Wysłany: 02-03-2006, 12:20 Sitwy związkowo-dyrektorskie na kolei
Otwieram nowy temat w dyskusji: sitwy związkowo-dyrektorskie na kolei.
Chyba każdy zgodzi się ze mną, że większość działaczy związkowych w PKP to sprzedawczyki. Wielokrotnie padały na tym forum opinie, że związkowcy sprzedają się swoim pracodawcom za wygodne i ciepłe posadki i tak naprawdę obchodzą ich tylko oni sami. Walka o związkowe stołki odbywa się już na poziomie sekcji, gdzie naczelnikom zależy, żeby przewdoniczącym związku był ich człowiek, który podpisze wszystko co podsunie się mu pod nos.
Im wyżej tym walka o związkowe stołki jest bardziej zażarta. Tworzą się nieformalne układy i sitwy, zaś osoby stawiające się, nie wchodzące w szemrane układy, mające swoje zdanie, z tzw. "niewyparzonym ryjem" nie są dopuszczane do głosu lub po prostu są wygryzane przez sitwy.
W ostatnim czasie normą jest, że niemal wszyscy pracownicy administracji zakładów PKP masowo pozapisywali się do związków zawodowych, przeważnie jest to kolejowa "Solidarność". Czym spowodowany jest ten szturm biurokratów na związki zawodowe? Ano tym, że jak powszechnie wiadomo kolejowa administracja jest przerośnięta i 75% biurokratów należałoby natychmiast zwolnić a członkostwo w związku zawodowym chroni ich w jakiś sposób przed ewentualnymi redukcjami zatrudnienia. Ludzie ci opanowali niemal wszystkie struktury związkowe, od komisji rewizyjnych po delegatów na zjazdy regionalne i krajowe itd.
Zjazdy delegatów związkowych to przeważnie swego rodzaju cyrki gdzie z góry jest ustalone kto, co i jak. Tajne głosowania to tylko otoczka i pozory demokracji, ponieważ już wcześniej jest ustalone kto na kogo będzie głosować i jak rozdzielone będą związkowe funkcje. Za każdym razem jest tak samo, czyli sitwa górą!
Tyle tytułem wstępu. Czekam na wasze opinie w tym temacie...
_________________ "Aby dowiedzieć się kto naprawdę tobą rządzi, sprawdź kogo nie wolno ci krytykować" - Voltaire.
Zjazdy delegatów związkowych to przeważnie swego rodzaju cyrki gdzie z góry jest ustalone kto, co i jak. Tajne głosowania to tylko otoczka i pozory demokracji, ponieważ już wcześniej jest ustalone kto na kogo będzie głosować i jak rozdzielone będą związkowe funkcje. Za każdym razem jest tak samo, czyli sitwa górą!
Wczoraj taki cyrk miał miejsce w budynku Dworca Głównego we Wrocławiu pod nosem dyrekcji DZPR. Odbył się zjazd delegatów Solidarności dolnośląskiej PKP Energetyki. Mój znajomy, który uczestniczył w tym powiedział mi, że ten zjazd to parodia, że zawiązała się klika pracowników administracji z kimś tam jeszcze, a cała reszta potrzebna była tylko do głosowań, których wyniki były już z góry ustawione. Świadkiem tego cyrku od początku do końca był redaktor naczelny "Wolnej Drogi".
_________________ Lady Makbet to typ kobiety, którą nieokiełznana ambicja prowadzi do zbrodni, a potem do wyrzutów sumienia.
Napisano:
cała reszta potrzebna była tylko do głosowań, których wyniki były już z góry ustawione.
Świadkiem tego cyrku od początku do końca był redaktor naczelny "Wolnej Drogi".
Poruszono temat rzekę!
Ale po kolei.
Skoro wyniki były z góry ustawione, dlaczego "cała reszta" brała udział w farsie?
Zarówno w głosowaniach jawnych jak i tajnych ZAWSZE istnieje możliwość sprawdzenia prawidłowości głosowania i prawdziwości otrzymanych wyników. No, chyba, że ktoś uważa, że "niedasie", lub całe zebranie wyborcze jest fikcją. Osobiście w taką ewentualność nie wierze.
Redaktor naczelny ( dowolnej gazety, "WD" również) to też dziennikarz. Jeśli był "świadkiem tego cyrku"... no to był. Dziennikarz nie ma prawa w "cyrk" ingerować. Ma natomiast prawo go opisać.
Na temat "związkowo-administracyjnej sitwy", która istnieje, nie odważę się pisać na Forum. Nie!. Nie ze strachu. Po prostu z ogromu wątków związanych z tematem. Kilka dla przykładu: Ilość związków zawodowych istniejących na kolei. Brak reakcji tzw. "dołów związkowych" na istnienie nieformalnych układów między związkowcami a administracją. Zwykły oportunizm większości członków prawie wszystkich związków zawodowych.
Jednak podpisuję sie pod tym co wyżej napisał "Naczelnik".
Mogę nieskromnie powiedzieć, że brałem udział w tworzeniu NSZZ "Solidarność". Tej pierwszej, tej powstałej w Stoczni Gdańskiej w roku 1980 SOLIDARNOSCI. Co z niej zostało? Nie odpowiem. Nie będę się również wypowiadał na temat innych związków zawodowych bo nie do końca znam te struktury.
I to jest mój głos na forum w dyskusji o związkach zawodowych w temacie "Sitwy związkowo-dyrektorskie na kolei".
Pozdrawiam
Alek Wiśniewski
Skoro wyniki były z góry ustawione, dlaczego "cała reszta" brała udział w farsie?
Zarówno w głosowaniach jawnych jak i tajnych ZAWSZE istnieje możliwość sprawdzenia prawidłowości głosowania i prawdziwości otrzymanych wyników. No, chyba, że ktoś uważa, że "niedasie", lub całe zebranie wyborcze jest fikcją. Osobiście w taką ewentualność nie wierze.
Myślę, że koleżanka źle się wyraziła. Nie chodzi o to, że wybory mogły być sfałszowane bądź głosy celowo źle zliczone. Z doświadczenia wiem jednak, że takie głosowania mogą być ustawione w ten sposób, że grupa ludzi wcześniej umawia się między sobą jak i na kogo głosować. Tego oczywiście nie sposób udowodnić, ale osoby biorące udział w takich spotkaniach czy zjazdach doskonale orientują się co jest grane.
W zakładzie w którym pracuje (PLK) odbywały sie dwa lata wstecz wybory do delegatur zwiazkowych z poszczególnych sekcji . Ciekawe jest to że w dwu osobowej komisji znależli sie kandydaci na delegatów a jeszcze jest dziwniejsze że szczesliwym trafem to oni zostali wybrani do delegatur ,a super trafem określe to że jedna z tych osób(delegatów) zajmuje w sekcji stanowisko kierownicze
_________________ Nigdy nie kłóć się z Idiotą - najpierw zniży Cię do swojego poziomu a potem pokona doświadczeniem
Im wyżej tym walka o związkowe stołki jest bardziej zażarta. Tworzą się nieformalne układy i sitwy, zaś osoby stawiające się, nie wchodzące w szemrane układy, mające swoje zdanie, z tzw. "niewyparzonym ryjem" nie są dopuszczane do głosu lub po prostu są wygryzane przez sitwy.
Skąd ja to znam... Wypisz wymaluj "Solidarność" u mnie w zakładzie! Banda sprzedajnych cwaniaków!
_________________ Bądź szczery, a wyzwą cię od chamów i prostaków.
Nie można generalizować. Są związkowcy, tacy prawdziwi z krwi i z kości, oddani związkowej idei. Niestety tacy związkowcy to dzisiaj rzadkość. Pisząc "związkowcy" mam na myśli działaczy tych z górnej półki a nie zwykłch szeregowych członków związku, którzy są tylko od płacenia składek.
_________________ Nie bierz życia na serio
i tak nie wyjdziesz z niego żywy.
Chyba każdy zgodzi się ze mną, że większość działaczy związkowych w PKP to sprzedawczyki.
Tak, zgadzam się! I nic się nie zmieni dopóki działacze związkowi będą na zakładowych etatach opłacanych przez swoich pracodawców. Taka sytuacja jest nienormalna, ale za to wygodna dla pracodawców, bo mają związki w kieszeni.
_________________ ⚠ Bossowie związków zawodowych, zarządy i rady nadzorcze spółek PKP to partacze, nieudacznicy, ludzie niekompetentni! Jest to banda kretynów, idiotów i darmozjadów pierdzących w stołki, którym los PKP zwisa i powiewa!
I ja dorzucę coś w temacie sitw związkowo-dyrektorskich w PKP. Cofnijmy się więc parę lat wstecz, rzecz dotyczy oczywiście spółki PKP Przewozy Regionalne...
Otóż w ostatniej dekadzie marca 2002 r. jak co roku zresztą, cała śmietanka towarzyska z Centrali PKP PR, tj. Zarząd, wszyscy z 16 zakładów w spółce (wtedy nie było Kolei Mazowieckich), ale tylko dyrektorzy i naczelnicy (ok. 250 osób) oraz zaufani związkowcy wyjeżdżają w góry. Obecność obowiązkowa! Pozostali pracownicy mają zakaz wstępu! W miejscowości Stróże we własnej osobie każdorazowo oczekiwał ich przewodniczący Kolejarskiej Solidarności - S.K. Pobyt w jego luksusowej siedzibie (przejętej od PKP) jest bardzo drogi. Nie stanowi to jednak problemu dla zadłużonej spółki PKP Przewozy Regionalne. Kilkudniowe biesiadowanie połączone z corocznym turniejem piłkarskim o jakiś Puchar organizowany pod pretekstem narady - stanowi to wysoki koszt, który można zmniejszyć korzystając z ośrodków turystycznych będących jeszcze własnością PKP.
Inicjatywa S.K. zyskała wtedy większą aprobatę Zarządu spółki niż jego kolegi - niedawnego przewodniczącego Solidarności Kolejarzy K.M. Pan K.M. jest prezesem jednej ze spółek PKP - Natura Tour i zajmujmował się powolną wyprzedażą kolejowych ośrodków wczasowych od Bałtyku aż po Tatry - K.M, był zdania, że tak dogodnej oferty jaką przedstawił S.K. nie ma dla klientów, (bo wtedy kolega z "S" by nie zarobił).
Pan K.M. był prezesem jednej ze spółek PKP - Natura Tour i zajmujmował się powolną wyprzedażą kolejowych ośrodków wczasowych od Bałtyku aż po Tatry
W nawiązaniu do tematu chciałem przypomnieć pewien artykół prasowy z nru 8/2006 "NIE":
33,3 tys. zł dziennie
... tyle płaciły przez 3 lata upadające PKP, by ważny fachowiec miał czym zarządzać.
Krzysztof Mamiński były lider kolejarskiej „Solidarności”, obecnie szef spółki „Natura Tour” to druga po Kogucie osoba związana z PKP i zaangażowana w sukces wyborczy partii braci Kaczyńskich. W nagrodę przymierzany jest do stanowiska:
– ministra infrastruktury,
– wiceministra infrastruktury,
– prezesa PKP Cargo (spółka od przewozów towarowych).
Garść informacji o spółce, którą zarządza Krzysztof Mamiński.
Nazwa: Kolejowe Przedsiębiorstwo Turystyczno-Wypoczynkowe „Natura Tour” sp. z o.o. Jest to spółka, która przejęła wszystkie należące do PKP hotele, domy wczasowe i inne dobra związane z wypoczynkiem i turystyką.
Właściciel: PKP (100 proc.).
Przychody za cztery miesiące 2005 r.: 4,7 mln zł.
Koszty za cztery miesiące 2005 r.: 9,5 mln zł.
Strata za cztery miesiące 2005 r.: 4,8 mln zł.
Zatrudnienie: 307 etatów.
W swoim raporcie audytor zewnętrzny napisał, że „Natura Tour” w okresie ostatnich lat permanentnie generowała stratę na sprzedaży, stratę na działalności operacyjnej, stratę na działalności gospodarczej, stratę brutto i stratę netto.
Mamiński zarządza „Naturą Tour” od 3 lat. Robi to z Warszawy, choć „Natura” ma siedzibę w Gdańsku. Pod rządami Mamińskiego wartość sprzedaży spadła z 69 mln zł (2001 r.) do 40 mln zł (2004 r.). Wykorzystanie miejsc noclegowych wynosi średnio rocznie około 35 proc., co w tej branży jest katastrofą.
Krzysztof Mamiński zasiadał w najgorszym i wielokrotnie przez nas opisywanym zarządzie PKP, którego prezes Jan Janik trafił za kratki. Po przejęciu władzy przez SLD Mamiński miękko wylądował w „Naturze Tour”, gdzie przez nikogo nie niepokojony doczekał do wyborów. Jak widać z ostatnich danych, przechowalnia dla Mamińskiego kosztowała holding PKP około miliona złotych miesięcznie. 33,33 tys. zł dziennie. Najlepsi fachowcy muszą słono kosztować.
Autor : Andrzej Rozenek
_________________ "Demokracja to rządy hien nad osłami."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum