Wysłany: 28-03-2007, 16:31 List otwarty Przewodniczącego Zarządu Głównego ZZA PKP
List otwarty Przewodniczącego Zarządu Głównego ZZA PKP
Pan
Jerzy POLACZEK
Minister Transportu RP
Pan
Andrzej WACH
Prezes - Dyrektor Generalny
PKP SA
Pan
Krzysztof MAMIŃSKI
Przewodniczący Związku
Pracodawców Kolejowych
Szanowny Panie Ministrze
Szanowny Panie Prezesie
Szanowny Panie Przewodniczący
Związek Zawodowy Administracji PKP z zaniepokojeniem obserwuje rozwiązywanie umów o pracę w wieloletnimi pracownikami PKP, którzy przestali być dyrektorami zakładów, biur oraz spółek w Grupie PKP. Uznajemy suwerenne prawo Pracodawcy do zmiany podległego mu kierownictwa, bowiem jest to procedura obowiązująca nie tylko w Polsce, ale również w Europie i na świecie. Jednak Związek, który reprezentuje interesy administracji, do której należą dyrektorzy, nie może zgodzić się, by z PKP odchodzili fachowcy tak dużej klasy, kiedy tymczasem załoga polskich kolei się starzeje i zaczyna brakować doświadczonych specjalistów. Jest to również dramat tych ludzi, często kolejarzy od kilku pokoleń, kiedy niespodziewanie dowiadują się, że są już niepotrzebni i nieprzydatni. Co robią po stracie pracy w PKP?. Odchodzą do prywatnych firm kolejowych i przewoźników, gdzie wbrew własnej woli są "szpiegami gospodarczymi" na szkodę swoich poprzednich firm, a PKP traci udział w rynku.
Związek Zawodowy Administracji PKP uprzejmie prosi Pana o spowodowanie wstrzymania takich praktyk oraz uszanowanie i pozostawienie tych osób w pracy, z wyznaczeniem stanowisk, na których zostaną wykorzystane ich umiejętności i doświadczenie. Jest to w interesie nie tylko tych pracowników, ale przede wszystkim w interesie PKP.
Z poważaniem
mgr Janusz MINCEWICZ
Przewodniczący Zarządu Głównego ZZA PKP
źródło: ZZA PKP
_________________ Podróżny pamiętaj! Podróż pociągiem skraca czas przejazdu koleją. (S. Bareja)
Ten stary Beton już wcześniej szpiegował na rzecz konkurencji. Można by im zagwarantować pisemnie pracę na dyrektorskim/naczelnikoskim stanowisku do emerytury a oni i tak by sprzedali PKP za garść srebrników. Konkurencja jeśli weźmie takich starych prykow którzy potrafia tylko wydawać polecenia to będą sie tam zajmowali nie kolejnictwem ale ośnieżaniem, grabieniem liści i machaniem wachlarzami nad smoconą twarzą kapitalisty.
Ja też napisze do min. Polaczka list otwarty z zapytaniem dlaczego nie ma zmian na stanowiskach kierowniczych w PKP. Przeciez wszyscy w Polsce już wiedzą, że tylko w pekapie została nietykalna sitwa dawnych esbeków.
A autorzy tego listu do ministra maja czas 7 dni aby mnie przeprosić za to nieporozumienie. W innym przypadku w swoim liście do min. Polaczka napisze o przeszłości głównych działaczy ZA.
Panowie trochę pokory, bo pozałujecie !
Grad, to interesujące co piszesz i tradycyjnie proszę o kontakt w tej sprawie na PW.
Przewodniczący Zarządu Głównego ZZA PKP - Janusz Mincewicz to rzecznik prasowy PKP CARGO.
Sam Związek Zawodowy Administracji PKP skupia, jak sama nazwa wskazuje, BETON PKP, czyli dyrektorów, naczelników, rzeczników, radców, specjalistów itd. Związek powstał właśnie z myślą o tych pracownikach, którzy pracują w administracji spółek PKP i obecnie zrzesza ok. 400 osób.
Powyższy list otwarty to nic innego jak próby ratowania swoich tyłków, bo ten stary, komuszy BETON PKP nic innego poza pierdzeniem w kolejowe stołki nie potrafi!
Dlaczego Mincewicz w liście nie krzyczy, że z PKP pouciekali i nadal uciekają ludzie młodzi, wykształceni, ze znajomością języków obcych tylko martwi się o starych pryków z dawnej PZPR?
bo ten stary, komuszy BETON PKP nic innego poza pierdzeniem w kolejowe stołki nie potrafi!
E tam... Krycha. Już Ty ich tak nie dowartościowuj
Do pierdzenia bowiem w kolejowe stołki też jakieś predyspozycje trzeba mieć - no... przynajmniej talent.
Pozdrawiam
RW
PS. A stare komuchy/solidaruchy (jak zwał) nie tylko na Pekapie mącą, konserwują, uwsteczniają inicjatywy - w samorządach też. I we współpracy z PKP. Dlatego żadnego "oddłużenia" tej mafii kolejowo - samorządowej być nie powinno. I nowych spółeczek samorządowo kolejowych dla betoników też.
Wysłany: 07-05-2007, 16:24 Związek zawodowy dyrektorów PKP
Czy już wkrótce każdy, kto choćby raz zajmie jeden z ponad 250 dyrektorskich foteli w Grupie PKP, do końca życia nie będzie musiał obawiać się zwolnienia z pracy? Tak, o ile tylko poważnie zostaną potraktowane propozycje Związku Zawodowego Administracji PKP.
Janusz Mincewicz, przewodniczący związku, w liście otwartym do ministra transportu Jerzego Polaczka, prezesa PKP SA Andrzeja Wacha oraz szefa Związku Pracodawców Kolejowych Krzysztofa Mamińskiego domaga się, aby nie rozwiązywać umów o pracę z pracownikami, którzy w wyniku zmian kadrowych przestają być dyrektorami zakładów i biur spółek Grupy PKP: – „Związek, który reprezentuje interesy administracji, do której należą dyrektorzy, nie może się zgodzić, by z PKP odchodzili fachowcy tak dużej klasy, kiedy tymczasem załoga polskich kolei się starzeje i zaczyna brakować doświadczonych specjalistów. Jest to również dramat tych ludzi, często kolejarzy od kilku pokolen, kiedy niespodziewanie dowiadują się, że są już niepotrzebni” – argumentuje Mincewicz, zapominając o tym, że niedobory pracowników dotyczą stanowisk liniowych, podczas gdy w administracji występuje zupełnie przeciwna tendencja, a mianowicie przerost zatrudnienia.
Przewodniczący Związku Zawodowego Administracji PKP w swoim liście zwraca również uwagę na groźbę przejęcia zwalnianych dyrektorów przez konkurencyjne firmy: – „Co robią po stracie pracy PKP? Odchodzą do prywatnych firm kolejowych i przewoźników, gdzie wbrew własnej woli są „szpiegami gospodarczymi” na szkodę swoich poprzednich firm, a PKP traci udział w rynku” – snując tę czarną wizję, Mincewicz próbuje wmówic, że utrzymująca się od lat tendencja utraty rynku przez PKP jest nagłym zjawiskiem, ściśle powiązanym z rozwiązaniem umów o pracę z garstką dyrektorów.
Na koniec Janusz Mincewicz składa konkretną propozycję: – „Związek Zawodowy Administracji PKP uprzejmie prosi o spowodowanie wstrzymania takich praktyk oraz uszanowanie i pozostawienie tych osób w pracy, z wyznaczeniem stanowisk, na których zostaną wykorzystane ich umiejętności i doświadczenie” – pomysł przewodniczącego Związku Zawodowego Administracji PKP sprowadza się więc do tego, aby każdy dyrektor miał zapewnioną dożywotnią gwarancję zatrudnienia. W praktyce oznaczałoby to masowe tworzenie synekur i fikcyjnych stanowisk.
Nie dziwię się, że beton PKP nie chce dać się odspawać od swoich dyrektorskich stołków. Ale po kolei...
Zarobki
Wynagrodzenie zasadnicze dyrektora zakładu (biura/wydziału) to 3,5-krotność średniej krajowej (prezesi spółek PKP mają 5,5-krotność), która wynosi ok. 2.600 zł. Czyli ok. 9.000 to wynagrodzenie zasadnicze dyrektora PKP. Do tego dochodzą premie miesięczne i kwartalne, dodatki za staż pracy (max 33% wynagrodzenia zasadniczego po 22 latach pracy), dodatki funkcyjne, delegacje krajowe i zagraniczne, ekwiwalent za deputat węglowy, rozłąkowe oraz inne dodatki i bonusy (np. służbowy tel. komórkowy) objęte tajemnicą. Jak łatwo policzyć, taki dyrektor bierze na rękę ok. 10.000 zł. Gdzie taki nieudacznik będzie miał lepiej jak nie w PKP?
Niewiele mniej zarabiają wicedyrektorzy, których jest ok. 3-4 razy więcej niż dyrektorów. Tak więc kasta dyrektorska w PKP to ok. tysięczna armia ludzi. Czyli jeden dyrektor (wicedyrektor) przypada mniej więcej na 125-150 kolejarzy zatrudnionych w Grupie PKP.
Nepotyzm i kumoterstwo
Większość zakładów PKP to prywatne folwarki dyrektorów, gdzie pracują całe rodziny oraz znajomi i przyjaciele dyrektorów. Siostry, szwagrowie, kochanki, bachory itd. We Wrocławiu (PKP Energetyka) był nawet przypadek gdzie basierb jednego z dyrektorów był naczelnikiem podległej mu sekcji!
Sitwy
Oto wypowiedź Prof. Włodzimierza Rydzkowskiego, eksperta w dziedzinie ekonomiki transportu, Uniwersytetu Gdańskiego:
Nieformalna "grupa trzymająca władzę" na kolei to splecione rozlicznymi interesami średnie szczeble kolejowego zarządzania, bardziej dyrektorzy niż sami prezesi, oraz szefowie związków zawodowych. Oni żyją w symbiozie, korzystają z tych samych kontaktów i zależności, więc dyktują warunki reform w PKP. W tej sytuacji strajki przypominają działanie: na złość mamie odmrożę sobie uszy, bo przewozy towarów spadają, pasażerów dramatycznie ubywa. (...) Roszczenia związków zawodowych przy cichym przyzwoleniu średniego managementu, uniemożliwią każdy zdecydowany ruch, bo ci ludzie wówczas musieliby stracić albo odejść.
I tu się zgadzam w 100%. W PKP rządzą sitwy związkowo-dyrektorskie. Działacze związkowi zamiast stać na straży interesów pracowniczych, skumali się z kastą dyrektorską i zamiast stać po przeciwnej stronie barykady, żyją w nieoficjalnej symbiozie. Jest to na rękę i dyrektorom i cwaniakom ze związków zawodowych (tu króluje "Solidarność").
Prezesi spółek PKP zmieniają się co parę lat w ramach powyborczych roszad (nie dotyczy Wacha). Dyrektorzy tkwią na swoich stołkach przez lata - wielu z nich od lat '80 XX wieku, gdy byli członkami PZPR. Nie dziwmy się więc, że kasta dyrektorska kombinuje, żeby być nieusuwalna z PKP, nawet gdy za wykańczanie polskiej kolei należy im się kryminał o suchym chlebie i wodzie.
Spółki PKP to dla nich wygodna przechowalnia do emerytury, a taką największą przechowalnią (poczekalnią) jest Centrala PKP S.A.
Nie wiem jak to jest teraz, ale nie przypominam sobie, by np. którykolwiek z dyrektorów PKP IC brał na rękę 10.000 złotych. To niemożliwe. Może w innych spółkach, może w tych lepiej płacących (są takie???), ale nie w rentownej PKP IC. Premia była raz na kwartał, nie dostawali jej wszyscy, średnia na rękę nie przekraczała 6 tysięcy złotych. Ja po potrąceniach podatku i ZUS miałem 9.
Czy to jest dużo? Z punktu widzenia pracownika zaplecza na Grochowie - tak. Z punktu widzenia odpowiedzialności i wkładu pracy, a także konkurencji na rynku pracy -absolutnie nie. Ja wiem, że kwestie płac są dość drażliwą sprawą w PKP, sądzę, że w wielu spółkach ludzie pracują prawie za darmo, ale wiem też, że zarobki mogłyby być wyższe, gdyby zerwano z tradycyjnym systemem płac, który zawarty jest w zakładowych zbiorowych układach pracy, koszmarnie złych. Ale gdyby je zerwano, można by się liczyć z tym, że część pracowników - słabszych - będzie musiała odejść, a część najlepszych będzie zarabiała naprawdę dużo. I o to powinno chodzić wszystkim pracownikom PKP! Żeby wreszcie odejść od równania do najbiedniejszych i do najsłabszych.
Nie polujcie Państwo tak łatwo na dyrektorów (polujcie na ich nadmiar, to sugeruję), bo są potrzebni, muszą być i muszą być dobrze wynagradzani. Lepiej pytać o ich kreatywność, o zyski, jakie przynosi firmom ich działalność, o umiejętności i wkład pracy - zarobki to indywidualna sprawa. Najlepszym należą się najwyższe, wyższe niż wspominana przez Krychę średnia. Ale też wymagania wówczas trzeba im stawiać ponadwymiarowe, a nie kolejowe. Jeśli byle szwagier prezesa zarabia tyle, za robienie zdjęć kolejarzom, ile konduktor w trzy miesiące, to to jest patologia. Ale jeśli dyrektor biura sprzedaży - przynosząc do firmy miliony złotych, nadzorując pracę setek konduktorów i kasjerek - zarabia tyle, ile kierowca TIR-a, to sorry, coś tu jest nie tak.
Problemem PKP jest anachroniczny system wynagrodzeń, trwanie w nim wskutek bezdennej głupoty central związkowych, które utrwalają ten system, bo on chroni ich posady. To kiedyś pęknie, zobaczycie, a wtedy może zacznie być normalnie. Nie ma przecież żadnego powodu, żeby w przynoszącej kilkadziesiąt milionów złotych straty Telekomunikacji Kolejowej zarobki były takie same jak w rentownej PKP Cargo czy PKP Intercity. Nie ma powodu, żeby maszynista szynobusu, który pięć godzin SIEDZI na stacji Białystok, bo tak mu ułożono rozkład jazdy, zarabiał tyle samo, co jego kolega, który w tym czasie ciągnie tysiące ton ze Śląska do Szczecina. Nie ma też powodu, żeby znający trzy języki pracownik COK-u w Warszawie, obsługujący klienta uprzejmiej i mądrzej, zarabiał MNIEJ niż jego starsza o wiek cały koleżanka z kasy na DC - która się myli, chowa co chwilę na kawę i nie używa języków. I nie ma też żadnego powodu, by płaca nie wiązała się z rzeczywistym wysiłkiem i umiejętnościami, a wiązano ją z jakimś bezsensownym dodatkiem węglowym czy stażowym. To są chore pozostałości socjalizmu na kolei - ważne, by rozwalać je systematycznie, a nie strzelać do tych, do których strzela się najłatwiej: menedżerów. Bez zorganizowanej przez nich pracy cała ta kolej poszłaby w pokrzywy...
Jeśli kiedyś wrócę na kolej, i jeśli będzie to kolej prywatna, a mam nadzieję, że w ciągu roku tak się stanie, to będzie to kolej, w której pracownik dostanie DUŻO za DUŻO pracy. Każdy pracownik. Każdy POTRZEBNY pracownik.
O tym też Państwo piszcie: ile stanowisk w PKP jest zupełnie zbędnych??? I nie patrzcie tylko w górę. Zobaczcie, ile możnaby zrobić - i zarobić - gdyby zreorganizować całość zatrudnienia. O tym też warto rozmawiać...
Może z tymi zarobkami Krycha trochę przesadziła, ale z tego co pisze pan Jacek wynika, że z 10 tysięcy brutto miesięcznie mają na pewno. Szeregowy kolejarz musi na to pracować prawie cały rok. I tu jest największy problem, bo z tego co można wyczytać na Forum, pijaczyna - stary wyjadacz po podstawówce zarabia więcej od młodego po maturze na tym samym stanowisku. Patologia do sześcianu!
_________________ Tylko człowiek wolny się buntuje,
niewolnicy są posłuszni.
Skoro na rękę (netto) mają ok. 6 tysięcy to brutto po dodaniu ZUS, NFZ i innych podatków wychodzi ok. 10 tysięcy. Zresztą nie wnikajmy w szczegóły. Dobry dyrektor (manager) powinien zarabiać dużo. Kiepski i nieudolny, a takich sądząc po kondycji PKP jest większość, powinien zamiatać perony lub sprzątać dworcowe kible za 800 zł.
_________________ Tylko człowiek wolny się buntuje,
niewolnicy są posłuszni.
Była dyrektor marketingu PKP IC - zanim odeszła do lepiej płatnej - o 500 złotych!!!, których my nie mogliśmy jej dać - miała brutto 8,8 tys zł. Tyle można było dać. OK, gdyby doliczyć premię kwartalną, na którą miała szansę, byłoby 10% miesięcznie więcej (30% brutto na kwartał). Mam podać wysokość płac na porównywalnych stanowiskach w spółkach niepaństwowych? Czy można się zatem dziwić, że tak trudno znaleźć dobrych, nowych pracwoników? I że do spólek garną się bierni, mierni, ale politycznie wierni? Tyle ode mnie w tej kwestii, nie chcę prowokować burzy rozmowami o zarobkach menedżerów, chcę jedynie, żeby odmitologizować pewne kwestie. Menedżer - jeśli dobry - wart jest każdych pieniędzy. Zły - wart jest tylko kartkę papieru z rozwiązaniem umowy o pracę. Jak każdy pracownik. W mojej firmie tak właśnie jest: na razie bez sensacji, ale jeśli nas stać, mamy sukcesy - jest premia, rosną płace. Jest gorzej - wszyscy szukamy oszczędności, ze mną w pierwszej kolejności. Chciałbym, żeby tak samo było w PKP. Tak jakoś normalnie.
Różnie zarabiałem na kolei i przy kolei. Gdy w 1998 r. wróciłem do PKP, jako głowny specjalista w Biurze Rozwoju i Techniki DG PKP zarabiałem 3 tyś. zł. W 1999 r. jako komendant oddziału okręgowego SOK miałem 3,5 średniej kolejowej. Potem moje wyngrodzenie sukcesywnie spadało. Odchodząc z PKP w 2002 r. miałem 2,7 średniej krajowej. Premie bywały...
Jako dyrektor oddziału Wars zarabiałem w 2003 r. 10,5 tyś zł. W roku 2005 pod naciskiem nowego właściciela PKP IC obniżono wynagrodzenia zarządowi i dyrektorom oddziałów. Przyjąłem wypowiedzenie zmieniające na kwotę 8 tyś. zł. Premii nigdy nie oglądałem, bo nie było wyników - choć mój oddział miał je zawsze.
Zresztą, nie tak do końca wynik Warsu zależał od jego działalności. Reguły gry zmieniało się w jej trakcie. Koszty rosły wskutek decyzji właściciela pół roku po podpisaniu umowy.
Moi kierownicy przez bardzo krótki okres zarabiali po 5 tyś. zł. Był to swoisty wyłom w Warsie. Gdy odchodziłem większość zarabiała po 3,5 tyś. plus dodatek stażowy a pierwszą premię roczną zobaczyli na koniec 2006 r.
Związek dyrektorów to bzdura. Nie jest to żadna grupa zawodowa na kolei. Fakt, jako pracownik z wyższym wykształceniem prawie zawsze po ukończonym stażu 34 lata temu to stanowisko kierownicze miałem. Zaznaczam kierownicze... Bo tak chciałem. Niektórzy moi znajomi mieli inne predyspozycje inaczej realizowali się w pracy. Związek dyrektorów po to tylko, żeby chronić tę grupę pracowników przed zwolnieniami to już poprostu dziwoląg. To znaczy, że w spółkach kolejowych nie ma żadnej polityki kadrowej, że łamie się prawo pracy. Ale to nie kolejarze wprowadzili te dzikie zwyczaje.
Nie wiem jak to jest teraz, ale nie przypominam sobie, by np. którykolwiek z dyrektorów PKP IC brał na rękę 10.000 złotych. To niemożliwe. Może w innych spółkach, może w tych lepiej płacących (są takie???), ale nie w rentownej PKP IC.
Tego nie neguję. Podałam zarobki dyrektorów w spółce PKP Przewozy Regionalne, zakładając że wszyscy dyrektorzy w PKP zarabiają mniej więcej na tym samym poziomie. Ale jak widać i tu są lepsi i gorsi. Niestety, wyniki finansowe spółki nie mają absolutnie żadnego odzwierciedlenia w wynagrodzeniach pracowników, którzy pracują na zysk firmy. Najlepszy przykład to PKP Energetyka - spółka dochodowa, a zarobki najniższe w Grupie PKP (choć teraz mieli jakieś podwyżki).
Czy dyrektorzy w PKP zarabiają za dużo? Tego chyba nikt na tym Forum nie powiedział. Padały za to twierdzenia, że dyrektorów jest za dużo - jeden na ok. 150 kolejarzy. Znam kilku dyrektorów i proszę mi wierzyć - większość z nich to typowy beton pierdzący w stołki od wielu lat, którzy z zakładów porobili prywatne folwarki i kręcą lody wspólnie z Solidaruchami.
PKP IC to mała spółka, w której wszyscy się znają i tam sytuacja jest bardziej przejrzysta. Ale w Grupie PKP mamy takie "kolosy" jak PLK czy Cargo i tu kasta dyrektorska ma pole do popisu. Nie gorzej jest w PKP PR, ale o tym poczytacie w temacie "Kto pracuje w Centrali PKP PR", gdzie dokładnie opisałam rozdmuchaną biurokrację tej spółki.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum