Z blisko dwugodzinnym opóźnieniem przyjechał w poniedziałek pociąg Interregio relacji Warszawa-Rzeszów. Wcześniej kolejarze zostawili w szczerym polu ponad setkę pasażerów.
Na usta cisną się słowa na literę "k" lub inne z łaciny podwórkowej. Inaczej się chyba tego nie da skomentować - opowiada "Gazecie" 22-letni Marcin Ziobro, który wracał do Rzeszowa feralnym pociągiem należącym do spółki Przewozy Regionalne, a dokładnie podkarpackiego zakładu.
Pociąg Interregio "Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy" z Warszawy Wschodniej wyruszył w niedzielę o godz. 18.20. Gdy dojeżdżał do Dworca Centralnego (jedna stacja dalej), był już zapchany. Na Centralnym wsiedli kolejni ludzie - wszystkie przedziały były już zajęte, pasażerowie stali w korytarzach. Pociąg do Rzeszowa powinien był dojechać przed 1 w nocy.
Gdzieś tak 20 km przed Krakowem Głównym pociąg stanął w szczerym polu. Kolejarze w swoim zwyczaju zatrzymują go w tym miejscu, regularnie tak od roku - ironizuje pan Marcin. - Staliśmy i staliśmy. Przez 40 min. nic się nie działo. Ludzie zaczęli się zastanawiać, o co chodzi. Konduktor i załoga pociągu zaczęła sprawdzać wagony, ale żadnej informacji pasażerom nie przekazano. Nie wiedzieliśmy co jest powodem opóźnienia - dodaje.
I jak mówi nasz rozmówca w pewnym momencie "nastąpiło pospolite ruszenie". - Pasażerowie wyszli z pociągu. Była ponad setka ludzi, wszyscy szliśmy do najbliższej stacji. Stacja też była w szczerym polu pół kilometra dalej. Żadnego oświetlenia, nic. Tylko deszcz i przejmujące zimno. Szliśmy jak na zesłanie, jak do jakiegoś obozu pracy - relacjonuje Marcin Ziobro.
Gdy pasażerowie doszli na stację, po 15-minutowym czekaniu zabrał ich pociąg należący do spółki Intercity. W potwornym ścisku dojechali do stacji Kraków Główny. - Tam zaczęliśmy szukać połączenia do Rzeszowa. Z głośników zapowiedziano, że pociąg, z którego wysiedliśmy, za chwilę przyjedzie. Ucieszyliśmy się, bo następny pociąg do Rzeszowa był dopiero około 3 w nocy. Wsiedliśmy. Dojechaliśmy do Krakowa Płaszowa i tam znów stanęliśmy na 40 min., bo zmieniano lokomotywę. W Rzeszowie byliśmy ok. 3 w nocy, czyli z prawie dwugodzinnym opóźnieniem - mówią pasażerowie.
Marcin Ziobro: - Od października studiuję w Warszawie. Zdążyłem się już przyzwyczaić do nagminnych spóźnień tego pociągu. Przestało mnie dziwić również to, że pociąg nie przyjeżdża na czas. Ale pierwszy raz spotkałem się z sytuacją, że konduktorzy nie byli łaskawi poinformować pasażerów, co jest powodem awarii pociągu. Kolejarze wyszli z założenia, że nie ważne, że ludzie kupili bilety i tak powinni sobie radzić sami. I tak też było.
Co na to kolejarze? Krzysztof Pawlak z Podkarpackiego Zakładu Przewozów Regionalnych w Rzeszowie, potwierdza, że pociąg Interregio miał 110-minutowe opóźnienie. - W miejscowości Słomniki [to przed Krakowem - red.] lokomotywa zdefektowała, a potem się to powtórzyło w Krakowie Płaszowie. Lokomotywę wynajmujemy od PKP Cargo. Taką nam wypożyczyli. Nie było możliwości podstawić innej - przekonuje Pawlak.
Pasażerowie skarżą się, że obsługa pociągu nie informowała ich, dlaczego stoją w szczerym polu - mówimy.
- Nie wiem, czy tak było. Obsługa, czyli konduktorzy i maszynista, nie byli z naszego terenu - tłumaczy Pawlak. O szczegóły całej historii każe nam dzwonić do krakowskich kolejarzy. Pod podanym numerem nikt jednak nie odpowiada.
Awarie zawsze się zdarzają, ale faktycznie pasażerów należy informować. Pan Ziobro ma spory wybór ofert, takze autobusowych i chyba jednak to IR nie jest takie złe skoro ciągle nim jeździ.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum