korupcji przy handlu węglem. "Prokuratura skierowała wniosek do sądu o aresztowanie Waldemara J." - powiedział w środę PAP wiceszef Prokuratury Okręgowej w Lublinie Andrzej Lepieszko.
Ośrodek lubelskiej prokuratury okręgowej w Białej Podlaskiej postawił Waldemarowi J. zarzut przyjęcia prawie 9 mln dolarów łapówek za zawarcie kontraktów ze spółkami dostarczającymi węgiel do ukraińskich elektrowni.
Waldemar J. został zatrzymany we wtorek w Świeradowie Zdroju. Ponieważ skarżył się na dolegliwości sercowe, został przewieziony do szpitala do Łodzi i poddany konsultacjom lekarskim. W środę przewieziono go do prokuratury w Białej Podlaskiej, gdzie został przesłuchany. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
W wypowiedzi dla "Rzeczpospolitej" szef ABW Bogdan Święczkowski oświadczył, że zatrzymanie Waldemara J.to kolejna odsłona afery związanej z mafią węglową; możemy się spodziewać następnych śledztw w tej sprawie. Biuro prasowe ABW nie komentuje sprawy.
Śledztwo w sprawie prowadzi lubelska prokuratura wraz z łódzką delegaturą ABW. Według ustaleń śledczych, Waldemar J. przyjmował łapówki w latach 1994-1998. Był wtedy prezesem Lubelskiego Węgla, spółki-córki kopalni w Bogdance, zajmującej się handlem węglem. Pieniądze brał od Ryszarda D. i Petera N. ze spółek Czech-Pol i E- line. Lubelski Węgiel pośredniczył w sprzedaży śląskiego węgla tym spółkom, które z kolei dostarczały go ukraińskim elektrowniom. Zapłatę odbierały w postaci prądu. Łapówki za zawarcie kontraktów były przekazywane w Polsce, Czechach oraz Liechtensteinie.
Chodziło o grę cenową. Spółki handlujące z Lubelskim Węglem znakomicie na tym interesie zarabiały, a Waldemar J. dostawał łapówki ľ jeden lub dwa dolary od każdej tony dostarczonego węglaö ľ powiedział Lepieszko.
Śledztwo, prowadzone od 2004 r., było zawieszone, ponieważ prokuratura wystąpiła o pomoc prawną do odpowiednich organów wymiaru sprawiedliwości za granicami Polski. Otrzymane materiały pozwoliły na sformułowanie zarzutów wobec Waldemara J.
Środowa "Rzeczpospolita" podała, że Waldemar J. został zatrzymany, gdy przebywał na urlopie w towarzystwie żony, Katarzyny S., byłej prokurator specjalizującej się w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej. Musiała ona odejść z prokuratury, gdy w styczniu 2004 r. tygodnik "Wprost" ujawnił, że spędziła Sylwestra w gronie gangsterów. Towarzyszem prokurator był Waldemar J., już wtedy podejrzany o przyjęcie 2,5 mln zł łapówki od firm spedycyjnych transportujących węgiel. Waldemar J. wyszedł wówczas z aresztu po zapłaceniu kaucji w wysokości 1,5 mln zł.
Waldemar J. jest jednym z oskarżonych w toczącym się przed łódzkim sądem procesie zorganizowanej grupy przestępczej, która miała wyłudzić na szkodę PKP Cargo ponad 41 mln zł - grozi mu do 12 lat więzienia. Według prokuratury, od 2000 do 2002 r. Waldemar J. (wówczas wiceprezes kopalni "Bogdanka" i prezes zarządu Lubelskiego Węgla) przyjął w sumie ponad 2,5 mln zł łapówek w zamian za umożliwienie usług spedycyjnych na rzecz kopalni firmom z Łodzi i Warszawy. Zarzucono mu też podanie nieprawdy w oświadczeniach majątkowych.
W związku z tą sprawą J. został zatrzymany przez ABW w sierpniu 2003 r. Kilka miesięcy przesiedział w areszcie; został z niego zwolniony za poręczeniem majątkowym w wysokości 1,5 mln zł, zabrano mu także paszport i zakazano opuszczania kraju.
Obok niego na ławie oskarżonych zasiada jeszcze 13 osób, w tym b. dyrektor generalny PKP w latach 1996-1999 Jan J., oskarżony o kierowanie grupą. Według prokuratury, grupa poprzez sieć podstawionych firm m.in. z Warszawy, Łodzi oraz Dolnego Śląska - wyłudzała pieniądze za transport towarów, przede wszystkim węgla. Firmy te pobierały opłaty transportowe od kontrahentów, ale nie przekazywały ich do PKP bądź PKP Cargo.(PAP)
A tak o tym pisano pięć lat temu: Złodziej kolejowy nr 1
2002-11-29 15:59
Były prezes PKP został aresztowany na trzy miesiące. Jest oskarżany o wyłudzenia i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która wyłudziła ponad 30 mln złotych.
Do aresztu trafiły także cztery inne osoby zatrzymane w tej sprawie. Mariuszowi Ch. oraz Rafałowi G., byłemu szwagrowi Bogusława Bagsika, prokuratura również zarzuca kierowanie grupą i wielomilionowe wyłudzenia. Dwaj kolejni aresztowani podejrzani są o udział w grupie i wyłudzenia.
Wszystkim grozi kara do 10 lat więzienia.
"Sąd uwzględnił wnioski prokuratury i aresztował podejrzanych ze względu na obawę matactwa i grożącą im wysoką karę" - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi, Krzysztof Kopania.
Pięć osób podejrzanych o wielomilionowe wyłudzenia na szkodę Polskich Kolei Państwowych Cargo SA zatrzymali w środę na terenie kraju funkcjonariusze łódzkiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Aresztowani to prezes, b. członkowie zarządu i współudziałowcy oraz doradca prawny jednej z największych firm spedycyjnych w Polsce. Były dyrektor PKP Jan J. był współudziałowcem w tej spółce. Zatrzymań dokonano w Gdańsku, Warszawie, Katowicach i Krakowie.
W śledztwie prowadzonym od lipca tego roku przez Prokuraturę Okręgową w Łodzi i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymano w sumie 10 osób. Wszyscy zostali aresztowani.
Zdaniem prokuratury, grupa za pomocą podstawionych firm wyłudziła na szkodę PKP Cargo SA ponad 30 milionów złotych należności przewozowych - głównie za przewóz węgla - które nie zostały przekazane na konto PKP.
Według ustaleń śledztwa, PKP podpisywało z małymi firmami umowy spedycyjne, które zawarte były na niewielkie ilości przewozów. PKP przy podpisaniu umowy pobierało kaucję gwarancyjną, której wysokość zależna była od ilości przewozów- im było ich mniej, tym mniejsza była kaucja.
Firma wpłacała te pieniądze na konto PKP i następnie rozpoczynała przewozy na terenie całego kraju. Przewozy jednak gwałtownie rosły, w tempie lawinowym. Obieg dokumentów w PKP był na tyle długi, że umożliwiał dokonanie znacznie większej ilości przewozów, bez świadomości PKP.
Gdy PKP orientowało się jaka jest ilość przewozów, występowało o podniesienie kaucji, a następnie o zatrzymanie przewozów, bowiem na konto kolei nie wpływały pieniądze. Wtedy jednak likwidowane były biura firm, a ich właściciele sprzedawali je wraz z długami.
Z ustaleń śledztwa wynika, że firmy te pełniły tylko rolę tzw. słupów i wykorzystywane były do dokonywania wyłudzeń. W rzeczywistości przewozów dokonywała jedna z największych firm z siedzibą w Warszawie, której szefów i udziałowców zatrzymali w środę funkcjonariusze ABW.
Śledztwo obejmuje okres od czerwca ubiegłego roku do czerwca 2002 roku. ABW nie wyklucza, że zarówno kwota wyłudzeń jak i liczba zamieszanych w przestępstwa osób może się zwiększyć.
Jan J. był dyrektorem PKP w latach 1996-1999. Pod koniec sierpnia 2001 roku warszawska prokuratura postawiła mu zarzut wystawienia 9 weksli in blanco, z których każdy opiewał na 10 mln euro. Jest on podejrzany również o ukrycie w sprawozdaniach finansowych informacji o udzieleniu poręczenia wekslowego na prawie 13 mln dolarów.sg, pap
Jak dobrze pójdzie, to proces przeciwko Janowi Janikowi może potrwać jak w aferze FOZ. Przypominam, że organa ścigania (UOP/ABW) w sprawie jego działalności w PKP rozpoczęły śledztwo w roku 1999, po jego odwołaniu w lipcu ze stanowiska prezesa, dyrektora generalnego PKP (wtedy jeszcze nie SA). Pan Janik przy pomocy Bagsika zorganizował firmy spedycyjne Variant Logistic w Warszawie i VL Spedycja. Był też prezesem Kopalni Piasku Kuźnica Warężyńska w Dąbrowie Górniczej, której 60% akcji od jednego z narodowych funduszy inwestycyjnych kupiła za wyłudzone od WARS SA długi PKP spółka TOWIN z Sosnowca. To, co opisuje prasa wyżej dotyczy działalności Janika w Variant Logistic i VL Spedycja. Wtedy wyłudził od PKP Cargo usługi przewozowe poprzez podstawione firmy słupy na kwotę 41 mln zł (podaje PAP dzisiaj a w 2002 r. podawał 30 mln zł). Wtedy też wręczył 2,5 mln zł łapówki aresztowanemu teraz byłemu prezesowi Lubelskiego Węgla Waldemarowi J. za kontrakt na usługi spedycyjne wywozu węgla z kopalni Bogdanka. Nadal nie wyjaśniona jest sprawa wystawionych przez niego weksli PKP.
Sześć lat temu w artykule "Polskie Koleje Przekręcone" napisano:
Cytat:
Dzwonię do Krzysztofa Pazika, prezesa Pierwszej Międzynarodowej Giełdy Metali i Kamieni Szlachetnych. Na początku przyznaje, że giełda nie zaczęła działalności, ale ma nadzieję, że zacznie ją dzięki wekslom.
Pazik twierdzi, że do współpracy nakłonili go Małgorzata Kucharska i Zbigniew Leśniak. Według niego oboje są "jedną grupą interesów". Mówi, że podjął się prowadzenia tej sprawy i przejął prawa do weksli. Za pośrednictwo ma wziąć pięć procent ich wartości, dlatego złożył ofertę władzom PKP oraz pewnej "amerykańskiej grupie finansowej".
Pazik twierdzi, że weksle zabezpieczył u sokistów. O Kucharskiej mówi, że opanowała "technikę panowania nad męskimi instynktami", zaś Bóg Stwórca dał jej talent, intelekt oraz "wrażliwe receptory". Pytam, o co mu chodzi, ale nadal mówi ogólnikami.
A tak reklamuje się na stronie http://www.goldenline.pl/aaron-pazAaron Paz vel Krzysztof Antoni Pazik vel Krzysztof Pazik , który zakładał z udziałem kolejowych związków zawodowych Kolejowe Towarzystwo Emerytalne, IWA Straż Ochrony Transportu kupował od władz województwa małopolskiego upadły szpital kolejowy w Krakowie. We wszystkich "inicjatywach" miały być wykorzystane weksle wystawione przez Jana Janika, byłego prezesa PKP - wtedy jeszcze nie S.A. Co ciekawe, Aaron Paz został 29.03.2007 r. zarejestrowany przez MSWiA jako podmiot prowadzący działalność lobbingową - sygnatura akt DAP/730-21/07:
A. I. P.1-szy Europejski Bank Technologii S.A.
Miejscowość: Warszawa
Województwo: mazowieckie
Strona www: http://www.1ebt.com
Branże: Finanse/Ekonomia Prawo Służba zdrowia
Podsumowanie zawodowe:
Kompedium interdyscyplinarnej, eksperckiej (bez fałszywej skromności) wiedzy o organizacji i prowadzeniu małych i średnich przedsiębiorstw. Doradzałem i uczestniczyłem kapitałowo w strategicznych projektach ...
W przygodzie życia jedynie nie żeglowałem, poza paroma epizodami ...
Doświadczenie i referencjeFirma:Instytut Stomatologii Stosowanej - w organizacji (od 2007-11)
Stanowisko: współfundator
Obowiązki: Budowanie prawnych i materialnych podstaw wdrażającycyh zaawansowane technologie medyczne w stomatologii.
Firma: Warszawska Szkoła Mędrców (od 2007-04)
Stanowisko: Fundator
Obowiązki: Działalność kulturowo-edukacyjna w ekumenicznym pojednaniu ponad podziałami oraz pamięci jednej z najbardziej fascynujących i kontrowersyjnych postaci w dziejach ...
Firma: 1-szy Europejski Bank Technologii S.A. (od 2005-07)
Stanowisko: Członek Zarządu
Obowiązki: Aktywizacja nowej instytucji finansowo-technologicznej.
Firma: Medyczny Port Lotniczy LLC (od 2004-05)
Stanowisko: Członek Zarządu
Obowiązki: Przygotowanie inwestycji lotniskowej na terenie U.E. - działalność studyjna.
Firma: (Biuro Studiów i Analiz Prawnych) IWA Spółka z o.o. (od 1998-02)
Stanowisko: Członek Zarządu
Obowiązki:
- komplementarna organizacja nowych podmiotów gospodarczych w kraju i poza granicami,
- ekspertyzy,
- realizacja wierzytelności.
Firma: Pacyfic Bank Ltd. (Marshall Islands) (od 1996-05 do 1998-08)
Stanowisko: Wspólnik-Członek Zarządu
Obowiązki: Kreowanie i wdrażanie inwestycji w Europie Wschodniej - transfer środków inwestycyjnych. Pozyskiwanie środków na fundusze equity.
Firma: Bank Powierniczo-Gwarancyjny S.A. (od 1993-02 do 1997-08)
Stanowisko: Pełnomocnik
Obowiązki: Obsługa wybranych projektów inwestycyjnych Restrukturyzacja przedsiębiorstw
Firma: Warszawskie Zakłady Telewizyjne ELEMIS (od 1992-03 do 1993-05)
Stanowisko: Doradca Dyrektora
Obowiązki: Konsultacje w zakresie nowych technik i technologii
Firma: AGROBANK S.A. (od 1991-02 do 1994-06)
Stanowisko: Pełnomocnik Prezesa Zarządu
Obowiązki: aktywizacja niszy rynkowej, obrót surowcami - generowanie bankowych instrumentów pochodnych
Firma: IWA (Pty) Ltd. Johannesburg (od 1990-03 do 1996-07)
Stanowisko: Dyrektor
Obowiązki: Transfer technologii, Ekspertyzy, Safari na Oceanie Indyjskim, w Namibii i Botswanie
Firma: ZAPOL B.K. Handelskorporasie (Pretoria, Republiek van Suid-Afrika) (od 1990-02 do 1994-06)
Stanowisko: wspólnik
Obowiązki:
- obrót handlowy,
- obsługa imigracji do R.P.A.,
- aktywizacja zawodowa specjalistów,
- organizacja safari na Oceanie Indyjskim.
Firma: ELEKTRIM S.A. (od 1990-01 do 1994-06)
Stanowisko: Agent-Pełnomocnik
Obowiązki: Obrót handlowy technologiami.
Firma: Studio Filmowe - Warszawa (Polska) - Windhoek (Namibia) - JHB (RSA) (od 1990-01 do 1990-06)
Stanowisko: Członek Zarządu
Obowiązki: produkcja filmowa w krajach Afryki Południowej (Namibia, Zambia, Angola, Botswana, Zimbabwe, Mozambik, Rep. Płd. Afryki z Lesotho i Bantustanami...
Edukacja
Uczelnia: Uniwersytet Warszawski (1978-10 - 1983-06)
Kierunek: Instytut Profilaktyki Społecznej i Resocjalizacji
Poziom studiów: magisterskie
Gdy go poznałem facet twierdził, że ma średnie wykształcenie i jest chorążym WP w stanie spoczynku. Nie miał brody i wąsów, głowę golił na łyso. Oferował mi współpracę przy tworzeniu spółki z udziałem Związku Zawodowego Pracowników SOK kierowanego wtedy przez Wiesława Poźniewicza pod nazwą IWA Straż Ochrony Transportu Sp. z o.o. Kapitałem spółki miały być weksle wystawione przez Jana Janika. W tym roku prowadził lobbing w Sejmie http://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/lobbysta?OpenAgent&103:
[b]Aaron Paz[/b]
* Zgłoszenie do Sejmu, dokonane w dniu: 04-04-2007
* Zgłoszenie ważne do: 29-06-2007
* Podmiot wykonujący zawodową działalność lobbingową: Aaron Israel Paz (nr w rejestrze MSWiA: 00092)
* Działanie na rzecz: - Stowarzyszenia Obywatel R.P.; - Warszawskiej Szkoły Mędrców (w organizacji); - 1-szego Europejskiego Banku Technologii S.A.
* Chroniony interes prawny: Prawa człowieka i obywatela. Finanse publiczne.
Cytaty z prasy o próbie zakupu upadłego szpitala kolejowego w Krakowie:
Gazeta Wyborcza, 17 czerwca 2005r.
Kto ma być nowym właścicielem Szpitala Kolejowego w Krakowie? Poważny inwestor, za którym stoi izraelski kapitał, czy mało wiarygodna osoba bez pieniędzy. Urząd marszałkowski przyznaje, że sprawdzał to tylko pobieżnie.
W ostatnich dniach docierały do nas sensacyjne informacje, że pojawił się w Krakowie nowy inwestor, który chce przejąć zadłużony po uszy szpital kolejowy. Miałaby to być Fundacja Instytut Medycyny Stosowanej. Co więcej, w środę urzędnicy marszałka stwierdzili, że firma może finalizować transakcję zakupu.
Usiłowaliśmy się dowiedzieć czegoś więcej o fundacji i jej przedstawicielach. Czy zainwestuje w szpital tak, jak deklarowała, ponad 70 mln zł? I kim jest Aaron Paz, który chce, żeby szpital stał się symbolem pojednania polsko-żydowskiego?
- Szczegóły transakcji zostaną ujawnione podczas sesji sejmiku - mówi Anna Karcz, wskazywana na pełnomocnika Paza.
Wczoraj w internecie udaje nam się odnaleźć warszawski adres fundacji - to niewielki, nieoznakowany budynek przy ul. Kawczej - i namówić tajemniczego inwestora na rozmowę. - Na opisywanie szpitala-pomnika pojednania między Polakami a Żydami przyjdzie czas, jak przyjdą sukcesy. Na razie jest kłopot, bo niejaka Hanna J. zagarnęła 29 mln dolarów, które szły z Izraela na fundację - mówi Paz.
Szpital Kolejowy do likwidacji
Fundacja Instytut Medycyny Stosowanej nie ma pół miliona zadatku na kupno szpitala kolejowego w Krakowie. Okazało się, że jest to niewiarygodna firma. Aaron Paz, prezes fundacji, do niedawna znany jako Krzysztof Pazik to niewiarygodny przedsiębiorca: zmienia nazwiska, zakłada przeróżne firmy, a ostatnia jego fundacja mieści się w prywatnym domu w Warszawie. Twierdził, że ma pieniądze ze sprzedaży weksli PKP. Wczoraj przysłał faks, że nie udało mu się zebrać nawet pół miliona na wadium. Fakt niedotrzymania terminu wpłaty wadium kończy rozmowy z fundacją i jej prezesem. Oznacza to, że że szpital zostanie zlikwidowany, 250 pracowników dostanie odprawy i pożegna się z pracą. Marszałkowi zostanie do spłacenia około 28 mln zł długów, które szpital zaciągnął w ostatnich latach.
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków 2005-06-21
21 czerwca 2005 r.
Do Urzędu Marszałkowskiego wpłynął fax od Aarona Paza właściciela Fundacji Instytut Medycyny Stosowanej informujący, że Fundacja nie wpłaci w wyznaczonym czasie wadium w wysokości 500 tys. zł. Aaron Paz zasugerował równocześnie zmiany mediacyjne w sprzedaży szpitala kolejowego.
Ze względu na procedury bankowe informacja o wpłynięciu lub niewpłynięciu wadium bank przekaże urzędowi jutro. W najbliższym czasie Zarząd Województwa podejmie decyzję o dalszym postępowaniu w sprawie Szpitala Kolejowego w Krakowie
Żródło: PAP Serwis Samorządowy. [/u]
http://weksle.pkp.wizytowka.pl/ http://pierwsza.miedzynarodowa.gielda.metali.kamieni.szkachetnych.wizytowka.pl/
Nadal nie ma odpowiedzi na pytanie, czy weksle PKP istnieją, czy są po prostu bujdą puszczoną w obieg i nagłośnioną przez media w celu inwigilacji środowiska kolejowego? Ja je widziałem przez szerokość stołu w koszulkach foliowych. Czy były one prawdziwe, czy falsyfikaty? Nie wiem. Sporo ludzi dało się na nie nabrać. Kim jest Aaron Israel Paz (vel Aaron Paz vel Krzysztof Antoni Pazik vel Krzysztof Pazik)? Hochsztapler, czy agent służb? Czy psychicznie chory? Bo...
Wpis nr: 65 z 11.01.2004
Imię: Krzysztof Antoni PAZIK, E-mail: PoloniaRestituta
Komentarz: Urodziłem się w Kępistach Borowych /Nienałty nieopodal/ w rodzinie Wołosiewiczów. Tam
także się wychowałem. Sporop na mój temat z okresu tzw. dzieciństwa może powiedzieć
Andrzej WOŁOSIEWICZ zamieszkały w Zarębach Kościelnych (chyba przy ul. Kowalskiej) Jak
wiem gdzieś istnieje pokrewieństwo między tymi rodzinami.
Powołałem do bytu prawnego
Fundację: Dom Wydawniczy POLONIA RESTITUTA i zamierzam wydać Wielką Księgę rodów polskich
- cykl wydawniczy. Poszukuję do współpracy redaktorów do prowadzenia konkretnych
zagadnień.
Jestem zdania, że rodzinie Nienałtowskich należaloby poświęcić cały
rozdział!
Rozpocznijmy zatem dialog...www.ksiega.4free.pl/ksiega.php?uid=63611&page=4
Autor Krzysztof Antoni PAZIK iwa.ltd@poczta.fm tel. 0-505 700743 2003-04-06 22:23:00
Osobiście doświadczam skutków rażacego naruszenia w/w przepisu. Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawa zarejestrował trzecie firmy IWA pod RHB 16735, RHB 20007, RHB 20553, zaś moja firma IWA ma RHB 15139 ... Przepis sobie, Sąd sobie, a przestępczy inicjatorzy sobie... Straty udokumentowane to kwotą znakomicie ponad 50 mln USD (!). Ręce i nogi opadają ... www.ipis.pl/artykul.php?idartykul=1423&poddzial=Zak%C5%82adamy%20firm%C4%99
Nie ukrywam, że trochę węszyłam w sprawie janikowych weksli. Moim skromnym zdaniem te weksle to wielka mistyfikacja sprytnie uknuta przez określone koła osób.
Popatrzmy na to logicznie. Gdyby te weksle istniały to do tej pory na pewno by "wypłynęły". Ktoś po prostu świetnie manipuluje tymi niby-wekslami w określonym celu.
Oczywiście nie wykluczam też takiej możliwości, że te weksle jednak faktycznie istnieją, leżą gdzieś "zamrożone" w czyimś sejfie i czekają tylko na odpowiednią okazję. A taką okazją może być planowana prywatyzacja spółek PKP Intercity i PKP Cargo.
Co robi szpieg na emeryturze?
Utrzymuje dobrą kondycję. Po pracy w wywiadzie już zawsze myśli się trochę inaczej: ciągle nawet podświadomie analizuje się informacje, ocenia określone sytuacje. Po odejściu ze służby można wykorzystać swoje umiejętności do zarobienia pieniędzy. Banki, wywiadownie gospodarcze, firmy analityczne potrzebują takich ludzi jak my. Zresztą w tym fachu nie ma pojęcia emerytura.
Transfery finansowe między różnymi spółkami powiązanymi z PKP odbywały się szybciej, niż kursują pociągi.
Czy będąc bankrutem można bez zastanowienia wydawać miliony albo zaciągać kredyty nie tłumacząc się, na co pójdą i z czego będą spłacane? Można, pod warunkiem, że tym bankrutem są Polskie Koleje Państwowe.
PKP już od kilku lat znajdują się w sytuacji katastrofy finansowej. Jeśli w 1997 r. deficyt wynosił nieco ponad 80 mln zł, to w ubiegłym przekroczył 2,3 mld. Szefowie kolei zjawisko to tłumaczą oszczędnościami budżetu dokonywanymi kosztem PKP. Przewozy pasażerskie są dotowane niewspółmiernie do rzeczywistych kosztów ponoszonych przez przewoźnika. W efekcie musi on dokładać z zysków, jakie osiąga na przewozach towarowych, przez co przegrywa w konkurencji z transportem drogowym. Z usług PKP korzystają inni bankruci – huty i kopalnie – notorycznie zalegający z opłatami za transport. Kolej powinna redukować zatrudnienie – nie ma pieniędzy na odprawy. Musi modernizować tabor i remontować szlaki kolejowe, ale skąd na to brać? Słowem, nieustający dramat, który co pewien czas przeżywa kulminację doprowadzając do strajku. Ruch zamiera, zaczynają się negocjacje, rząd znajduje jakieś pieniądze dla kolejarzy, padają obietnice i deklaracje. I tak do kolejnego konfliktu.
PKP nie bankrutują, bo taka firma upaść nie może. Poza tym jej właścicielem jest Skarb Państwa, a to instytucja jak na razie wypłacalna. Okazuje się jednak, że mimo katastrofalnej sytuacji finansowej z PKP można zupełnie nieźle żyć. W latach dziewięćdziesiątych przedsiębiorstwo obrosło rozmaitymi spółkami, w których własność państwowa mieszała się z prywatną. Obowiązywała w nich reguła: straty brała najczęściej na siebie kolej, zyski zaś trafiały do prywatnych wspólników. Nie był to zresztą wynalazek PKP – tego typu manipulacje można spotkać w wielu państwowych firmach.
W PKP wszystko jest jednak olbrzymie, więc i skala zjawiska też była niemała. Nad rozplątywaniem pokrętnych powiązań kapitałowych, personalnych i organizacyjnych przez wiele miesięcy łamali sobie głowę inspektorzy NIK, a dziś prokuratorzy.
Zrób sobie bank
Osią wszystkich działań stała się spółka Viafer. W założeniu był to rodzaj kolejowego holdingu, czyli spółka-matka dla innych spółek, w które angażowały się PKP. Prezes zarządu PKP Jan Janik zlecił w 1997 r. Viaferowi wiele równie ambitnych, co nierealnych zadań – pozyskiwanie tanich kredytów, powołanie banku PKP, utworzenie kolejowego towarzystwa funduszu emerytalnego i ubezpieczeń na życie.
Historia realizacji dwóch ostatnich zadań dobrze oddaje istotę działania spółek kolejowych. Prezes Viaferu zawarł z Bankowym Towarzystwem Ubezpieczeń na Życie Heros umowę, z której wynikało, że obie spółki zabiorą się za stworzenie kolejowego towarzystwa funduszu emerytalnego oraz banku. Viafer (spółka w 100 proc. stanowiąca własność PKP) miała wnieść 3 mln zł, a Heros – biuro, wyposażenie oraz programy komputerowe. Zabezpieczeniem transakcji był depozyt w wysokości 1 mln zł, który na konto spółki BAF Dom Finansowy wpłacił prezes Viaferu Marek Budziak. Tak się składało, że wcześniej był on prezesem tej właśnie spółki. BAF zatrzymała sobie 100 tys. zł na koszty obsługi, a resztę przetransferowała do kolejnej spółki Kol Group Heros (kapitał zakładowy 30 zł). W spółce tej jednym ze współwłaścicieli był wiceprezes zarządu PKP Leszek Pawlicki, a wszystkie trzy (Viafer, BAF i Kol Group Heros) miały siedzibę w tym samym miejscu.
Oczywiście towarzystwo emerytalne ani bank nie powstały, a umowa, wskutek nieosiągnięcia zakładanych celów, wygasła. Dopiero po roku Viafer zdołał odzyskać część zainwestowanych pieniędzy. Z miliona do kasy spółki wróciło 461 tys. zł. Dziś prokuratura próbuje ustalić, co się stało z resztą.
Szkoleniowcy
Takich zagadek jest zresztą więcej. Transfery finansowe między rozmaitymi spółkami powiązanymi z PKP odbywały się dużo szybciej niż kursują pociągi. Przykładem może być historia pewnego szkolenia. Tak jak wiele innych przedsięwzięć – kosztowało majątek, choć nikt nie został przeszkolony. W grudniu 1998 r. Viafer zawarł umowę z Dyrekcją Usług Socjalnych PKP w Gdańsku oraz z Koordynatorem-Skarbnikiem Sekcji Krajowej Kolejarzy NSZZ Solidarność Wojciechem Lipińskim. Viafer podjął się zorganizowania i sfinansowania szkolenia pracowników PKP. Miało ono kosztować – bagatela – 3 368 tys. zł. Formalną podstawą do organizacji tego przedsięwzięcia – jak wyjaśnił partnerom Wojciech Lipiński – miała być uchwała Zespołu Restrukturyzacyjnego PKP. Kiedy inspektorzy NIK dotarli do tej uchwały, okazało się, że nie ma w niej ani słowa o żadnym szkoleniu. Wody w usta nabrał też Wojciech Lipiński.
Jednak podczas podpisywania umowy wszyscy uwierzyli mu na słowo. Jako realizatora szkoleń Viafer wybrał spółkę East European Kolia – System Financial Consultant i przelał na jej konto 1 mln zł. Mimo iż zarząd PKP wstrzymał umowę o szkoleniach, prezes Viaferu (był nim wówczas Zbigniew Leśniak) przelał na konto spółki Kolia kolejne 850 tys. zł. Zrobił tak zapewne nie bez powodu – był w niej dużym udziałowcem. Po zwolnieniu ze stanowiska prezesa Viaferu Leśniak został prezesem rady nadzorczej w Kolii. W jej składzie znalazł się również inicjator szkolenia Wojciech Lipiński. PKP do dziś nie zdołała odzyskać prawie 2 mln zł wydanych na szkolenia, których nie było.
Weksle do zapłaty
Jednak kwota ta blaknie przy innych kłopotach finansowych, w jakie PKP zostały wpędzone przez jej spółki. Przyczyną są weksle, jakie wystawiały, a poręczał zarząd PKP. Dziś na rynku krąży wiele takich papierów i nie bardzo wiadomo, po co je wystawiono. Wiadomo natomiast, że wyegzekwowanie pieniędzy, na jakie opiewają, będzie miało dla PKP dramatyczne skutki. Zbankrutowana spółka Kolsped (100 proc. własność spółki Viafer) ma na przykład na swym koncie trzy weksle – jeden na 3 mln dolarów i dwa na astronomiczne kwoty 163 mln i 60 mln zł.
Pierwszy, najskromniejszy, już stał się przyczyną kłopotów PKP. Wystawiony na rzecz BAF został przejęty do wykupu przez Kredyt Bank. W PKP ani w Kolspedzie nie udało się ustalić, co to za weksel i żeby było śmieszniej w dokumentacji finansowej nie ma śladu, by przy jego pomocy spółka pozyskała jakiś kredyt. Mimo to na poczet zobowiązań wekslowych komornik zajął konta PKP, w tym również i te, które służyły do obsługi zadań finansowanych przez PHARE. W efekcie Komisja Europejska wstrzymała przekazywanie pieniędzy dla PKP.
W przypadku pozostałych dwóch weksli jest podobnie. Nie wiadomo po co je wystawiono, wiadomo natomiast, że roszczenia w wysokości 223 mln zł zgłosiła spółka Kolia. Na jednym z weksli jest zapis „za nas, na zlecenie Fundacji Obrony Rodzin Polskich Kolejarzy”. Prezesem fundacji jest Małgorzata Kucharska, główny udziałowiec spółki Kolia, żona byłego prezesa Viaferu Zbigniewa Leśniaka. Dziś na drodze sądowej PKP domagają się stwierdzenia, że nie mają żadnych zobowiązań wobec spółki Kolia.
Czary nad strumieniem
Obecni szefowie PKP we wrześniu 1999 r. dowiedzieli się, że ich poprzednicy – prezes PKP Jan Janik i jego zastępca Leszek Pawlicki – podpisali na odchodnym dziewięć weksli in blanco bez deklaracji wekslowych chroniących wystawcę. W praktyce oznacza to, że każdy z takich weksli może kosztować kolej 10 mln euro. Jak zwykle nie było wiadomo, po co je wystawiono, bo nie zostały nawet zaksięgowane w dokumentacji finansowej PKP. Dopiero prokuratura zdołała dotrzeć do związanej z nimi umowy. Z kim PKP ją zawarły? Oczywiście ze spółką Kolia. Z treści dokumentu wynika, że kolej zleciła spółce stworzenie „strumienia kapitałowego” umożliwiającego spłacenie zobowiązań PKP w stosunku do dostawców paliwa i energii.
Nawet przy założeniu dobrej wiary autorów tego pomysłu przypomina to trochę zachowanie średniowiecznych władców, którzy najmowali alchemików i wydawali fortuny z nadzieją, że ci odkryją sposób zmiany żelaza w złoto. Zarząd PKP wierzył, że Kolia odkryje magiczną metodę wytwarzania „strumienia kapitałowego”, który zaspokoi awanturujących się wierzycieli. Oczywiście tajemnicy strumienia nie udało się odkryć, a obecne władze PKP drżą na myśl o konsekwencjach związanych z wekslami. Te zaś dziwnymi drogami trafiły do tajemniczej firmy bez siedziby, za to z niezwykle efektowną nazwą – Pierwsza Międzynarodowa Giełda Metali i Kamieni Szlachetnych. Jak ustalił dziennik „Rzeczpospolita”, giełda biznesowo i personalnie jest powiązana ze Związkiem Zawodowym Pracowników Służby Ochrony Kolei. W przypadku zdyskontowania weksli, PKP przyjdzie za nie zapłacić ok. 360 mln zł.
To kolejny przykład zjawiska polegającego na łączeniu niejasnych prywatno-państwowych machinacji biznesowych ze sprawami związkowymi. Tym między innymi tłumaczony jest brak nadzoru nad działaniem zarządu PKP. Teoretycznie zadanie takie miała spełniać Rada PKP będąca odpowiednikiem rady nadzorczej w spółkach. Obsadzona z klucza polityczno-związkowego (przez osoby uwikłane w rozmaite zależności) niewiele uwagi poświęcała nadzorowaniu zarządu. Najlepszą ilustracją tego zjawiska jest kariera Jana Janika, który po nagłej dymisji i wszczęciu wobec niego postępowania prokuratorskiego został doradcą szefa kolejowego związku maszynistów Jana Zaborowskiego, ze względu na radykalizm nazywanego „kolejowym Lepperem”.
Wolna ręka prezesa
Viafer (dziś już zlikwidowany), Kolsped, Konsorcjum Taborowe – lista kolejowych spółek jest długa. Wspólną ich cechą były niewielkie korzyści, jakie przyniosły PKP, za to spore wydatki i jeszcze większe kłopoty. Zresztą podobne zjawiska można znaleźć w innych dużych państwowych firmach, np. w Poczcie Polskiej, na której pasożytowały m.in. spółki Banpol i Interpolbis. Wspólnym mianownikiem jest zdumiewająca swoboda działania szefów państwowych firm i totalny brak odpowiedzialności. Nadzór administracji państwowej okazuje się kompletną fikcją. Na uwagi NIK dotyczące braku nadzoru nad PKP minister transportu Jerzy Widzyk zareagował oburzony: „Minister Transportu i Gospodarki Morskiej wykorzystał wszystkie środki nadzoru przewidziane przepisami ustawy o przedsiębiorstwie państwowym Polskie Koleje Państwowe” – napisał w liście do prezesa NIK.
W praktyce okazuje się, że własność państwowa jest własnością niczyją. Nic więc dziwnego, że takie firmy jak PKP, choć z rachunków wynika, że to bankruci, uznawane są za atrakcyjnych partnerów biznesowych. Wszyscy chcą z nimi robić interesy – banki pożyczać pieniądze (właśnie w ostatnich dniach PKP podpisały umowę na 700 mln zł, poręczenia udzielił Skarb Państwa), producenci taboru dobijają się z propozycjami sprzedaży lokomotyw i wagonów. Choć brzmi to absurdalnie, okazuje się, że w PKP wielomilionowe decyzje podejmowano spontanicznie bez szczegółowych analiz. Przykładem może być sławetna umowa z Adtranz-Pafawag na dostawę 50 lokomotyw dwusystemowych. PKP podpisały ją w 1996 r. i jak na razie nie doczekały się ani jednej maszyny. Za to zapłaciły za nie ok. 100 mln zł. Teraz trwają negocjacje dotyczące zmiany umowy. Nie wiadomo, kiedy pojawią się nowe lokomotywy. Przy takim gospodarowaniu każda inna firma już dawno by upadła.
PKP już od kilku lat znajdują się w sytuacji katastrofy finansowej. Jeśli w 1997 r. deficyt wynosił nieco ponad 80 mln zł, to w ubiegłym przekroczył 2,3 mld.
Rok 2002(Gazeta Wyborcza, 11.06.2002):
Konsorcjum BRE Baku, BIG BG, Westdeutche Landesbanku Polska oraz Deutsche Banku Polska zostało agentem emisji obligacji PKP o wartości 1 mld złotych - poinformował polski przewoźnik kolejowy.
Pieniądze uzyskane z emisji obligacji mają pójść m. in. na spłatę 700 mln złotych długu, który PKP wzięło kilka lat temu od innej grupy banków. W zeszłym roku PKP straciło 1,5 mld złotych.
Rok 2004 (Gazeta Wyborcza, 09.02.2004):
Emisja obligacji jest kluczowym elementem restrukturyzacji kolei
Konsorcjum banków Pekao SA, Deutsche Bank Polska i PKO BP sprzedało pierwszą serię obligacji niepublicznych Polskich Kolei Państwowych, gwarantowanych przez Skarb Państwa, o wartości 500 mln zł - poinformował w poniedziałek Bank Pekao SA. - Na rynku pierwotnym zanotowano niewielką nadsubskrypcję na te obligacje - stwierdził bank w oficjalnym komunikacie.
Polskie Koleje Państwowe SA chcą przeprowadzić w latach 2003-2004 emisję obligacji o łącznej (nominalnej) wartości 1,5 mld zł. Wykup obligacji i wypłata odsetek od tych obligacji PKP gwarantuje Skarb Państwa. Emisja obligacji jest jednym z elementów programu restrukturyzacji finansowej grupy PKP.
Rok 2008 (Gazeta Wyborcza, 24.04.2008):
Cytat:
Jeszcze kilka lat temu rocznie Polskie Koleje Państwowe traciły ponad 2 mld zł. W zeszłym roku po raz pierwszy w historii Grupa PKP zanotowała zysk - 77 mln zł
Rok 2009 (Rzeczpospolita, 24.02.2009):
Miliardowe problemy PKP
w 2010 r. spółce może zabraknąć 2,1 mld zł na obsługę długu. Drugie tyle będzie potrzebowała na remont dworców. Wsparcie z budżetu wydaje się nieuchronne
– We wrześniu 2010 roku PKP SA musi spłacić kredyt w wysokości 159 mln euro oraz wykupić obligacje za 1,49 mld zł – mówi Adrian Furgalski, dyrektor Zespołu Doradców Gospodarczych TOR. Łącznie zobowiązania mogą wynieść od 2,2 do 2,4 mld zł - informuje "Rzeczpospolita".
Pieniądze na spłatę długów miały pochodzić ze sprzedaży nieruchomości i prywatyzacji spółek zależnych. Zgodnie z planami z września 2008 roku na początku 2010 roku w kasie spółki miało być 683 mln zł, m.in. z prywatyzacji w pierwszym kwartale 2009 roku mniejszościowego pakietu PKP InterCity. – Kolejnych 800 mln zł miało pochodzić z prywatyzacji PKP Cargo, na którą obecnie nie ma żadnych szans, a 620 mln zł ze sprzedaży nieruchomości strategicznych, co też nie jest możliwe. To daje nam niedobór w wysokości 2,1 mld zł – wylicza Adrian Furgalski.
Rzecznik PKP Michał Wrzosek przekonuje, że zobowiązania firmy są dużo mniejsze. – W przyszłym roku musimy spłacić 900 mln zł, a w 2011 – 1,7 mld zł – mówi. – Ostateczna wysokość długu będzie uzależniona od kursu euro.
Jednak kwoty zadłużenia przedstawione przez TOR potwierdza „Rzeczpospolitej” jeden z byłych członków zarządu PKP. – Na PKP mszczą się lata zaniedbań restrukturyzacji PKP Cargo, nieprzygotowanie nieruchomości do sprzedaży od strony formalnej czy wydłużanie negocjacji z inwestorami prywatnymi, którzy mieli remontować i zarządzać największymi dworcami – podkreśla.
Teoretycznie PKP InterCity mogłyby zadebiutować jeszcze w tym roku. – Z technicznego punktu widzenia jest to możliwe – wyjaśnia Czesław Warsewicz, były prezes PKP IC. – Koniec czerwca 2009 r. to pierwszy pełen okres funkcjonowania PKP IC w strukturze po przejęciu przewozów międzywojewódzkich od PKP PR.
Coraz mniej realne jest natomiast pozytywne rozstrzygnięcie sprawy dworców. Remont sześciu z nich miał się zakończyć przed Euro 2012. Przebudowa obiektów w Krakowie, Wrocławiu i Gdyni ma być współfinansowana z unijnych dotacji. Modernizacją i zarządzaniem przez 30 lat dworcami w Poznaniu, Warszawie Zachodniej i Warszawie Wschodniej miały z kolei zająć się prywatne firmy w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Ziemię miały zapewnić PKP, pieniądze – inwestor prywatny. Kryzys pokrzyżował te plany. – Chętni do współpracy zaczęli się wycofywać już pod koniec 2008 r. – mówi Michał Wrzosek, rzecznik PKP. – W I etapie przetargu na modernizację dworca w Poznaniu startowało siedem firm. Do rokowań zakwalifikowaliśmy trzy z nich, ale dwie się wycofały – dodaje Wrzosek. Jak wyjaśnia, ci, którzy się wycofywali z rozmów z PKP, uzasadniali to odmową banków udzielenia kredytu na inwestycje.
– Mamy plan B – zapewnia Wrzosek. Chodzi o zwrócenie się po ok. 2 mld zł do budżetu państwa. Niewykluczone, że w zamian za pożyczkę PKP będzie chciało przekazać skarbowi akcje spółki córki – PKP Polskie Linie Kolejowe.
Jeszcze jeden cytat z artykułu wyżej:
Cytat:
W praktyce okazuje się, że własność państwowa jest własnością niczyją. Nic więc dziwnego, że takie firmy jak PKP, choć z rachunków wynika, że to bankruci, uznawane są za atrakcyjnych partnerów biznesowych. Wszyscy chcą z nimi robić interesy – banki pożyczać pieniądze (właśnie w ostatnich dniach PKP podpisały umowę na 700 mln zł, poręczenia udzielił Skarb Państwa), producenci taboru dobijają się z propozycjami sprzedaży lokomotyw i wagonów.
Ps.
W roku 2004 Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę "Restrukturyzacji finansowej PKP" . Zamieszczam końcowy fragment sprawozdania:
· Niepowodzenia w restrukturyzacji finansowej PKP S.A. sprawiły, że na koniec lat straty spółek wyniosły odpowiednio: 2001 – 3.342,4 mln. zł.; 2002 – 2.715,7 mln.zł.; 2003 – 2.278,7 mln. zł. Zasadniczy wpływ na tak niekorzystną sytuację finansową Grupy PKP miały z roku na rok rosnące straty w PKP Przewozy Regionalne.
· Kontrola wykazała poprawę wyników finansowych spółek w pierwszym półroczu b.r. Nastąpiła ona jednak nie wskutek poprawy ich działalności, lecz w rezultacie umorzenia części zobowiązań PKP S.A. oraz zwiększenia dotacji budżetowych.
Odpowiedzialność za niepowodzenia restrukturyzacji ponoszą:
1) Minister Infrastruktury ( m.in. nie wykorzystał swych uprawnień i nie inicjował rozwiązań, w tym legislacyjnych, na rzecz poprawy funkcjonowania dotowanych przewozów pasażerskich oraz infrastruktury kolejowej)
2) budżet państwa (nie wywiązywał się z dotowania przewozów i poprawy infrastruktury kolejowej)
3) samorządy (nie finansowały przewozów pasażerskich zgodnie z przepisami ustawy)
4) Zarząd PKP S.A.( nierzetelnie przeprowadził szereg działań restrukturyzacyjnych, nielegalnie ingerował w wewnętrzne funkcjonowanie spółek po przyjęciu niestatutowego zadania – zarządzania płynnością finansową spółek Grupy PKP ).
Nie sugerowałem, że sprawa weksli i "wyłudzenia" wiąże się z Tischmanem i nie od tego zaczęły się moje problemy. Napisałem, że te sprawy zostaną w przyszłości wyjaśnione przez sąd i pozostawiam to do jego oceny.
Próbujecie (tylko nie wiem po co) zagmatwać sprawę.
Pisałem odnośnie weksli i mogę wykazać PKP nie poniosło żadnej straty z tytułu wystawionych weksli. Jest odpowiednie umorzenie tej sprawy przez prokuraturę. PKP jeszcze zarobiło na wekslach, ale to inny temat.
Ok, żeby nie gmatwać sprawy Tishmana, przeniosłem tę opinię do właściwego tematu. Weksle wystawił Jan Janik bez zgody zarządu, rady PKP i ministra transportu. Nie zostały zaksięgowane. Prokuratura umorzyła postępowanie, bo PKP dotychczas nie poniosły szkody a to tylko dlatego, że weksle nie pojawiły się w obrocie gospodarczym. To wcale nie oznacza, że się nie pojawią, gdy sprawa ulegnie przedawnieniu i nie będzie już ścigana przez prawo.
Podejmowano próby realizacji weksli - nie wiem, czy prawdziwe, bo nikt tych weksli na prawdę nie widział - poprzez wniesienie ich do spółek tworzonych z kolejowymi organizacjami związkowymi. Byłem świadkiem tworzenia przez Krzysztofa Antoniego Pazika z Niezależnym Samorządnym Związkiem Zawodowym Funkcjonariuszy SOK spółki pn. IWA Straż Ochrony Transportu . Były nawet stosowne zapisy w rejestrze sądowym o wniesieniu weksli PKP jako kapitał zakładowy, później jakimś cudem zniknęły (nie było jeszcze KRS). Pazik wzywał na piśmie Celińskiego do negocjacji w sprawie ich wykupienia. Ten sam Pazik, ale już pod nazwiskiem Aaron Israel Paz, w roku 2005 usiłował za weksle PKP kupić upadający Szpital Kolejowy w Krakowie. W jaki więc sposób PKP na wekslach zarobiły i ile? Gdzie one się podziały - zostały zwrócone PKP SA, czy czekają w sejfie na lepsze czasy?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum