Tegoroczny weekend majowy wypadał tak, że Bilet Weekendowy musiał być ważny 3 dni i PKP IC nic nie mogło na to poradzić, chociaż pewnie bardzo by chciało. Skorzystałem więc z okazji i trochę sobie pojeździłem. Na pierwszy dzień czyli sobotę 29 kwietnia zaplanowałem wizytę w Wolsztynie. Ostatnie moje odwiedziny były bardzo przygnębiające, ponieważ była to parada, w której wzięły udział aż 3 parowozy… Teraz jest już nieco lepiej i w tym roku przewidziany był udział większej ilości maszyn. Dojazd zaplanowałem PRZEMYŚLANINEM do Poznania, a następnie osobówką Poznań-Wolsztyn, aby przypomnieć sobie tę trasę. Na PRZEMYŚLANINA od wielu dni nie było już miejscówek w obu klasach, ale trudno się dziwić, bo to jedna z najgorszych nocy w całym roku. PRZEMYŚLANIN przyjeżdża lekko opóźniony. Dołączam do jadącego już kol. Roberta, który również wybiera się do Wolsztyna. Na korytarzu w naszym wagonie sporo osób, w tym jeden gość, który musiał brać niezły towar, ponieważ bez przerwy wydziera się po polsku i po angielsku i gada od rzeczy. Po jakimś czasie zaczyna to denerwować ludzi z przedziałów i kilka razy zostaje mu zagrożone, że jak się nie zamknie to oberwie. Gość jednak nic sobie z tego nie robi i wydziera się dalej, a dodatkowo zaczyna zaczepiać ludzi. Stwierdzamy z Robertem, że w takim towarzystwie do Poznania na pewno nie wytrzymamy, więc przenosimy się do spokojniejszego wagonu. Rozkładam kurtkę na podłodze i kładę się spać. Śpi się nawet nieźle, największą niewygodą jest konieczność odsuwania się, gdy ktoś przechodzi. We Wrocławiu pół godziny planowego postoju, a pociąg jeszcze bardziej się zapełnia. W końcu po 6:00 wysiadamy w Poznaniu Głównym.
Spędzamy trochę czasu w holu, gdzie Robert zakupuje turystyka, a następnie robimy sobie spacer do Biedronki, która znajduje się w pewnej odległości od dworca. Zarówno na dworcu jak i w mieście widzimy pełno młodych ludzi poubieranych w bardzo dziwne stroje, jakby postaci z bajek czy komiksów. Zapewne odbywa się jakaś impreza albo zlot. Po powrocie na dworzec idziemy na peron 4A. Dawniej był to niepozorny peronik, na którym kończyły bieg głównie pociągi z Wrocławia i Wolsztyna, teraz jest to porządny zadaszony peron. Stoją tutaj oliwkowe wagony Turkolu, które pojadą jako pociąg CEGIELSKI do Poznania. Gdzieś w oddali widać dym parowozu, który poprowadzi ten pociąg. My pojedziemy niedługo później planowym szynobusem Kolei Wielkopolskich. Czekamy aż do składu podepnie się parowóz, a następnie przechodzimy na peron 5, z którego odjedzie nasz szynobus. Obok trwa remont peronu 6. Tłum oczekujących robi się coraz większy. Niedługo przed odjazdem podstawiają się 2 szynobusy SA133. Na szczęście udało się dorwać sensowne miejsce. Do Lubonia jedziemy po magistrali Poznań-Wrocław, a następnie odbijamy na linię do Wolsztyna, która przechodzi wiaduktem nad magistralą. Trasa została zmodernizowana, a perony na stacjach i przystankach wyremontowane. Mimo dwóch szynobusów w pociągu i tak panuje straszny ścisk. Na stacji Stęszew nasz postój przedłuża się. Okazuje się, że czekamy na pogotowie, bo ktoś zasłabł. Na któreś z kolejnych stacji zastajemy faceta leżącego na peronie i wyglądającego na nieprzytomnego. Odjeżdżając widzimy, że jedna z wysiadających osób dzwoni po pogotowie. Do Wolsztyna docieramy po 11:00.
Na stacji spory tłum ludzi, przyjechała już większość pociągów specjalnych, za nami przyjedzie jeszcze tylko HIPOLIT z Torunia. Stoją między innymi stare niemieckie wagony. Idziemy w kierunku parowozowni po drodze oglądając sobie stragany. Jest między innymi stoisko PKP CARGO, na którym można kupić długopisy, magnesy i inne ciekawe pamiątki. W momencie naszego przyjścia, na terenie hali akurat odbywa się wręczenie nagród za konkurs fotograficzny. Oglądamy sobie zwycięskie prace, które zostały zaprezentowane. Czas do parady spędzamy spacerując po parowozowni. Następnie powoli zajmujemy dogodne miejsce do oglądania parady. Przed paradą przejeżdża HIPOLIT z Torunia, retro z parowozem, osobówka do Poznania oraz manewruje turbostonka ze składem retro. Najpierw ma odbyć się koncert Wolsztyńskiej Powiatowej Orkiestry Dętej. Została ona jednak potraktowana bardzo niefajnie, ponieważ nikt nie wyłączył (ani nie zainteresował się aby to zrobić) lecącej z głośników muzyki, przez co orkiestry w ogóle nie było słychać. Każdorazowo gdy milknie muzyka orkiestra zaczyna swój utwór myśląc, że w końcu ktoś wyłączył, ale po chwili ponownie jest zagłuszana przez kolejny utwór z playlisty. Na koniec nadchodzi chmura, z której zaczyna padać grad, więc muzycy w popłochu opuszczają scenę i tak skończył się ich koncert… Start parady jest odwlekany, ponieważ jak tłumaczą organizatorzy czekamy aż przejdzie chmura i deszcz. Niestety deszcz nie przestaje padać i nie ma wyjścia, trzeba rozpocząć paradę pod parasolami. W pokazie biorą udział następujące parowozy: Ol49-59, Pt47-65 z Wolsztyna, Tkt48-191, OKz32-2 z Chabówki, TKt48-18 z Jaworzyny Śląskiej, Tkh O5353 z Wrocławia, 35 1019, 18 201 z Cottbus, 03 2155 z Berlina i 475.179 z czeskiego Děčína. Na początek tradycyjnie każdy parowóz prezentowany jest pojedynczo. Fajne wrażenie zrobił 18 201 opalany mazutem, który w pewnym momencie cały sam się zasłonił białą chmurą dymu. Następnie odbywały się przejazdy w parach, a na koniec przejazd całej dużej kolumny wszystkich maszyn. Podczas parady pada zdanie, że "te parowozy przywiozły całe rzesze Niemców", ekhm... Po paradzie mamy jeszcze trochę czasu, więc przechodzimy na drugą stronę torów. Przez stragany idziemy do miasta, bo wstyd się przyznać, ale byłem w Wolsztynie wiele razy, a nigdy nie ruszyłem się poza stację. Zaliczamy rynek oraz małe molo nad jeziorem. W drodze powrotnej wstępujemy do knajpy na pizzę i kebaba. Na dworzec powracamy kilka minut przed przyjazdem szynobusu Zbąszynek-Leszno. Akurat manewruje parowóz, który przyjechał z pociągiem retro.
W pociągu do Leszna też sporo osób, ale nie ma takiego ścisku jak w drodze z Poznania. W Lesznie mamy 7 minut na przesiadkę na IC BARNIM. Przedłuża się nam jednak postój na stacji Nowawieś Mochy. Po zajrzeniu w infopasażera znajdujemy tam inny rozkład niż był w hafasie i na bilecie, według którego meldujemy się w Lesznie kilka minut później. Od kierownika dowiadujemy się, że mamy na dziś indywidualny rozkład spowodowany mijanką z parowozami, które jechały na obrotnicę do Leszna. Skomunikowanie z IC jednak będzie, bo przesiada się sporo osób. Pierwotnie miałem wracać z Wolsztyna sam, ale ostatecznie jedzie ze mną Robert, który ustalił dalszy plan swojej wycieczki. Jego celem jest Świnoujście, ale najpierw wyjedzie do Gliwic, gdzie spotka się z ekipą na dalszą podróż. W Lesznie szybki bieg na drugą stronę stacji, gdzie oczekuje na nas IC. Zapełnienie duże, więc stajemy sobie na korytarzu. Drużyna mimo, że widzi sporo osób na korytarzu nie udostępnia nam pustego zamkniętego przedziału, który znajduje się w wagonie, ale gdy pojawia się kolejarz z rodziną jadący prywatnie z parady to przedział zostaje udostępniony, na czym my również korzystamy. Cóż, jak widać są równi i równiejsi... We Wrocławiu w pociągu robi się luźniej. Nasz skład przyjeżdża do Opola kilka minut po odjeździe ostatniego regio do Kędzierzyna, więc muszę pojechać do Gliwic i tam łapać UZNAMA. Przez Strzelce jedzie się szybko, miejmy nadzieję, że za kilka lat taki sam standard jazdy będzie przez Kędzierzyn. Okazuje się, że BARNIM też ma w infopasażerze inny rozkład niż w hafasie, tym razem jednak dziwi to nawet drużynę, która fotografuje wyświetlacz peronowy w Gliwicach. Niecałe pół godziny czekania i wsiadamy w TLK UZNAM, w którym dołączamy do siostry Roberta z chłopakiem. O 22:10 jestem w Kędzierzynie i kończę pierwszy dzień wyjazdu, a z Robertem i ekipą być może spotkam się jeszcze w poniedziałek (w zależności od tego gdzie ostatecznie zdecydują się pojechać).
Dziś, z racji wczorajszego długiego dnia i zarwanej nocy, postanowiłem zrobić sobie luźniejszy wyjazd. Chciałem zwiedzić jakieś miasto, w którym nigdy jeszcze nie byłem. Wybór padł na Piotrków Trybunalski, ze względu na dobry dojazd i powrót połączeniami PKP IC. Dla urozmaicenia, do domu powróciłem przez Pszczynę i Rybnik. Wyruszam o 7:28 pociągiem TLK WYSOCKI relacji Racibórz-Warszawa. Gdy pobierałem miejscówki było dość kiepsko z miejscami i wynikało z tego, że jedzie krótki skład, ale po przyjściu na dworzec okazuje się, że jedzie również wzmocnienie (planowo kursujące w kierunku Warszawy w soboty i poniedziałki), więc mam prawie prywatny wagon na początku składu. Na wyjeździe z Kędzierzyna kilka zdjęć. Trasy nie ma co opisywać, bo jechałem nią wiele razy. Przed Piotrkowem zostaje podana informacja, że osoby wysiadające z tylnych wagonów, mają przejść do przodu. Przyczyną jest remont wiaty i nieczynna część peronu, przy którym się zatrzymujemy. Najpierw oglądam sobie dworzec. Hol dość przyjemny. Za tablicę z odjazdami służą 3 monitory, na których spokojnie można by było wyświetlić kilkanaście najbliższych odjazdów, a tymczasem wyświetlane są raptem 3 ze względu na bardzo duże litery (jedna wielka linijka przechodzi przez 3 ekrany). Naprzeciwko dworca kolejowego znajduje się niewielki dworzec autobusowy, bardzo mizerny. Obok dworca znajduje się wieża ciśnień. Główną ulicą miasta docieram do starówki. W różnych jej miejscach są umieszczone informacje odnośnie filmów i scen kręconych właśnie w tym miejscu. Jest m.in. budynek, w którym była kręcona scena napadu na jubilera w „Vabanku” oraz ławeczka z Henrykiem Kwinto. Dochodzę do rynku, na którym znajduje się m.in. restauracja o wdzięcznej nazwie KROCHMAL. Niestety informacja turystyczna jest czynna do 30 kwietnia od poniedziałku do soboty, a od 1 maja przez 7 dni w tygodniu. Dzisiaj mamy niedzielę 30 kwietnia, jak pech to pech. Idę także do kościoła na niedzielną Mszę. Po obejściu starówki z różnych stron, kieruję się z powrotem w stronę torów. Idę jeszcze na drugą stronę miasta, gdzie dochodzę do galerii handlowej Focus Mall (liczyłem, że znajdę tam pocztówkę lub magnes, ale niestety nie było). Następnie powracam na stację. Znaki przy przejeździe kolejowym trochę nieżyciowe, bo kierują ludzi na kładkę mimo, że na przejeździe jest chodnik, z zastrzeżeniem, że jeśli idziesz na peron to nie musisz korzystać z kładki Przyjechał kibel do Częstochowy w nowym malowaniu POLREGIO, który będzie tu wyprzedzany przez mojego ONDRASZKA, a w przeciwnym kierunku nadjeżdża regio Częstochowa-Łódź Fabryczna. W oczekiwaniu na ONDRASZKA robię jeszcze trochę zdjęć.
ONDRASZEK obsługiwany jest dartem. Jedziemy bez problemów aż do Sosnowca, gdzie stajemy na dłużej. Z początku myślę, że może to jakaś kontrola celna na przejściu granicznym między Zagłębiem a Śląskiem, ale okazuje się, że na początku składu jest wyładowywanych na peron kilka osób na wózkach inwalidzkich. Cała operacja z użyciem platformy zajmuje prawie 15 minut… Na szczęście nie zagraża to jeszcze mojej przesiadce w Pszczynie. W Katowicach szybki postój i jedziemy dalej. Między Katowicami a Katowicami Ligotą jest jeszcze stary tor, który powoduje regularne stukanie kół pociągu, jak za dawnych czasów na wszystkich trasach. W Pszczynie gdzie wysiadam, przepuszcza nas flirt do Wisły. Mam chwilę czasu, więc szybko obchodzę sobie stację. Do Kędzierzyna pojadę TLK SKRZYCZNE relacji Bielsko-Biała – Wrocław. Pociąg ten w godzinach popołudniowych w stronę Wrocławia kursuje tylko w dni, kiedy odbywają się powroty studentów, czyli w niedziele i końcówki długich weekendów. Dzisiaj jest niedziela, ale wypadła w środku długiego weekendu, a mimo to pociąg jedzie (może ze względu na obiegi), więc raczej nie spodziewam się dużej frekwencji. Nie mylę się i mimo długiego składu frekwencja jest co najwyżej na jeden wagon. Trochę ludzi dosiada w Żorach oraz Rybniku. Na trasie Pszczyna-Rybnik prędkość tragiczna. Z Rybnika kierujemy się na towarową linię do Suminy przez Jejkowice. Za stacją w Rybniku linia poprowadzona jest po wysokim nasypie, a z prawej strony mamy rozległy widok na miasto. Tutaj już śmiga się szybko, więc ani się oglądamy a już jesteśmy w Suminie, a następnie w Nędzy, gdzie zjeżdżamy łącznicą na linię w stronę Kędzierzyna. Mamy postój w Kuźni Raciborskiej, który jest nowością od tego rozkładu jazdy. Zatrzymuje się tu także TLK WYSOCKI, który od czerwcowej korekty rozkładu będzie obsługiwany dartem. Podczas postoju kierownik robi sobie selfie, aby (jak mówi) pokazać na jakim zadupiu był. Na odcinku Racibórz-Kędzierzyn trwa remont, więc na sporym kawałku ruch odbywa się po jednym torze. Na wjeździe do Kędzierzyna jeszcze kilka ujęć z szopy. Po 18:30 meldujemy się na peronie 1 w moim mieście.
rzeciego dnia chciałem zwiedzić sobie nowy dworzec Łódź Fabryczna oraz zaliczyć 2 brakujące mi odcinki: Idzikowice-Zapowiedź (zjazd z CMK na Tomaszów Mazowiecki) oraz Słotwiny-Żakowice Południowe (ominięcie Koluszek). Miałem dwie opcje podróży, jednak ta, która najbardziej mi odpowiadała zależy od tego jak pojedzie TLK UZNAM, który do najpunktualniejszych pociągów nie należy. Budzę się około 6:00 i pierwsza rzecz, którą robię jest sprawdzenie infopasażera. Na szczęście UZNAM ma tylko niecałe pół godziny w plecy, więc będę mógł zrealizować podstawową opcję, czyli podróż do Łodzi przez Kraków, a następnie powrót wiedenką. W przeciwnym razie musiałbym jechać odwrotnie, czyli WYSOCKIM do Koluszek, potem do Łodzi, a następnie wracać przez Kraków. Na kędzierzyński dworzec docieram sobie na spokojnie przed 7:00. Najpierw przyjeżdża regio Opole-Gliwice, a po nim opóźniony UZNAM. Pusty nie jest, ale do tłoku daleko. W GOP-ie na każdej stacji wsiada pełno rodzin z dziećmi, które korzystając z wolnego dnia i pięknej pogody, jadą na wycieczki do Krakowa. Na E-30 między Katowicami a Krakowem nareszcie zaczęło się coś dziać. Praktycznie cały odcinek Krzeszowice-Kraków jest jednotorowy i mocno rozkopany. Peron w Rudawie w tej chwili nie istnieje, a w Zabierzowie czy Krakowie Mydlnikach powstają nowe. Na szlakach też dość zaawansowane prace. Jak wyremontują ten odcinek oraz Opole-Kędzierzyn, to w końcu na E-30 powróci normalność. W Krakowie z racji opóźnienia mam niecałą godzinę czasu. Tradycyjnie robię sobie szybki spacer na rynek przy okazji zakupując obwarzanki. Po powrocie udaję się na peron 5, przy którym stoją dwa flirty. Ten po prawej to IC KOLBERG do Olsztyna, a po lewej IC SUKIENNICE do Gdyni, którym pojadę. Miejsce zaklepałem sobie oczywiście takie jak lubię i w odpowiednim kierunku. Ruszamy planowo. Mam okazję przypomnieć sobie trasę dojazdową z Krakowa do CMK, którą jechałem chyba tylko z 2-3 razy w życiu. Od Psar już dobrze znany szlak. Za Idzikowicami zwalniamy i zjeżdżamy w lewo na łącznicę, którą zaliczam. Wiedzie ona przez gęsty las, a prędkość na niej całkiem dobra. Mamy postój w Tomaszowie Mazowieckim, a następnie zaliczam ominięcie Koluszek. Ten odcinek nieco dłuższy od pierwszego i też w większości leśny, chociaż przez moment mamy też pole. Na linię łódzką wjeżdżamy w Żakowicach Południowych. Generalnie to miejsce jest dość pogmatwane, ponieważ Żakowice Południowe są położone zaraz obok Żakowic zwykłych i przez pewien czas każda z tych stacji była obsługiwana tylko w jednym kierunku, a jeden ze zmodernizowanych peronów stacji Żakowice był nieużywany, co budziło kontrowersje. Do Koluszek można wjechać zarówno przez Żakowice zwykłe jak i Południowe. Ta druga opcja jest trudniejsza do zaliczenia (o ile w ogóle jeszcze możliwa), ja niestety jej nie mam. Ok. 13:20 meldujemy się w Łodzi Widzew, gdzie muszę wysiąść, bo pociąg kieruje się od razu na Zgierz.
Niestety najbliższy pociąg do Łodzi Fabrycznej odjeżdża dopiero za ponad godzinę, więc dostanę się tam w inny sposób, a konkretnie zrobię sobie spacer do miejsca, w którym będę mógł wsiąść w linię tramwajową umożliwiającą mi zaliczenie nowych odcinków torów przy Dworcu Fabrycznym. Po drodze mijam ul. Parowozową, tak w nawiązaniu do pierwszego dnia wyjazdu. Pieszo docieram aż do przystanku Tuwima. W oddali widać już dworzec Łódź Fabryczna. Będę chciał wyruszyć 4-ką. Wcześniej jednak nadjeżdża inna linia, więc wsiadam do niej, kupuję w automacie bilet 60-minutowy i na kolejnym przystanku opuszczam tramwaj. Chwilę później nadjeżdża już właściwa linia. Zaliczam nią nowy odcinek torów przy Dworcu Fabrycznym, który obejmuje dwa przystanki. Dojeżdżam do połączenia z pierwotną siecią, czyli do przystanku Kilińskiego-Narutowicza. Do zaliczenia został mi jeszcze drugi krótki odcinek, który umożliwia obsługę Dworca Fabrycznego w okrojonym wariancie. W tym celu przechodzę pieszo na przystanek Plac Dąbrowskiego, skąd linią 12B zaliczam pożądany odcinek. o wysiadce szybko biegnę na podziemne perony, żeby zdążyć na pociąg odjeżdżający o 15:07, ponieważ chcę zaliczyć porządnie tunel i odcinek Łódź Fabryczna – Łódź Widzew. Jest to pociąg ŁKA Sprinter POWIDOKI do Warszawy, którym na odcinku łódzkim mogę pojechać na podstawie posiadanego biletu czasowego MPK Łódź. adąc tunelem wydaje się, że jest on długi, bo pociąg rozpędza się i jedzie tak przez dłuższą chwilę. Idąc pieszo nie wydaje się to aż tak odległy dystans. Po wyjeździe z tunelu mamy postój na zmodernizowanej stacji Łodź Niciarniana, a chwilę później wjeżdżamy na Widzew. W ostatecznym rozrachunku wyszło, że wyrobiłbym się z wszystkim na bilecie 40-minutowym. Mam kilkanaście minut czekania i na Fabryczny powrócę dartem na IC NAŁKOWSKA, już w ramach mojego weekendowego.
Ten sam skład zabierze mnie w dalszą drogę (już jako IC ZAMENHOF relacji Łódź Fabryczna – Białystok) jednak najpierw będę mieć 40 minut, żeby obejrzeć sobie ten dworzec i podziemne perony. Stacja jest ładna i nowoczesna, ale na razie dość słabo wykorzystana. Wynika to z tego, że stacja jest na razie (podobnie jak stara) czołowa, więc obsługuje tylko pociągi kończące bieg. Sytuacja ma się zmienić, gdy zostanie wydrążona dalsza część tunelu pod Łodzią (umożliwiająca przejazd w kierunku Łodzi Kaliskiej i Zgierza) i skierowana zostanie tędy większość pociągów. Niestety w obecnym funkcjonowaniu dworca zrobiono duży błąd, ponieważ nie zabudowano za peronami rozjazdów umożliwiających oblot składu wagonowego przez lokomotywę (mimo, że jest na to miejsce), przez co wjeżdżać tu mogą tylko pociągi obsługiwane EZT, a w przypadku gdy np. dart się popsuje i w jego zastępstwie jedzie skład wagonowy, to pociąg jest odwoływany na odcinku Widzew-Fabryczna. W holu stoją imitacje dawnego budynku dworca. Na głównej tablicy z odjazdami wyświetla się jednak duży komunikat o błędzie. W samym holu, który ma dwa poziomy też na razie dość pustawo. Oprócz kas znajduje się jedynie kilka punktów gastronomicznych. Jest również dworzec autobusowy, na którym spotykam autokar Leo Express.
Czas wykorzystuję do maksimum i dosłownie w ostatniej chwili wsiadam w ZAMENHOFA. Podjeżdżam nim do Koluszek, gdzie mam nieco ponad pół godziny czasu. Robię kilka zdjęć oraz spaceruję po najbliższej okolicy dworca, ale nie ma tutaj niczego szczególnego. Kilka minut przed GÓRNIKIEM przyjeżdża szynobus Łódź Kaliska – Opoczno, z którego wysiada Robert z ekipą. To również ich trzeci (w przypadku niektórych drugi) dzień podróży, jednak w przeciwieństwie do mnie nie zajeżdżali na noce do domu, tylko spędzali je w pociągach. Teraz pojedziemy wspólnie do Katowic. GÓRNIK relacji Warszawa-Katowice w rozkładach ma kategorię TLK i zestawienie wagonowe i takie również podaje megafonistka, w praktyce przyjeżdża dart, a na tablicach w pociągu kategoria IC. Zajmujemy wygodne miejsca i większość trasy drzemiemy, ale jest też czas na wzajemne obejrzenie swoich zdjęć z wyjazdu. Jedziemy tą samą trasą, którą jechałem wczoraj w ramach wizyty w Piotrkowie. W Katowicach jesteśmy po 20:00. Jest godzina czasu do pociągu PKP IC w stronę Zabrza i Gliwic, ale Robert z ekipą chcą dotrzeć tam szybciej, więc kupują bilet na KŚ i wsiadają w kibla, na którego ich odprowadzam. Na stacji zjawia się już TLK UZNAM, ale przed nim odjeżdża TLK GODULA relacji Lublin-Gliwice, więc podjeżdżam sobie nim. W Gliwicach chwila oczekiwania i jadącym zaraz za nami UZNAMEM docieram do Kędzierzyna.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum